Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Co dalej
-
AutorWpisy
-
Mam 23 lata. Jestem na pierwszym roku studiów informatycznych na kiepskiej uczelni. Wcześniej przez rok studiowałem inny beznadziejny kierunek a potem łapałem słabo płatnych fizycznych robót na przemian z siedzeniem na bezrobociu.
Mój ojciec to chlejące całymi dniami warzywo na rencie. Kiedy ma co pić, całymi dniami leży przed telewizorem pijany i naćpany lekami. Kiedy nie ma, awanturuje się i próbuje zmuszać nas do zdobycia na to pieniędzy. Mama pracuje jako sprzątaczka za grosze. Ma ciężką depresję. Często płacze. Oboje toną w długach. Prawie wszystko co zarobiłem w życiu poszło na nie i rachunki. Rodzeństwo jakoś sobie poogarniało życie, wyprowadziło się i prawie całkowicie urwało kontakt. Na pomoc z ich strony nie mam co liczyć. Obecnie mam możliwość się uczyć tylko dzięki stypendium i kredytowi studenckiemu (który wziąłem z myślą o wyprowadzce na stancję), ale też wszystko idzie na długi i dom. Ledwo wystarcza nam na rachunki i jedzenie. Codzienne kłótnie to norma od kiedy pamiętam.
Na studiach jakoś daję radę, ale to wyjątkowo słaba uczelnia. Mam jedne z lepszych ocen w grupie, ale nauka tego co faktycznie będzie potrzebne w pracy mnie na ten moment przerasta. Jeśli chodzi o programowanie, to po roku umiem tyle, ile dałoby się samemu nauczyć z internetu w niecały miesiąc. Większość czasu i energii idzie na matmę i inne zaliczenia.
Chora głowa nie pomaga w nauce. Mam depresję, fobię społeczną, wiecznie odczuwam lęki, głównie przed przyszłością, poczucie winy, braku sensu w czymkolwiek.
Nie mam żadnych znajomych od gimnazjum. Bycie w związku to dla mnie abstrakcja porównywalna do lotu na Marsa. Cholernie boli mnie, gdy widzę na co dzień na uczelni tych wszystkich szczęśliwych, beztroskich ludzi po prostu cieszących się życiem. Chciałbym żyć jak oni, zazdroszczę im. I nie potrafię z nikim znaleźć wspólnego języka. Część to dzieciaki z bogatych domów, część potrafi rozmawiać tylko o najnowszych grach i konsolach. Z tymi drugimi jeszcze bym się dogadał, ale jedyne co mam to laptop kupiony kilka lat temu za tysiąc złotych. Jestem dla nich tym ponurym dziwakiem, który prawie się nie odzywa.
Wszystkim w podobnej sytuacji ludzie doradzają, żeby jak najszybciej wyprowadzać się z domu. Tylko no właśnie, jak? Ze stypendium i kredytu mam ledwo tysiąc złotych miesięcznie. Na ten moment wszystko oddaję rodzicom, bo co innego mam robić, gdy przychodzi do mnie zapłakana matka i mówi, że odetną nam prąd albo ma kłopoty z powodu nie spłaconej od dawna chwilówki? Za nieco ponad miesiąc wakacje. Będę musiał znowu poszukać jakiejś pracy na produkcji, albo magazynie za minimalną, żeby tylko mieć za co przeżyć.
Od miesięcy targa mną wewnętrzny konflikt. Czy uczyć się dalej i liczyć, że jakimś cudem uda mi się wynieść w końcu na stancję, czy rzucić to, szukać fizycznej pracy i wyjechać do Niemiec albo UK jak tylko odłożę kwotę pozwalającą przeżyć do pierwszej wypłaty? W drugim przypadku muszę brać pod uwagę jeszcze konieczność spłaty kredytu od momentu rzucenia studiów, więc z tym odłożeniem będzie bardzo ciężko.
Nie radzę sobie z tym wszystkim.
Wiem, że to łatwo mówić, bo sama sie z tym borykam. Wyprowadzić się czy nie wyprowadzić, co zrobić? Jak?
Wiem, że musze dla siebie. Ty też musisz.Ja szukam nawet pokoju do wynajęcia za 500zł miesięcznie. Może w twoim mieście też jest taka możłiwość.
Wynająć pokój. Spier** jak najszybciej bo sie nie uwolnisz. Musisz znaleźć w sobie taką siłe i uciekać, bo zginiesz razem z nimi.
Musisz zrobić to co rodzeństwo. Moje też spierdzieliło, mam kontakt tylko z siostra, ale sporadyczny.
Zawsze odpowiedzialność zostaje na najpóźniejszym dziecku.
Jesli chcesz sie ratować, musisz uciekac i zrobic plan.
Ja mam cytat ktory sobie wbijam glowe „dopoki walczysz,jesteś zwycięzca”
WALCZ DLA SIEBIE !
Trzymam kciuki, jakbys chciał popisać to gg 1957534
również sadze ze to ostatni moment na ucieczkę, choc będzie cholernie trudno ale nie daj się pociągnąć na samo dno, zostaw jakiś kontakt do siebie
Taka sytuacja to pole walki chłopie..może to nie być odpowiedni czas na jej kontynuację ponieważ może po prostu nie wystarczyć Ci sił. Obecny stan rzeczy to bezwzględny przeciwnik, który może pochłonąć całą Twoją energię życiową , psychikę, a w efekcie całego Ciebie. Nie jesteś w tym sam..My jesteśmy z Tobą i miej pewność że rozumiemy Cię bez zbędnych słów. Chcesz tego czy nie i niezależnie od tego jak wydaje Ci się to trudne..może wręcz niewykonalne uwierz mi, że..nie ma innego wyjścia jak tylko to, by zadbać wyłącznie o siebie..odciąć toksyczną smycz do której zostałeś przypięty..bez Twojej zgody . Mnie osobiście podobne sytuacje doprowadziłyby prawie do śmierci..zostawiłbym wtedy wszystko i wszystkich.. jacek2002@ interia.eu..gdybyś potrzebował wsparcia to..służę pomocą…Pozdrawiam Cię ciepło z nadzieją że będzie to początek Twojej nowej, lepszej drogi przez ten świat nadal pełen emocjonalnego wyzysku..
Zostaw ich, poradzą sobie lepiej niż ci się wydaje, za coś stary pije, wóda i leki nie są za darmo, jak ma kasę na to będzie i miał na inne. Oni na ciebie liczą i to ich trzyma w tej sytuacji, aby cokolwiek się zmieniło nie mogą mieć nikogo na kim będą wisieć.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.