Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Bardzo Was proszę o radę…

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 10)
  • Autor
    Wpisy
  • ChceGoWspierac
    Uczestnik
      Liczba postów: 5

      Witam,

      Mam ogromny dylemat co do bardzo bliskiej mi osoby, ale zacznę od początku…

      4 lata temu poznałam fantastycznego faceta. Od początku ujął mnie swoją wrażliwością, czułością, tym jaki jest. Szybko zostaliśmy parą. W trakcie związku wiele razy nie rozumiałam jego zachowań. Izolowanie, zastanawianie, nie korzystanie z dnia dzisiejszego i cieszenie się tym co jest teraz.

      Jego dzieciństwo było koszmarne – ojciec alkoholik, robiący awantury i przepijający każdy grosz co powodowało, że chodził nie raz nie dwa głodny.

      Matka w końcu nie wytrzymała i wyprowadziła się. Wiem, że do dziś ma żal o to do mamy, jednak w tej chwili ma z nią znacznie większy kontakt niż z ojcem.

      Po 2 latach związku zamieszkaliśmy razem, było to spowodowane pewnymi powodami o których chyba nie chciałabym mówić – w każdym razie chciałam dać mu dom, rodzinę i jednocześnie być blisko żeby go wspierać bo zwaliły się na niego niesamowicie wielkie problemy z którymi nie jeden nie dał by sobie rady, jednocześnie działał żeby zdobyć wykształcenie. Jest to cudowny bardzo inteligentny facet, który swoją wiedzą i umiejętnościami nie raz mi zaimponował. Jednak zawsze mój podziw w jego stronę i komplementy były przez niego źle odbierane.

      Gdy zamieszkaliśmy razem coś się jednak zmieniło, nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Ale najgorsze miało dopiero nadejść. Pojawiły się u mnie bardzo poważne problemy zdrowotne z którymi ja również nie umiałam sobie poradzić, krótko mówiąc podłamałam się. Od dobijał się tym, że nie jest w stanie mnie pocieszyć, pomóc, ale w tym wypadku mi wystarczyło z jego strony to, że jest blisko. I tak zaczęło się miedzy nami psuć… Ja potrzebowałam wsparcia a on się tym chyba dusił…trwało to jakoś kilka miesięcy, w miedzy czasie 2 razy przeniósł się na jakieś ok 2 tygodnie do matki… Zawsze argumentując to tym, że nie wie czy kocha, nie wie co czuje… Bolało…

      W czasie gdy go nie było namawiałam go na wizytę u specjalisty, poszedł, zaczął się leczyć na depresję.

      Po kolejnym powrocie na chwile było dobrze, jednak coraz bardziej zaczął się oddalać, unikać, nie rozmawialiśmy, a jak już zaczęliśmy to ucinał rozmowę. Jeszcze bardziej się izolował. Aż w końcu stwierdził, że to nie ma sensu, że zrywa. Było to w lipcu… Po tym jak się wyprowadził początkowo miałam wrażenie, że jest mu lepiej, że jest mu dobrze beze mnie… Zaakceptowałam to, bo chyba o to chodzi w miłości, jak się kogoś kocha to chce się żeby ta druga osoba była szczęśliwa.

      Jednak po czasie okazało się, że wcale nie jest mu lepiej.

      Teraz, po dziesiątkach artykułów na ten temat, po wypowiedziach specjalistów jestem przekonana (chociaż to jeszcze nie jest diagnoza), że moja część serca należy do DDA, zdecydowanie…

      Dopiero teraz zaczynam rozumieć po części jego wybory, to jak mówił, że wypełnia go paraliżujący strach, że nie umie określić co czuje.

      Kontakt rozpoczął się przed świętami, przez zwykłą wymianę życzeń. Zamieszkał sam, i sam też spędził święta, wigilię praktycznie całą pisaliśmy, pytał jak przygotowania do wigilii, czy zrobiłam pierogi, które zawsze ze mną przygotowywał. Sam powiedział, że też sobie zrobił, tak jak go uczyłam…

      Sporadycznie ale jednak pisaliśmy. Nadszedł Sylwester… U mnie złożyło się tak, że nigdzie nie poszłam na imprezę. On miał iść do znajomego, ale jak dowiedział się, że ja nie idę to stwierdził, że to na pewno przez niego, i że on też odwołuje swoje wyjście. Z tego co pisał był w fatalnym stanie psychicznym. Całkowitym załamaniu. Pisaliśmy znowu długo… nawet o samej północy był pierwszą osobą której złożyłam życzenia…Mówił, że ma ogromny żal do siebie, że złamał mi serce, że wszystko to jego wina, że jest złym człowiekiem…

      Nad ranem napisał mi wiadomość czy nie zechciałabym się z nim spotkać na spacer. Zgodziłam się. Spacerowaliśmy sobie i rozmawialiśmy co u mnie się zmieniło, co nowego u niego… Potem przyszła trudna rozmowa, widziałam, że nie potrafi mi pewnych rzeczy powiedzieć, że blokuje się. Powiedział, że coś czuje, i czy myślę, że jakby nie żałował to też chciałby się spotkać… Po chwili powiedział, że musi już iść, pożegnał się i poszedł. Nie rozumiałam tego kompletnie.

      Jeszcze tego samego dnia napisał mi, że pewnie czekam na wyjaśnienie tego dlaczego tak nagle odszedł. Powiedział mi, że w czasie tego pół roku jak nie byliśmy już razem to, że jak to nazwał… mnie zdradził. I, ze teraz na pewno nie będę chciała go znać i nigdy mu tego nie wybaczę, a już na pewno to on sam sobie tego nie wybaczy.

      Ja przez ten czas również spotykałam się z innymi mężczyznami, chciałam kogoś poznać, więc nie odebrałam tego jakoś personalnie bo w zasadzie to nie miał wobec mnie żadnych zobowiązań, a jednak potraktował to inaczej, co daje mi dużo do myślenia…

      Podsunęłam mu parę opisów co do właśnie DDA, po tym jak to wszystko przeczytał stwierdził, że to cała prawda o nim, dzisiaj mamy się spotkać, nie mam pojęcia co mnie czeka, ale wiem, że chcę mu pomóc. Wiem, że nie może liczyć na nikogo innego, rodzina bardzo ignoruje to co się z nim dzieje…

      Nie wiem, czy jest w nim jeszcze jakieś uczucie do mnie. Chciałabym bardzo, ale nie oczekuje tego od niego. Jedno jest pewne – kocham tego człowieka całym sercem za to jaki jest, za jego zalety, których ma mnóstwo, ale i za jego wady. Chcę być dla niego wsparciem, jakiekolwiek miało by to mieć skutki… I cokolwiek miało by to oznaczać… Oczekuje tylko tego, żeby znalazł szczęście, bo zasługuje na to, i podpiszę się pod tym obiema rękami.

      Jednocześnie pamiętam, że nie mogę czekać na niego całe życie. Na chwilę obecną wiem, że będę go delikatnie namawiała na terapię.

      Podobno miłość cierpliwa jest, we wszystkim pokłada nadzieję, nie pamięta złego i nigdy nie ustaje. Ale czy tak jest i w tym przypadku…? Bo w tym cały ten ambaras, żeby dwoje chciało na raz – czy jakoś tak…

      Dzisiaj się widzimy, on zaproponował… Nie wiem jaki jest cel tego spotkania, to się okaże… Jak Wam się wydaje? Co powinnam zrobić? Co powiedzieć? Cokolwiek… Będę wdzięczna za każdą poradę… Lecz już od razu mówię, że nie, nie odpuszczę, nie zrezygnuję z tak ważnej osoby, która tyle wniosła również w moim życiu dobrego.

      M.

      truskawek
      Uczestnik
        Liczba postów: 581

        Cześć,

        Ja usłyszałem z tego wpisu, że ty dokładnie wiesz czego chcesz, a w relacjach nie ma czegoś co się „powinno”. To zależy od obu osób. Nie ma gwarancji skutku, bo ty wybierasz za siebie, a on też za siebie (choćby wyglądał na osobę, która nie podejmuje żadnej decyzji). Ja staram się mówić swoje, bo jeśli to odniesie skutek, to jest mi z drugą osobą bliżej, a jeśli będę strategicznie kombinował, to nawet jeśli się uda, to w końcu zmęczy mnie granie roli. Każdy weźmie z tego tyle, ile zechce i na co jest gotowy.

        Z niczego nie musisz rezygnować, jeśli nie chcesz, skoro ta relacja jest dla ciebie wartościowa. Ja się mogę tylko podzielić tym, czego się sam nauczyłem, mianowicie żeby nie wspierać nikogo za wszelką cenę i niezależnie od skutków – tak jak o tym napisałaś wzbudziło we mnie lekki niepokój. Cena, jakiej nie jestem gotowy zapłacić, to bycie przy sobie i zadbania o siebie. Jeśli ktoś nie ma na to miejsca albo ja sam jestem gotowy dla kogoś zapomnieć o sobie, to dla mnie prosta droga do wejścia w teatrzyk ratownik/ofiara, który jest taką grą pozorów. Zaciekawiło mnie też jak przeżywasz to, że cię nie wspierał, gdy tego potrzebowałaś?

        ChceGoWspierac
        Uczestnik
          Liczba postów: 5

          Może źle to ujęłam… Ja czułam od niego wsparcie, to, że jest blisko i moge się mu wypłakać, nawet posiedzieć w ciszy – było to dla mnie na prawdę wiele. Tu chodzi o to, że do niego nie docierało to, że mi pomaga. Wciąż uważał, że daje za mało… Że jest niedostatecznie dobry a ja zasługuję na więcej… Cytując smsa od Niego „Zasługujesz na kogoś, kto da Ci Tyle na ile zaslugujesz bo jesteś bardzo dobrym człowiekiem.”…

          truskawek
          Uczestnik
            Liczba postów: 581

            Rozumiem teraz. Jeśli daje ci czego potrzebujesz, to strasznie fajnie. Ale mój niepokój nie dotyczy tego, tylko ceny jaką chcesz płacić za to, żeby ci to dawał i żeby chciał być z tobą blisko. Możesz się dzielić z nim czym chcesz, ale i tak to on wybiera ile z tego weźmie i co chce zmieniać.

            Rozumiem jego niepewność, znam ją, umiem sobie wyobrazić co może przeżywać. Ale rozumienie to jedno, a decyzja to drugie. Nie wierzę też już, że można kogoś dorosłego przekonać do czegoś, czego sam nie chce. Nie wierzę też już, że możesz o niego zadbać zamiast niego. Ze swojego doświadczenia wiem, że każdy argument można wyjaśnić czymś zewnętrznym, wsparcie może się zamienić w rozgoryczenie i agresję, a druga strona może się na tym uwiesić i się rozsiąść na swoim nieszczęściu i utwierdzać w poczuciu bezradności. Nie wiem jak jest u was, ale cechy DDA/DDD może zacząć zmieniać tylko on, jeśli się na to zdecyduje. Tak przynajmniej ja to widzę.

            ChceGoWspierac
            Uczestnik
              Liczba postów: 5

              Widziałam się dzisiaj z nim, nawet dalej piszemy. On chce to zmienić, potrzebuje pomocy bo sam nie jest w stanie tego udźwignąć, to są jego słowa. Właśnie w tym rzecz, że ja widzę to, że on tego chce. Omawialiśmy kwestie terapii i z tego co mówi, to będziemy szukać tej pomocy. Czasami sam nie potrafii nic z siebie wydusić, zwłaszcza pisząc… Umówiliśmy się tak, że jeżeli potrzebuje się ze mną skontaktować a nie może napisać ani słowa to wysyła mi kropkę… ” . ” – to jest taki nasz kontakt bez nacisku, że koniecznie musi coś sklecić i wysłać. Ja to nazywam taką kropką wsparcia. Jest ciężko, ale wiem, że warto… Już dzisiaj także taką kropkę od niego dostałam… Powiedział mi dzisiaj, że te dno w ktorym jest tak dobrze zna, że ma już nawet jego mape… A działa ono na niego jak grawitacja, że chce się odbić ale tylko może lekko podskakiwać bo zaraz przyciąga go z powrotem…

              A masz może jakieś wskazówki jak z nim rozmawiać, gdy tak bardzo ma wszystkiego dosyć? Albo może bardziej czego nie mówic? Nie chcisłabym mu jeszcze dokladać…

               

              truskawek
              Uczestnik
                Liczba postów: 581

                Mnie to napawa otuchą, co teraz napisałaś. Gwarancji, że on coś zmieni, ani co z tego wyniknie dla ciebie nie ma nigdy, ale znam różne pary, które są ze sobą blisko, niezależnie czy ktoś (lub obie osoby) pochodzi z dysfunkcyjnego domu czy nie.

                Ja się nauczyłem, żeby przede wszystkim nie dyktować co kto ma robić, być obok i słuchać, ale też żeby mówić o swoich emocjach, jakie we mnie wywołuje to co słyszę, i to nie tylko tych miłych. DDA/DDD bardzo potrzebują akceptacji, ale też jasnej komunikacji.

                Inna rzecz, której się nauczyłem, to pytanie drugiej osoby czego potrzebuje – wydawało mi się z domu, że powinienem zgadywać cudze uczucia i potrzeby, ale przekonałem się, że to niemożliwe nawet z bliskimi osobami, za to pytanie odbieram jako wyraz troski i szacunku, nawet jeśli nieraz trudno mi na to odpowiedzieć. Czasem potrafię powiedzieć czego chcę, zapytany lub nie, i przychodzi mi to nadal z trudem, ale ważne jest dla mnie i to, że ktoś pyta, i to, że sam o coś proszę. W dzieciństwie byłem sterowany, czy raczej tresowany przez rodziców, więc teraz bardzo ostrożnie podchodzę do kogoś, kto podsuwa mi gotowe wyjścia, i coraz bardziej widzę, że zwykle wcale ich nie chcę, tylko uwagę, otwartość, wysłuchanie i wspólny czas, czyjeś doświadczenie, a tylko czasem jakiś konkretny pomysł.

                Jako wspierający z kolei staram się zawsze sprawdzać czy nie naruszam swoich własnych granic, czy mam na to siłę, czy mówię o swoich wątpliwościach, jeśli je mam, i czy moje życie nie zaczyna się kręcić wokół drugiej osoby, czy umiem być ze sobą sam i się tym cieszyć. Coraz bardziej wydaje mi się, że relacje nie polegają na wspieraniu, tylko na bliskości i dzieleniu się różnymi, także trudnymi rzeczami, a wsparcie to tylko fragment. Ty też możesz o coś prosić i wyrażać swoje emocje i potrzeby.

                ChceGoWspierac
                Uczestnik
                  Liczba postów: 5

                  Tak też staram się robić. Ja też swoje w życiu już przeszłam. Też pewne rzeczy przychodzą mi z trudem. Jednego jestem pewna – że w niego wierze, i to kim on dla mnie jest. Niedawno napisał mi, że dziękuje bo poprawiłam jego samopoczucie 🙂 nic dodać nic ująć… Będę tutaj pisać jak sprawy się mają..bo chyba ten post też dodał mi pewnej siły 🙂 i dzięki truskawek za odzew:)

                  truskawek
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 581

                    Miło mi to słyszeć i ciekaw jestem jak będzie się to wam rozwijać. Powodzenia! 🙂

                    ChceGoWspierac
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 5

                      Truskawek, sama umówiłam się na jutro na wizytę do polecanego psychologa w mojej okolicy, żeby się poradzić jak postępować itp. Myślę, że to najlepsze co mogę na daną chwilę zrobić i przy okazji sama umocnić się w przekonaniu i usilnić się w działaniu.

                      truskawek
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 581

                        Cieszę się, że szukasz wsparcia i pomocy, i mam nadzieję, że zadbasz także o siebie. Nie zdziwiłbym się, gdyby psycholog cię zapytał o to, jak ty się masz sama w sobie, a nie tylko wobec niego. Dla mnie związek to raczej otwarcie niż działanie, a gdy jedna osoba się zmienia, to i dla drugiej nie będzie już tak samo.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 10)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.