Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD „Jestem szczęśliwy(-a)”

Przeglądasz 6 wpisów - od 1 do 6 (z 6)
  • Autor
    Wpisy
  • Makenzen
    Uczestnik
      Liczba postów: 219

      Te dwa słowa przechodza mi przez gardło zdecydowanie najtrudniej. Bardzo, bardzo rzadkie sa to chwile, kiedy mogę się poczuć szczęśliwa, tak naprawdę to chyba nigdy tak z cała świadomościa nie byłam w stanie tego zdania wypowiedzieć. Od pewnego czasu uczę się dostrzegać wartość chwili obecnej i drobnych spraw czy wydarzen i cieszyć się nimi. Czuję, że zrobiłam w tym względzie spore postępy. I parę dni temu po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy poczułam, jak to jest być szczęśliwym i co to w ogole znaczy… tak bardzo się z tego cieszę, że o rany! A to przede wszystkim dlatego, że moja praca daje mi mnostwo satysfakcji, jest niezwykle rozwojowa, ciekawa i pasjonujaca. Gdyby tylko była lepiej płatna, nie zamieniłabym jej na żadna inna ;).
      A jak jest u Was z byciem szczęśliwym i z przyznaniem się wobec siebie samego, że jesteście szczęśliwi, czy to na danym etapie życia, czy to ogolnie?

      Anonim
        Liczba postów: 20551

        ja nie pamiętam kiedy ostatnio przyznałam sama przed soba że jestem szczęśliwa. chociaż zwykle staram się dostrzegac pozytywne strony w każdej sytuacji (dzięki temu udaje mi się przetrwac), bo szklanka jest do połowy pełna. ale mimo to nie moge wypowiedziec tych magicznych słow : JESTEM SZCZE¦LIWA. ale wiem że nie jest to nie możlie, co z reszta widac na twoim przykładzie 🙂
        życzę dużo szczęścia nadal 😉
        a ja kiedyś powtorzę za toba SZCZE¦CIE MNIE OTACZA

        sztywny
        Uczestnik
          Liczba postów: 409

          Kiedyś poczułem namiastkę szczęścia. Dorwałem fajna pracę, ktora mnie fascynowała, pięć minut spacerkiem od miejsca zamieszkania, ekstra płatna, pełna samodzielność, praca w pojedynkę. I tak czułem się na poczatku wyśmienicie, można powiedzieć, że byłem w jakimś stopniu szczęśliwy. Jednak stopniowo to szczęście zanikało i mimo, że cały czas warunki pracy mi odpowiadały, to coraz bardziej zaśmiecałem sobie głowkę negatywnymi myślami. Tak to już jest ze mna, jeżeli poczuję się choć trochę szczęśliwy, to zaraz podświadomie z tym walczę i obracam to w negatywne uczucie. Czasem myślę, że jakaś siła wyższa zakazała mi bycia szczęśliwym. 😉
          Moje wyobrażenie prawdziwego szczęścia: idę przez miasto, nie spieszac się nigdzie, wokoł toczy się normalne życie, a ja wacham kwiatki, fascynuję się świergotem wrobelkow i nie myślę, NIE MY¦LE o niczym.
          Pozdrawiam.

          kikib
          Uczestnik
            Liczba postów: 2

            Wiesz , ja zauważyłam taka ogolna tendencję, że ludzie niezbyt się chwala swoim szczęściem, tym że im coś wychodzi, że osiagaja małe, czy większe sukcesy, żeby nie kusić losu, nie zapeszyć, czy też nie drażnić innych. Częściej słychać narzekanie, że praca nie taka, że w kościach łamie itp.
            Mnie samej jest trudno cieszyć się, pozwolić sobie na bycie szczęśliwym, choć robię w tym kierunku postępy.
            I właściwie dochodzę do wniosku, że to w dużej mierze zależy ode mnie, od mojego nastawienia, oczekiwan.
            Lepiej cieszyć się z drobnych spraw i dziękować za kolejny dzien życia. Wyznaczać sobie cele i małymi krokami je realizować. Generalnie cieszyć się z postępu i nie zadręczać z powodu słabej ludzkiej natury 😉
            Pozdrawiam serdecznie :laugh:

            Lyrael
            Uczestnik
              Liczba postów: 20

              Kiedy poczuję choc odrobinę szczęścia, to od razu paraliżuje mnie strach. Zupełnie irracjonalny. Nawet nie wiem czego tak naprawdę się boję, ale ten strach, albo każe mi się wycofać, albo zatruwa moje "szczęście". Potrafię cieszyć się rożnymi rzeczami, ale szczęście ( = spokoj = pogoda ducha = wolność) jakiego chciałabym dla siebie jest dla mnie jeszcze nieosiagalne.
              Chciałabym być tak po prostu szczęśliwa. Dlaczego to jest takie trudne?

              Makenzen
              Uczestnik
                Liczba postów: 219

                Taki długotrwały spokoj = pogoda ducha = wolność jak na razie wydaje mi się, hmmm… średnio osiagalny 😉 U mnie z kolei pojawia się strach pt.: "A co będzie, kiedy nagle moj spokoj zmaci jakieś przykre wydarzenie"? i jakoś tak podświadomie na nie czekam. Ale kilka dni temu założyłam sobie: nie będę myśleć o tym, co będzie za godzinę, jutro, za rok… wkładam wysiłek w to, żeby przeżywać to, co się dzieje w danym momencie. Skoro jest mi dobrze, to tym się będę upajać i cieszyć.

              Przeglądasz 6 wpisów - od 1 do 6 (z 6)
              • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.