Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Czemu ludzie racjonalizują i wypierają? :(

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 16)
  • Autor
    Wpisy
  • Daniel
    Uczestnik
      Liczba postów: 131

      [color=#008000]Dziś spotkałem się z pewna osoba. Wydawała mi się sympatyczna dlatego otworzyłem się trochę i zaczałem mowić o moich rodzicach, o dziecinstwie itd. I w zasadzie bardzo dużo mnie to wewnętrznie kosztowało bowiem ta osoba zaczęła jakby bronić moich rodzicow (a tak naprawdę chyba swoich). Kurcze 🙁 Tak że ja znow zaczałem się czuć winny że czuję to co czuję itd. Moim zdaniem ta osoba posłużyła się wyparciem i racjonalizacja by chronić pewnego stylu wychowywania w ogole. Sorki że Wam to piszę ale bardzo chciałem się podzielić z kimś tym moim doświadczeniem. Chciałem dać wyraz że ja się nie zgadzam z takim stawianiem sprawy jak zrobiła to ta osoba. Dlaczego takie ludzkie uwagi potrafia we mnie wywołać znow tyle poczucia winy. WIerzę że jest możliwa rodzina pełna ciepła i miłości a ja tego nigdy nie dostałem. Moje dziedzictwo to chłod i słowne podważanie moich talentow. O przemocy fizycznej już nie wspomna. Tak sobie myślę, czemu nieraz ludzie wkładaja tyle energii by wszystkim naokoło udowodnić że to dziecko jest winne. To bardzo boli. Mowi chyba o tym chyba poniższy fragment ksiażki Susan Forward: Toksyczni rodzice.[/color]

      [color=#FF0000]"Wyparcie, dla wielu dorosłych dzieci toksycznych rodzicow jest prostym, nieświadomym procesem wypychania pewnych wydarzen i uczuć poza świadomość, udawaniem, że tamte zdarzenia nigdy nie miały miejsca. Wielu z nas używa subtelniejszego sposobu odcinania się od tego, co trudno przyjać: racjonalizacji. Kiedy uzasadniamy rozumowo coś bolesnego i niewygodnego, to używamy „mocnych argumentow”.

      Oto kilka typowych racjonalizacji:
      – Ojciec krzyczał na mnie tylko dlatego, że matka nie dawała mu spokoju.
      – Mama piła tylko dlatego, że była samotna. Powinienem był częściej zostawać z nia w domu.
      – Ojciec bił mnie, ale on nie chciał mnie zranić. Chciał mi tylko dać nauczkę.
      – Mama nie zwracała na mnie nigdy uwagi, ponieważ była bardzo nieszczęśliwa.
      – Nie mogę obwiniać ojca za to, że mnie napastował. Mama nie sypiała z nim, a mężczy¼ni potrzebuja seksu.

      -On robił to tylko dlatego, że…

      Wszystkie te racje rozumowe maja jeden wspolny mianownik: służa zaakceptowaniu tego, co jest nie do przyjęcia. Być może na powierzchni wydaje się, że to działa, ale pewna część ciebie zawsze będzie znała prawdę. "[/color]

      Edytowany przez: Daniel, w: 06.04.2007 22:54

      jammin
      Uczestnik
        Liczba postów: 26

        od dziecinstwa akceptowalam to co jest nie do przyjecia-myslam ze to moja wina….
        heh
        ale teraz jestem siwadoma a przynajmniej stram sie byc….trudno oceniac sytuacje obiektywnie z perspektywy ofiary

        Anonim
          Liczba postów: 20551

          Pytasz czemu? Pewnie z wielu powodow.

          Po pierwsze , możliwe, ze osoba z ktora rozmawiałeś miała wspaniałe dziecinstwo lub wręcz przeciwnie, ale jaszcze nie jest świadoma, że to jak ja traktowano to nie jej wina (ja do pewnego momentu tez broniłam swoich rodzicow)

          Po drugie, może jak i wielu z nas, także tej osobie wpojono , że o rodzicach nie wolno mowić ¼le i trzeba ich szanować bez względu na wszystko – to pozostałość z "czarnej pedagogiki " ktora była powszechna nie tylko w przedwojennych Niemczech, ale i w Polsce – i pewne elementy tego chorego systemu pseudo wychowawczego pokutuja w narodzie do dziś.

          Po trzecie zachowanie takie jak Twoje jest niepopularne, tu na forum nie budzi może niczyjego zdziwienia, ale w tzw. "normalnym" społeczenstwie nie jest uznawane za politycznie poprawne. Narzekajac na rodzicow, skarżac sie na nich musisz być przygotowany na to, iż możesz z dużym prawdopodobienstwem zetknać się z opinia że sam jesteś sobie winien, albo to Twoje życie wiec sam we¼ je w swoje ręce a nie szukasz winnych tego że jesteś niedojrzały – to bardzo częste poglady. Co gorsza one w dużej mierze nie sa pokierowane złośliwościa , ludzie tak na prawdę myśla, bo wierza lub chcieliby wierzyć, że ich los od poczatku do konca zalezy od nich.

          Tylko tak na prawde ten powod nie jest ważny… Czy to racjonalizm, złośliwosc, czarna pedagogika czy zwyczajna głupota, to nie ma najmniejszego znaczenia, bo problem tkwi gdzie indziej.

          Pamiętam jak dużo czasu zajęło mi uwierzenie w to, że moje dziecinstwo nie było normalne, że nie zasłużyłam sobie na to co mnie spotkało (choćby przemoc emocjonalna, seksualna, brak opieki, wykorzystywanie). Nie wiem czy jestem tego pewna co do wszystkiego zła, ale już nie potrzbuję o tym opowiadac po to by mnie inni upewniali . Potrzebowałam zapewnien, wydawało mi się, że gdy mi inni przyznaja rację to uwierzę (w myśl zasady, że im więcej osob podziela dany poglad tym zyskuje on na prawdzie), a gdy inni zachowywali się tak jak Twoja znajoma, to wpadałam w doł i sama już nie wiedziałam o co tu chodzi. Strasznie cierpiałam i miałam żal, pytałam "dlaczego?" Dlaczego ludzie sa tacy podli…, dewaluowałam ich oraz ich zdanie Jednak gdy przyznawali mi racje czułam jakby robili to bez przekonania (żebym skonczyła opowiadać, albo żebym nie płakała) więc i tak nie wierzyłam.

          Myślę, że rozwiazanie problemu nie polega na tym, by innych przekonać, ale by uwierzyc samemu sobie, by zaufać własnej pamięci, własnemu zdaniu i wiedzy.

          Wiem, że to bardzo trudne gdy się w kołko słyszało, że trzeba słuchać innych, liczyć się z ich zdaniem (bo mama wie lepiej, i tata też nawet jak jest pijany),że gdyby nie rodzice to by się ze swoja głupota zginęło, albo gdy dostawało się burę lub lanie bez rozmowy, bo sasiadka czy nauczycielka na nas doniosła… bo co ludzie powiedza… Czy nasze zdanie miało jakieś znaczenie? Ale teraz ma, większe niż się wydaje. Tylko jak każda zmiana, tak i uwierzenie sobie wymaga czasu .
          ¯yczę Ci w ten świateczny czas byś uwierzył, że to nie była Twoja wina i byś znalazł oparcie w sobie 🙂
          Pozdrawiam
          yucca

          P.s Jeszcze coś – pytasz dlaczego ludzie wkładaja tyle energii w udowodnienie winy dziecku… Prosta odpowied¼ – gdy się udowodni winę innym i środowisko w to uwierzy, to zmazuje się winę z siebie.

          Daniel
          Uczestnik
            Liczba postów: 131

            Dziękuję Ci.

            maga_
            Uczestnik
              Liczba postów: 249

              yucca napisał:

              Pamiętam jak dużo czasu zajęło mi uwierzenie w to, że moje dziecinstwo nie było normalne, że nie zasłużyłam sobie na to co mnie spotkało (.”

              wlasnie sobie zdałam sprawe, że ja w to nie wierze
              jestem pzrekonana, że wszytko było normalne a to ja jestem nienormalna, nie spotkało mnie nic złego
              w zasadzie to ja niczego nie pamietam, a jeśli juz to epizody … i nie mowie o tym jak miałam 5 lat, tylko mowię o całej pzreszłości
              np okresu liceum w domu kompletnie nie pamietam, mam wrazenie, że moge tylko zmyslac i spekulowac
              mam za to głębokie pzrekonaie ze mam za dobrze, bo mogłam iśc na studia, jestem utrzymwyana … a nie potrafie tego deceniacm, wykorzystać i rozwijać się … stoje w miejscu i mam wrażenie, ze to przez to że miałam za dobrze

              ja wine biorę na siebie w 100% … czasem obwiniam rodzicow, ale wtedy sie czuję jakby tylko tworzyła puste teorie

              jednoczesnie czasem wydaje mi się, że mam takie problemy z zupełnie podstawowymi czynnościami ( jedzenie, sen, kontakty z innymi, zabawa, praca, nauka) … że poziomem nieprzystosowania pzrekaraczam moze nawet osoby z uposledzeniem umysowym i nijak branie się w garść i podejmowanie decyzji "chce żeby było tak więc niech tak będzie" mi nie wychodzi

              ja chcetnie chce parcowac nad soba w sensie uczyc sie czegoś nowego … np kontroli itd., ale za nic nie chce grzebac w pzreszłości … przy tym nie mma pzrekonania ze tak tkwi cos bolesnego, tylko ze tam nic nie ma, i jak mowie ze ejstem dda, to mam prawo sie uczepic takiej koncepcji powstania moich trudnosci, ale gdybym zaczela opowiadac o pzreszlosci, to by sie wydalo, ze nie mam prawa, zmyslam i ze moje trudnosci powstały niejako z mojej wlasnej woli

              annaanna
              Uczestnik
                Liczba postów: 448

                My DDA jesteśmy takim wrzodem na ciele zdrowej polskiej rodziny.Samo istnienie nasze zadaje kłam opinii o rodzinie podstawie społeczenstwa,zasadom kościelnej religijności,ogolnie przyjętym normom.I żebyśmy jeszcze siedzieli cicho jak przez wiele lat biorac na siebie winę za swoje trudności i problemy, ale także za naszych rodzicow,A my mowimy o tym głośno i staramy się walczyć o siebie, przerywamy też odwieczne tabuTo prawda im bardziej my będziemy winni, tym mniej będa winni nasi rodzice, ale też inni członkowie rodziny, sasiedzi , nauczyciele,,ktorzy widzieli to wszystko i nic nie zrobili,Lepiej udać ,że nic się nie stało,Od dziecka alkoholika nie wymaga się by mowiło o swoich problemach psujac innym nastroj, tylko żeby bohatersko opiekowalo się rodzicami ,Wtedy zasłuży na szacunek,Może powinni nas pozamykać w gettach, żebyśmy nie ranili ich poczucia estetyki,Ale co ciekawe spotkałam się też z niechęcia ze strony rodzenstwa.Moj brat wolałby razem z matka udawać,że wszystko jest w porzadku niż rozmawiać o tym problemie głośno, a terapia, mitingi praca nad soba,,,,,,,,to nie ma o czym mowić.Nie ma problemu…nie będzie jak wsadzimy go jeszcze głębiej….najlepiej pod dywan,tylko żeby się nie przewrocić całkiem,

                maga_
                Uczestnik
                  Liczba postów: 249

                  annaanna napisał:
                  ” nie wymaga się by mowiło o swoich problemach psujac innym nastroj, ”

                  o to jest to
                  przepraszam, że wyrywam z kontekstu
                  ale tak sie czuje, ze powinnam radzić sobie sama, bo inni maja wieksze problemy PRAWDZIWE
                  a nawet jesli już cos mowię i tak nie czuję się rozumiana, wręcz narasta poczucie winy, że zawracam głowe wymysłami ktore sie biora z tego, że "mam za dobrze"
                  bo np gdbym byla biedniejsza to bym nie miala kloptow z tym ze za duzo jem, gdybym sama musiala zarobic an studia i inne rzeczy to bym je na pewno skonczyla, gdybym nie byla taka egoistka to bym nie miala trudnosci z relacjami z innymi i nie izolowalabym sie z takim panicznym lękiem przed światem… czyli nie doceniam tego co mam, wydaje mi sie wszytko nic nie warte, bo nie ponoslam wysilku w zdobycie czegokolwiek … ??? i to do mnie jednak bardziej przemawia … caly czas zyje z poczuciem ze powinna mnie spotkac kastastrofa, zebym mogla zaplacic za to jak sie teraz zachowuje, zebym mogla nauczyc sie pokory i docenic cos … byc moze po stracie … caly czas wiec "nie szanuje " i "nie odceniam" "wymyslam" zyjac w oczekiwaniu na blizej niesprecyzowana karę od losu … bo w koncu miarka sie prztebierze i ślepy traf przestanie działać a wtedy spotka mnie to na co zasługuje

                  yucca
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 588

                    Jest mi znane to co mowisz Mago. Nie będe się rozpisywać powiem tylko, że nie można mieć "za dobrze". U mnie mowili tak rodzice, bo im się wydawało, że skoro mam kieszonkowe i najlepsze zabawki (bo oni przecież mieli tylko misie wypychane słoma) w zamian za ich uwagę i miłość, to już powinnam fruwać pod niebiosa i przede wszystkim DAÆ IM ¦WIETY SPOKOJ… a okazuje się, że gowniara zamiast się cieszyć i być wdzieczna, ciagle chce czegoś innego. Nie umieli się przed samymi soba przyznać do problemow z bliskoscia, wiec woleli uznać, że mam za dobrze. A ja bym ta cała kasę oddała za bliskość…

                    annaanna
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 448

                      Maga, nie ma takiej rzeczy, ktorej rodzice nie moga nam wmowić,Moja mama tę mowila że mamy bardzo dobrze, mimo że nie mieliśmy ani kasy, ani spokoju, ani bliskości, ale był argument,że ona ma amputowana nogę a my nie,,,,,,,,no i potem to już człowiek tylko słuchał ze spuszczona głowaIch powiedzienie,ze jest nam dobrze i myślę ,że oni w to wierza pozbawia ich poczucia winy i daje komfort,Ja dla odmiany przeginam w druga stronę ,wciaz mam poczucie winy w stosunku do moich dzieci,że jestem zła matka….Musze się bardzo pilnowac, żeby nie wyskoczyć i odezwać się głosem rodzicow moich,,,,,Ty to masz dobrze…….

                      Daniel
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 131

                        Moi rodzice też mowili że mam za dobrze. Kiedyś moja matka powiedziała: "Widocznie dawno nie dostałeś wpierdolu od ojca i Ci rożki już rosna." 🙁 Przepraszam za wulgaryzmy ale musiałem ich użyć by oddać jak oni mnie traktowali.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 16)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.