Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Kolejna historia i prośba o pomoc

Przeglądasz 4 wpisy - od 11 do 14 (z 14)
  • Autor
    Wpisy
  • truskawek
    Uczestnik
      Liczba postów: 581

      Teraz rozumiem i się wzruszyłem…

      Jak się uczyć to akurat wiem – próbować, i cieszę się, że tym razem mogłem to robić nie tak na ślepo, ale pod życzliwą opieką. Na terapii mówili nam, że to jest taki poligon, gdzie możemy sprawdzać i testować relacje z innymi ludźmi, wyrażanie uczuć inaczej niż ze schematu. Mnie się ta metafora podoba, bo wprawdzie konsekwencje tego, że się otworzyłem albo postawiłem granicę nie były w grupie tak duże jak np. w związku, ale bolało tak samo. I tak samo było fascynujące czasami, gdy coś się okazało wcale nie takie straszne, jak sądziłem.

      Tylko to nie jest żadna konieczność. Ja to wybrałem, bo wierzyłem, że mi to pomoże, ale doskonale rozumiem dorosłe dzieci, które mają już dość próbowania i wolą się odciąć niż ryzykować. Ja lubię ludzi, jestem ich ciekaw i chcę mieć kontakty, bo dzięki temu nie czuję się samotny, i byłem gotowy ryzykować.

      W związku to mi pomogło o tyle, że jak odkryłem, że dziewczyna się okopała i nie zamierza tego zmieniać, to łatwiej mi było podjąć decyzję o rozstaniu. I, szczerze mówiąc, choć teraz nie jestem w żadnym związku, to czuję się mniej samotny niż gdy z nią byłem pod koniec! Więc to już jakiś zysk, bo nie z paniki, tylko uczciwie sobie wybrałem. Mam przekonanie, że gdybym tylko zerwał, ale bez wsparcia i ćwiczenia na terapii, to znów bym się czuł samotny, tylko inaczej…

      Ale to, co sobie wypróbowałem na tym poligonie, nadal mi się przydaje w ogóle we wszystkich relacjach, bo te nie znikną – w pracy na przykład, albo jak uprawiam hobby, zawsze są jacyś ludzie.

      U mnie to było po 40 latach, ale nie musiałem się jakoś specjalnie przełamywać, mi po prostu zależało i nadal zależy. Co za różnica po ilu latach? Ważne tylko, czy może być mi lepiej niż teraz, a nie czy to będzie tak samo naturalne jak gdybym się tego uczył od dziecka. Pewnie nie będzie tak samo, ale co z tego?

      Cieszę się, że widzisz, jak milczenie działa na drugą osobę, że to nie jest jakaś magiczna i niezrozumiała bariera. Ale skoro facet z tobą nadal jest, to może wcale nie musisz go kochać całą sobą, tylko tak, jak teraz? Ja teraz dbam przede wszystkim o siebie, ale poza tym też kocham i zależy mi na różnych ludziach. To się nie wyklucza, a nawet mam wrażenie, że czują się przy mnie swobodniej. Ale nie mam tego z domu, dopiero od kilku miesięcy widzę, że naprawdę stawiam granice, nawet jeszcze na terapii tego nie miałem, dopiero sprawdzałem czy się od tego świat nie zawali. I nie zawalił, a teraz mogę już w pełni podchodzić do kogoś i stawiać granice.

      Miłości nie da się wyprodukować ani unieważnić, uczucia po prostu są albo ich nie ma, ale szczerość to już wybór – ile chcesz powiedzieć, kiedy, w jaki sposób… To nie jest takie skrajne, że albo się całkiem ukrywam i oczekuję podążania za mną, albo się komuś oddaję w niewolę. Widzę bardzo dużo miejsca pomiędzy tymi skrajnościami.

      jaiona
      Uczestnik
        Liczba postów: 9

        Po raz kolejny dziękuję za odpowiedzi!
        Myślę, że postawiłam sobie za zadanie doprowadzić mojego tatę do ładu i dopóki to się nie stanie nie znajdę spokoju. Mogę jechać na wakacje, ale myśli mnie nie opuszczają, mam wyrzuty, że ja się bawię, a on pije tam sam…

        Próbowałam wielokrotnie mu powiedzieć, w takich sytuacjach, że oddziaływuje to na mnie bardzo źle, czego właściwie odemnie oczekuje – przecież jako dorosła kobieta nie zamieszkam z nim i będę pilnować, poza tym to bardzo konfliktowy i wybuchowy człowiek, co już wiele razy dało mi w kość. Najczęściej kończy się to tym, że chce zerwać kontakt. Ciężka sytuacja, wiele razy obiecywalam sobie, że go ogranicze, ale zawsze reaguje podobnie.

        Z moim chłopakiem, wygląda to tak, że on wie niektóre szczegóły z mojego życia (o dzieciach, przemocy), ale o alkoholizmie i obecnej sytuacji nie. Muszę przyznać, że mój chłopak to bardzo dobry i czuły człowiek, przeciwieństwo mojego taty i póki co nic chyba nie odczuwa, jego obecność bardzo dobrze na mnie wpływa, poza tym mieszkamy osobno i jeśli mam zły dzień to poprostu zostaje w domu. Czasami jednak, kiedy jestem u niego, nie mogę spać i rozwijam katastroficzne scenariusze, ale póki co daje rade to ukryć.

         

        Odnośnie straszenia śmiercią, to wielokrotnie mówiłam mu, żeby przestał, że to bardzo dla mnie stresujące, czasami trafia, że jestem w pracy, mam kompletny chaos w głowie… Moje prośby, tak jak pisałam, kończą się tym, że mówi żebym nie kontaktowała się z nim więcej. Ciężko mi przerwać ten zaklęty krąg.

        Mama oczywiście troszczyła się o nas, ale nie potrafiła odejść przez 20 lat małżeństwa, awantury w domu to totalny chaos, płacz i nie raz ja i rodzeństwo obrywaliśmy przypadkiem, kiedy bronilismy mamę, bywało i tak, że ja wyciagalam tatę z baru.

        Z cech dda bardzo wiele do mnie pasuje, zrobiłam pierwszy krok i umówiłam konsultacje online z psychologiem – inaczej nie mogę, nie mieszkam w Polsce, a zależy mi na polskojęzycznym psychologu, powoli przestaję sobie z tym radzić.

        Pozdrawiam!

        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 lat, temu przez jaiona.
        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 lat, temu przez jaiona.
        marta2985
        Uczestnik
          Liczba postów: 106

          Gratulacje 🙂 Najważniejsze zrobić pierwszy krok. Ja czytam twoją wypowiedź dla mnie od razu się rzuca w oczy że ojciec tobą manipuluje. No ale jak twoja mama nie umiała od niego odejść przez 20 lat no to nie dziwię się że ty tak samo ciągle się chcesz nim opiekować. Na przerwanie tej więzi potrzeba czasu i psycholog na pewno ci pomoże. A co do partnera, też mam podobne odczucia, kamufluje się ale hmmm to do czasu. Bo szczerze na tym etapie mojego życia wychodzi to co mnie najbardziej boli i partner zaczyna to widzieć .

          truskawek
          Uczestnik
            Liczba postów: 581

            Cieszę się, że szukasz pomocy – powodzenia, dawaj znać co wyniknie z tych konsultacji.

            Jeśli chodzi o tatę, to nie wierzę, że doprowadzisz go do czegokolwiek, o ile tego nie chce, i tak samo jak z odwodzeniem go od straszenia śmiercią. Wydaje mi się, że jemu jest tak wygodnie i nie ma interesu w tym, żeby przestać. Ktoś się nim przejmuje, więc po co właściwie miałby coś zmieniać? Jaką niby ma do tego motywację?

            Z mamą wydaje mi się ciekawe, bo to właśnie ona nauczyła cię własnym przykładem, że trzeba znosić wszystko – czyli to, z czym się teraz męczysz. Poczułem wstręt i złość, że to wy broniliście mamy i obrywaliście. No to kto kim się naprawdę opiekował i ryzykował?! Już nie mówiąc o tym, że swoją biernością w ogóle was narażała na jego agresję. Gdybyś to ty miała się kimś opiekować, a w efekcie przez 20 lat nie zapobiegła krzywdzie (i jeszcze ten ktoś ciebie bronił i wyręczał!) – czy miałabyś poczucie, że dobrze spełniłaś swoją rolę?

            Z chłopakiem rozumiem, że jest łatwiej ukrywać, gdy nie mieszkacie razem, ale ciekawi mnie, czy nie chciałabyś dostawać od niego wsparcia w tej sytuacji? Skoro jest dobry i czuły, to dlaczego mu nie mówisz o swoich ważnych sprawach?

          Przeglądasz 4 wpisy - od 11 do 14 (z 14)
          • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.