Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Gdzieś jest granica

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 14)
  • Autor
    Wpisy
  • ddamian
    Uczestnik
      Liczba postów: 14

      Cześć wszystkim! Jestem Damian, mieszkam w Krakowie, mam niewiele ponad 20 lat.

      Chciałbym opowiedzieć Wam swoją historię, poprosić o opinię i zapytać o godnych polecenia psychologów z Krakowa (pytania umieściłem na końcu, więc jeśli ktoś z Was nie ma czasu lub ochoty czytać całości, to prosił bym chociaż o przeczytanie ostatniego akapitu).

       

      Przechodząc do historii:

      Alkohol u mnie w domu pojawił się kiedy miałem kilka lat. Ojciec za każdym razem, gdy byłem z nim w sklepie, kupował sobie setkę lub ćwiartkę wódki, a później prosił, żebym nie mówił o tym mamie. Ja jako dziecko, które bało się kłótni rodziców, ich straty, rozwodu, słuchałem go i siedziałem cicho. Teraz pluję sobie w brodę, że może wtedy był odpowiedni czas, żeby coś z tym zrobić, może gdybym wtedy jakoś reagował, to tego wszystkiego dzisiaj by nie było. Ale byłem mały i nie rozumiałem tego zagrożenia.

      Oboje rodzice dużo pracowali, ojciec jeździł ciężarówką, często wyjeżdżał w trasy na kilka dni, gdy był w domu to głównie pił i odpoczywał. Mama pracowała na 2 zmiany po 12 godzin albo na 3 po 8 godzin, toteż często nie było jej wieczorami i w nocy. Gdy ojciec był w domu to przeważnie się nami (mną i siostrą starszą o 2 lata) nie zajmował. Nie miał oporu z jeżdżeniem autem po alkoholu, często z nami, w końcu stracił prawo jazdy i przez to pracę (w sumie 4 razy go złapali za prowadzenie pod wpływem).

      Później zaczęły się awantury, gdzieś na początku gimnazjum zacząłem się wstawiać w obronie mamy i siostry. Przeważnie kończyło się to na agresji słownej, kilka razy też poszarpałem się z ojcem. Od czasu podstawówki rzadko widywałem go trzeźwego.

      Przez to co się działo w domu zawsze byłem wycofany, nie miałem dużo znajomych, nie integrowałem się z innymi. Starałem się też zawsze za wszelką cenę nie sprawiać problemów, dobrze się uczyć i radzić sobie ze wszystkim sam, nie prosząc nikogo o pomoc. Mam jednego przyjaciela, którego znam od kołyski, a i jego nie zapraszam do siebie, bo wstydzę się tego co się dzieje w domu. Od 3 lat jestem też w związku i to jest obecnie jedyne, co mnie trzyma na powierzchni.

      Dokładnie 2 lata temu sytuacja zaogniła się straszliwie i to ciągle trwa. O ile wcześniej jakoś sobie z tym radziłem, tak od tego czasu nie potrafię. O ojcu na pewno nie można powiedzieć, że był w 100% wierny mamie. 2 lata temu oskarżył ją, że to ona go zdradziła (miała wyjazd służbowy, a on widocznie potraktował ją swoją miarą). I od tego czasu prawie dzień w dzień słychać wyzwiska, kłótnie, płacz. To wszystko oczywiście jest okraszone alkoholem. Mama też zaczyna uciekać do butelki i coraz częściej widuję ją pijaną, co bardzo mnie boli. Nieraz włączałem się w te kłótnie, co sprawiło, że też nasłuchałem się niemało obelg na mój temat. Sam też w złości wykrzyczałem wiele słów, których żałuję (choć większość z nich była prawdziwa). Doszło do tego, że gdy gdzieś wychodzę, to zastanawiam się, czy przypadkiem zaraz nie zadzwoni mama, żebym wracał do domu, bo jest ogromna kłótnia i ona się go boi. Jak mam gdziekolwiek wyjść, to biję się z myślami, czy podczas mojej nieobecności nie stanie się coś złego. Będąc w domu ciągle się denerwuję i zastanawiam, czy zaraz się nie zacznie kolejna kłótnia. Boję się tu wracać, boję się tu żyć, ale nie potrafię odejść, bo nie chcę zostawić mamy, która tyle sił i pracy włożyła w nasze wychowanie.

      Kilka miesięcy temu byłem u psychologa. I mimo, że na początku czułem się lepiej, to po jakimś czasie poczułem rozczarowanie, że ta wizyta zupełnie mi nie pomogła. Nie oczekiwałem cudu, że wszystkie problemy rozwiążę jednym spotkaniem, ale zacząłem czuć się gorzej niż przed wizytą.

      Coraz częściej myślę o tym, żeby znowu udać się gdzieś po pomoc, ale mam obawy, że to tylko sprawi, że będzie gorzej. Nie mam już siły z tym walczyć. Staram się ostatnio wziąć w garść, dbać o siebie (bo codzienne nerwy napatoczyły mi kilka problemów, zaniedbałem też zdrowie), ale gdy tylko za ścianą zaczyna się kolejna kłótnia, to wszystkie chęci i dobre myśli odpływają, w głowie pojawia się żal, smutek, złość… Odreagowuję je w różny sposób – włączam się do kłótni, zdarzyło mi się stłuc szybę w drzwiach, czy kilka talerzy.  Próbowałem też zadawać sobie ból (bez krwi), co na początku przynosiło ulgę. Przez codzienny stres zrobiłem się bardzo nerwowy. Zawsze byłem raczej zdystansowany i nie okazywałem/odczuwałem wielu emocji, ale teraz jeszcze mniej rzeczy mnie cieszy, a więcej stresuje i denerwuje. Czuję się kompletnie wypalony. Gdyby nie spotkania z dziewczyną, to nie wiem, co by ze mną było. Ale wiem, że ona też już ma tego dość, sama miała nie tak dawno ciężkie przeżycia i nie chcę jej dodawać jeszcze swoich problemów, choć staramy się nawzajem wspierać tak bardzo, jak to tylko możliwe. O domu myślę też mniej chodząc na zajęcia na uczelni (studiuję zaocznie, w tygodniu pracuję zdalnie). Próbuję się też wyłączać spacerując z psem.

      Czasem udaje mi się znaleźć w sobie trochę dobrej energii. Staram się zajmować sobą, cieszyć się z każdej drobnostki, pojawia mi się w głowie wizja życia, które chciałbym prowadzić, snuję sobie wtedy w głowie plany jak chciałbym żyć i co w życiu osiągnąć. Ale później wszystko i tak odpływa i zderza się ze ścianą codzienności – wyzwisk, poniżania, braku stabilności, bezpieczeństwa i miejsca, w którym można zwyczajnie odpocząć.

      Zaczynam się buntować w walce o samego siebie. Mam żal o zniszczone dzieciństwo, o to że zawsze musiałem być przesadnie odpowiedzialny. Boję się każdego kolejnego dnia, nie wiem co mnie czeka w przyszłości i czy będę w stanie stworzyć szczęśliwą, kochającą rodzinę. Zastanawiam się, co będzie dalej z mamą, jak przyjdzie czas na moją wyprowadzkę z domu.

      Gdzieś jest granica wytrzymałości i obawiam się, że się do niej coraz bardziej zbliżam.

      Przed pójściem kolejny raz do psychologa blokowało mnie tamto poprzednie spotkanie – to, że finalnie bardziej czułem się zawiedziony i że ledwo byłem w stanie na żywo to wszystko opowiedzieć (nie byłem w stanie powstrzymać się od łez), a teraz musiał bym jeszcze raz przez to przejść. Ale czuję, że jeśli dłużej będę z tym zwlekał, to może być już za późno.

       

      Tamta Pani Psycholog poleciła mi, żebym udał się do Centrum Interwencji Kryzysowej – czy ktoś z Was miał do czynienia z tą instytucją? Czytałem w internecie, w czym mniej więcej mogą tam pomóc, ale nie wiem jak to wszystko wygląda?
      I kolejne pytanie – czy macie może sprawdzonych psychologach z Krakowa, z którymi warto się kontaktować i umawiać? Wiem, że to bardzo indywidualna kwestia, ale chciałbym mieć jakiś punkt zaczepienia.
      Podejrzewam, że są tu osoby, które są lub były w swoim życiu w podobnym punkcie – w jaki sposób radzicie/radziliście sobie z taką trwającą sytuacją?

       

      „Iść w stronę słońca”
      Uczestnik
        Liczba postów: 203

        Witaj, z mojego punktu widzenia najlepiej odciąć się od źródła problemów i zacząć pracę nad sobą.Nie jesteś aniołem rodziców, są dorośli i sami odpowiadają za swoje czyny.Trzeba mieć dużo siły, by mieszkać z nimi, zajmować się ich problemami, nad którymi nie pracują i jeszcze nad swoimi.Faktycznie nie dziwię się, że nie masz chęci.Dobrym jest fakt, że pojawia się energia, choć jej tak mało, ale jest, czasami.Terapia jest konieczna jeśli chcesz mieć i tworzyć rodzinę, gdzie każdy ma swoje role, odczuwa emocje adekwatne do sytuacji…tam poznasz funkcjonowanie rodziny współuzależnionej, w której funkcjonujesz.Może warto poszukać innego terapeuty, skoro tu tak źle się czujesz?Wiadomo, że efektów nie będzie od razu, będą chwile zwątpienia i na początku więcej,ale trzeba przebrnąć przez to.Ważne by coś robić dla siebie, bo siedzenie to kolejny czas marnowany…Efekty przychodzą, ale trzeba pracy.Dobrze jest też spotykać się w grupie wsparcia.Odkrywasz jak wiele ludzi ma podobne problemy, nie jesteś sam.

        Mój tata pił ponad 20 lat, mama współuzależniona, bywało różnie,wyjechałam jak miałam 20 lat.5 lat pracowałam nad odzyskaniem tego co zabrało dzieciństwo.Nie było mnie 13 lat,a przerwami na odwiedziny…oni dawali sobie radę w tym bagienku, ojciec trochę się leczył, bezskutecznie. Zmarł 4 lata temu, zapił się, mama ma kogoś i radzi sobie nieźle.Ja za to całe życie pracuję nad sobą.Co by pomogło, żebym z nimi została? nic.Terapia pozwoliła mi wybaczyć ojcu.Nie czuję nienawiści.Moja mama nadal współuzależniona na terapię nie pójdzie, choć nie potrafimy rozmawiać.Tak jej wygodnie.

        Czasem, gdy dłużej przebywam w domu, w którym nic się nie dzieje strasznego już teraz, czuję jak wraca stare myślenie i postępowanie, myśli wracają do przeszłości, to znak, że odcisnęła duże piętno.Jest to okropne uczucie…Dlatego uważam, że trzeba odciąć się od źródła problemów(jeśli to możliwe, a  czasem jest, tylko my sobie zaprzeczamy, że musimy tam tkwić i wszystkich uleczać).

        Masz 20 lat i ogromną szansę na zmiany, które ja zaczęłam dopiero dużo później.Masz dziewczynę i zawalcz o siebie, zgodnie ze swoim sumieniem.To mają być Twoje decyzje.Szukaj, pukaj, zmieniaj, a to zaowocuje.Masz wpływ na swoje życie.

        ddamian
        Uczestnik
          Liczba postów: 14

          Edyto, bardzo dziękuję Ci za odpowiedź.

          To co najbardziej powstrzymuje mnie przed kompletnym odcięciem się od tego co tutaj się dzieje, to niepewność tego, co się stanie oraz tego, jak na to zareaguję. W trakcie kłótni zdarzyło się kilka razy ostre sytuacje lub groźby, w których moja interwencja zapobiegała temu, co mogło by się stać dalej. Taka sytuacja miała miejsce np. dzisiaj – ojciec w trakcie kłótni stwierdził, że zrobi sobie krzywdę. Nie wiem, czy faktycznie by to zrobił, czy nie, ale to jest dylemat tego typu: Mogę zareagować, dać się w to emocjonalnie wciągnąć i wziąć część złości na siebie, ale to zatrzyma to co się dzieje. Z drugiej strony mogę nie reagować, pozwolić sytuacji iść dalej i w razie najgorszego wyrzucać sobie nie wiadomo jak długo, że gdybym zareagował, to może byłoby inaczej, może udało by się coś uratować. Jeszcze inna kwestią jest, że mama często pokazuje, że sama nie da sobie rady – często słyszę „dobrze, że już wróciłeś, bo ojciec świruje” albo są telefony „kiedy wrócisz? możesz szybciej?”. Te dwie rzeczy  są obecnie dla mnie największym hamulcem przed zastosowaniem „terapii szokowej”.

          Miło czytać, że terapia Ci pomogła i udało Ci się ułożyć rzeczy na swoich miejscach. Co robisz, gdy wracają do Ciebie myśli z przeszłości? Masz jakieś nawyki, które pomagają Ci sobie z nimi radzić?

          Coraz mocniej rozważam terapię, myślę że na początek łatwiej będzie umówić się na indywidualną.

          Jeszcze raz bardzo dziękuję za odpowiedź.

          „Iść w stronę słońca”
          Uczestnik
            Liczba postów: 203

            Ja zaczęłam od wizyty u psychologa, potem była indywidualna i dołączyła grupowa, która polegała na poznaniu współuzależnienia i uzależnienia,połączone z warsztatami, co uważam za cenne w terapii.Dalej maratony weekendowe złości,stresu, poczucia wartości i następnie półroczna terapia Dda. Indywidualnych  spotkań miałam u kilku terapeutów z racji albo zmiany terapeuty albo tego, że ja akurat zmieniałam miejsce zamieszkania.Dlatego, wiem,że nie każdy jest obiektywny, bo w tej samej sprawie mówili co innego, gdzie na etapie mojej pracy, gdy miałam mętlik w głowie było to nie najlepsze.Ja prowadziłam zeszyty w trakcie całej mojej pracy nad sobą, to mi pomaga raz, że była tam wiedza, którą potem wykorzystywałam w różnym etapie mojego życia oraz praca: codziennie pisanie: dziś jestem zadowolona z siebie, bo powiedziałam nie”, bo ugotowałam zupę…itd. Dziś czułam się odtrącona, bo koleżanka mnie obmówiła…itd.Pisałam tak codziennie po kilkanaście zdań. Wydawało mi się to bezsensu,a dziś wiem,że to miedzy innymi pozwoliło mi poznać emocje i zwiększyć poczucie wartości.Bo tak mi to weszło w nawyk pisanie z czego jestem zadowolona, że z biegiem lat zaczęłam budzić się zadowolona.Raz na jakiś czas robię bilans osiągnięć, wypisuję w kółko to samo co osiągnęłam i dopisuję kolejne…potem na dole plany i cele na przyszłość oraz środki i drogę jak dojść do tych celów…potem swoje zalety, jaka jestem….Bardzo mi pomogła ABC Emocji Anety Łastik, książka ta to praca nad zmianą myślenia, same ćwiczenia.5 zasad zdrowego myślenia stosuję właśnie jak mam w głowie „głupie myśli”, które mnie męczą, jak je przytoczę okazuje się, że są to nieracjonalne myśli.Nieracjonalne myśli, powodują niemiłe uczucia i z kolei czyny adekwatne do tych myśli i uczuć.Czasem, rzadko, bywa czas, zazwyczaj jak mało śpię i jestem przemęczona i nie radzę sobie z natłokiem to  idę odespać.Mimo wszystko ślad zawsze zostaje bo to nasza przeszłość.Ja, kiedy jestem u siebie, rzadko mam powroty, natomiast dłuższy pobyt w domu rodzinnym, powoduje, że zaczynam się męczyć, wiem, że to nieracjonalne, zajmuję się czymś innym,a że mam pasje:ogród, to mam czym się zająć, nie rozczulam się za długo, bo jestem dorosła. Nie można w nieskończoność siedzieć w kącie i płakać, trzeba, ale potem trzeba wyjść i zmierzyć się z rzeczywistością.Z reguły dajemy sobie w niej radę, bardziej niż myślimy.Pomaga mi też modlitwa.Codziennie odmawiam 10-tkę różańca, dzięki temu czuję siłę, słucham pieśni religijnych.Słowem to co mnie umacnia.Wydaje mi się, że Dda muszą pracować całe życie nad sobą, może z czasem mniej,ale jednak…to też zależy indywidualnie od danej osoby, jak żyła, czy chce walczyć o siebie itp., każdy ma swoją drogę.

             

            Ty jak byłeś mały chciałeś już być wielkim, pisząc, że mogłeś uchronić ojca przed kupowaniem alkoholu. Nic by to nie dało, miałeś nie mówić mamie, a byłeś dzieckiem, szczerym chłopcem.Takiej mocy nie miałeś, ani wtedy ani teraz.To jak funkcjonujesz teraz to współuzależnienie (uleczalne).Pomyśl jak może wyglądać dalej Twoje życie, krążące wokół chorych rodziców?a co z Twoim życiem?kiedy będzie czas na Ciebie?Jedna osoba nie jest wstanie tego wszystkiego ogarnąć, tym bardziej, że rodzice się nie leczą.Nieleczony alkoholizm postępuje….

            W normalnej rodzinie każdy ma swoją koszulę na sobie i swoje role, w rodzinie alkoholowej jest jedna koszula,w której mieszczą się wszyscy współuzależnieni i uzależnieni, tam role są pomieszane, w zależności od dnia, sytuacji, nastroju, ważne, aby to wszystko funkcjonowało.Żona usprawiedliwi skacowanego męża (by pracy nie stracił), syn małoletni coś zarobi (żeby na chleb było), drugi załatwi sprawy urzędowe (bo tata śpi skacowany, mama go pilnuje).I tak sobie to działa.Funkcjonuje.Rodzina.Potem dorastamy i coś nie jest tak…i wracamy do punktu wyjścia, szukając tych ran…..bo zamiast w dzieciństwie skakać tacie po głowie, sprzątaliśmy jego wymiociny i jeszcze, nie wolno było mówić nikomu, nie czuć wstydu,a potem wyłazi to wszystko i nie sposób tego dłużej upychać….

            ddamian
            Uczestnik
              Liczba postów: 14

              Cześć!
              Poszedłem w końcu do Ośrodka Psychoterapii DDA w Krakowie (http://kctu.pl/), co prawda jeszcze nie zacząłem terapii, ale pomyślałem, że opiszę tutaj z grubsza, jak wyglądały pierwsze wizyty tam.

              Samo wykonanie telefonu celem rejestracji było nie lada wyzwaniem, ale koniec końców umówiłem się na 10 sierpnia (dzwoniłem pod koniec lipca). Do tego czasu na zmianę czułem strach przed tym, co mnie tam czeka, co będzie dalej i szczęście, że ten mały krok jest już za mną.

              10 sierpnia wstałem jak zwykle do pracy, ale od samego rana bardzo się stresowałem, bolał mnie brzuch i nawet zaczynałem szukać wymówek, żeby tam nie iść. Ale nie było już odwrotu. Na miejscu miałem się stawić 10 minut przed 12, żeby pani w recepcji założyła mi kartę. Później siedziałem chwilę w poczekalni, skąd na rozmowę poprosiła mnie pani psychiatra. Obawiałem się, że będę musiał od samego początku opowiadać historię tego jak alkohol trawił moją rodzinę, ale wcale tak nie było. Zamiast tego w trakcie rozmowy miałem opowiadać o tym, jakie problemy w życiu napotykam, z czym sobie nie radzę na codzień, jakie zachowania u siebie zauważyłem, czy jakie cechy charakteru posiadam – rozmowa skupiała się więc bardziej na mnie, niż na domu. Trwało to około 30 minut. Był też poruszany temat depresji, zachowań autoagresyjnych. Wspólnie z panią psychiatrą ustaliliśmy, że na razie nie chciał bym zażywać żadnych tabletek (czego też się bałem). Następnie dostałem do wypełnienia pierwszy test, który złożyłem już w recepcji, gdzie umówiłem się na kolejne dni: dłuższe, pisemne testy psychologiczne (już w następny dzień, tj. wtorek) oraz wywiad z psychologiem (środa).

              Wtorkowe testy trwały 2 godziny i był to czas, który pozwolił mi na wypełnienie ich spokojnie, ale bez wracania do poprzednich pytań – chodziło o to, żeby zaznaczać zgodnie z pierwszą myślą, pytań było dużo (w sumie około 600), tak że na wracanie kompletnie nie było czasu.

              Środa – wywiad z psychologiem klinicznym – tutaj już pan psycholog pytał mnie o historię życia, ale znowu bardziej z naciskiem na mnie samego, a nie na dom – tzn. czy chorowałem jak byłem mały, jakie były okoliczności mojego urodzenia (czy coś wiadomo na ten temat), a później już jak mijały mi kolejne lata życia, czy działo się coś jeszcze, co miało na mnie wpływ. Rozmowa trwała 50 minut i szczerze mówiąc nawet nie wiem, kiedy ten czas zleciał. Pani psychiatra w pierwszy dzień i pan psycholog w ostatni robili sobie notatki z tego co mówię.

              Później poszedłem się umówić na spotkanie podsumowujące – zostało ono wyznaczone na początek września. Na tym spotkaniu mam się dowiedzieć, co wyniknęło z tych pierwszych spotkań, w jakim jestem stanie i jeśli zostanę zakwalifikowany na terapię (psychiatra i psycholog mówili, że według nich się kwalifikuję), to maja być też poruszony ten temat – co dalej, jak to będzie wyglądać itd.

              Teraz jest mi dużo lżej z myślą, że „machina” już ruszyła. Nie mogę się doczekać września i pierwszych spotkań, na których w końcu zacznę pracować nad sobą. Wiem, że będzie ciężko, że będą gorsze chwile, ale świadomość, że dzięki temu zmieni się coś we mnie napawa mnie nadzieją.

              ===

              Z drugiej strony ostatnio w domu sytuacja bardzo się zaogniła, doszła jeszcze większa przemoc. Działo się to gdy nie było mnie w domu, przez co nie mogłem zareagować (dobrze dla mnie, że się nie włączałem; źle, dla mamy, że nie miał jej kto pomóc. Warto dodać, że dookoła jest dużo jej rodziny, tylko każdy udaje, że nie słyszy co się dzieje, oni nie chcą reagować).

              Od piątku było ze mną źle, miałem różne myśli i makabryczne fantazje, dzisiaj jest już trochę lepiej. Poważnie myślę teraz o wyprowadzce z domu. Tylko ciągle boję się, że ta decyzja wywoła domino, na końcu którego będzie mama, nie radząca sobie z tym wszystkim sama, popchnięta do tego, żeby zrobić sobie krzywdę. Kilkukrotnie w trakcie naszych ostatnich rozmów odczułem, że znowu ma takie myśli, ale po pomoc nie chce iść, ponieważ jest przekonana, że nikt jej nie uwierzy. Nie docierają do niej w ogóle moje słowa, że musi sobie pomóc.

              Do terminu wizyty w ośrodku zostało jeszcze kilkanaście dni, a czuję że moment podjęcia decyzji jest właśnie teraz. Tylko w głowie mam mętlik, dlatego postanowiłem to tutaj opisać. Liczę, że wyrzucenie tego z siebie chociaż trochę pomoże w rozwiązaniu sytuacji.

              Pozdrawiam serdecznie,
              Damian

              koralina25
              Uczestnik
                Liczba postów: 3

                Hej !

                Damian dokładnie zdaje sobie sprawe z tego co czujesz, po krótce opiszę swoja sytuacje. Tata moj pije od kad pamietam, żeniac sie z mama  już wylewał za kołnierz czyli to dobre 35 lat, kiedyś było lepiej – pracował ,teraz od  ponad 10 lat jest osoba bezrobotna bez prawa do zasiłku- zastanawiam się czemu moja mama z nim jest??? ale tego nie jestem w stanie pojąć. Przejde do rzeczy ,gdy moj brat wyproawdził sie z domu funkcja ochronna mamy spadła na moje barki i dokładnie miałam takie telefony od mamy jak Ty ” gdzie jestes, kiedy wrócisz, boje sie z nim zostać”etc. W pewnym momencie swojego życia stałam sie bardzo wyalienowana, byłam przekonana ze musze zostac w domu i chronić mamy- ona taka bezbronna sama sobie nie poradzi. Najlepsze lata mojego zycia uciekały jak piach przez palce ale cóz…

                Miałam problemy w relacji damsko- męskiej, z góry zakładałam , że każdy mezczyzna jest zły. W wieku 24 lat poznałam miłość swego życia- tak mi sie wtedy wydawało, to właśnie dla stworzenia stabilnego, poważnego związku i odcięcia się od relacji panujących domu zapisałam się na terapię. Dokładnie rok mija od mojego 3, ostatniego spotkania terapeutycznego. Pani psycholog uświadomiła mi , że muszę jak najszybciej wyprowadzić sie z domu, ze nie mogę brac odpowiedzialności za zachowania moich rodziców, muszę zacząć zyć własnym życiem i być szcześliwa, choc raz zrobic coś dla siebie…Przerwałam terapię, zastanawiam się do tej pory dlaczego? Pojawił sie partner, możliwość wyprowadzki, dobra praca, pieniadze, inne życie, byłam szczęśliwa?- myslałam ze to szczęście, ale w moim życiu pojawił się jeszcze alkohol! Przynosił mi ulgę , zapomnienie, stawałam się duszą towarzystwa, wszystkie problemy szły w kąt , zdarzyło mi się upijać, pić samej „setkę” , kłamać , kiedy partner pytał piłas? potrafiłam go okłamać w żywe oczy NIE? Ja? Skąd! tak mi wstyd… Zwolniłam się z pracy, partner mnie zostawił i do tej pory w głowie mam jego słowa ” w 99% związek rozpadł się z twojej winy, facet który bedzie z tobą, bedzie musiał miec prz…. głowę” zostawił mnie , odciął kontakt, w ogóle się nie odzywa. Zastanawiam się czy Ja byłam tak destrukcyjną partnerką?

                Zostałam z tym sama , bo na dobrą sprawę nie mam z kim porozmawiać, mieszkam w domu w którym jest alkohol, przez ponad rok czasu nie zaprosiłam swojego partnera do domu bo wstydziłam się tego co mogę w nim zastać np : tata leżący w kałuży moczu z rozcięta głowa, awantura, smród… Kiedyś ktos mi powiedział , ze niczego w zyciu nie powinnam sie wstydzić, tym bardziej jeśli chodzi o konsekwencje zachować moich rodziców…Ja nie umiem sobie poradzić z tym wstydem , nikogo nie zapraszam do domu z wyjątkiem jednej koleżanki która znam od kołyski. Jutro jade zapisać się na terapię, przeraża mnie to ze w moim życiu pojawił się alkohol, że nie umiem załatwić jakiś ważniejszych spraw bez wypicia „setki”, kiedyś tak nie było. Wiem , ze musze jak najszybciej wyprowadzić się z domu, finalnie jestem osoba ogromnie sfrustrowana bez poczucia wartości, stałam sie płaczliwa , drażliwa ale nikt nie zabierze mi uśmiechu z twarzy:) staram sie uśmiechać i znaleźć trochę pozytywów w swoim życiu , chociażby takich prozaicznych 🙂 Tego równiez życzę każdemu z  osobną.

                Pozdrawiam gorąco

                Karolina

                 

                ddamian
                Uczestnik
                  Liczba postów: 14

                  Cześć Karolina!

                  Myślę, że pod tym względem nasza sytuacja jest bardzo podobna.  Też miałaś tak, że wystarczyło zobaczyć, kto dzwoni i już odchodziła Ci ochota do czegokolwiek, bo wiedziałaś, co zaraz usłyszysz? Jeśli chodzi o wyalienowanie, to właściwie zawsze trzymałem się z boku, mało mówiłem i nie przepadałem za spotkaniami towarzyskimi, ale teraz mam takie okresy, że czasem boję się wyjść z psami na spacer, a jak już wyjdę, to uważnie słucham co się dzieje w domu. I zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo złe.

                  Skorzystałaś wtedy z tej możliwości wyprowadzki, czy nie udało Ci się to jednak? O tych problemach z alkoholem piszesz w czasie przeszłym – czy udało Ci się już z tym uporać? Przykro czytać, że ten związek się skończył, szczerze jednak wierzę, że prędzej czy później trafisz na dobrą osobę, może w lepszym dla siebie momencie?

                  Pamiętaj, że nigdy nie jesteś z wszystkim sama! Możesz choćby napisać tu na forum i zawsze znajdzie się ktoś, kto Cię wesprze. Wiele osób tutaj jest w podobnej do nas sytuacji, spora część też była w niej kiedyś i udało im się z tego wyjść, więc dodaje to nadziei na to, że nam też może się to udać.
                  Ja z całych sił staram się w to wierzyć, mimo że czasem się nie udaje.

                  Bardzo dobrze, że często się uśmiechasz i szukasz pozytywów, to działa jak magnes, choć czasem na efekt trzeba trochę poczekać 🙂

                   

                  Dziękuję Ci za odpowiedź i pozdrawiam,
                  Damian

                   

                  koralina25
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 3

                    hej!

                    Miałam dokładnie podobnie- tzn gdzieś do tej pory w środku mnie to siedzi, niepokój i troska o mamę; wyjadę gdzieś a myślami jestem w domu etc, choc dzieje się to  w mniejszym stopniu ale nie mogę się od tego oderwać.

                    Nie skorzystałam z możliwości wyprowadzki, byłam zbyt zaabsorbowana swoim dotychczasowym życiem… żałuje na chwilę obecna ,żałuje tego najbardziej, skorzystałam z możliwości pomieszkiwania okresowego i wspominam to bardzo dobrze, takie oderwanie od codziennych problemów, miałam swój azyl miejsce w którym czułam sie bezpiecznie, na dodatek codziennie budziłam się obok osoby która darzyłam uczuciem. W moim związku ze strony mojego partnera, pojawił się ostry flirty ociekający nawet zdradą… Ja w związku byłam fair, do tego stopniu , ze starałam sie ograniczyć kontakt z mężczyznami. Przebaczyłam ale cały czas to siedziało we mnie. Choc czas mija nie daje mi to spokoju  , myśle o tym ze dla osoby ktora mnie kochała stałam sie z dnia na dzien obcą osobą.Zero odzewu…

                    O problemach z alkoholem pisze w czasie teraźniejszym to pewnie przez ten natłok mysli cięzko było zrozumieć moj post. Boje sie ze mam problem z alkoholem, ba! ja mam z nim problem, zaczęłam nawet unikac spotkan towarzyskich, ale kiedy przyjdzie chwila stresu , boje sie ze sięgnę po „sete” na rozluznienie….Długo zastanawiałam sie czy udzielać sie na tym forum, podczytuje z większymi mniejszymi przerwami juz bardzo długi okres. We srode zacznę terapię. Teraz mam cięzki okres, brakuje mi checi, motywacji do czegokolwiek, obecnie wpadłam w wir pracy, chciałabym ulozyc sobie zycie by miec jak najmniej wolnego czasu na „głupie” mysli. Okresowo cierpie również na bezsenność. No cóż mam nadzieje że jakos to bedzie;)

                    Mam nadzieje ze również Tobie uda sie uwolnic od poczucia powinności ochronny mamy:)

                    Pozdrawiam!

                    AnnaUp
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 43

                      Mi zajęło chyba z rok, zanim zdecydowałam się wyprowadzić od rodziców. Marzyłam o tym co dzień, ale nie byłam gotowa.

                      Przyszedł dzień, że koleżanki zaproponowały mi mieszkanie w innym mieście i mimo strachu skorzystałam.
                      Miałam tylko mało pieniędzy na przeżycie, brak pracy i chęć oderwania się. Choć bałam się, że ze względów braku pracy i kasy będę musiała wrócić.

                      Ale udało się.

                      Dziś już przeszło  osiem lat jestem poza domem.

                      A co do Ośrodka Psychoterapii DDA w Krakowie – polecam. Miałam tam terapię indywidualną i grupową. I jeszcze warsztaty tzw.grupa uczuć.
                      Bardzo kompetentni ludzie.

                       

                      a inne miejsca jeszcze tu:

                      http://enterprisehouse.pl/gdzie-po-pomoc/

                       

                      Powodzenia!

                      Jzx1301
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 3

                        Hej,
                        Alkohol był w domu odkąd pamiętam. Mama kiedy brała ślub z ojcem, wiedziała ,że ten ma problemy z alkoholem ale łudziła się , że go zmieni.Kiedy myślę o moim ojcu, widzę człowieka , który nigdy nie dorósł, był kompletnie nieodpowiedzialny, cały ciężar trudu i obowiązków na swoich plecach dźwigała mama. Tak bardzo nienawidziłam tej trudnej sytuacji w domu, że zepchnęłam te wszystkie wspomnienia w tył głowy i bardzo rzadko do nich wracam. Pamiętam, że kiedy byłam małą dziewczynką , to zawsze wskakiwałam do ojca na kolana i broniłam go przed krzykami mamy kiedy był pijany , z biegiem czasu błagałam matkę żeby się z nim rozwiodła i żebyśmy w końcu mieli normalne życie, ale mama traktowała go jak dziecko , jak kogoś kim musi się zaopiekować bo bez niej nie da rady. Wyprowadziłam się z domu mając 20 lat, bałam się jak to będzie, ale ojciec nigdy nie był agresywny. Mimo wszystko kiedy przyjeżdżałam w odwiedziny czułam wewnętrzny niepokój, byłam nerwowa , wszystko mnie irytowało. Mój ojciec odszedł w lipcu zeszłego roku. Przez ten rok przed śmiercią przestał pić, i w końcu zaczął się opiekować mamą, wybaczyłam mu ale nie zapomniałam tych najgorszych chwil, kiedy moi znajomi z klasy, jadąc autobusem do szkoły widzieli jak pił na przystanku ze swoimi kolegami, wstydziłam się jego jako ojca i wstydziłam się komukolwiek o tym opowiadać. Było mnóstwo takich żenujących sytuacji. Zawsze miałam poczucie , że jestem inna, izolowałam się od znajomych. Trwałam kilka lat w toksycznym związku , który był z góry skazany na przegraną. Później od psychologa dowiedziałam się, że taki związek był z góry skazany na przegraną, tak samo jak „niepicie” ojca, też było skazane na przegraną. Po spotkaniach z psychologiem widzę to wszystko w jaśniejszych barwach, dużo więcej rozumiem. Ja nigdy nie miałam problemów z piciem, bo bałam się że mogę skończyć jak mój ojciec, ale młodszy brat jest alkoholikiem. Czasami myślę, że ludzie stają się alkoholikami bo mają za dużo czasu, nudzą się, nie mają co zrobić ze swoim życiem.
                        Damian, idąc na terapię podjąłęś jak najbardziej słuszną decyzję. Najlepszym rozwiązaniem dla Ciebie byłoby wyprowadzić się z tego domu, jeśli nie sam to z mamą i spróbować normalnego życia. Pamiętaj, że każdy z nas jest odpowiedzialny za siebie, i nie wiemy ile tak naprawdę zostało nam jeszcze tego życia. Ja mam do tej pory jak każdy dołki, momenty zwątpienia, trzeba nauczyć się pozytywnego myślenia i odwracania uwagi od myśli , które nas gnębią. Dla mnie do takiego rozładowania emocji idealnie nadaje się bieganie, albo jakikolwiek wysiłek fizyczny. Jeśli porządnie się zmęczysz, dasz upust agresji i złym emocjom. Bardzo ważne też jest trafienie na odpowiedniego psychologa, ja moją panią znalazłam , czytając opinie na jej temat, i nie zawiodłam się ani trochę. Gdy pojechałam na spotkanie stanęła przede mną pewna siebie, energiczna osoba, tą energią mogłaby obdzielić cały świat. Czasami trzeba wrócić do tych najboleśniejszych wspomnień, bo to może dać nam w przyszłości ogromną ulgę. Trzymam kciuki i mam nadzieję, że wkrótce zaczniesz żyć własnym życiem
                        Pozdrawiam ,Justyna

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 14)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.