Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Jak to z tym jest?

Przeglądasz 6 wpisów - od 1 do 6 (z 6)
  • Autor
    Wpisy
  • Annuszka
    Uczestnik
      Liczba postów: 11

      Może taki temat już był, ale cóż, jest ich tyle, że przebić się przez wszystko nie sposób.
      Zastanawia mnie mianowicie jedna rzecz. Wielu DDA ma tendencję do zamykania się w swoim kokoniku i płakanie w ciemnym pokoju "bo mam pecha w życiu i jest mi źle". Teraz troszkę wyolbrzymię, ale tylko po to, żeby wszyscy zrozumieli o co mi chodzi.
      Postawa: nikt mnie nie lubi bo jestem DDA. Nie idzie mi w szkole bo jestem DDA. Złamałam nogę bo jestem DDA. Pada deszcz – to na pewno, że jestem DDA.
      Czy to jest dobre?
      Zwinięcie się w kulkę i rozpaczanie jest najłatwiejsze, co można zrobić. I nie mówcie, że nie!… Dlaczego wielu osobom tak trudno zdobyć się na trochę aktywności, wysilić się, aby poprawić swoją sytuację?…nie mówię tu większości z Was czyli o tych, co chodzą na terapię lub ją planują, o tych, co szukają pomocy. Ale chyba przyznacie mi rację, że wielu robi tak, jak to opisałam na początku…
      Może ktoś się na tym zna? Jest tego jakieś naukowe uzasadnienie? Ja niby jestem DDA, ale takich rzeczy nie wiem.

      Prometeuszka
      Uczestnik
        Liczba postów: 24

        Tu chyba chodzi o te wszechwładne poczucie niemożności. Podstawę do jakiegoś działania stanowi wiara że się uda – a Dorosłe Dzieci Alkoholika nie mają wiary w siebie, ani w lepsze jutro, nie mówiąc już o niskim poczuciu własnej wartości, które skutecznie podcina skrzydła.

        Wszystko ogranicza się do jednego stwierdzenia: "A po co? To przecież i tak nie ma sensu. Zycie jest ciężkie, nigdy nie będzie dobrze."

        Czy z takim podejściem w ogóle można coś osiągnąć, ruszyć do przodu? Pewnie że nie.

        Fora takie jak to są dobre, bo można się wygadać, ale jednocześnie generują pewien problem. Człowiek zaczyna się nad sobą użalać, ktoś drugi dołoży swoje bolączki, trzeci powie "ale mi was szkoda" i… tylko się nakręcacie, tkwicie w smutku. To do niczego nie prowadzi, nikomu naprawdę nie pomaga. Po to, by wyjść z zaklętego kręgu trzeba skupiać się na możliwościach, szukać ich, a nie bez końca taplać się w tym co smutne i beznadziejne.

        Czy Twój świat staje się lepszy i jaśniejszy, jeśli ciągle mówisz o kłopotach, rozpamiętujesz urazy, widzisz jedynie zło? Czy czujesz się wówczas lepiej? Nie, masz coraz paskudniejszy humor, wszystko jawi się w ponurych barwach, umysł podsuwa jeszcze więcej przeszkód i nic tylko palnąć sobie w łeb.

        Nie musisz mi wierzyć na słowo. Zrób małe ćwiczenie i przekonaj się jak ogromny jest wpływ Twoich myśli, na Twoje samopoczucie.

        **********
        Zamknij oczy i wyobraź sobie, że stoisz na przystanku, czekasz na autobus. Jest ciemno i ponuro, wokół unosi się szara i mokra mgła… Zimny wiatr smaga Twoją twarz… zacina deszcz… Autobus się spóźnia… Marzniesz, masz dość… Pomyśl teraz o tym co Cię czeka w domu.

        Ok, a teraz wyobraź sobie, że chmury się rozpraszają, wychodzi zza nich wielkie złociste słoneczko… Poczuj i zobacz jego ciepło oraz blask… Poczuj jak ogrzewa i rozświetla Ciebie oraz wszystko wokół… Jest przyjemnie, słyszysz nawet śpiew ptaków. 🙂 Twój autobus napewno zaraz przyjedzie… w domu napijesz się ciepłej herbaty.. zjesz smaczny obiad… mmmm…. a potem obejrzysz swój ulubiony serial.
        ***********

        I co? To były tylko myśli i słowa, ale popatrz jak bardzo różnił się Twój stan wewnętrzny, jak różne były Twoje odczucia. W pierwszym przypadku było niefajnie, beznadziejnie, źle i ciężko – w drugim miło, przyjemnie, jasno.
        Za każdym razem gdy odpływasz w niewesołe myśli lub piszesz o tym co złe, czujesz się gorzej i gorzej, problemy się rozrastają.

        Oczywiście, racja absolutna – o kłopotach trzeba mówić. Ale nie po to, żeby zatapiać się w żalu i niemożności, a po to by szukać rozwiązania – bo jakieś rozwiązanie zawsze jest, wystarczy chcieć je odnaleźć. 😉

        Hmmm… A może założymy taki wątek, w którym będziemy się dzielić tym co nas dziś spotkało dobrego? 🙂

        Prometeuszka
        Uczestnik
          Liczba postów: 24

          Kurczę, a co z tym forum, że ciągle podwaja mi posty? Też tak macie? 😉

          Edytowany przez: Prometeuszka, w: 2007/12/04 17:59

          yucca
          Uczestnik
            Liczba postów: 588

            Owszem, spora część DDA , DDD i innych doświadczonych przez los ludzi ma postawę bierną wobec zycia. Czasem gani się taką postawę, czasem akceptuje, czasem pojawiają się słowa krytyki a czasem użalenie daje ulgę i pomoc, pokrzepienie.
            Mi się wydaje, ze chodzi o to by uzyskać harmonię między użalaniem się a aktywnością. To dotyczy wszystkich sfer zycia, taki swoisty dualizm. Warto dać sobie prawo do żalu i użalania, ale ważne by w tym nie utonąć.
            Sporo wśród nas osób tonących w żalach, ale są i tacy którzy nie potrafią tego, wciąż działają i to jest równie zgubne, uważam. Harmonia między naszymi jasnymi i ciemnymi stronami to coś co moim zdaniem jest zdrowe.

            Annuszka
            Uczestnik
              Liczba postów: 11

              Hm…szkoda, że nie znam magicznego zaklęcia, żeby wszyscy ci ludzie się choć trochę zaktywizowali…bo warto, prawda? 🙂

              yucca zapisz:
              [quote
              Mi się wydaje, ze chodzi o to by uzyskać harmonię między użalaniem się a aktywnością. To dotyczy wszystkich sfer zycia, taki swoisty dualizm. Warto dać sobie prawo do żalu i użalania, ale ważne by w tym nie utonąć.

              Ot i to.

              Katarzynka21
              Uczestnik
                Liczba postów: 808

                Annuszka, a ja sie nie zgodze z tym co napisalas. Odnosze wrazenie, ze (co czesto sie zdaza) osoby z uswiadomoionym syndromem DDA zapominaja o reszcie DDA/DDD i wydaje im sie, ze jedynie oni sa przykladami DDA. A tak nie jest. Ja uwazam, ze osoby z uswiadomionym DDA maja, w rzecz samej, problem o ktorym wspomnialas, bo poznaly, ze spotkalo je cos gorszego niz…..niz niektorych innych i to generuje pewne poczucie krzywdy, co z kolei prowadzi do uzalania sie nad soba. Osoby z nieuswiadomoionym DDA czesto sa zupelnie inne (oczywiscie w tej grupie sa tez takie, ktore sie uzalaja), ale one z kolei czesto sa bardzo twarde i zaciete, posiadaja mechanizmy, ktore je bronia wlasnie przed takim uzalaniem sie nad soba. Ja mam wrazenie, ze dopiero praca nad soba, niszczy te mechanizmy i pozwala na oplakiwanie swojej sytuacji. To jest dobre przez jakis czas, ale potem trzeba wziac sie w garsc i to jest koleny krok w czasie terapii. Jak ktos zakonczy na uswiadomieniu, a nie na pogodzeniu sie i zbudowaniu swojego nowego swiata to przegral na calej lini.

                Tak wiec mysle sobie, ze za bardzo w swojej wypowiedzi skupilas sie na tej grupie DDA, ktora np. uczestniczy w forum, ktora poznala, ze doznala krzywd. A trzeba pamietac, ze to jednak mniejszosc!

                Podsumowujac, nie zgadzam sie z tym generalizowaniem, bo uwazam ze nie jest poparte rzeczywistym stanem rzeczy, a obserwacja niewielkiej grupy ludzi, specyficznie reagujacych na problem alkoholowy w swoim zyciu.

                Ja np. mam dwojke rodzenstwa i tylko ja jako jedyna mam i miewalam taki problem o jakim wspominasz. Moja siostra jest twarda jak glaz, nie uzala sie ani nad soba, ani nad innymi. Nie wspominajac juz o moim bracie, ktory z kazdej trudnosci robi jaja i olewa wszytko, a uzalanie nad soba i innymi uwaza za slabosc charakteru. Tak wiec nawet na takiej malej i malo reprezentatywnej grupie widac, ze Twoja teoria nie do konca jest prawdziwa.

                Podobne obserwacje poczynilam na grupie terapeutycznej (10 osob). Nie wspominajac juz o ogromnej liczbie znajomych, ktorzy sa z rodzin dysfunkcyjnych, a absolutnie nie reaguja na ta sytuacje histerycznie tylko np. agresywnie lub zamrazajac uczucia.

              Przeglądasz 6 wpisów - od 1 do 6 (z 6)
              • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.