Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Całkowite zerwanie relacji z rodziną.

Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 27)
  • Autor
    Wpisy
  • skrzat
    Uczestnik
      Liczba postów: 611

      Jak to czytam, to przypominaja mi sie słowa jednej koleżanki : "dobrze, że matkę mam tylko jedna, bo drugiej takiej bym nie zniosla"…. i ja to rozumiem.

      Ja buduję teraz relację z moja mamą…. a ona ma lat 73.
      Ona zaczyna sama mnie zagadywać o moje sprawy. Wcześniej mnie dla niej nie było – przynajmniej ja to tak odczuwałam… jakbym była powietrzem…. ciężko, ale chyba nam suię uda…. mam nadzieję.

      Anonim
        Liczba postów: 20551

        Witaj, Adamie!
        W moim życiu również był czas, kiedy nie znajdowałam dla siebie przestrzeni w istniejącym układzie rodzinnym. Przyczyna jest prosta – rodzina nie dawała mi takiej "przestrzeni dla mnie" – miejsca na mój własny rozwój, własną inicjatywę, wynikające z moich własnych potrzeb i pragnień. Miałam bez zarzutu funkcjonować w narzucanym układzie ról. Nie chciano i / lub nie umiano współodczuwać ze mną na poziomie pozwalającym mi czuć ze strony rodziny uznanie mojej autonomicznej osobowości, indywidualnych dążeń (w tym dążenia do usunięcia przyczyny cierpienia w naszej rodzinie i życia normalnie, pogodnie). Byłam z tym sama. Przestrzeń dla siebie znajdowałam wtedy w sferze marzeń i wiary w lepszą przyszłość.
        Dziś już mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że mam to za sobą; jestem po jasnej stronie. Nie obyło się bez "zmiany ustawień" układu rodzinnego. Moja zdrowa (asertywna) postawa podziałała na trzy różne sposoby w stosunku do trojga różnyck członków rodziny:
        1 – ta osoba teraz uznaje moje osobiste granice (które zaczęłam wyraźnie zaznaczać w relacji) i razem uczymy się szanować je u siebie nawzajem,
        2 – poprawa relacji z tą osobą polega zasadniczo na tym, że rozpoznaję próby manipulacji z jej strony i nie daję się w nie uwikłać; osobowość tej osoby pozostała bez zmian (alkoholik w starszym wieku),
        3 – ta osoba na ten moment nie zniosła tego, że zmiana mojej postawy wymusza zmianę w całym układzie i wycofała się z relacji ze mną, odrzucając mnie (przy czym, jak łatwo się domyślić, obarczając w swoim mniemaniu mnie winą za ten fakt i próbując przekonać otoczenie do takiego widzenia sprawy).

        Przy mojej mądrej terapeutce nauczyłam się, że nie zawsze musi nastąpić zerwanie relacji, ale w sytuacjach, gdy ktoś z rodziny nas krzywdzi, mamy prawo i OBOWIAZEK (wobec siebie i osób, za które jesteśmy odpowiedzialni np. dzieci) chronić siebie i wtedy należy zachować dystans.
        Zakres i zasady utrzymywania tego dystansu ustalamy stosownie do konkretnej sytuacji, z poszanowaniem granic drugiej strony, ale nasze bezpieczeństwo jest dla nas najważniejsze i MA BYC ZAWSZE NA WIERZCHU.
        Z tym dystansem jest trochę jak z separacją – można go modyfikować, skrócić, zawiesić lub wreszcie zrezygnować z niego, zależnie od chęci i faktycznej zmiany postawy drugiej strony.

        Pozdrawiam 🙂

        mmaniak123
        Uczestnik
          Liczba postów: 291

          pine….podpisuje sie wszystkim czterema konczynami pod tym co napisalas 🙂
          pozdrawiam 🙂

          Czarna
          Uczestnik
            Liczba postów: 318

            Hej
            Ja wyprowadziłam się z domu gdy miałam 20 lat tzn, wynajęłam mieszkanie ale w tym samym mieście. Nie kontaktowałam się z rodzicami około roku, sporadycznie mama mnie nagabywała o kontakt. Nigdy nie wróciłam do rodzinnego domu, nawet gdy urodziła mi sie córka (w niezbyt poukładanej sytuacji z ojcem córki). Co mi dała ta ucieczka. Na pewno to, że wyrwałam się z więzienia – to było bardzo fizyczne odczucie, poczułam powiew wolności, a przynajmniej tak mi się wydawało, napodejmowałam mnóstwo złych decyzji, w związku z tym, że nigdy nie miałam prawa ich podejmować ale i dobrych też, zaczęłam kształtować samą siebie, bo wreszcie miałam prawo mieć własne zdanie. Ale też byłam zupełnie zagubiona i potykałam się co krok oczekując od ludzi samego dobra, gdyż nie wiedzieć czemu wydawalo mi się, że świat nie jest taki zły jak mój ojciec…Myslałam, że każdy kto się mną zainteresuje – nie ważne w jakim celu…- mnie kocha i chce się mną opiekować. Oczywiście skutki były opłakane. Jednak coś mi to dało i czegoś nauczyło. Na własnych blędach ale dosazłam do odpowiednich wniosków. Teraz od 2 lat mieszkam w innym mieście ale ojciec nadal prześladuje mnie w snach, wiem, że piętno tego co mi zrobił nadal jest na mnie jak tatuaż, który mogę usunąć sama ale to na pewno będzie mnie bolało. Jednak nie żałuję, że odeszłam od rodziny bo gdybym tego nie zrobiła pewnie skonczyłabym jako bezkształtna masa kogoś kim nawet nie byłam. Nadal szukam siebie samej, uczę się jaka jestem tam głęboko gdzie schowałam się gdy byłam malą dziewczynką. Myślę, że odcięcie się od rodziny dysfunkcyjnej jest samym dobrem i naprawde polecam każdemu podjęcie tej decyzji. To taki początek do wyzdrowienia.

            nacokomudzis
            Uczestnik
              Liczba postów: 3

              Wiele postów,które napisaliście, dotyczy sytuacji,w których odeszliście z rodzinnego domu,który cały czas jest toksyczny.

              a co w sytuacji,kiedy rodzina się zmieniła?gdy nie ma tam już alkoholu?kiedy pozornie jest wszystko ok?

              Wyrwałam się z domu rodzinnego w wieku niespełna 20 lat,mimo iż moja matka od dwóch lat nie piła. Obecnie mam lat 22, nie mieszkam w rodzinnym domu,jednak coraz bardziej widzę,że potrzebuję całkowitego odcięcia się,urwania relacji – ci ludzie na dziś dzień są dla mnie obcy,nie kocham ich,nie tęsknię.Oni mnie kochają,jednak ja uważam,że teraz za póżno na miłość,której potrzebowałam x lat temu,chcę zerwać całkowicie relacje,ale boję się,że oni uznają,że zwariowałam ;>

               

              szorstkiczopek
              Uczestnik
                Liczba postów: 58

                U mnie jest taka sytuacja że pijąca matka (nie piła w ostatnich latach życia) umarła prawie 2 lata temu.
                W trakcie terapii wyszło że tak naprawdę większość problemów mam przez zimnego ojca-tyrana.
                I kiedy wiedziałem już gdzie patrzeć – zacząłem zdawać sobie sprawę jak bardzo on jest dla mnie toksyczny.
                Oczywiście – poza domem dusza człowiek, miły, ciepły towarzyski.
                W każdym razie stwierdziłem że ma wolną rękę jeśli chodzi o kontakty ze mną – mieszkam w innym mieście ale on bywa niedaleko prawie co tydzień.
                I jedyne kontakty z nim od śmierci matki to albo „daj x tysięcy bo potrzebuję” albo „zrób mi jakąś przysługę”.
                Zero zainteresowania mną, zero troski.
                No cóż, stwierdziłem że skoro on tak ustawia tą relację – nie będę postępował inaczej, równowaga musi być.
                Oczywiście – zły i zimny syn nie troszczy się o ojca.
                Zawsze jak podjeżdżał do mnie zapraszałem na kawę czy herbatę – od lat nie wszedł.

                Najstarszy jest typem „bohatera” – ale jedną z funkcji bohatera jest dbanie o status quo w rodzinie, o to żeby nikt nie wychodził poza swoje role.
                Więc zawsze słychać „trzeba wspominać to co dobre”, z sentymentem patrzy na ciężką rękę ojca (który najstarszego wyrzucił z domu w wieku 17 lat). Ogólnie – wszystko jest cool i nie ruszamy żadnych traum z dzieciństwa.
                Co dla mnie w trakcie terapii jest nie do zaakceptowania.
                Najstarszy tak samo – jest raz na miesiąc niedaleko mnie, ani razu nie wpadł, ani razu nie zaprosił na jakieś urodziny jednego z 3 dzieciaków, anie razu (wiedząc że mój ojciec nie urządza wigilii) nie zaprosił mnie na święta.

                Średni zdaje sobie sprawę z tego że jesteśmy dda/ddd ale nigdy z nim nie miałem dobrego kontaktu, więc tylko adres do psychologa mu dałem.

                Ogólnie rodzina próbuje mnie trzymać za ryj w roli niewidzialnego dziecka/źródła bezzwrotnych „pożyczek”.

                Więc skoro nie okazują mi troski, zainteresowania i miłości – czemu ja miałbym to robić?

                 

                Fenix
                Uczestnik
                  Liczba postów: 2551

                  U mnie także wyszło, że większym problemem jest relacja z niepijącą matką.
                  Na zewnątrz ma obraz dzielnej kobiety, która została sama z dzieckiem. W rzeczywistości od najmłodszych lat stworzyła dziecku emocjonalne piekło, które trwało do mojej wyprowadzki z domu rodzinnego.
                  Bardzo mnie zdziwiła, zmiana jej zachowania, w momencie opuszczenia domu. Zmiana pozornie na jej korzyść, ale dopiero niedawno dotarło do mnie że było to zwykłe wyrachowanie z jej strony. W chwili, gdy się wyprowadziłam dotarło do niej, że może zostać zupełnie sama.
                  Teraz jak jest coraz starsza próbuje naprawiać relacje, tylko że wcześniej zbudowała taki mur i tak mi dopiekła, że teraz to ja nie potrzebuję już jej ciepła i akceptacji. Sama nadal nie potrafi dostrzec własnych błędów i wychodzi z założenia, że wszyscy inni są źli, podli a ona jest taka biedna pokrzywdzona.

                  Fenix
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 2551

                    Szorstkiczopek zastanawiałeś się, jakbyś się zachował w sytuacj gdy zostajesz tylko Ty i ojciec, który jest już stary lub chory i wymaga opieki?
                    Pytam się, bo ostatnio taka właśnie myśl siedzi mi w głowie i spędza sen z powiek. Nie mam rodzeństwa więc nikt inny matką się nie zajmie. Myśląc o tym mam odczucie, że w takiej sytuacji zabierze mi moje życie, bo nie będę potrafiła być obojętna.

                    szorstkiczopek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 58

                      Fenix, jestem pewien że on nie pozwalałby sobie pomagać, więc pewnie skończyłoby się na jakiejś pielęgniarce.
                      Problem z moim ojcem jest taki że on jest straszną pierdołą, nie umiejącym planować na parę lat w przód człowiekiem z priorytetami typu – najpierw kupić sobie samochód a dach w domu może przeciekać.
                      A nie da sobie nic powiedzieć, doradzić, wytłumaczyć – zawsze wie i wiedział lepiej.

                      Dom ma stary i do remontu, nawet jakiś czas temu (matka żyła) oferowałem pomoc finansową – powiedział że „będziecie sobie remontowali jak my umrzemy”. Kupił w tamtym roku sobie jacht.
                      Moja matka która była jaka była, alkoholiczka przez długie lata, ale była już pod koniec życia niepijąca i schorowana , poruszała się z balkonikiem.
                      A w domu w każdych drzwiach wysoki próg, drzwi do łazienki i wejściowe do domu 70cm szer. – i jak spytałem się ojca jak sobie wyobraża matkę na wózku (kwestia czasu to była, ale umarła wcześniej) w tym domu – stwierdził „jakoś będziemy sobie radzić”.
                      A do łazienki z balkonikiem nie mogła wejść nawet.
                      No więc moja matka dożyła swoich dni w syfnym, ciasnym, brudnym i zaniedbanym domu – a on kupował sobie samochody i jacht.
                      Chciałem jej kupić ładne meble ogrodowe żeby mogła sobie usiąść przed domem to mnie opieprzył że po co.

                      Wiesz, ja mam takie podejście że on naprawdę pracuje sobie (i pracował całe życie) na swoją przyszłość.
                      Kiedyś myślałem że to jest człowiek typu „biednemu wiatr w oczy” ale teraz widzę że on sobie solidnie zapracował na to że żyje w domu który się rozsypuje, w rodzinie która się rozsypała, bez oszczędności itp.
                      Zapracował sobie na to.
                      Kupiłem im pralkę dwa lata temu – nie podłączył, pierze w misce albo frani (!).

                      Kiedyś twoje pytanie też mnie zastanawiało – ale teraz już nie.
                      Czemu miałbym nad nim stać i mu przysłowiowy tyłek wycierać – jak ja byłem chory w dzieciństwie to matka mi podawała wodę i cośtam pomogła.
                      Ostatnio sobie przypomniałem jak się okazało że miałem pasożyty – poszedłem do niego (z 10-11 lat miałem) – usłyszałem „daj mi spokój”.
                      I ja miałbym być wobec niego zobowiązany?
                      Jest dorosły i powinien się troszczyć sam o siebie.
                      Ja muszę.

                      Fenix
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 2551

                        U mnie matka zawaliła w kwestii zapewnienia emocjonalnego rozwoju, w kwestii zapewnienia opieki fizycznej nie mogę jej nic zarzucić.
                        Dlatego to mnie męczy, bo gdyby zawaliła na jednym i drugim polu, nie miałabym takiego problemu.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 27)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.