Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD nic się nie zmienia, ciągłe stanie w miejscu

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 13)
  • Autor
    Wpisy
  • prosto.ta.droga
    Uczestnik
      Liczba postów: 4

      Cześć wszystkim , jestem mężczyzną w wieku 41 lat, cały czas jakieś problemy z samym sobą, w dzieciństwie przez rówieśników nieakceptowany, wyśmiewany, wyzywany bo ktoś jest nieśmiały, małomówny, spokojny, trzymający się na uboczu, cały czas nie mogący wyjść ze swojej skorupy, cały czas lęk, napięcie, niepewność jutra, cały czas to się ciągnie również przez szkołę podstawową, wyśmiewanie, bicie, poniżanie, cały czas bierność , godzenie się na takie traktowanie, a w środku złość na siebie, wściekłość że nie mogę nic z ta sytuacją zrobić bo przecież nie mogę nikogo zranić, muszę być miły, uprzejmy.

      Następnie szkoła średnia tak samo trzymałem się na uboczu, z niewieloma osobami rozmawiałem, trzymałem się na uboczu, nieśmiałość , wycofanie, nie akceptowanie tego jaki jestem, chodziłem własnymi ścieżkami, w domu tyk nakaz uczenia się bo przecież nauka jest najważniejsza, dzięki wykształceniu coś osiągniesz, cały czas miałem siedzieć przy lekcjach, odrabiać je, uczyć się, zero życia towarzyskiego cały czas tylko nauka i nauka. W szkole średniej tak samo nie byłem akceptowany, wyśmiany, nie broniłem siebie gdy ktoś mnie wyzywał, byłem bity, poniżany, ośmieszany czułem się jak ktoś gorszy, zero pewności siebie, wiary w siebie, w swoje możliwości, sytuacje w szkole spowodowały jeszcze większą izolację, osamotnienie, uciekanie w swój świat, tłumienie w sobie emocji, nic nie mówiłem o sobie, nie dawałem się nikomu poznać, ciągle obawa przed zranieniem, wyśmianiem, ciągły strach, niepewność, napięcie. Po zakończeniu szkoły średniej strach przed pójściem do jakiejkolwiek pracy bo cały czas się bałem że sobie nie poradzę, że mnie wyśmieją, że mnie nie zaakceptują w pracy, przecież do żadnej pracy się nie nadaję, przecież nigdy nie pracowałem, nie mam żadnego doświadczenia, na pewno mnie nie przyjmą, strach przez zrobieniem jakiegoś kroku, podjęciem działania, zwlekałem przed podjęciem decyzji, ciągłe napięcie, stres, strach, ból głowy nie pozwalały normalnie funkcjonować, cały czas siedzenie w swojej głowie, rozmyślanie, analizowanie tego co było zamiast skupić się na działaniu, pomyśleniu o tym co chcę robić, nie podejmowałem żadnej decyzjo bo przecież mama wie lepiej że mam się uczyć, żadnej zabawy, żadnego wychodzenia z domu, ciągle mam się uczyć, mam zdobyć wykształcenie bo dzięki temu będę miał łatwiej, zdobędę lepszą pracę. Od ciągłej nauki, siedzenia w domu uciekałem na rower, wyjazd w plener i zamiast tam odpoczywać ciągłe rozmyślanie, nie mogłem się wyciszyć uspokoić, ciągły napięcie, zdenerwowanie przez to trzymałem się z dala od ludzi, żeby tylko nie spotkać nikogo na swojej drodze i z nikim nie rozmawiać. W wakacje żeby iść do pracy i zarabiać na siebie ja tylko się bałem, uciekałem na rower, bałem się ludzi, ich oceny, wyśmiewania, oceniania tego jaki jestem, bałem się że mnie nie zaakceptują i tak cały czas uczucie osamotnienia, cały czas ze wszystkim sam, nawet nie ma do kogo się odezwać, powiedzieć co myślę. Po skończeniu szkoły średniej kolejna decyzja mamy co mam ze sobą zrobić bo jak do pracy nie idę to studia, na studiach znowu ta sama sytuacja, mało było osób z którymi rozmawiałem, trzymałem się na uboczu, ciągłe napięcie, strach, niepewność, obgadywanie, wyśmiewanie, nieakceptowanie nieśmiałości, małomówności traktowanie jak kogoś gorszego i kontakt tylko sporadyczny, ktoś coś chciał to pomagałem a jak chciałem coś od kogoś to tylko zbywanie. W takcie nauki ciągły stres, niepewność , strach przed zajęciami, na salach wykładowych trzymanie się na uboczu to już był powód do obgadywania, do wyśmiewania się i z każdym rokiem tylko oddalanie się od ludzi, brak zaufania do ludzi, strach przed ludźmi, ciągły stres, napięcie, unikanie ludzi, stres związany z egzaminami, zaliczeniami były takie momenty że nie radziłem sobie i uciekałem do łazienki i tak płacz, po wszystkim ukrywanie płaczu, mycie oczu wodą i udawanie że wszystko jest w porządku. Po zakończeniu studiów zero kontaktu z tymi osobami, żadnych silniejszych relacji, było kilka osób z którymi udało się spędzić dłuższy czas ale tak samo czas zrobił swoje i żadne znajomości nie przetrwały.

      Po studiach niby dla wszystkich naturalny etap – praca, zamiast znaleźć prace rejestracja w urzędzie, strach przed pracą paraliżował przed znalezieniem pracy, wysyłanie cv powodowało napięcie, stres, masa niepewności, samodzielnie bałem się gdziekolwiek chodzić, dokumenty wysyłałem droga elektroniczną, po wysłaniu niepewność, strach czy zadzwonią, jak już się ktoś odezwał dochodziło do rozmowy kwalifikacyjnej na której nerwy brały górę, zdenerwowanie, stres, czerwienienie się, pocenie się, zamiast udzielić odpowiedzi na zadawane pytania denerwowałem się, zamykałem w sobie, głowa w dół czerwienienie się, ogromny wstyd , chęć ucieczki – zachowywałem się jak dzieciak, i kończyło się tym że wybrana inna osoba do pracy. Jak udało mi się znaleźć pracę to w pracy ciągłe zdenerwowanie napięcie, na początku unikanie rozmowy z osobami lub znikoma rozmowa, w pracy nie wyznaczałem żadnych granic, brałem na siebie każde obowiązki bo jak już zobaczyli że coś szybko robię to można dać więcej obowiązków, praca w biegu żeby się wyrobić i jeszcze większy stres, w pracy ciągła kontrola co robię, zaglądanie do pokoju co robię przez szefa, kierowniczkę, wchodzenie do pokoju niby żeby coś sprawdzić i patrzenie na to co robię, ciągłe uwagi, krytyka aż nie wiedzieć kiedy zamieniło się to w mobbing, w wyniku tego strach przed chodzeniem do pracy bo każdy dzień to stres, niepewność , doprowadziłem siebie do takiego stanu że już normalnie nie mogłem funkcjonować i zamiast iść na zwolnienie lekarskie to złożyłem wypowiedzenie bo przecież nie mogę wyjść na kogoś słabego kto sobie nie radzi, żadna pomoc lekarska nie wchodziła w grę, tylko ucieczka była jedynym najwłaściwszym rozwiązaniem. Po zwolnieniu kolejna rejestracja w urzędzie, dochodzenie psychicznie do siebie, poczucie własnej wartości spadło całkowicie, ciągły smutek, poczucie niższości ale przecież nie pójdę prosić o pomoc bo według mamy proszenie o pomoc to słabość – jak sobie nie radzisz to jesteś słaby.

      Następnie kolejna praca, na podjęcie decyzji czy chcę pracować czy nie miałem weekend, po uzgodnieniu z mama – podjęcie decyzji uzgodnione z mama bo przecież nie mogę podejmować samodzielnych decyzji. Pierwszy dzień w pracy stresujący, nowi ludzi, poznawanie pracy, w głowie tylko myśli jak ja sobie poradzę przecież się nie nadaję, to ponad moje siły. Po pracy powrót do domu, w domu jeszcze większy stres przygotowanie materiałów na następny dzień, przygotowywanie materiałów w stresie co wybrać, jak to wszystko ogarnąć, pełno materiałów co wybrać, co wydrukować. Kolejny dzień w pracy jeszcze bardziej stresujący, zapoznawanie się z praca, nie wiem co robić, jak zabrać się za pracę, w myślach przecież nie nadajesz się do tego, nie poradzisz sobie uciekaj, po powrocie do domu stres, zdenerwowanie jeszcze większe, przygotowywanie materiałów całkowity chaos. Kolejny dzień w pracy jeszcze wiesze napięcie, nie wiem całkowicie co robić, cały czas w myślach że nie nadaję się do tego, że nie poradzę sobie, że to jest ponad moje siły i poszedłem poinformować że rezygnuję. Dotrwałem do końca tygodnia i na tym etapie zakończyłem epizod z pracą. Na weekend myśli nie dawały spokoju bo uciekłem , zrezygnowałem poddałem się, rodzice że jak mogłem uciec, że wytrzymałem tylko tydzień, w pracy reakcje ludzi że jak to zrezygnowałem, że odchodzę – koniec, stało się.

      Zostałem sam ze sobą, z myślami o tym że nie wytrzymałem, że się poddałem, że uciekłem, zrobiło się trudno, nie chciałem wyjść na słabeusza a tak właśnie się stało bo uciekłem. Przez kolejne dni pojawił się jeszcze większy smutek, wstyd, unikałem miejsca w którym pracowałem, unikałem ludzi z którymi miałem styczność, przechodziłem na drugą stronę ulicy, obok tego miejsca przyśpieszałem kroku, głowa w dól i żeby jak najszybciej minąć miejsc, wstyd był ogromny. Porażka okazała się katastrofą, w myślach negatywne myśli o sobie, zero poczucia własnej wartości, smutek z każdym dniem był jeszcze większy, zamykałem się w pokoju, nie chciało mi się totalnie nic robić, unikałem ludzi, nie chciałem z nikim rozmawiać, nie miałem na nic energii, jedynie wyjście do sklepu na zakupy i następnie do domu, w tym letargu, nienawidzenia siebie, mogę ten stan nazwać depresją, wtedy nie dopuszczałem tego do siebie, nie chciałem żadnej pomocy, ten stan trwał prawie 5 lat, to okres bez pracy, w smutku, ogromnym wstydzie. Miałem dosyć siebie, w końcu postanowiłem coś z tym zrobić, po tym okresie więcej zacząłem wychodzić z domu, jeździć na rowerze, ale poczucia własnej wartości nie miałem, brak energii, ciągłe dylematy, szukanie pracy, wysyłanie cv powodowały jeszcze większy strach, niepewność, kolejna praca poniżej kwalifikacji, jedynie żeby coś robić pracować, w pracy tez ciągły stres, obgadywanie, wszystko robione w biegu, wytrzymałem w pracy kilka miesięcy, w pracy zmęczenie psychiczne, zdenerwowanie, tylko szukałem powodu żeby uciec, pojawiły się trudności, złożyłem wypowiedzenie i znowu uciekłem. Znowu dłuższy okres bez pracy, bałem się pracy,jedyne na co wtedy się zdecydowałem był staż bo do żadnej pracy się nie nadaję, bałem się znowu zrezygnować, uciec. Chciałem odpocząć od stresu, przygotować się na prace a zamiast tego znowu kolejne kontrolowanie, gonitwa od obowiązków do obowiązków, wykorzystywanie.

      Obecnie czterdzieści jeden lat, większość czasu na bezrobociu bo boje się pracy, boje się na cokolwiek zdecydować, nie wiem co będzie właściwe a co nie, nie wiem jak wyjść z tego stanu, życie przecieka przez palce, każdy dzień taki sam, pełno czas a cały czas skupiam się na tym żeby siebie zmieniać , efekty znikome, tylko zmiana, zmiana, zmiana, nic innego się nie liczy, boje się oceny innych ludzi jak będę pracował poniżej kwalifikacji, boje się że mnie będą krytykowali, boje się że mimo ciągłej nauki wylądowałem w pracy poniżej kwalifikacji.

      W domu słyszę że nie zarobie na siebie, że wyląduję pod mostem bo nie będę miał się z czego utrzymać, to jeszcze bardziej obniża poczucie własnej wartości. Ciągłe krytykowanie, jak coś robię to wszystko źle, ciągła kontrola co robię, gdzie jestem, gdzie wychodzę – traktowanie jak dzieciaka. Codziennie napięcie, niepokój, ciągłe poddenerwowanie, problemy z pamięcią, na niczym nie mogę się skupić, kilkukrotnie wracam do tych samych rzeczy bo ich nie pamiętam, robiąc coś w jednym dniu totalna pustka w głowie na drugi dzień. Wszystko kuleje praca, finanse, znajomości, obecnie bez pracy, oszczędności znikome,mieszkam z rodzicami, co dalej począć, jak zmienić siebie?.

      Trochę inaczej chciałem opisać o byciu DDA, nie wszystko opisałem, możliwe pojawi się kontynuacja z opisem jak wyglądało życie w domu rodzinnym. Jak ma ktoś pomysły co może być powodem jak można uporać się ze strachem, niepewnościami, strachem przed opinią innych, jak w końcu iść do pracy bez żadnych obaw?

      Dziękuję wszystkim którzy przeczytali ten wpis.

      Dziękuje osobom które wypowiedzą się pod wpisem i zaproponują pomysły na zmianę.

      Jakubek
      Uczestnik
        Liczba postów: 931

        Cześć.

        Odnajduję się jakoś w Twojej historii. Też przez całe życie dręczyły mnie lęki, które nie pozwalały mi realizować się w zawodzie, w kontaktach z ludźmi, w tym co sprawia mi przyjemność (bo nawet bałem się sprawdzić, co sprawia mi przyjemność). Przełamywałem je z lepszym lub gorszym skutkiem. Zawsze jednak ponosząc duży koszt emocjonalny. Rozumiem też dysonans pomiędzy poczuciem słabości i bezsilności, a wewnętrznym nakazem, aby udawać, że wszystko jest w porządku, nie prosić nikogo o pomoc. Jest to TYPOWY „program” wynoszony z dysfunkcyjnego domu.

        Nie piszesz, czy podjąłeś jakieś próby wyrwania się z tej sytuacji. Czy próbowałeś terapii lub innych form pomocy. Byłeś u psychiatry? Przy napadach lękowych nieźle sprawdza się farmakologia. Może próbowałeś? U mnie dopiero przyznanie się przed samym sobą do bezsilności spowodowało, że trafiłem do terapeuty. Miałem ok. 37-38 lat. Uczestnictwo w mityngach też pomogło mi wyrwać się z izolacji. Myślę, że tym wpisem kontynuujesz mentalne opuszczanie swojego domu rodzinnego. Zrobiłeś kolejny krok.

        Doświadczenie wielu dorosłych dzieci pokazuje, że w każdym wieku można rozpocząć wychodzenie z dysfunkcji.

        2wprzod1wtyl
        Uczestnik
          Liczba postów: 1177

          1. Najpierw życzę Ci odwagi do tego by poddać się diagnozie a do tego potrzebna będzie wizyta chociażby w pierwszym kroku u psychologa- i ten ew. Cię pokieruje jezeli będzie potrzebny psychiatra to w kwestii lękòw o ktòrych piszesz . Możesz mieć lęk lub wstyd przed pòjściem i diagnozą ale prawdą jest, że brak diagnozy Twojej sytuacji nie poprawia. Pisałeś, że nie masz pieniędzy. Nie wiem jak wygląda droga przez publiczną służbę zdrowia, ale napisałeś tez, że masz jakieś końcowe oszczędności i w takiej sytuacji warto pòjść prywatnie na jedną, dwie diagnozujące wizyty.

          2. Drugi ròwnoległy krok lub w zależności od diagnozy to odbudowa poczucia wartości. To jest fundament. Do tego potrzebujesz nagrań z internetu i własnej pracy.

          3. Wròciłbym na Twoim miejscu pamięcią jak czułeś się gdy jeździłeś rowerem. Jeżeli choć trochę lepiej to wròć do tego.z regularnością aby zmęczyć się fizycznie, bo obecnie z tego co piszesz wyczerpujesz się psychicznie. Ważne jest to by sobie obserwować tak aby aktywność fizyczna nie stała się ucieczką jak zawsze chodzi o balans.

          4. Na odciagnięcie myśli dobra jest też medytacja i wbrew pozorom nie ma potrzeby jakiś wyrafinowanych technik. Wystarczy kròtkie powtarzane zdanie( ze swej strony z racji, że jestem.wierzacy jest to medytacja chrześcijańska i kròtkie zdanie Boże jestem słaby i wiem, że jesteś ze mną, ale może być zupełnie inna). Początkowo wydawało mi się to bezsensowne, ale powtarzane to samo zdanie przez np. 20 min. w trakcie spaceru odciąga od myśli o przeszłości i przyszłości. Samoistnie nagle myśli przeskakują na teraźniejszość a to odciąża umysł. Uciekają, ale za jakiś czas znòw zostają w teraźniejszości. Dwadzieścia minut mniej myślenia, ulga dla umysłu.

          5. Uznanie swojej  słabość, praca, finanse. Uważam, że warto stanąć w prawdzie z czym mogę sobie poradzić a w jakiej sprawie będę potrzebował pomocy i szukać jej jak przysłowiowa żebraczka. Nie chodzi w tym by nadużywać i wchodzić w rolę ofiary, ale aby sobie pomòc do takiego momentu aż samemu ròwnolegle pozostałe elementy rozwiniesz. Trzeba też stanąć w prawdzie przed sobą odnośnie kwalifikacji. Nie słuchaj w takim momencie bliskich. Sam sobie odpowiedź czy minęło zbyt dużo czasu i trzeba by było podnieść kwalifikacje a może całkowicie chcesz zmienić zajęcie. Podejdź do tego jakbys wczoraj skończył szkołę średnią i chciał się usamodzielnić bez zwracania uwagi na komentarze otoczenia. Być może przez jakiś czas warto podjąć pracę poniżej kwalifikacji, ale ròwnolegle cały czas odbudowywać poczucie wartości i to w ktòryms momencie powinno przełożyć się na dalsze kroki.

          6 Tak dziś nie masz oszczędności i nie masz źròdła dochodu, ale zauważ też atuty. Masz czyste konto, nie masz długòw a jeżeli masz to też ròwnolegle rozwiązuj choćby poprzez zmierzenie się. Już samo pòjscie i rozmowa daje taką samo napędzajacą siłę nawet jeżeli nie przełoży się wymiernie.

          7. Poszukanie grupy np. wspomniane przez Jakubka meetingi, aby oswajać się z ludźmi.

          8. Filmy z youtube i ew. ksiażki, i nie tylko teoria, ale też wdrażanie w tym przede wszystkim odbudowanie poczucia wartosci.

          9. Pròbować zdystansować się choćby emocjonalnie od rodzicòw. Na ten moment rozumiem, że nie masz możliwości wyprowadzenia, ale czas jaki poświęcisz na rower, spacery, odbudowanie poczucia wartości już będzie zdystansowaniem. Nie wchodź w dyskusję. Powoli stawiaj granice, ale to też przyjdzie z czasem. Cały czas postawa jak tzw. słuchanie  zgaszonego. radia. Nawet przytakuj, ale ròb swoje i nie angażuj się emocjonalnie.

          Przed tobą co najmniej druga połowa zycia a szkielet,  ktòry będzie Cię pchał do kolejnych krokòw już za kilka miesięcy.

          Warto! bo tak jak napisał Jakubek nigdy nie jest za pòźno na zmiany. Nigdy.

          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
          dda93
          Uczestnik
            Liczba postów: 630

            Szanowny 41-latku, odnoszę wrażenie, że się trochę zapętliłeś w rodzaju takiego błędnego koła – czyli nadmierny lęk sprawia, że coś Ci nie wychodzi, a to, że Ci coś nie wychodzi powoduje kolejne podniesienie poziomu lęku. Myślę, że warto poszukać pomocy specjalisty, żeby przerwać ten schemat.

            Nie wiem czy słyszałeś o takim pojęciu jak „strefa komfortu”. Możesz w ogóle nie wychodzić z domu, i wtedy najprawdopodobniej nic strasznego Cię nie spotka (chyba, że pożar lub trzęsienie ziemi). Ten właśnie dom to Twoja „strefa komfortu”. Możesz równie dobrze pójść skoczyć w przepaść – i wtedy szanse na przeżycie masz raczej marne.

            Jest jednak jeszcze coś pomiędzy. Możesz się troszeczkę wychylać z tej swojej „strefy komfortu”. Wyjść z tego „domu”, sprawdzić, czy deszcz pada i co dzieje się wokół – a może ta nowa rzeczywistość wcale nie będzie taka straszna. Będzie to coś, co może będzie powodowało Twój niepokój – i jest to normalne, ale bez ryzyka zmiany nie ma rozwoju. No i raczej Cię to nie zabije.

            I teraz masz dwie drogi: Albo działanie od strony przyczyn lęku, czyli wsparcie psychologa i Twoje własne próby, by zmienić istniejący stan rzeczy. Albo od strony skutków – czyli jeśli ten lęk jest tak paraliżujący, że uniemożliwia Ci jakiekolwiek funkcjonowanie, to może na początek leczenie farmakologiczne, żeby go nieco wyciszyć – i dopiero wtedy szukanie i leczenie jego przyczyn.

            Czy Ty naprawdę zakładasz, że osoba nie będąca DDA, albo DDA po terapii, wysyłając CV, idąc na rozmowę kwalifikacyjną czy zaczynając pracę w nowym miejscu wcale się nie stresuje? Nic podobnego! To jest jak najbardziej normalne, tylko kwestia tego, czy będziemy się w tym lęku nakręcać, czy próbować się z tą sytuacją oswoić.

            Możesz też zawsze, tak jak wielu z nas, pomyśleć o tym, że w tych poszukiwaniach pracy i próbach zdrowienia jest gdzieś nad Tobą jakaś „niewidzialna siła”, która nad Tobą czuwa. Co myślisz o tym?

            • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez dda93.
            prosto.ta.droga
            Uczestnik
              Liczba postów: 4

              Jakubek

              Odnośnie próby podejmowania terapii, kilka lat temu chodziłem do psychologa, wtedy jeszcze nic nie wiedziałem o DDA, poszedłem tam z problemem nieśmiałości, jedynie na pytanie co mnie sprowadza odpowiedziałem że nieśmiałość. W trakcie terapii rozmowy, ćwiczenia, nie było żadnej dodatkowej diagnozy z czego nieśmiałość może jeszcze wynikać. W tamtym okresie też nic nikomu nie mówiłem że w domu jest problem z alkoholem, tajemnica nikomu nie można powiedzieć że ojciec pije. Jeszcze sam przed sobą nie mogę się przyznać że z czymś mam problem, masz być silny jak sobie z czymś nie radzisz to jesteś słaby. Na terapię chodziłem kilka miesięcy, po znalezieniu przez matkę potwierdzeń wizyt u psychologa od razu awantura: po co ty tam chodzisz, co ty głupi jesteś, jak chodzisz do psychologa i sam sobie ne radzisz to jesteś słaby. Później jeszcze kilka wizyt, nie wytrzymałem presji, odłożyłem termin wizyty i w tym momencie terapia zakończona. W międzyczasie pracowałem, w pracy stres, napięcie, niekiedy wściekłość i ciągłe udawanie że wszystko jest w porządku, po wyjściu na przerwę lęk żeby dalej wracać i pracować jakby nic się nie działo. Nie było z kim porozmawiać o tym co się dzieje, jaka jest sytuacja i podjęta decyzja podyktowana emocjami. W pracy wytrzymałem kilka miesięcy, stres, zdenerwowanie zakończone złożeniem wypowiedzenia.

              Teraz kolejny powrót do psychologa, lęk żeby iść znowu prosić o pomoc, wtedy z nieśmiałością a teraz przyznać się do DDA, kolejny powód do wstydu. Nie wiem czy są organizowane mityngi, wcześniej terapia indywidualna, ale to będę się dowiadywał w trakcie jak zdobędę się na odwagę na wizytę u psychologa.

              2wprzod1wtyl

              Właśnie jest strach przed kolejną wizytą u psychologa, tak jak pisałem u Jakubka kilka lat temu poszedłem do psychologa, wtedy powodem była nieśmiałość i żadnej innej diagnozy, nie sprawdzanie czy coś jeszcze kryje się za nieśmiałość jedynie rozmowa, ćwiczenia i takie uczucie że dalej nic nie wiem, ciągle jakaś próba naprawiania. Tak samo jeszcze większy lęk przed psychiatrą, psycholog jeszcze do zniesienia a jak trafię do psychiatry to już całkowicie jest ze mną coś nie tak.

              Odnośnie jazdy na rowerze teraz ta jazda jest sporadyczna, brak energii do jeżdżenia, ciągle siedzenie w głowie i myślenie, jazda nie sprawia takiej przyjemności jak kiedyś, idę na rower i po kilku godzinach jazdy w tym samym punkcie, do tego jeszcze unikanie ludzi, nie chcę nikogo spotkać po drodze, cały czas maska że wszystko jest w porządku a w środku się gotuje, cały czas napięcie i nie mogę odpuścić, w lesie tak samo myśli żeby kogoś nie spotkać, chcesz wyjść się wykrzyczeć, wyryczeć a nawet tego nie da się zrobić, cały czas kontrola i trzymanie siebie w ryzach żeby nikt się o niczym nie dowiedział. W międzyczasie była próba biegania , cel 35 dni biegania codziennie zrealizowany tylko ze zmęczenia wpędziłem siebie w jeszcze większe zmęczenie, cały czas chciało mi się spać, Teraz więcej czasu na spacerach, kilka kilometrów dla uspokojenia, pomyślenia, powrót do domu który wiąże się z lękiem, w domu znowu rośnie napięcie i znowu potrzeba żeby wyjść z domu i iść na spacer.

              Próby medytacji też mam za sobą, obecnie muzyka relaksacyjna, wcześniej się sprawdzała obecnie 10 min muzyki nie mogę się skupić wiec nowa technika do sprawdzenia.

              Uznawanie swojej słabości masakra, słowa mamy że jak sobie z czymś nie radzisz to jesteś słaby, chodzenie do psychologa słabość tylko jak być silnym, nie pójdę do psychologa to niby ma być ta siła i zbieranie się samemu, teraz jedynie psycholog to wstyd, psychiatra to jeszcze większy wstyd.

              Własne kwalifikacje, teraz już się wszystko zmieniło, już ładne kilka lat i wiem że nic nie wiem. Na początku jeszcze się uczyłem ale w pracy ciągle da kogoś stwarzam zagrożenie więc nic tobie nie powiem, nic nie dam tobie zrobić, niczego ciebie nie nauczę, nie rób niczego, nie ruszaj , zajmij się sobą ode mnie niczego się nie dowiesz i kilka takich prób i już się odechciało nauki. Praca na takiej zasadzie że na innym stanowisku zatrudnienie ale że mam coś w papierach to jeszcze będziesz to robił w ramach jednej stawki, nie ma pieniędzy to więcej nie dostaniesz, pracuj i ciesz się ze masz robotę. W pakiecie złe traktowanie, poniżanie, darcie się w pokoju tak żeby pracownicy to słyszeli, ciągła kontrola, sprawdzanie tego co robię. Z jednej pracy po długim okresie bez pracy do następnej, tym razem myślenie że nie chcę znowu złego szefa, nie chcę złego traktowania, nie chcę mobbingu i kolejna praca z tym samym zestawem. Teraz został lęk przed pracą, lęk przed wysyłaniem CV, lęk przed zawieraniem znajomości w pracy, kilka dni, tygodniu siedzenie cicho, nie odzywanie się i jak tu w pracy być komunikatywnym a tego chcą komunikatywności, praca w grupie gdzie ta grupa traktuje ciebie jak zagrożenie. Obecnie praca w zawodzie, myśli są takie że nie chcę tego robić, uczucie przytłoczenia jak mam się czegoś nauczyć, w międzyczasie dorabianie, sprzedawanie tego co uda mi się naprawić, odnowić, doprowadzić do stanu używalności, każdy chce coś za darmo, i tak sprzedaję ze stratą.

              Praca poniżej kwalifikacji, wcześniej pracowałem tak samo poniżej, jak spotkałem osobę która znam uczucie wstydu, przejmowanie się tym co oni sobie myślą, tyle się uczył i co mu to dało że wylądował w takiej pracy. Wysyłanie CV z oporem, odwlekanie decyzji żeby wysłać, stres, napięcie i jest tak że nie wysyłam, albo jak wyśle dokumenty to telefon milczy, działanie bez widocznych rezultatów. Niby chcę pracować, zarabiać na siebie, być niezależny a jest opór przed pracą, po przeczytaniu ofert o pracę myśli że przecież do żadnej pracy się nie nadaję.

              W nawiązaniu do mitingów jak pisałem u Jakubka, najpierw odwaga na wizytę u psychologa, ewentualnie od razu psychiatra i wtedy zorientuję się czy są prowadzone. Jak takie przykładowe się odbywają? Do tego jeszcze nowe osoby w grupie, wstyd jak tutaj się odezwać i powiedzieć co się skrywa w głowie przecież nie mam prawa nic mówić, mam siedzieć cicho. Do tego problem ze znajomościami jest taki że jak poznaje nowe osoby, jakiś czas się nie widzimy to jeszcze się znamy czy już nie, mam tak że jak kogoś nie widzę długi czas to się nie znamy, bez mówienia cześć i uczucie takie jakby patrzyli na wariata. Oni się nic nie odzywają to ja też.

              Mieszkanie z rodzicami, cały czas o coś problemy, bo nie posprzątane, posprzątałem to znowu problem bo nie tak jak trzeba, odkurzasz źle, nie odkurzasz jeszcze gorzej, ojciec awantury o jedzenie ciągle w lodówce, jaki grubas, przytyłeś, nie masz prawa jeść. Tylko masz się słuchać rodziców, nie możesz się im przeciwstawić, oni są najważniejsi i oni wiedzą najlepiej co masz robić. Naoglądają się programów i wszystko jest źle. Wysłałem CV to od razu że sobie nie poradzisz, to nie dla ciebie, nawet nie próbuj.

              Właśnie jeszcze kawał życia przede mną a nawet nie wiem jak ogarnąć siebie, życie, pracę, jak wybrać, cały czas tylko tkwię w tym że muszę siebie zmienić bo coś jest ze mną nie tak, nic innego się nie liczy tylko zmiana siebie, żadnych przyjemności. Wyjazd w jakieś miejsce wszystko w obrębie 1 dnia żeby wyjechać i w tym samym dniu wracać. Kilka dni wyjazdu uczucie takie że zdradzam rodziców a przecież cały czas mam się nimi opiekować, jak nie dzwonię od razu kontrola dlaczego nie dzwonię, sami dzwonią i dopytują. Swoje lata są a traktują jak dzieciaka. Bo skoro w życiu sobie z niczym nie radzisz to jak sobie masz poradzić na wyjeździe.

              Jak zbudować ten szkielet do zmian???

              dda93

              Z lękiem może tak teraz jest, robię coś, nie wychodzi, kolejna próba bez efektów, przed zrobieniem kolejnego kroku pojawią się lęk czy znowu czegoś źle nie zrobię, czy podjęta decyzja będzie właściwa czy też nie. Taki efekt zapewne po ostatniej pracy i o zgrozo pojawił się mobbing do czego się przed sobą nie przyznawałem – w pracy każdy błąd wytykany, awantura, krzyki że to ja właśnie zrobiłem błąd, do innego pracownika który dłużej pracował wszystko ok, mały błąd poprawisz i gotowe a u kilka dni wytykania błędu, żadnych zasad, jednego dnia coś zrobiłem tak jak trzeba, na drugi dzień że źle, że to nie tak i kolejna awantura, skutkiem cały dzień lęku w pracy i czekanie kiedy będzie kolejny wybuch, następnie złość, wściekłość ale przecież nie mogę nic powiedzieć, ma być tak jak ktoś chce, lęk przed przychodzeniem do pracy, w pracy napięcie, ból głowy, umysł zmęczony tak że popełniałem jeszcze więcej błędów, trzęsące się ręce, coś mi wypadło ręki na podłogę – huk – od razu do mnie że to ja chciałem w niego rzucić. Nawet nie przyjmowałem do siebie faktu że mogę iść do lekarza po zwolnienie bo wyjdzie na to że jestem słaby.

              Strefa komfortu jest mi znana, efekty jakieś są ale cały czas myślę że to żadne efekty, wcześniej zapytanie o drogę powodowało czerwienienie się, drżenie rąk, głos ściśnięty i zamiast zapytać głośno i wyraźnie to głos wychodził taki że nić nie słychać i prośba o powtórzenie. Do tego unikanie kontaktu wzrokowego, wstyd że jestem czemuś winny, głowa w dól albo w drugą stronę.

              Teraz te objawy tak nie występują, pozostał od samego początku cichy głos, unikanie kontaktu wzrokowego. Z domu staram się wychodzić codziennie, spacer, sklep, w sklepie pytanie o cokolwiek żeby zwiększać strefę komfortu , jedynie strefa komfortu zostaje w tym samym miejscu odnośnie nowych znajomości, rozmowa z kobietami, lęk przed tym że znowu może się to zakończyć wkurzeniem kobiety i wściekłością w oczach – powodem do wściekłości była nieśmiałość – nieśmiały facet, – JESTEŚ NIEŚMIAŁY i pojawiły się pioruny w oczach.

              Nie wiem jak działać, niby z jednej strony praca na tym etapie jak jest teraz i strach przed tym że lęki mogą dać o sobie znać, nie będzie z kim o tym rozmawiać, brak rozmowy z psychologiem ewentualnie od psychiatry leki które wyciszą tak że nie będę mógł normalnie pracować, bez wsparcia może zakończyć się ucieczką.

              „Możesz też zawsze, tak jak wielu z nas, pomyśleć o tym, że w tych poszukiwaniach pracy i próbach zdrowienia jest gdzieś nad Tobą jakaś „niewidzialna siła”, która nad Tobą czuwa. Co myślisz o tym?”

              W poszukiwaniach pracy było tak że tą siłą był lęk , oferta pracy powodowała lęk, myślenie że znalezienie pracy jest ponad moje siły i schemat był taki że lęk wygrywał i uciekałem od nerwów, napięcia i kończyłem poszukiwania, obecnie jest większa akceptacja, nie ma takiego napięcia tylko problem z podjęciem decyzji i wysłaniem dokumentów.

              Myślenie o tym że jest nade mną jakaś „niewidzialna siła” która pomaga w poszukiwaniach pracy i próbach zdrowienia sama pojawiła się niedawno, skutek tego był taki że poszedłem do kościoła i prosiłem o energię, siłę w próbach dochodzenia do siebie, kościół stał się miejscem które odwiedzam co kilka dni, jestem w takich godzinach kiedy jest pusto i mam okazję na przemyślenia.

               

              To drugie podejście do wpisu, rano niezapisana wersja uleciała. Wcześniejszy wpis z duża dawka emocji, teraz odrobinę spokojniejszy.

               

              Dziękuję za wasze odpowiedzi.

              Dziękuję za przeczytanie kolejnego wpisu i wasze odpowiedzi.

              2wprzod1wtyl
              Uczestnik
                Liczba postów: 1177

                @prosto.ta.droga.

                Jedną z ważniejszych zasad ktòrą zresztą zauważyłem też u siebie jest to co mi ktoś kiedyś powiedział a więc odròżnienie: Myślenia o czymś mòwienia o czymś i działania.

                To są trzy oddzielne rzeczy, ale każda jest w jakimś stopniu ważna.

                Ty po etapie myślenia choćby tymi wpisami wchodzisz już w etap mòwienia.

                Etapu działania nie jest tak łatwo wdrożyć. To jest zazwyczaj proces. Sam rozbijam z psychologiem jedną sprawę gdzie mam przedstawione i zobrazowane, ze swej strony przedstawiłem swoje blokady do tego dostaje wsparcie i takie stwierdzenie, że po to jestem w terapii aby reagować gdy poczuję się ranionych lub wyjdą jakieś niekontrolowane emocje. (Jest we mnie jeszcze ogromny deficyt zaufania)

                Bez wdrożenia samo takie obrazowanie jest też jakimś etapem, ale jednak najważniejsze jest wejść w to zmierzyć się i na bieżąco reagować.

                Mogę mòwic co najwyżej o swoich doświadczeniach i powiem Ci, że to o czym piszesz po ciągłej, wytrwałej pracy nad poczuciem wartości będzie samoistnie przekładać się na wielu frontach.

                Tutaj polecam nagranie Magdy z selfmaster.pl o budowaniu poczucia wartości (poszukaj w jej nagraniach, bo nie mam teraz linka).

                Druga kwestia to aktywność fizyczna i medytacja oraz duchowość.

                Z mojego doświadczenia wynika, że najlepiej gdy aktywność fizyczna nie jest przymusem a więc nie mierzę czasu, nie zwiększam intensywności. Mniej więcej wiem ile potrzebuję i trzymam stały kurs. W medytacji do słòw 'Boże jestem słaby i wiem, że jesteś ze mną’ dorzucam obserwowanie tego co akurat widzę i skupianie się na tym, drzewa, księżyc, gwiazdy,  panoramę itp.. i u.mnie to się przekłada na to, że faktycznie przeskakuję na teraźniejszość a wiedz, że lubiłem odpływać w fantazje.

                Skoro napisałeś, że chodzisz do kościoła to tutaj też mogę z własnego autorskiego sposobu podpowiedzieć abyś poszedł do takiego gdzie jest wyświetlany tekst pieśni i zacznij śpiewać z ludźmi.

                Małymi krokami poprzez budowanie poczucia wartości będą dochodzić inne elementy jak stawianie granic, doszkalanie, otwartość na nowe rzeczy w tym w pracy i to przekłada się na coraz więcej życia w zgodzie ze sobą.

                Oczywiście życie pokazuje wiele przeszkòd, ale mając umocowanie w tym co napisałem jest łatwiej te przeszkody pokonywać.

                Podstawy szkieletu można zbudować myśląc i mòwiąc o czymś, ale szkielet budujesz poprzez wdrażanie. Wiedz o tym, że dusiłeś w sobie swoje przeżycia z rodziny dysfunkcyjnej bardzo długo i kazda rozmowa o tym to zrzut ciężaru.

                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
                2wprzod1wtyl
                Uczestnik
                  Liczba postów: 1177

                  I jeszcze jedno…

                  Rodzicòw nie zmienisz dlatego tutaj według mnie działa trzymanie kursu oraz jak najwięcej neutralności emocjonalnej oraz mòwienie wprost 'to mnie rani’ itp.

                  Jest też taka zasada o ktòrej też bodaj w jednym z nagran mòwiła Magda z selfmastery, że gdy wyrywamy się z dysfunkcyjnej czy toksycznej rodziny, relacji to bliscy czasami nieświadomie odciągają nas od tego i to na ròżne sposoby w tym poprzez manipulacje i podważanie a podobno jest to związane z ich strachem, że zostaną z tym sami a Ty pòjdziesz własną drogą. Tak więc do ich reakcji na każdą Twoją zmianę podejdź jak do czegoś naturalnego w ich reakcjach i jest to podszyte ich lękiem. W takiej sytuacji pozostaje robić swoje choćbyśmy nie wiem jakie mieli wyrzuty sumienia, poczucie winy czy błędnie pojętą lojalność.

                  • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
                  Oskar DDA
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 73

                    Cześć. Poznanie przyczyn problemu, to połowa jego rozwiązania. Skąd tak wiele w Tobie lęku? Sporo Twoich doświadczeń przerobiłem na własnej skórze, zwłaszcza opis dzieciństwa, szkoły. Ja cały czas próbowałem walczyć, choć była to walka jakby ,,niewidomego”. Trochę, a nawet bardziej żałuję, że nie napotkałem wcześniej na swojej drodze mądrych osób, które pomogłyby mi zrozumieć istotę moich dysfunkcji. Teraz wiem, że są od tego psychiatrzy, psycholodzy, terapeuci, przyjaciele z meetingów DDA/DDD. Oczywiście wiedziałem, że wstępną przyczyną były dantejskie sceny rozgrywające się w domu mojego dzieciństwa, ale nie wiedziałem jak tą wiedzę wykorzystać. Wiem jedno. Zawsze trzeba szukać wiedzy, nic raczej samo się nie rozwiąże. Ostatnio w krótkiej notatce z gazety odnalazłem prostą odpowiedź na mój problem z pewnymi realacjami z płcią przeciwną. Po kilkudziesięciu latach niewiedzy! Tak więc czasem poznanie prawdy nie wiąże się z tytaniczną pracą. Gdy nie radzę sobie z problemem, to może mi pomóc moja osobista Siła Wyższa oraz Przyjaciele. Przyjaciół oczywiście nie znajdę siedząc w domu, a nawet pisząc na forach internetowych, co najwyżej sympatyczne awatary. A jeśli Przyjaciele nie potrafią rozwiązać problemu, to… była kiedyś taka piosenka:,, … Już dobry Bóg zrobił, co mógł, teraz trzeba wezwać fachowca…”. Pozdrawiam.

                    dda93
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 630

                      prosto.ta.droga, nie traktuj tego, proszę, jako krytyki, a raczej jako moje subiektywne spostrzeżenie – wydaje mi się, że bardzo dużo myślisz i analizujesz – a to na dłuższą metę niczemu nie służy. I nie znaczy to, żeby z Tobą było coś nie tak – po prostu DDA czasem tak mają.

                      Stojąc nad nieznaną wodą możemy się zastanawiać, czy nie jest ona za głęboka i nie zimna. Ale to tylko wzmacnia nasze obawy. Tymczasem wystarczy po prostu wrzucić w nią kamień lub zanurzyć palec i już wiadomo. A i tak „człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi” – nie mamy ostatecznego wpływu na to, które z naszych wysiłków napotkają na mur, a efekty których zostaną wzmocnione.

                      Tak sobie myślę, że jeśli jesteś osobą religijną, to może to być dla Ciebie dobra furtka, żeby uleczyć kilka obszarów za jednym zamachem – poczuć się mniej wyobcowanym od ludzi, wyzbyć się dużej części lęku i przestać się zamartwiać o to, czy dasz radę. Bywa, że działa to szybciej i lepiej niż psychoterapia. Terapia pozwala pracować nad pewnymi mechanizmami. Wiara i relacje międzyludzkie dają temu wszystkiemu sens i kierunek.

                      prosto.ta.droga
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 4

                        2wprzod1wtyl

                        Przez kilkanaście lat to był okres myślenia o tym jaki jestem, co mi dolega, z jednej strony jest chęć działania, podjęcia pracy a a z drugiej lęk, obawa, strach, brak zaufania do ludzi skutecznie utrudnia podjęcie działania bo łatwiej uciec, wycofać się niż skonfrontować się z tym co nieznane. Od mamy tylko słyszę: że my wiecznie żyć nie będziemy, że my kiedyś umrzemy i co wtedy , jak sobie poradzisz, wylądujesz pod mostem i zamiast działać jest jeszcze większy paraliżujący lęk przed podjęciem działania.
                        Terapia, masz możliwość porozmawiać o tym co dzieje się na bieżąco, pojawią się emocje, wiesz ze będzie kolejna wizyta i możesz powiedzieć co myślisz, jak reagowałeś a u mnie to emocje są ale już nie ma z kim o nich porozmawiać, tłumie emocje, wypieram one niewypowiedziane gromadzą się gdzieś pod spodem i tworzą jeszcze większą skorupę i brak zaufania do siebie. Dla kogoś jak nie pracujesz to nie chcesz pracować, cały czas jesteś od kogoś uzależniony. Wychodzisz z domu i masz takie uczucie jak ktoś na ciebie patrzy że wszyscy wiedzą że nie pracujesz, że jesteś do niczego, chcesz uciec, z miasta, schować się gdzieś przed ludźmi żeby nie musieć z nikim rozmawiać.
                        Kwesta aktywności, medytacji i duchowości – obecnie mogę to zobrazować tak że między tymi wszystkimi elementami to 90% czasu to czytanie książek, artykułów, poznawanie tego co mnie ogranicza, jakie są skutki DDA, nieśmiałości ale im więcej coś robię w tym kierunku coraz bardziej przytłacza, aktywność fizyczna 8% a duchowość 2% – wizyta w kościele wtedy kiedy nikogo nie ma.
                        Aktywność fizyczna w porównaniu z tym co było kiedyś na niskim poziomie, na rowerze jest tak że jadąc zamiast skupić się na jeździe to cały czas myśli błądzą na tym że czas najwyższy zmienić życie, uniezależnić się, pracować, zarabiać na siebie a zamiast tego samo szukanie pracy powoduje lęk, tak samo z medytacją – niby 10 minut a nie mogę zebrać myśli, obecnie zmuszanie siebie żeby do niej usiąść , umysł ściśnięty, nic nie dociera, żadnej radości tylko skupienie na tym żeby zmienić siebie.
                        Budowanie poczucia własnej wartości, stawianie granic niby pierwsze oznaki stawiania granic pojawiły się w pracy, nadmiar obowiązków i ciągła chęć dokładania nowych bo przecież ciągle mam ich za mało, powiedziałem NIE, wtedy poczucie winy bo jak to nie chcesz czegoś dodatkowo , my damy tobie grosze a ty się z tym wszystkim wyrabiaj, już nie było miejsca – czasu na coś dodatkowego to mają pretensje że już więcej nie mam sił, do tego zmęczenie fizyczne i psychiczne, gdzieś z boku obgadywanie ile jeszcze dam radę tak pociągnąć i uczucie takie że nie mogę odmawiać, jak ktoś o coś prosi to mam się zgodzić. Zmęczenie fizyczne i psychiczne ale przecież nie mogę szukać pomocy u lekarza bo wyjdzie że jestem słaby.
                        Z rodzicami tak że trudno im odmówić, powiedzieć że coś rani, wychodzi na to że tylko ja ich ranie, kim ty jesteś my tyle dla ciebie robimy. Możliwe że teraz więcej jest odciągania mnie od działania tym co mówią, jak się zachowują, z jednej strony mówią żebym znalazł prace a z drugiej po co tam wysyłasz dokumenty, nie poradzisz sobie, mam nie podejmować żadnej próby bo to nic nie da. Teraz wskazany taki detoks od nich, przemyślenie, pozbieranie myśli, wskazane kilka dni zapewne będzie to jedno, dwudniowy wyjazd.

                        Oskar DDA

                        Poznawanie przyczyn tego stanu – może za bardzo przeholowałem ze zmianą siebie, cały czas skupiam się na tym żeby w końcu dowiedzieć się co mi dolega i jak to zmienić zamiast działać, cały czas czytanie, analizowanie bo przecież ze mną jest coś nie tak i za wszelką cenę muszę siebie zmienić, chcę się wyrwać z tego stanu i zamiast wychodzić do ludzi to siedzę w domu, kilkanaście lat minęło, cały czas poczucie że jest się małym dzieciakiem który z niczym sobie nie radzi, jest bezsilny wobec świata, innych ludzi bo przecież świat jest zły i świata i ludzi trzeba się bać.
                        Próba terapii podjąłem, niby chodzić a i tak nie wiesz co tobie jest mówisz nieśmiałość i właściwie z czym to jest związane, w międzyczasie wychodzą głęboko skrywane myśli , z jednej strony chodzę, rozmawiam a z drugiej strony z tyłu głowy kołacze myśl żeby uciec – każda złość, niesprawiedliwość ze strony rodziców kończyła się ucieczką do pokoju i płaczem i taki schemat ciągłej ucieczki przed życiem pozostał, nie radzę sobie z emocjami, ludźmi to łatwiej uciec niż stawić temu czoła. Przed kolejną próbą trochę powstrzymuje wstyd że znowu sobie nie radzę, przerwałem terapię i co teraz znowu wyląduję w tym samym miejscu co wtedy z tymi samymi problemami. Może najpierw jakiś nieśmiały telefon i dowiem się jak to teraz wygląda w tym dziwnym okresie. Na chwilę obecną samotność, kiedyś nieśmiało wspomniałem komuś o problemie i wyszło na to że wydziwiam i na tym rozmowa zakończona.
                        Jaka prosta odpowiedź dotyczyła problemów z kobietami? Może też sprawdzi się z moimi problemami, jak do tej pory każda znajomości po ukazaniu się grama nieśmiałości zakończone.

                        dda93

                        Myślenie jest cały czas, tylko z wyłączeniem myślenia i analizowania jest tak że nakręca, powstrzymuje przed zrobieniem jakiegokolwiek kroku – tylko teraz czy samo myślenie paraliżuje czy dzieciak we mnie mówi nie, nic nie zrobię bo przecież może stać mi się coś złego, znowu ktoś go skrzywdzi i jedna część mnie chce zmiany druga część kompletnie utrudnia jakiekolwiek zmiany i można takie podejście do zmian liczyć w latach, ciągłe rozmyślanie co będzie gdyby, przejmowania się tym co myślą inni i widocznych rezultatów poprawy nie widzę. Kilkanaście lat gdybania a zmiany mizerne.
                        Do kościoła chodzę, unikam ludzi i jak idę to na tej zasadzie że wybieram takie godziny jak nikogo nie ma w kościele. Czy tak bardzo wewnętrzny dzieciak boi się ludzi że mnie całkowicie powstrzymuje przed nimi i paraliżuje jakąkolwiek zmianę? Większość czasu zamykam się w pokoju jak obrażony na rodziców dzieciak, wychodzenie z niego to ciągłe napięcie co tam znowu rodzice wymyślą, do czego znowu się przyczepią.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 13)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.