Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Co jest ze mną?

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 22)
  • Autor
    Wpisy
  • agniechaa
    Uczestnik
      Liczba postów: 100

      Hej, pisze bo mam problem i nie umiem sobie z nim poradzić, może ktoś z Was ma podobnie i wie z czego to wynika i jak to stłamsić?
      Problem tkwi w tym, że chyba za lekko podchodze do życia, nigdy nie podchodze jakoś stresowo do sytuacji które innych przyprawiają o wszelkie objawy zdenerwowania, stresu etc. W szkole przed sprawdzianami, kartkówkami nigdy sie nie denerwowałam, teraz na studiach w trakcie sesji to samo, gdy szłam nieraz na jakies rozmowy kwalifikacyjne- zero stresu. Jakby mnie to w ogole nie dotyczyło tylko kogoś innego a ja obserwuje z boku.. Denerwować zaczynam sie dopiero gdy wybija "godzina 0" i dociera do mnie że zaraz stanie sie coś ważnego, co dotyczy MNIE i mojego przyszłego życia. Wtedy zazwyczaj zaczynam byc zła na siebie że wczesniej sie bardziej nie postarałam np żeby sie wiecej pouczyc czy lepiej przygotować. No ale potem złość przechodzi i następnym razem jest znowu tak samo. Dużo osób mi mówi że taki lekkoduch ze mnie, nawet raz koleżanka mi powiedziala ze jestem szczęściarą bo sie nigdy niczym nie przejmuje :/ Rzecz w tym że ja właśnie chciałabym sie zacząć przejmować własnym życiem a nie obserwować je "z boku" .
      Zbliża mi sie kolejna sesja, tym razem będzie masakryczna i sobie świetnie zdaje z tego sprawe jednak nie potrafie sobie tego wziąć do serca, wziąć sie porządnie do nauki. Chciałabym wyjechać za rok na inną uczelnie ale nie robie nic w tym kierunku, jakby to wszystko miało przyjść samo, bez mojego wysiłku.
      Nie wiem czy w ogóle to sie kupy trzyma co napisałam.
      Mam ciągle potrzebe pójścia na terapie.. ale sie boje, o tym też myśle sobie przez jakiś czas, potem ta myśl ucieka i tak w kółko.. Na dodatek w moim mieście ośrodek mieści sie w budynku akademiku… a w tym akademiku mieszka kilka moich znajomych , nieraz śmiali sie ze mają "alkoholików na dole" . I jak ja mam tam iść? żeby mnie zobaczyli? przeciez im nie powiem, że jestem DDA :/

      agus
      Uczestnik
        Liczba postów: 3567

        co do Twojego problemu tooo nie wypowiem się, bo nie wiem… mam odwrotnie…za mocno się wszystkim przejmuję… a i tak zbieram się na ostatnią chwilę… kiedyś byłam bardziej poukładana… ale za bardzo brałam na siebie i do siebie…i tym zadręczałam innych…i siebie… teraz po terapii robię po małuuu, na wszytsko mam czas… stresuję się… ale jakoś nie dzialam spontanicznie… mój mąż mówi, że nie wie co się ze mną dziejeee…:silly: ze też mam wszytsko w du…ee… ja chyba filtruję… co jest ważne, a co wazniejsze, nie przywiązuje wagi do pierdól… zresztą to nie o mnie miało być… soryyy

        chodzi mi o Twoje DDA i wstyd… przecież DDA to nie choroba zakaźna… u nas w kraju z 70 % społeczeństwa to maaa… myślę że nie jest wstydem przyznanie się do dysfunkcji…hmmm co prawda ja DDD… mój mąż DDA na początku jak o tym mówiliśmy znajomym były śmiechy, wyzwiska od czubków… ale my wiedzieliśmy, że jesteśmy na dobrej drodze… ze to z nimi coś nie haloooo…. i jakoś przetrwaliśmy…… a teraz po terapi… te osoby które zostały przy mnie… są pełne hmm jakby to nazwać są w szoku wielkich pozytwynych zmian… 🙂

        pompejusz
        Uczestnik
          Liczba postów: 13243

          Hej Agniecha:)
          Pytanko mam. Czy przez to co napisałaś wyżej zawaliłaś coś kiedyś w życiu??Jeśli tak to rzeczywiście powiedziałbym że jesteś ignorantka, olewasz i to nie jest dobre…
          Hmmm jeśli natomiast wszystko idzie dobrze to tylko pozazdrościć lekkości ducha i byle tak dalej!!:) 🙂

          pompejusz
          Uczestnik
            Liczba postów: 13243

            agus zapisz:

            przecież DDA to nie choroba zakaźna… u nas w kraju z 70 % społeczeństwa to maaa…”

            jak nie wincyyy;) 😛

            agniechaa
            Uczestnik
              Liczba postów: 100

              agus zapisz:

              chodzi mi o Twoje DDA i wstyd… przecież DDA to nie choroba zakaźna… u nas w kraju z 70 % społeczeństwa to maaa… myślę że nie jest wstydem przyznanie się do dysfunkcji…hmmm co prawda ja DDD… mój mąż DDA na początku jak o tym mówiliśmy znajomym były śmiechy, wyzwiska od czubków… ale my wiedzieliśmy, że jesteśmy na dobrej drodze… ze to z nimi coś nie haloooo…. i jakoś przetrwaliśmy…… a teraz po terapi… te osoby które zostały przy mnie… są pełne hmm jakby to nazwać są w szoku wielkich pozytwynych zmian… :)”
              Kurcze ja tak nie umiem.. Może nie mam "jaj" żeby mówić o tym ludziom ale chyba po prostu sie wstydze.. Zresztą o tym, że mój ojciec pije wiedzą moje dwie przyjaciółki z identycznym problemem, nikomu poza nimi nie mówie o tym bo … nie czuje potrzeby, nie chce , no i właśnie wstydze sie tego. Idąc na terapie skazałabym sie na to, że TO wyjdzie… a potem ploty że oooo ona była u "alkoholików" i jakies głupie podejrzenia albo coś. Wątpie że lepiej bym sie poczuła. Ale zazdroszcze Tobie w sumie że potrafisz tak bezpośrodnio do ludzi o tym mówić… może i ja sie kiedys naucze choć ciężko mi w to uwierzyć..
              Właśnie dla tych zmian o których piszesz chcialabym pójść, spróbować. Choć wciąż wydaje mi sie że jakos mi ta terapia nie jest potrzebna w porownaniu do tego co czytam o problemach innych DDA, moje wydają mi sie przy tym jakies takie błahe.. ale są rzeczy z którymi mam problem i nie potrafie sobie radzic. Jedyną przeszkodą przed pójściem tam jest obawa że znajomi zobaczą :/
              I dziękuje za odpowiedź 🙂

              agniechaa
              Uczestnik
                Liczba postów: 100

                Pompejusz nie zawaliłam jeszcze nic, nie wiem jakim cudem ale jestem właśnie chyba w trakcie tego zawalania… a nawet jeśli znowu mi sie uda to kiedyś w końcu nie. Strasznie tego u siebie nie lubie i nie zauważyłam żeby ktokolwiek z mojego otoczenia tak miał. Każdy w końcu "bierze sie za siebie" a ja nie umiem. Mam wrażenie, że wszystko przyjdzie samo. Głupie to w sumie jak tak czytam :/

                agus
                Uczestnik
                  Liczba postów: 3567

                  Wiesz, Agniecha… mój mąż miał podobnie całe życie się " ślizgał" był zdolny, nauka mu szła … był pracowity… lubił i lubi pracowac… tylko lightowo podchodził do życia… do momentu jak nie rozbudował nie wiadomo jakim cudem firmyyyy…:P … i wreszcieeee skończył się ślizg… splajtował… wtedy zaczął się MATRIX… to było 5 lat temuuu… wtedy i ja "skorzystałam" , bo i ja się wzięłam za siebie… konsekwencje były i są nie ciekaweeee…pamiętam w jednej z rozmów powiedział mi, że on się czuje tak jakby nigdy nie mogłoby mu stać się coś złego… poczytałam kiedyś o tym… prawidłowo rozwijający się człowiek traci " poczucie, że nic mi się nie stanie " w wieku 17 lat…

                  wRVBRFE
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 37

                    Z tego co pamietam agus Twoj maz bezpardonowo sie przyjebal do mnie kilka miesiecy temu. Jego DDA dalej w dupie siedzi. Najwyrazniej zwiazek na odleglosc Wam sluzy tylko pewnie nie zdajesz sobie sprawe jakie to ma niszczace skutki dla dzieci. Ale to Wasza sprawa.
                    Zainteresowala mnie jedna sprawa – kreujesz sie na osobe, ktora za Chiny by nie byla z takim typem (w milosc nie wierze,zreszta sprawa milosci w DDA to chora jazda). Wiec jak to jest – sciemniasz czy Ty dalej jestes ciezkim DD co boi sie zmian?

                    agus
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 3567

                      Sony to Tyyyy :blink: :blink: :blink:

                      Już Ci wyjaśniam… o mnie… jak trafilam na kozetke ( zresztą pisałeś, że czytałeś kiedyś… too na pewno to wiesz…) terapeutka zapytała się mnie czy chcę odejść, czy zostać… powiedzialam to drugie… więc ona powiedziała mi, ze nauczy mnie żyć z DDA…w sumie wiele sesji było o nas… wiele zrozumiałam… wiele zobaczyłam… w sumie święta w związku też nie byłam… i tak uczyłam się akceptować męża takiego jakim jest…żyć z nim, nie kontrolować go, bezwiednie zlewać go, bo po prostu zajełam się sobą… on w terapii nie był, widzę jego DDA, ale umiem reagować na manipulacje… itd… moja terapia w naszym zwiazku pomogła… w sumie teraz jak się widzimy, tworzymy super parę, bawimy się, dogadujemy, śmiejemy, przytulamy, wspólnie planujemy… przede wszystkim nie szukamy wzorców wśród znajomych itd… jesteśmy yacy jacy jeśteśmy i akceptujemy się nawzajem…tooo jest dużoooo… jak na to co byłooo… co do dzieciii… hmmm dla mnie nie ważne w którym momencie swojego życia jestem czy byłam liczę się z nimi, są dla mnie najważniejsze… między nami było bardzo źle… aaa one te dwie małe laski mądre przyszły kiedyś do mnie do sypialni… i mówią : Mamuś nie rozwodż się z tatą , kłóćcie się ale nie rozwodżcie się… płakały… dlatego taka była moja decyzja w trakcie terapii… mój maż jest i był dla nich super ojcem… to on je kapal jak były małe, to on im czytał bajki, on je woził do przedszkola… ta więź została… teraz mimo wszystko jest dla nich facetem nr 1… i robi dla nich więcej jak ja co tu jezdem… na odległośc odrabia z nim lekcje przez skaypa… siedzą w trójkę godzinami i gadają… hmmm wiem, że to nie idealna rodzina… ale jest taka jaka może na tą chwilę być…pewnych rzeczy spraw się nie przeskoczy…. aaa co do wyjazduuu naszego do N… one nie kcąąąąąą…
                      😉
                      Ps co do przyjebki…:woohoo: zachował się jak prawdziwy mężczyzna… obronił swoją żonę… n:blush: nie wracajmy , proszę do tegoooo, po coooo:blink: :S

                      Edytowany przez: agus, w: 2013/01/05 21:36

                      wRVBRFE
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 37

                        Zycze Wam jak najlepiej ale dla mnie trwacie w zawieszeniu. Najgorzej, ze takie zawieszenie moze trwac do konca zycia 🙁 .To tak opinia kogos z zewnatrz

                        No wiem, zrobil co mogl B) 😉

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 22)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.