Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 5 wpisów - od 1 do 5 (z 5)
  • Autor
    Wpisy
  • roxy25
    Uczestnik
      Liczba postów: 7

      Zawsze byłam święcie przekonana, że powinnam się cieszyć, że jestem taka jaka jestem. Taka biedna dziewczynka o dobrym serduszku, która zawsze i wszystkim pomoże – poświęcając przy tym siebie. Chciałam być wdzięczna rodzicom, za to co mi dali, a nie mieć żal za to czego nigdy nie miałam.

      Nigdy nie miałam domu, moje życie polegało na ciągłych przeprowadzkach z jednej do drugiej klitki – bez bieżącej wody, łazienki czy jakichkolwiek wygód. Pomyślicie, że absurdalne w dzisiejszych czasach? Mój ojciec po dziś tak żyje. Wszelkie pieniądze były „ładowane” w alkohol. Skutek: nie potrafiłam stworzyć prawdziwego domu, wolałam się nie przywiązywać do miejsc w których mieszkałam, nie dbałam o to, żeby rzeczy miały swoje miejsca. Bałam się, że jeśli znowu się przywiąże będzie mi ciężko. Strasznie boleśnie przeżywam też każdą zmianę otoczenia, w zasadzie każdą zmianę…

      Nigdy nie miałam znajomych, kolegów, przyjaciół. Z racji tego jak wyglądały moje domy i jacy byli rodzice, nigdy nie zapraszałam nikogo do domu. Wstydziłam się. Z resztą niewiele osób chciało się ze mną zadawać. Mieszkałam w małej miejscowości i ludzie doskonale znali moją sytuację. Większość dzieciaków i dorosłych raczej mi dokuczało niż chciało pomóc. Czasem spotkałam się z „pomocną dłonią” za którą kryła się tylko ciekawość co się u mnie w domu dzieje. Skutek: jesteś nieśmiała, nie umiem utrzymywać relacji, boję się ludzi, unikam kontaktów, czuję wstyd, boję się otworzyć, nie ufam nikomu. Mogłabym tak wymieniać prawda jest taka, że boję się ludzi.

      Nigdy nie miałam rodziców, choć to połowa prawdy. Rodzice, gdy nie pili byli kochani. Uwielbiałam spędzać czas w domu, kiedy wszystko było dobrze. Kiedy było źle – uciekałam. Teraz uciekam od problemów, wolę unikać konfliktów czy konfrontacji, nie ufam też ludziom. Wymieniłam to po raz drugi, bo brak wiary zawdzięczam przede wszystkim rodzicom. Wielokrotnie słyszałam „córciu od jutra nie piję” itp. nierealne, ale zawsze podsycało nadzieję, że może być dobrze… nie było.

      Nigdy nie miałam życia. Ciągły stres, nerwy, czy wszystko w domu dobrze, czy mogę już wrócić… Nie umiem korzystać z życia, wyluzować i się bawić. Mam blokadę, bo muszę być tą rozsądną, bo rodzice nie byli. Nie umiem doceniać tego co dobre, bo boję się, że zaraz coś się zepsuje.

      Takich zależności w moim życiu jest wiele. Tym więcej, im głębiej zaczynam drążyć. Mam ogromne problemy w pracy, w życiu czy w związku. Jestem „spaczona” i z każdym dniem próbuję to naprawić. Zasłonić dysfunkcje. Chciałabym zacząć żyć pełnią życia, ale przeszłość czai się gdzieś w ukryciu cały czas i nie pozwala rozwinąć skrzydeł. To jest w tym wszystkim najgorszą zależnością – nasza przeszłość, której nie możemy wymazać, zapomnieć, ciężko się z nią pogodzić, zaakceptować. Niezależnie od tego czy poradzimy sobie z innymi problemami  – wspomnienia będą z nami zawsze. Dla jednych będzie to kula u nogi, dla innych drogowskaz bądź wyrocznia. Przeszłości nie da się zmienić. Musimy jednak nauczyć się żyć myślą, że MY możemy zbudować swoją przyszłość taką jaką byśmy chcieli, aby była.

      Budujmy!!!

      roxy25
      Uczestnik
        Liczba postów: 7

        To nie jest tak, że zdecydowaliśmy się na dziecko, żeby naprawić związek. Można powiedzieć, że nie planowaliśmy.

        Co do mojej zdrady. Zanim „zdradziłam” postanowiłam, że chcę odejść od partnera. I tak też miało się skończyć, w tym czasie dowiedziałam się też o Jego zdradzie. Wydawało się wtedy, że sprawa jest jasna. W momencie, kiedy dotarło do nas, że nie będziemy razem doszliśmy do wniosku, że oboje popełniliśmy błąd.

        Miesiąc czy dwa po tym okazało się, że jestem w ciąży.

        Co do posumowania też tak uważam, aczkolwiek czuję się winna, że tak robię.

        Dziękuję za Wasze opinie.

        roxy25
        Uczestnik
          Liczba postów: 7
          w odpowiedzi na: Ludzie mnie ignorują #391472

          Witaj an,

          ja również należę do „ludzi ignorowanych”. Na początku bardzo się tym irytowałam. Zawsze byłam najmłodsza w rodzinie co oznaczało, że nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Tak zostało, nie lubię mówić, szczególnie w grupie ludzi, bo uważam, że nie mam nic ważnego do powiedzenia. Znajomi mojego partnera zaczęli nawet naciskać, żebym to ja opowiadała historie (ja zaczynałam, mój partner przerywał mi i kończył), ale w momencie, gdy uwaga skupiała się na mnie nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Teraz staram się nad tym pracować i zaznaczać, że teraz moja kolej 🙂

          Tak jak już było napisane: Ja tu jestem!!!

          Życzę powodzenia!!

          roxy25
          Uczestnik
            Liczba postów: 7
            w odpowiedzi na: Problemy w związku #391471

            Edytko, przeczytałam Twoją odpowiedź do „dostęp do emocji” i uświadomiłam sobie, że nieświadomie uczyniłam kolejny krok do lepszego jutra. Niedawno odwiedziłam mojego tatę (byłam z synkiem) , zostałam u Niego kilka dni i jak się spodziewałam nie wytrzymał w swojej trzeźwości. Na dwa dni przed naszym wyjazdem (widujemy się dwa, max. trzy razy w roku) pozwolił swojemu nałogowi działać. W pierwszej chwili wykrzyczałam mu, że nie muszę u Niego być itp. spakowałam rzeczy i te dwa dni spędziłam u swojej przyjaciółki. Oczywiście zrobiło mi się żal ojca i postanowiłam, że przed wyjazdem do Niego zajrzę. Zebrałam w sobie całą swoją odwagę (nie przypominam sobie, żebym kiedyś tak zrobiła) i na spokojnie powiedziałam co raczył mi powiedzieć w w/w awanturze i jak ja się z tym czuję, przytoczyłam kilka przykładów również z przeszłości. W pierwszej chwili wydawało mi się, że to nic nie dało. Wyjechałam a On nawet się ze mną nie pożegnał. Później i do Niego dotarło, ale ja zrozumiałam, że otwierając się uspokoiłam siebie i zrozumiałam swoje uczucia. Teraz też wiem dlaczego nigdy w mojej rodzinie nie mówiło się o miłości. Wiem, że wszyscy mnie bardzo kochali (niektórzy na swój sposób), ale zawsze wstyd było powiedzieć „kocham Cię/Was”. W zeszłe święta zebrałam się na odwagę – oczywiście było mi głupio, a moja rodzina nie wiedziała jak zareagować. Nie wiem sama jak ugryźć fakt, że byłbym zupełnie inną osobą i byłabym pewnie z zupełnie innym miejscu. Moim wielkim problemem jest strach przed samotnością. Trwałam 5 lat w związku z facetem, którego przestałam kochać tylko dlatego, że nie umiałam od Niego odejść. Najgorszy jest fakt, że boję się, że to się powtarza. W zasadzie o tym miałam pierwotnie napisać. Jak rozpoznać czy to co czuję do obecnego faceta to miłość czy litość. Zazwyczaj to uczucie pojawia się w momencie, gdy uświadomię sobie, że nie będę Go miała. Kilka razy chciałam podjąć decyzję o rozstaniu, ale przychodzi to uczucie. Przypominam sobie dobra chwile i żal mi tego wszystkiego. Czym w ogóle jest miłość? Co oznacza kogoś kochać??

            roxy25
            Uczestnik
              Liczba postów: 7
              w odpowiedzi na: Problemy w związku #390744

              Bardzo dziękuję za odpowiedzi. Już fakt, że spotkałam tu życzliwych ludzi mnie troszkę podbudował. anna_92 znalazłam kilka adresów, teraz będę dzwonić, żeby się umówić.

              maklejn: dokładnie!Brak zaufania w moim przypadku to mało powiedziane, czasem to już paranoja. Strach przed tym co będzie.Najgorsze jest to, że nawet jak wszystko jest dobrze to myślę, o tym co złego się stanie.

              Ja często słyszę „wyluzuj” ponoć jestem za bardzo spięta. Nie potrafię jednak, boję się jak ludzie mnie odbiorą. Muszę mieć wszystko idealnie, jeśli ktoś zwróci mi na coś uwagę rozpamiętuję to w nieskończoność. Wszystko biorę bardzo do siebie. Ehhh

              Edyto: widzę, że jest nadzieja. Ja czasem potrafię stracić cierpliwość przy moim Maluchu (jak coś nie jest tak jak powinno- w przypadku dziecka to częste). Zaraz się złoszczę i krzyczę. Nie chcę, żeby miał taką matkę.

              Na pewno skorzystam z Waszych rad, bardzo dziękuję za wsparcie.

              Cieszę się, że tu trafiłam!!!

               

            Przeglądasz 5 wpisów - od 1 do 5 (z 5)