Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Ja kobieta "bez winy i wstydu"

Przeglądasz 6 wpisów - od 1 do 6 (z 6)
  • Autor
    Wpisy
  • Estera Milewska
    Uczestnik
      Liczba postów: 542

      Urodziłam się kobietą. To pewne, ale miałam być chłopcem. Ojciec tak chciał, bo mój brat, który urodził się rok przede mną, zmarł. Opowiadanie zaczyna się mnie wiecej jak historia Małej Dziewczynki z książki Wojciecha Eichelberga "Kobieta bez winy i wstydu". Całe życie robiłam wszystko, by zasłużyć na miłość, choć na pewno jako dziecko kochałam rodziców za to, że żyją, że ich mam. Dobrze się uczyłam i robiłam tym podobne rzeczy, byle jak najlepiej pod dyktando ojca. Ojciec uczył mnie jak się bić, jak grać w piłkę nożną, jakie są zasady meczu żużlowego itp rzeczy, których (chyba) standardowo uczy się chłopców. Poza tym nauczył mnie rywalizacji z mężczyznami, uznawania, że nie są mi oni do niczego potrzebni, bo przecież nie mogłam być głupią babą od garów, kuchni, dzieci i pieluch, która jest nazbyt wrażliwa. Miałam więc prawo iść na studia. Ojciec wyśmiewał moją kobiecość: malowanie paznokci, depilacje nóg i innych części ciała, makijaż. Złościł się na długie niezwiązane włosy, krótką spódnicę, bo przecież wyglądałabym jak dziwka. Wiem, że zagłuszał moją kobiecość. Muszę przyznać, że skutecznie. Na tyle skutecznie, że kiedy dostałam okres było mi wstyd i byłam zła, że mama mu powiedziała. Dziś piszę już o tym spokojnie. Dawniej czułam ogromny smutek. Piszę to wszystko, bo teraz, gdy mam problemy z pracą, studiami i problemy finansowe w domu po raz kolejny przez moją siostrę pewne moje cechy DDA się nasilają, a może jeszcze próbują swoich sił ze mną teraz, gdy jestem słaba. Kto wie. W każdym razie chodzi o to, że kobiety mają swoje stereotypowe cechy, z których śmieją się mężczyźni, a mężczyźni mają takie, z kórych śmieją się kobiety. Wczoraj, gdy wracałam do domu z P. on zaczął sobie żartować, że ruszam rękoma, jak większość kobiet, które noszą obcasy. Zezłościłam się, choć dziś nie wiem po co. Przecież to były tylko żarty, ale ja odebrałam to jako śmianie się ze mnie jako kobiety. Nie mam z kim o tym pogadać, więc piszę tutaj. Pozdrawiam wszystkich serdecznie 🙂

      Edytowany przez: Estera Milewska, w: 2009/06/21 17:33

      Hawana
      Uczestnik
        Liczba postów: 554

        a ja mam problem ze swoją kobiecością, nosze szpilki, maluje paznokcie, staram się dbać o siebie mimo to nie wiem czy jestem atrakcyjna, tzn, nikt mi tego nigdy nie powiedział wiec chyba nie juestem:unsure: poza tym ja nie podobam się sobie na zdjeciach widze potwora, do tego jak byłam nastolatką byłam potwornie brzydka -krzywe zęby, pryszcze, nadwaga, dzisiaj nie jestem juz gruba i nie mam pryszczy, zęby mam proste ale za to nie czuje się kobietą-tzn atrakcyjną kobietą za którą oglądają się mężczyźni:S i dalje nie potrafie ocenić czy jestem brzydka czy nie :S

        agus
        Uczestnik
          Liczba postów: 3567

          Skończyłam właśnie czytać książkę "Spalona żywcem"… jestem poruszona, wstrząśnięta, i trochę inna… bardziej uświadomiona… w trakcie czytania wyłam jak bóbr… nawet zastanawiałm się, po co się tak katuje…może to nie jest książka o nas kobietach z Europy ale bynajmniej mi dała dużo do myślenia i dużo odpowiedzi na dręczące i nurtujące mnie pytania… jaki wpływ na naszą osobowość ma nasze wychowanie… pozwoliła mi bardziej zrozumieć postępowanie rodziców… wgłębienie się w problemy pewnych zachowań i zrozumnienie dla mnie człowieka zachowań innych ludzi…
          Dlaczego o tym pisze ? Bo Wasze posty Dziwczyny przypominają mi główną bohaterke książki (która akurat stała się ofirą swojej kultury i religii), jak również po części mnie…

          Głowy do góry i Pogody Ducha w tych ciężkich chwilach..:)

          Aga 🙂

          Estera Milewska
          Uczestnik
            Liczba postów: 542

            Hawana mi się zdarzyło usłyszeć, że jestem ładna. Jak się ma chłopka to się słyszy to częściej. Nie podobam się sobie. Nie miałam nigdy kłopotów z cerą, nadwagi nie mam, ale i tak nie figury idealnej nie mam. Nie jestem przyzywczajona do szpilek i makijażu, ubieram i robię na specjalne okazje. Niestety zęby zawsze miałam krzywe i mam nadal, nie stać mnie na aparat 🙁 P. twierdzi, że nie zauważył dopóki mu sama czegoś nie napomknęłam. Samemu to chyba jednak trudno oceniać, nie sądzisz?
            Aguś to nie do końca są ciężkie chwile, przynajmniej w moim przypadku. Ja się tylko zastanawiam czy każdą taką cechę muszę przerabiać z osobna, żeby zaakceptować siebie jako kobietę?
            Ja jakoś nie mogę się przełamać do przeczytania tej ksiażki, o której wspomniałaś. Przeczytałam kiedyś fragment i byłam przerażona. Jakoś jestem nadwrażliwa, za silnie przeżywam emocje bohaterów książek.
            Pozdrawiam 🙂

            reniutka
            Uczestnik
              Liczba postów: 15

              Witajcie Kochane.

              Trudno byłoby nie zabrać głosu w tak bliskim mi temacie, a szczerze mówiąc ostatnio odczuwam, iż biją się we mnie chęć bycia kobiecą z nieodpartym poczuciem potrzeby pozostania wciąż dziewczynką w oczekiwaniu na miłość tatusia. Zresztą sama droga do tego momentu była niełatwa. Począwszy od chwil, gdy nie chciałam nosić stanika, bo wydawało mi się, że ojciec przestanie mnie kochać, nie będę już jego małą córeczką. Poprzez wmawianie sobie, że kobiecość to słabość, usterka, której najlepiej się wyzbyć, wyrzec na rzecz: będę silna, nie dam się upokorzyć żadnemu facetowi. A jeśli już zaczęłam przekonywać się do bycia kobiecą choćby na chwilkę to tylko po to, by móc ją ewentualnie wykorzystać krzywdząc i odgrywając się na mężczyznach za cierpienie jakie zafundował mojej rodzinie ojciec. Niestety szybko okazało się, że z rolą modliszki mi nie do twarzy. Uwięziona w klatce niespełnionej potrzeby bycia kochaną i docenioną przez ojca nie mogłam dorosnąć na tyle, by stać się kobietą, utworzyć związek, pozwolić na to by ktoś mógł mnie pokochać. Narastające poczucie niskiej wartości nie pozwalało mi nawet na przyjęcie jakiegokolwiek komplementu, gdyż osoba go wygłaszająca w moich oczach była niewiarygodna i z tej racji od razu zdyskwalifikowana.
              Co najśmieszniejsze po raz pierwszy zobaczyłam w sobie kobietę w 21 roku swojego życia. Kupując suknię na ślub kuzynki przymierzyłam długą i czerwoną kreację. Oczywiście jej nie kupiłam bo czułam się "nie na miejscu", ale wtedy po raz pierwszy w lustrze zobaczyłam kobietę, nie dziewczynkę.
              Od tamtej pory coś we mnie walczy i przekonuję, że mogę taka być- być kobieca.

              A podsumowując tak sobie myślę, iż cała oprawa (makijaż, zabiegi upiększające, strój, ciągły wyścig o młodszym piękniejszy wygląd, kilo w tą czy w tamtą) w jakiej została umieszczona współczesna kobieta tak naprawdę o kobiecości nie świadczy. Ona jest jedynie wiśnią dekorującą cały tort kobiecości. Bo prawdziwa kobiecość jest w nas, rozkwita każdego dnia jak róża i tylko czeka, by zdjąć otaczający ją szklany klosz, pozwalając jej rozbłysnąć, piąć się wzwyż, olśniewać wciąż i na nowo. Jest tylko jedna kwestia: czy pozwolimy, aby powabny kwiat podziwianym był??

              Pozdrawiam serdecznie 🙂

              reniutka
              Uczestnik
                Liczba postów: 15

                Witajcie Kochane.

                Trudno byłoby nie zabrać głosu w tak bliskim mi temacie, a szczerze mówiąc ostatnio odczuwam, iż biją się we mnie chęć bycia kobiecą z nieodpartym poczuciem potrzeby pozostania wciąż dziewczynką w oczekiwaniu na miłość tatusia. Zresztą sama droga do tego momentu była niełatwa. Począwszy od chwil, gdy nie chciałam nosić stanika, bo wydawało mi się, że ojciec przestanie mnie kochać, nie będę już jego małą córeczką. Poprzez wmawianie sobie, że kobiecość to słabość, usterka, której najlepiej się wyzbyć, wyrzec na rzecz: będę silna, nie dam się upokorzyć żadnemu facetowi. A jeśli już zaczęłam przekonywać się do bycia kobiecą choćby na chwilkę to tylko po to, by móc ją ewentualnie wykorzystać krzywdząc i odgrywając się na mężczyznach za cierpienie jakie zafundował mojej rodzinie ojciec. Niestety szybko okazało się, że z rolą modliszki mi nie do twarzy. Uwięziona w klatce niespełnionej potrzeby bycia kochaną i docenioną przez ojca nie mogłam dorosnąć na tyle, by stać się kobietą, utworzyć związek, pozwolić na to by ktoś mógł mnie pokochać. Narastające poczucie niskiej wartości nie pozwalało mi nawet na przyjęcie jakiegokolwiek komplementu, gdyż osoba go wygłaszająca w moich oczach była niewiarygodna i z tej racji od razu zdyskwalifikowana.
                Co najśmieszniejsze po raz pierwszy zobaczyłam w sobie kobietę w 21 roku swojego życia. Kupując suknię na ślub kuzynki przymierzyłam długą i czerwoną kreację. Oczywiście jej nie kupiłam bo czułam się "nie na miejscu", ale wtedy po raz pierwszy w lustrze zobaczyłam kobietę, nie dziewczynkę.
                Od tamtej pory coś we mnie walczy i przekonuję, że mogę taka być- być kobieca.

                A podsumowując tak sobie myślę, iż cała oprawa (makijaż, zabiegi upiększające, strój, ciągły wyścig o młodszym piękniejszy wygląd, kilo w tą czy w tamtą) w jakiej została umieszczona współczesna kobieta tak naprawdę o kobiecości nie świadczy. Ona jest jedynie wiśnią dekorującą cały tort kobiecości. Bo prawdziwa kobiecość jest w nas, rozkwita każdego dnia jak róża i tylko czeka, by zdjąć otaczający ją szklany klosz, pozwalając jej rozbłysnąć, piąć się wzwyż, olśniewać wciąż i na nowo. Jest tylko jedna kwestia: czy pozwolimy, aby powabny kwiat podziwianym był??

                Pozdrawiam serdecznie 🙂

              Przeglądasz 6 wpisów - od 1 do 6 (z 6)
              • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.