Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Czy ja potrzebuję terapii?

Przeglądasz 9 wpisów - od 1 do 9 (z 9)
  • Autor
    Wpisy
  • wrobelek
    Uczestnik
      Liczba postów: 5

      Postaram się ująć, jak najkrócej. Dorastałam w rodzinie dysfunkcyjnej, trudno mi to przyznać, ale taka była. Relacje rodziców zdominowane przez popijanie taty – utrzymywał sam całą rodzinę, przez stres z czasem zaczął pić po pracy piwo czy wino – nie przychodził nigdy zalany, nie zaniedbywał obowiązków itp. Mama tego nie akceptowała i były ciągłe awantury. Gdy nie było awantur z tatą, to były ciągle ze mną. Odłożyłam coś w złym miejscu, krzywo powiesiłam firankę, źle umyłam podłogę…powodów miliony. Zawsze źle coś zrobiłam, źle powiedziałam. Mama obrażała się bez słowa wyjaśnienia i nie odzywała tygodniami. Tak długo, aż ja przeproszę, ubłagam by wróciło do normy. Jak zaczęłam chodzić z chłopakiem (obecny mąż), to był żal, że ją zostawiam, już nie jestem tylko jej i gdy chłopak przestał się podobać mamie (kłóciłam się z nim, przenosząc do związku patologiczne modele zachowań), to słuchałam wyzwisk, że myślę dupą, a nie głową, że spotykam się z nim tylko dla dupy, a nie miłości, że psuję dobre imię nazwiska, że mam wypieprzać z domu itp. Nikt nigdy mnie za to nie przeprosił. We wspominkach uznane jest to za troskę mamy o córeczkę. Przytaczane w formie żartobliwej, choć po tych awanturach wtedy chciałam odebrać sobie życie. Obecnie mam rodzinę, dziecko, męża. Relacje z mamą są poprawne – zakłamane przez brak możliwości ich naprawy i nazwania. Staram się być towarzystwem, przyjaciółką, żeby zawsze pomóc mamie, bo z tatą zazwyczaj nie rozmawia. Niestety nawet teraz w dorosłym życiu obraża się nagle, bez słowa, np. gdy powiem, że ten serek ma dużo cukru i ja raczej nie daję takich dziecku, obraża trwa tyle dni i tak długo, aż ja sama przyjdę i przeproszę za to, że śmiałam delikatnie wyrazić swoje zdanie. Boję się nazwać to wszystko, od zawsze boję się wszystkiego, odrzucenia. Cały czas edukacji byłam z boku, bałam się oceny innych ludzi, nie umiałam nawiązywać relacji, nienawidziłam siebie, bo skoro ciągle mama się na mnie obraża, to co mogę być warta? Do tego ciągle podpity tato, którego winię i nie winię – bo wiem jaki despotyczny charakter ma moja mama. Przy tym kocham ich oboje bezgranicznie, uważam, że są wspaniałymi ludźmi i całe dzieciństwo próbowałam im naprawić życie. Wiele modeli zachowań próbuję przenieść do swojej rodziny, co skutkuje często pogorszeniem relacji, ale łapię się na tym i walczę z tym, próbując wygrzebać ze swojego środka osobę pewną siebie, kochającą po partnersku, a nie wystraszoną i nienawidzącą siebie, stąpającą po polu minowym – obrazi się, czy nie? Całe życie słyszałam, że faceci są do bani, ranią, gdy w moim związku było dobrze, prowokowałam kłótnie, bo bardziej komfortowo i znajomo czułam się w kryzysie niż w sielance.

      Czy powinnam udać się do psychologa? Czy to da się jeszcze naprawić? Poza rodziną, w innych sferach uważam, że całe życie bałam się własnego cienia, nie osiągnęłam żadnego sukcesu, bojąc się potknięcia, nie próbowałam niczego nowego, nie imprezowałam zbytnio bo z reguły kończyło się to problemem z mamą, nie robiłam prawie niczego, jakby zdanie mamy było najważniejsze. Czuję jakbym pozbawiła się siebie. Jakbym była nic niewarta. Wiem, że rodzice są ze sobą nieszczęśliwi i przepłakałam hektolitry łez, a i tak nie naprawiłam ich życia. Lecz nadal ciągnie się za mną wszystko. Probuje zaprzyjaźnić się z mamą od 30 paru lat i wciąż jest obraża nagła, bez słów wyjaśnienia. Gdy próbuję rozmawiać, przeprosić- choć nie czuję się winna, to słyszę, że „nie ma o czym mówić…”

       

      Czy ja naprawdę oszalałam? Czy tak nie powinno być?

      Karolina92
      Uczestnik
        Liczba postów: 30

        Cześć,

        bardzo dużo tego co opisujesz zgadza się z moją historią.

        Znam to, myślę, że twoja mama się już nie zmieni, nauczyła się tak wymuszać obrażając się jak dziecko. Pewnie w psychologii jest to powiązane z jakimiś zaburzeniami osobowości a bierze się pewnie z dzieciństwa czy traumy takiej osoby.

        Czy potrzebujesz terapii? Nie wiem, zależy jak Ty czujesz i jak bardzo pewne rzeczy przeszkadzają Ci w życiu.

        Mi terapia dała dużo, dziś już nie kieruję się zdaniem mamy, nie narzekam i nie cierpię tak przez to, że jest dziecinna. A  odkąd we mnie zaszła zmiana, ona sama też się – mimochodem- sporo zmieniła. Ma czasem momenty obrażania, w końcu na innych to działa, ale wobec mnie obecnie je kieruje nie częściej niż raz na 3-4 tygodnie i szybciutko jej przechodzi, gdy widzi, że nie ustępuję/ nie poddaję się manipulacji. Czyli jakby próbuje co jakiś czas, bada od nowa granice, ale szybko się wycofuje. Powiedziałabym nawet że nasza relacja- jak na osoby o różnych poglądach politycznym, zupełnie innym podejściu do życia, zainteresowaniach i temperamencie – jest dziś naprawdę dobra!

        Tobie gratuluję posiadania własnej rodziny!

        Pozwól mi zapytać jako wiecznej singielce (jeżeli to nie tajemnica)- skoro nie imprezowałaś, miałaś pewne niezdrowe i niesprawiedliwe przekonania wtłaczane, trudno Ci było wyjść z kąta i ruszyć w świat- jak Ty w takim razie spotkałaś swojego męża? 🙂

         

        wrobelek
        Uczestnik
          Liczba postów: 5

          Dziękuję za odpowiedź. Próbowałam tych metod, które opisujesz i wtedy milczenie potrafiło trwać nawet prawie miesiąc. Mnie takie coś wykańcza, z reguły wyrzucam z siebie uczucia na bieżąco. Milczenie mnie dusi.

          Męża poznałam po prostu przez koleżankę  bardziej śmiałą i odważną. To był jej kolega. Odkąd się poznaliśmy byliśmy razem. Przy nim powoli się otwierałam na świat. Zaczęłam też imprezować razem z nim, ale często gdy ktoś coś mi powiedział nie tak lub odebrałam jakieś zachowanie na imprezie jako wycelowane we mnie, oznakę braku akceptacji, to uciekałam do domu jak dzikus zalewając się łzami. Ciężko było mojemu wtedy nastoletniemu chłopakowi zrozumieć moje rozchwianie.

          wrobelek
          Uczestnik
            Liczba postów: 5

            Nie wiem, czy jesteś osobą wierzącą, czy nie. Ale przed spotkaniem mojego męża modliłam się do Boga, bym spotkała dobrego człowieka i żebym miała dobrą rodzinę ostoję i męża. Za parę dni go spotkałam. Od początku był inny niż wszyscy. Tak jest do teraz. Uważam, że mnie uratował. Dźwiga mnie z kompleksów od 17lat.

            wrobelek
            Uczestnik
              Liczba postów: 5

              Udało Ci się przestać żyć życiem rodziców? Nie ma dni bym nie myślała że są nieszczęśliwi. Zjada mnie to od środka. Są momenty, gdy mam wyrzuty sumienia, że jestem szczęśliwa, że się dobrze bawię, bo wiem, że oni się zatruwają wzajemnie. Tato pije piwo, mama się biczuje wewnętrznie zatruwa. To mnie niszczy.

              Karolina92
              Uczestnik
                Liczba postów: 30

                A ja dziękuję za Twoją odpowiedź.

                Co do tego co napisałaś w ostatnim poście- czy Twoja to wina, że tata pije piwo? Że mama, dorosła i starsza od Ciebie (a  podejrzewam że jeszcze nie niedołężna ) osoba tym „się biczuje”? Poczucie Twoje winy jest tu nieadekwatne, bardziej Ty byłaś ofiarą i pewnie to wiesz ale trudno Ci z nim się i tak uporać. My DDA często tak mamy… To by sugerowało że terapia może Ci pomóc, byłoby wskazane ją rozważyć.

                Czy udało mi się przestać żyć ich życiem? W dużej mierze tak. Pamiętam gdy miałam 22 lata, trafiłam do psychologa w MOPSie, studiowałam już  i zarabiałam, ale nie mogłam znieść tego co działo się w domu (podobna sytuacja do Twojej). Raz że uciążliwe dla mnie, dwa bałam się i martwiłam o nich, bardzo wiele wtedy gadałam z mamą i próbowałam przekonywać, z ojcem się też zdarzało. Pamiętam, że ta psycholog spytała „Wiele wiem już o Twoich rodzicach, a gdzie w tym wszystkim Ty jesteś?”

                Tak, wtedy- choć pracowałam, studiowałam- nie było mnie. Byłam uwikłana.

                Jak się domyślasz, sytuacja narastała, rozmowy nic nie dały, ojciec nie chciał się leczyć ani prośbą ani groźbą, mama nie chciała nic robić bo co ludzie powiedzą,  bo tak to jest gdy mamy alkoholika i osobę współuzależnioną. Ja też byłam współuzależniona. Powiedzenie , że chcesz zmieniać świat (rodziców) zacznij od siebie okazało się słuszne. Bo po wielu latach takiego życia doszło do kulminacji, opisywałam to w wątku „Moja historia i sytuacja” w pierwszym poście. Kilka lat terapii DDA, mijające lata, ta kulminacja. Dziś nie mam kontaktu z ojcem od kilkunastu miesięcy, nie odzywa się do mnie. W domu zostałam ja z mamą, wyprowadził się z własnej woli. To pozwala mi nie przejmować się nim (zadbał zresztą byśmy nie poznały jego adresu, postanowiłam to uszanować). Mama, nawet jakbym chciała żyć jej życiem to widzę że nie ma czym 😀 w sensie, widzę, że ma wsparcie od kilkorga rodzeństwa, zarówno emocjonalne, kontakt, jak i nieraz praktyczne. Ma emeryturę, zapewnioną przyszłość, wiele od siebie mi dała (wsparcia, pomimo że kiedyś mnie nie ochroniła; lubiła dla mnie gotować, dużo energii i zaangażowania w szkolne życie itd), pewnych rzeczy od niej nie dostanę i wiem że czas zająć się sobą. Bo to ja kiedyś mogę zostać sama w świecie, jestem jedynaczką. Nie ona.

                Nawet sporadycznie ojciec wpada do domu jeszcze po jakieś swoje rzeczy i ZAWSZE ich krótkie spotkanie przy tym kończy się kłótnią. Nie mogli żyć razem, rozejść się też nie mieli motywacji ale widzę że dziś naprawdę każde z nich ma się lepiej niż wcześniej. On sobie pije  w spokoju ile chce, nie ma już wymówki że przez żonę pije, ona nie musi narzekać że w domu cuchnie alkoholem i nie ma spokoju. Oboje mają emerytury, ojciec naprawdę wysoką.

                Więc tak to wygląda u nas obecnie, uważam że nie mam czym się przejmować u moich rodziców obecnie – ale widzisz że to był proces, i wynik tego taki, że w wieku 30 lat dopiero od niedawna nie działam z pozycji ucieczki od domu, ofiary, nie mam za bardzo wsparcia poza mamą i jedną ciocią, nie mam swojego „stada”. Coś za coś. Działam teraz sama i nie poddaję się bo życie mnie zmusiło trochę do tego.

                Też nie masz rodzeństwa? Mieszkacie z Twoimi rodzicami?

                Można powiedzieć że jestem i wierząca i wątpiąca (ale to też częste u nas, zachwiana relacja  z  Bogiem). Niemniej jednak, kilka nowenn, w tym nawet wymagająca Pompejańska w intencji ułożenia sobie życia osobistego mam „zaliczone „. Z tym, że ja jako nastolatka nie modliłam się o to, jakoś nie czułam od zawsze potrzeby posiadania rodziny. Nie wiem, fascynowały mnie podróże, świat, lubiłam się uczyć. Często czytam właśnie świadectwa i dziewczyny które poznają kogoś w miarę wcześnie, też wcześnie się o to modlą, już jako nastolatki, wiedzą że tego chcą. Ja koło 25 roku życia dopiero zaczęłam się o rodzinę kiedyś modlić. Co jeden facet, nie wychodziło:) – to też opisałam w mojej historii. To jest ciekawe, bo mam swojego ulubionego świętego, i do niego o co się nie zwrócę z takich konkretnych rzeczy, to otrzymuję. A ta jedna sprawa- jakoś nic. Nie żałuję dziś że nie mam jeszcze męża, bo uważam z perspektywy czasu, że ważne było poukładać sobie pewne sprawy w życiu i głowie przed poznaniem kogoś.  Wiem np. dziś, że gdybym poznała kogoś teraz – nie muszę się już martwić o rodziców ani działać z pozycji „niech ktoś mnie wreszcie dokocha i uwolni od tego co się tu dzieje”. Może Bóg wie, co robi. (Z drugiej- oczywiście jest niepokój, że to nigdy może nie nadejść. )

                Ale na lepsze nigdy nie za późno by coś zmienić. Na terapii  poznałam sporo osób po 30tce z dziećmi, które robiły to też dla nich.

                A, i jeszcze jedno- relacja z mamą poprawiła się dopiero, gdy ją „odpuściłam”, gdy się pogodziłam, że jesteśmy inne, że ma swoje humory i się NIE ZMIENI ale ja nie muszę tym manipulacjom się poddawać. Moja mama wie że na mnie pewne już nie zadziałają. Twoja wie, że i tak się złamiesz bo Tobie wciąż zależy. Może gdybyś spróbowała następnym razem czegoś w rodzaju „ok, mamo, widzę że nie potrzebujesz teraz rozmawiać,  potrzebujesz sobie pewne rzeczy poukładać, w porządku. Odezwij się jak Ci przejdzie. „,  i odczekała, nie przepraszała. za którymś razem te 4 tygodnie skurczyłyby się.  do tego potrzebny jest też mentalny shift, inaczej ta cisza Cię zamęczy.

                Ja, tak myślę, skupiłabym się bardziej na relacji z mężem i dzieckiem. Nadmierne skupienie się dorosłego człowieka na relacji  z rodzicem to też objaw syndromu DDA. Wybacz mi proszę to moje wymądrzanie się, ale ja też nie byłam (i może całkiem jeszcze nie jestem) od tego wolna.  Piszę  całkiem szczerze jak ja to widzę. W razie czego pytaj mnie o co chcesz 🙂

                wrobelek
                Uczestnik
                  Liczba postów: 5

                  Mam brata, ale on odciął się od problemów w domu. Nie myśli o tym chyba zbyt dużo i nie mieszka w naszym mieście. Oboje mieszkamy ze swoimi nowymi rodzinami i dziećmi. Nigdy nie spytał jak sobie radzę i jak się czuję, gdy rodzice byli w szpitalu. Podziękował tylko raz, że czuwam i nic więcej. Ja mieszkam w mieście rodziców i to ja pomagam im w sytuacji choroby, zakupów i innych sytuacji.

                  Poruszyłaś bardzo ważny wątek pisząc, że dostałaś od mamy bardzo dużo dobrego. Ja też dostałam. I od mamy i od taty. Wiele wsparcia, miłości, zaangażowania w szkołę, w naukę miłości do zwierząt, empatii, honoru. Być może ważne jest też by dojrzeć w naszych niedoskonałych rodzicach, to że się starali? Mój dom nie był typowym domem alkoholika. Tato dbał o nas, niczego nie odmawiał, ciężko pracował, mama dogadzała dzień i noc, gotowała, prała, sprzątała. Całe ich życie kręciło się wokół domu. Między tym jedynie były kłótnie o piwo taty, mama poświęcała się dzieciom i sami oddalali się przez to. Dlatego czuję się nieco winna. Bo gdyby nie przelali tak miłości na dzieci, a pamiętali o sobie, może byłoby inaczej.

                  Twoja uwaga, o tym co dobrego dali Ci rodzice wniosła w moje serce mnóstwo wdzięczności. Ja mam za co być wdzięczna. Ta wdzięczność da mi siłę i wyrozumiałość, by może jakoś pogodzić się z tym co było złe. Może przestanę o tym myśleć. Lepiej karmić się tym co dobre. Było tego dużo. Wystarczająco, by zbudować na tym nadzieję na moją dobrą przyszłość.

                  Tak jak mówię, są domy gdzie miłości brakuje. U mnie nie brakło. Może sama babram się w złym zamiast być wdzięczna za to co miałam.

                  Karolina92
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 30

                    Tak, myślę że warto być wdzięcznym i doceniać to co dobre. Ale jednocześnie odrzucać poczucie winy, tym bardziej że jest nieuzasadnione.

                    Gdzieś czytałam że w sytuacji rozpadu małżeństwa, rozwodu dziecko ZAWSZE czuje się winne, że to przez niego. Widać tyczy się to też dużych dzieci, mówię o sobie bo miałam też momenty wahania po rozejściu się finalnym rodziców. Uspokojone gdy realnie spojrzałam na to że im chyba lepiej teraz.

                    Starasz się jak możesz pomóc, więc  jesteś w porządku. Wychowanie Ciebie to nie była Twoja odpowiedzialność, więc co się wtedy działo, nie jest i nie będzie twoją winą. Odpowiedzialna jesteś teraz za swoje dziecko i by jemu przekazać to co najlepsze 🙂

                    Karolina92
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 30

                      Tak mi się jeszcze nasunęło, bo mówiłaś że czułaś się nic niewarta jakbyś nic nie osiągnęła… Nie wierzę w to, bo już widać po pisaniu że jesteś wartościową osobą, niemniej jednak mogę powiedzieć z własnego doświadczenia- też długo miałam takie wrażenie  o sobie. Kiedyś. (Takie wmawianie to był sposób mojego ojca na 'dopingowanie’ mnie.) Więc zaczęłam robić bardzo dużo, zasłużyć na miłość, przeniosło się to na moje życie uczuciowe. Nic nie dało, rzecz jasna. Teraz robię wiele tego co lubię, lub co chcę bo chcę, nie by przypodobać się komuś. Dużo się dzieje. Ale mam poczucie że nie mam tego z kim dzielić. Przychodzą też momenty stresu- nie ma mnie kto przytulić.  Dotąd mi to raczej nie przeszkadzało i nie uwierało, teraz już zaczyna. Osiągnięcia same w sobie nie dają mi szczęścia – choć są spoko i je lubię. Szczęście =/= sukces.

                      Uwierz mi.

                    Przeglądasz 9 wpisów - od 1 do 9 (z 9)
                    • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.