Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Czy nadal czujecie się odpowiedzialni?

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 10)
  • Autor
    Wpisy
  • Izabela
    Uczestnik
      Liczba postów: 9

      Proszę, powiedzcie mi, czy nadal czujecie się odpowiedzialni za życie swoich uzależnionych rodzicow? Czy nadal obmyślacie wieczorami plany ewakuacyjne, czujac, że jeszcze nie wszytkie metody zostaly wykorzystane? Ja wciaż nie mogę się od tego uwolnić..
      Przy wielkich trudach udalo mi się zalatwić pracę (myśalam, że to będzie dobra mobilizacja). Dziś odbyla się rozmowa – pomyślnie (po tygodniu walki i mojego spania pod drzwiami)… i co? Godzinę po rozmowie wszystko wrocilo… do "normy"… Jestem taka wściekla! Na siebie.. Jestem taka naiwna!!! Niereformowalna…

      Aniaaa
      Uczestnik
        Liczba postów: 36

        To co czujesz, to co przezywasz.. uwierz mi.. nie jestes w tym sama, nie jestes jedyna. Ja odczuwam odpowiedzialnosc za ojca.. bronie go mimo krzywd.. nie mam mu nic za zle, usprawiedliwiam.. Ale jesli chodzi o mnie to male piwo.. Moja kuzynka ma prawdziwe pieklo… I moj chlopak tez. On cale dziecinstwo byl bity i zyl z pijacym i sprowadzajacym panienki do domu ojcem. A teraz co? pracuje u tatusia w sklepie za marny grosz ale nie odejdzie bo "ojciec by sobie nie poradzil, nie zostawi go samego"… Moja kuzynka- Kasia zyje z mama za granica. Mama nie zna jezyka i nie radzi sobie z niczym i wszystko totalnie wszystko jest na glowie Kasi, ktora juz sie przeciez tyle nacierpiala.. Boze ile ta dziewczyna przeszla!!! A czuje sie tak odpowiedzialna za mame! Podchodzi do niej jak do malego niepelnosprawnego dziecka! A sama ma juz syna na ktorym sie wyzywa i z tym sobie nie radzi… Boi sie cokolwiek matce powiedziec, odezwac ze taki uklad ja zabija. Ze chce juz ukladac swoje zycie. SWOJE ZYCIE!!! Boi sie bo czuje ze jej matka jest jak baba i moze w kazdej chwili wybuchnac i zaczac pic i znowu probowac odebrac sobie zycie… i znowu wszystko spadnie na Kasie.

        Anonim
          Liczba postów: 20551

          Witaj Izo
          wiem doskonale co czujesz i o czym mowisz.ja czulam dlugie lata podobnie, ale na szczescie juz uwolnilam sie emocjonalnie od odpowiedzialnosci za swoich rodzicow.To bardzo trudne i nie ukrywam, ze zajelo mi to sporo czasu i nie byloby mozliwe bez psychoterapii, w ktorej nadal uczestnicze.Tego nie da sie zrobic w jednym dniu, jednym cieciem.
          Tez kiedys tracilam sporo energii na zamartwianie sie o biedna mame, o ojca, myslalam, ze jest we mnie taka moc, ze uda mi sie zmienic, pomoc ojcu i matce.Jednak im bardziej sie staralam, tym gorzej to wychodzilo.
          Mozemy pomoc ludziom, ich wspierac, ale pod jednym warunkiem, ze oni beda gotowi ta pomoc przyjac, bede gotowi przyznac sie przed soba i innymi, ze maja problem i tej pomocy potrzebuja.To jest podstawa.Chocbym gory przenosila, nie pomoge ojcu, bo on odrzuca ta pomoc, zaprzecza swojemu problemowi.Zrozumialam, ze nie zmienie go, z jakis przyczyn wybiera takie zycie, jest dorosly, wiec on ponosi za nie odpowiedzialnosc.Ja moge w tej sytuacji czuc tylko wspolczucie, zal, ze tak marnuje swoje zycie, ze ucieka przed soba w alkohol.To smuci, ale nie mam juz wyrzutow sumienia, ze mu nie pomagam, nie biore juz odpowiedzialnosci za jego zycie.Jedno co moge zrobic, i co zmienic, to swoje zycie, na to mam wplyw.Wiec to robie, chodzac tez na terapie., zajmuje sie soba, bez wyrzutow sumienia.
          Wiekszy problem mialam z matka.Czulam sie odpowiedzialna za nia, traktowalam ja jak mala corke, ktora trzeba chronic przed agresywnym ojcem.bylam jej takim ochroniarzem.To bardzo trudna i meczaca rola.Ona nie robila nic, godzila sie na picie ojca, jeszcze gorzej zaprzeczala problemowi na poczatku, jest typowa zona wspoluzalezniona.Caly czas balam sie, ze cos sie jej stanie, albo on jej cos zrobi albo sama sobie cos zrobi.
          I paradoksalne jest to, ze tak naprawde zrozumialam, ze nie moge brac odpowiedzialnosci za jej zycie, bo to ona jest dorosla, to ona jest rodzicem , matka, a nie ja.Role troche sie poprzemienialy i bylo to chore.zrozumialam, to, w chwili gdy stalo sie to, czego najbardziej sie obawialam, gdy mama miala probe samobojcza, na szczescie nieudana.Po tym zdarzeniu caly czas nadal zaprzeczala problemom w naszej rodzinie,nie chciala sie leczyc, isc do psychologa, psychiatry.Robilam wszystko, by jej pomoc, chcialam na sile zaciagnac ja do lekarza, bylam bezsilna,bo ona odrzucala ta pomoc.I wlasnie wtedy pojelam, ze ona musi chciec pomocy,ze na sile nic sie nie uda.odpuscilam, w ten sposob oddalam odpowiedzialnosc za jej zycie jej.Ona jest dorosla, to jej zycie.To bardzo trudne, nie bylo mi latwo.
          Ale teraz czuje sie o wiele lepiej, nie zamartwiam sie juz o ojca,ani matke.Zajmuje sie soba, swoim zyciem, bo troche je zaniedbalam troszczac sie o zycie swoich dorslych rodzicow.I co ciekawe, ze jak odpuscilam, zmienily sie moje relacje z ojcem, troszke poprawily,to bardzo widoczne.

          Anonim
            Liczba postów: 20551

            hejka,
            ja tez dlugo czulam wielka potrzebe zrobienia "czegos" co moglo by zmienic sytuacje ojca,czegos zeby przestal pic.. i myslalam ze MUSZE to zrobic,bo jesli nie to bede zla corka,bo on jest chory a ja nie sprobowalam mu pomoc..
            i wiesz,mialam to szczescie ze udalo mi sie wyczerpac wszystkie metody.podalam go na przymusowe leczenie,to byl chyba ten najwazniejszy krok,przeszedl terapie,za miesiac konczy sie nakaz leczenia(trwal 2 lata) .przez ten czas nasluchalam sie jak to go upodlilam,jak ponizylam,ze sie mnie wyrzeka itp.chcial mnie chyba bardzo zniechecic do pomagania sobie;)
            i przez ten czas pil i nie pil,tak w kratke,mniej niz przed terapia ale pil. na poczatku bardzo przezywalam jego wpadki,z czasem to minelo,sama w sumie nie wiem kiedy.. teraz,gdy skonczy sie mu nakaz z cala pewoscia moge powiedziec ze NIE OBCHODZI MNIE czy wroci do picia czy nie.nie mowie tego przez to ze nie obchodzi mnie jego los,chodzi o to ze uszanuje jego decyzje-jest swiadomy,po terapii,wie juz co robi,jak chce pic,niech pije-to juz JEGO wybor.
            jednak nie kazdy moze sprobowac cos zrobic i ma sie to poczucie niedosytu,ze COS jeszcze moglam zrobic.. ale zz perspektywy czasu stwierdzam,ze nic nie moglam zrobic.nawet ta jego przymusowa terapia-moze to odrobinke dalo,ale w wiekszosci to jego wybor,jego zycie.pamietaj,ze kazdy ma prawo zniszczyc swoje zycie.. chociaz niestety to czesto boli:( zycze ci zebys sie uwolnila od tej odpowiedzialnosci,bo to faje uczucie "dac sobie spokoj":) sprobuj pomyslec o tym ze to twoj rodzic zdecydowal o tym jaki byl i jest,do czegosie doprowadzil-to dorosli ludzie,wiedza co robia,a Ty masz swoje zycie o ktore musisz teraz zadbac,aby nie powtorzyc losu rodzicow. teraz nie obmyslaj co by bylo gdyby-przeszlosci nie zmienisz,pomysl "co bedzie jesli…" i skup sie na zmianie swojego zycia,na tym co mozesz zrobic dla siebie,a wtedy moze i inni zaczna sie zmieniac?
            zycze powodzenia z praca,mam nadzieje ze wszystko bedzie dobrze-pozdrawiam:)

            Anonim
              Liczba postów: 20551

              Hej Izabela
              "Puścić" nie oznacza zobojętnieć; oznacza jedynie, że nie da się wyzdrowieć za kogoś.
              "Puścić" nie oznacza ułatwiać i stwarzać komfort; oznacza pozwolić drugiemu, by ponosił konsekwencje i uczył się na nich.
              "Puścić" oznacza uznać własna bezsilność, co z kolei oznacza, że ostateczny rezultat nie zależy ode mnie.
              "Puścić" oznacza nie probowac zmieniać ani obwianiać drugiego; oznacza najwięcej wymagac od siebie.
              "Puścić" oznacza nie łajać, nie dokuczac, nie zrzędzić; oznacza rozpoznać własne wady i slabości i skorygowac je.
              "Puścić" nie oznacza nianczyć, tylko madrze sie opiekowac i troszczyć.
              "Puścić" nie oznacza wyręczać, tylko służyc wsparciem.
              "Puścić" nie oznacza zaprzeczać, tylko zaakceptować.
              "Puścić" oznacza nie osadzać i pozwolicdrugiemu, żeby był czlowiekiem.
              "Puścić" oznacza nie ochraniać i pozwolic drugiemu na stawienie czoła rzeczywistości"
              "Puścić" nie oznacza: dostosowaywać wszytsko do własnych zachcianek; oznacza: przyjmowac kazdy dzien takim jakim jest, i miłowac siebie w nim.

              PUSÆ to i pozwol Bogu.

              Z: "Modlitwy do 12 krokow, czyli jak wyjść na prosta".

              jestem zywym dowodem że nie warto, i że mozna przestać 🙂
              Pozdrawiam wszytskich, ktorzy się szarpia z własnymi rodzicami.

              Tarja
              Uczestnik
                Liczba postów: 307

                Moj tata strrraszliwie sie poparzyl w lutym. Pozniej bardzo cierpial i cierpi do teraz. Mial poparzenia trzeciego stopnia bardzo rozlegle. Odmowil pojscia do lekarza. Balam sie ze umrze. Ale juz wtedy wiedzialam ze nie mam na to wplywu. Byl od tego czasu trzezwy. Staralam sie wspierac go psychicznie jesli moglam, troche sie nim opiekowalam…choc byl bardzo samodzielny to jednak nie mogl wychodzic…jak cos potrzebowal z apteki to to dostawal , papierosy itp. Godzinami rozmawialismy. Nasz kontakt sie poprawil… Bog chcial zeby zyl i ja tez tego chcialam…ale jakby umarl to musialabym sie z tym pogodzic…

                Teraz rana powoli sie goi…boli go strasznie i napewno sprawi ze bedzie pamietal…czy bedzie pil jak kiedys tego nie wiem. Ale wiem ze to jego zycie i jego decyzja…Wspolczuje mu… mimo wszystko go lubie… jak jest trzezwy…ba nawet go kocham choc strasznie trudno go czasem kochac. Pozdrawiam

                Izabela
                Uczestnik
                  Liczba postów: 9

                  Witaj,
                  dziękuję Ci bardzo. Ja wciaż wzbaniam się przed ubezwłasnowolnieniem. To mnie chyba przerasta. Gratuluję Ci odwagi!

                  Izabela
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 9

                    Witaj,
                    ja niestety przez jakiś czas nie interesowałam się tym i sytuacja się pogarszała. To jak wołanie "coreczko, zobacz jak Cię potrzebuję". No i wrociłam:(

                    Izabela
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 9

                      Witaj,
                      to takie szczęście w nieszczęściu, że się zbliżyliscie. Może się okazać, że to był jego "doł" i teraz już będzie lepiej. ¯yczę Ci tego z całego serca.

                      Anonim
                        Liczba postów: 20551

                        Pijacy rodzice sami, bez niczyjej pomocy, umieja i potrafia zdobyć wodkę. Aby się napić, moga pokonac wiele kilomatrow, w kazdej pogodzie, zdobyc każda ilość pieniędzy, nie starszny im mroz, deszcz, skwar, głod, ani nawet inni "¼li, nieprzyja¼ni, wrogo do nich nastawieni ludzie". Zniosa wszytsko. Gdy pija, nie potrzebuja dzieci, ich pomocy. Oni nawet o nich wtedy nie pamietaja. Za to gdy maja kaca, jest ¼le albo narozrabiali, wtedy dzieci staja się nie odzowne, żeby bronic ich przed "złym samopoczuciem" i "tym niesprawiedliwym światem". Sami odpowied¼cie sobie dlaczego i po co.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 10)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.