Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › lęk przed przyszłością
-
AutorWpisy
-
WItam
Jak radzicie sobie z wyobrażeniem o sobie w przyszłości? (praca, plany, perspektywy, samodzielność)?Dorastałam w domu z ojcem wszechmocnym – najmądrzejszym, najbardziej zaradnym, wtrącającym się do wszystkiego. Myślę, że mógłby nawet nie pić, jego cechy charakteru – agresja słowna, szydzenie, nieustanna ironia, ordynarna krytyka, a wszystko to w wielkich dawkach podziałały na mnie skrajnie destruktywnie.
Każde moje działanie podlegało ocenie, ale nie życzliwej, konstruktywnej tylko pełnej agresji i jadowitej złośliwości. Jak się domyślacie, nie pozostało mi nic innego jak, albo wszystko ukrywać, albo zaniechać działania.
Z czasem uwierzyłem, że sam niewiele potrafię, unikałem wyzwań jakie niesie ze sobą życie, i co za tym idzie nie rozwijałem w sobie zdolności do działania.
Rozwinąłem w sobie myślenie życzeniowe, że kiedyś w odległej przyszłości wszystkie problemy same cudownie się rozwiążą.Bardzo późno wystartowałem w "dorosłe życie". A w dorosłym życiu jest mi cholernie trudno – brak poczucia tzw koherencji, to znaczy przekonania, że potrafię samodzielnie radzić sobie z problemami, chociaż obiektywnie potrafię sobie poradzić. Stąd poczucie ciagłej niegotowości, odwlekanie, lęk przed gruntownymi zmianami (praca, rozwój, małżeństwo, ojcostwo), problemy w pracy – ogromny stres.
Marzyłem o życiu na swoim, ale kiedy już mogę, zamiast poczucia ulgi towarzyszy mi nieustanny paraliżujący lęk. Co najgorsze i absurdalne (pracuję, mam mieszkanie) gdzieś w głębi duszy obawiam się, co będzie kiedy rodzice odejdą i zostanę naprawdę sam. Tym bardziej absurdalne, że na samą myśl o pomocy, zwłaszcza ze strony ojca dostaję mdłości…
Będę wdzięczny za opinie, zwłaszcza dorosłych facetów.
Edytowany przez: kłos, w: 2009/09/09 10:17
Edytowany przez: kłos, w: 2009/09/09 10:28
Nie jestem dorosłym facetem ale się wypowiem.
Moje życie charakteryzuje wstręt do planowania. Nie wyobrażałam sobie przyszłości jak wchodziłam w dorosłość. Podejmowałam życiowe decyzje i podejmuję nadal ale bez zastanawiania się nad ich konsekwencjami. Nie lubię planować nawet tego co będzie jutro. I prawdopodobnie dlatego moje jutro będzie takie samo jak dziś.
Jak pomyślę, że za rok, za trzy, za 10 i 50 lat będzie tak samo… .
Jestem samodzielna, pracuję, wychowuję dzieci, jem, śpię, czytam itp. ale mam nieodparte wrażenie, że marnuję dany mi czas. Moje jedyne życie.
A kiedyś nadejdzie moment, że będzie już na wszystko za późno. ZA PÓZNO.„Nie jestem dorosłym facetem ale się wypowiem. ”
No, panie również zapraszam, jak najbardziej;)
Ale widzę, że typ "dziecka we mgle" w mniejszości na forum :/Klos ja mam taki sam problem. Dokladnie opisaleś moje lęki. Bardzo późno wystartowalam(swoja droga mam z tego powodu mega kompleksy). Nie wyobrazam sobie rodzicielstwa, malzenstwa. W pracy zapieprzam jak wol za najnizsza krajowa, a panicznie boje sie wyprowadzki do innego miasta i znalezienia sobie innej roboty. Strach,ze sobie nie poradze 🙁
Widzę, że podobne warunki rozwoju na każdego wpływają inaczej. Ja przez całe zimne i głodne dzieciństwo marzyłam o usamodzielnieniu. Mimo żądzy wiedzy, wybrałam tylko liceum techniczne, aby zaraz po nim podjąc pracę i się usamodzielnić. Aby tylko jak najdalej od rodziców, aby tylko nie cierpieć głodu i nędzy przy boku alkoholika. I zaznać spokoju. Z kasą udało mi się. Co prawda harowałam i przypłaciłam to problemami zdrowotnymi, ale jestem niezależna finansowo. Ale spokoju nie mam. Ostatnio stwierdziłam nawet, ze są ludzie stworzeni do bycia szczęśliwymi i tacy jak ja, wiecznie pod górkę. Co zrobić….
Anonim11 września 2009 o 00:57Liczba postów: 20551Jak radzę sobie z wyobrażeniem o sobie w przyszłości? (praca, plany, perspektywy, samodzielność)?
Nie radzę sobie …-to moja opinia. Choć patrząc z zewnątrz można odnieść inne wrażenie … i właśnie to słyszę od innych. Oczekuję, niestety, że przyznają rację mojej opinii, a potem pomogą znaleźć właściwą dla mnie drogę."Dorastałam w domu z ojcem wszechmocnym"-to dobry początek na moją bolesną historię z dzieciństwa. Jednak, właśnie odkryłam, że miałam w sobie przedziwną "niezatapialną" zdolność działania i wiarę, że "tym razem" spotkam się z uznaniem. Zaraz po maturze czmychnęłam na drugi koniec Polski "aby" studiować kierunek, który jest tylko na jednej uczelni – daleko od domu. Nie miałam wtedy jeszcze 18-u lat. B) I tak zaczęła się moja droga dorosłości, ciągle "prostowana" przez rodzicieli, ale prowadzona po " zakrętach", które wydały mi się właściwe. Na tej drodze wyszłam za mąż, za człowieka, który nie jest wszechmocny (bo taki mógł być tylko mój ojciec-to moje osobiste postanowienie, gdy wyjeżdżałam na studia), ale moje bezkrytyczne podejście do jego ciągłych "krytycznych" ocen dopełniło tego, czego nie udało się zniszczyć we mnie w dzieciństwie.
Moje wyobrażenia o szczęśliwej rodzinie, we własnym, bezpiecznym i spokojnym, dopieszczonym w szczegółach, domu legły w gruzach. O ironio losu-"kataklizm" nadszedł dla mnie z nienacka i dopełnił swego w jednym dniu, tak że jego sprawcy po dziś dzień nie wierzą, że "mogli" swym poczynaniem zabić "duchowe" życie drugiego człowieka.Od momentu osobistej "katastrofy" minęło wiele lat, i choć udało mi się dotrzeć do dnia dzisiejszego, to nadal boleśnie odczuwam stratę tamtych "wyobrażeń". Na nowo uczę się żyć, tym razem własnym życiem, nie "marzeniami/roszczeniami" innych. Stawiam małe kroczki, a plany raczej są nieśmiałymi marzeniami z głębokim przekonaniem i wewnętrzną zgodą na to, że każdego dnia, a nawet godziny, przestaną one istnieć. Wtedy na ich miejsce wymyślę coś innego, może gorszego, … może lepszego, ale napewno coś wymyślę. Takie "łapanie okazji".
Jeszcze jedno (pewnie najważniejsze, ale bardzo osobiste, stąd na koniec) – pozwoliłam sobie na luksus zaufania pewnej Osobie … do końca, właściwie to na naukę tego zaufania. 🙂 I chyba dlatego nadal odczuwam lęk przed przyszłością. -
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.