Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Moje DDA

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 313)
  • Autor
    Wpisy
  • EndGame
    Uczestnik
      Liczba postów: 265

      Przeczytałem wszystkie posty tutaj
      http://dda.pl/index.php?option=com_mamboboard&Itemid=78&func=view&id=193632&catid=2

      Czytając niektóre z nich czytałem jakby o sobie. Co tym bardziej uświadamia mnie w chorobie w jakiej jestem. Niestety, ale ja w opisie pasuję do zachowania Waszych partnerów (byłych), a nie do Was, to ja jestem chory.
      Moja dziewczyna przeżyła ze mną coś podobnego do tego co Wy opisywaliście. Zostałem sam. W ten weekend rozstała się ze mną i nie mamy praktycznie kontaktu. Spróbuję opisać moją historię, która nie jest zakończona, która nadal trwa. Ale zacznijmy od początku.

      [size=4]Dzieciństwo:[/size]
      Ojciec był alkoholikiem. W sumie z dzieciństwa nie pamiętam za wiele dobrych chwili, czy były w ogóle takie? Nie będę się rozpisywał o tym jak miałem ciężko, bo nie w tym rzecz. Wyobraźcie sobie tylko życie w wiecznym terroryzmie, brak ciepła rodzinnego i inne typowe dysfunkcje – od zawsze. Bardzo mało śmiechu miałem w dzieciństwie, ciągle się czegoś bałem, nie uśmiechałem się, nie umiałem się normalnie bawić. Później zdarzało mi się uciekać z domu na noc, spać w aucie, by tylko nie musieć być w tym domu z nim. W końcu stawałem się fizycznie silniejszy, dojrzewałem, ale wciąż nie rozumiałem co mną kieruje. Moje problemy wyszły pierwszy raz w 2008 roku, kiedy to pobiłem swojego ojca nie umiejąc utrzymać emocji na wodzy. To były najgorszy okres mojego życia, zbliżyłem się do dna. Dużo płakałem, było mi bardzo ciężko z tym co zrobiłem. Nie umiałem sobie tego wytłumaczyć. Wtedy jedna ze znajomych przypadkiem rozpoznała u mnie DDA. Dzięki niej zgłosiłem się na terapię, która zakończyła się po kilku indywidualnych spotkaniach. Czułem się lepiej, poradziłem sobie z ojcem i tym co mnie trapiło. Byłem w tym czasie poza domem, mieszkałem za granicą, co dodatkowo polepszało mój spokój i harmonię. W 2009 roku ojciec zmarł na raka, a moje życie zmieniło się o 180 stopni. Szybko odzyskiwałem siebie, pogodę ducha, uśmiech, szczęście. Jakbym wyszedł z jakiegoś więzienia. Czułem się jakbym rodził się na nowo. W domu była mama, u której też zaczął pojawiać się uśmiech na twarzy. Wszystko zaczęło się układać inaczej, wyobrażałem sobie, że to koniec moich problemów – myliłem się jednak. Problem dotyczy mnie nadal, ale o tym poniżej.

      [size=4]Oczami innych:[/size]
      Obecnie mam 30 lat. Muszę powiedzieć, że mam wspaniałe życie. Jestem pewnym siebie mężczyzną. Mam niesamowite pasje, można powiedzieć, że jestem "golden boy". Wśród znajomych jestem człowiekiem sukcesu, osobą, przed która nie ma przed sobą granic. Jestem we wszystkim najlepszy, wszystko mi zawsze wychodzi. Bardzo dużo w życiu osiągnąłem. Inteligentny, czarujący, pewny siebie facet. W pasjach doszedłem tak daleko, że jestem rozpoznawalny w całym kraju, w jednej znich byłem Mistrzem Polski, w innej zupełnie z innej beczki mam fanów w całym kraju. Jednym słowem ludzie mnie podziwiają. Jestem perfekcjonistą. Ukończyłem bardzo ciężkie studia z wyróżnieniem, moja praca dyplomowa była dodatkowo nagrodzona w pewnym konkursie. Niekończące się pasmo sukcesów. Znalazłem pracę marzeń, która jest zarazem moją pasją. Codziennie idę do niej z uśmiechem na twarzy. Jestem bardzo dobrym specjalistą, uznanym zarówno w firmie i wśród klientów. Za mną ciężkie projekty prowadzone samodzielnie, awanse, podwyżki itd. Obecnie jestem na bardzo wysokiej pozycji i koledzy z pracy (a nawet kierownictwo) uważają mnie za najlepszego z "młodej krwi" w firmie. Władam 3 językami obcymi. Ponadto jestem zwolennikiem rozmów, pracy nad sobą i ciągłego rozwoju. Potrafię rozwiązywać problemy, jestem dobrym negocjatorem. Pięknie, nie?

      [size=4]Znajomi:[/size]
      Jestem duszą towarzystwa, bardzo energicznym i energetycznym człowiekiem. Codziennie rano potrafię przekazać innym ludziom motywacje do działania, napełnić ich energią, moim uśmiechem i zachowaniem. Samo moje przywitanie powoduje u nich chęć do działania. Często zwracam ludziom uwagę na drobnostki, które powodują u nich zachwyt i dziękują mi za to, że im to pokazałem. Jestem motywatorem, energetyzerem, a zarazem pełnym spokoju człowiekiem. Mam przyjaciół, którzy określają mnie mianem niesamowitego człowieka, do rany przyłóż itd. Takim człowiekiem też wydaję się być dla kobiet, które zbliżają się do mnie. Jestem uroczy, interesujący, mam dobre poczucie humoru, poukładane życie, wydaję się być idealnym kandydatem na męża. No same zalety . Nigdy nie słyszałem złego słowa na mój temat, a wielokrotnie o to pytałem. Nie mam problemu z nawiązywaniem koleżeństwa, przyjaźni, ale mam wielki problem w związkach,

      Dużo bym tu mógł pisać, w sumie same zalety, ale po co to piszę? Jeśli ktoś z moich znajomych przeczytałbym dalszą część mojego posta, nie uwierzyłby że to napisane jest o mnie. Wiem to. Piszę to byście wiedzieli jak wiele może się w człowieku różnić.

      [size=4]A teraz do rzeczy:[/size]
      W związku z kobietą staję się kimś zupełnie innym i nie umiem nad tym zapanować.
      Mam za sobą kilka związków, z uwagi na powyższe nigdy nie miałem problemów ze znalezieniem bliskiej kobiety. Ludzie mnie w końcu podziwiają, cenią szanują. Zdarzało się nawet wiele razy, że same do mnie lgnęły. Ja jednak nigdy nie przebierałem w partnerkach, nie byłem takim typem. Do każdego z moich związków podchodziłem poważnie, bardzo poważnie, widziałem przyszłość. Mój problem polega na tym, że jestem niezdolny do bycia z kimś. Dwa ostatnie związki uświadomiły mnie, że coś jest ze mną nie tak. Przytoczę tu teraz listę opinii na mój temat, które uświadomiły mnie w chorobie.

      [size=4]Związek A:[/size]
      Zakończył się już dawno, ale pokusiłem się nawet o odnalezienie listy zarzutów jakie do mnie miała moja dziewczyna. Wtedy byłem jeszcze na to ślepy, nie widziałem, że coś jest ze mną nie tak. Ona kryła to wszystko przez cały okres bycia ze mną. Impulsem dla niej do rozstania był nowo poznany mężczyzna, który wyciągnął ją z tego bagna. Szybko zdradziła mnie z nim, czemu zresztą się nie dziwię. Nigdy nie miałem od niej sygnałów, że coś jest nie tak. Bardzo się starała, a jeśli te sygnały były to i tak ich nie widziałem. Było wszystko pode mnie, aż w końcu się rozleciało.

      1. "Musisz wiedzieć, że ciężko było mi się pozbierać. Nie tyle po rozstaniu, co w życiu na nowych zasadach. Czułam się zniszczona. To nie żadne oskarżanie, próbuję tylko opisać jak to teraz.".
      2. "Paradoksalnie wtedy utrzymywałam, że jestem najszczęśliwsza na świecie. Jakie to było ślepe..".
      3. "po pierwszych 5 miesiącach z Tobą byłam już wykończona walką o uczucie. I kiedy ktoś inny chciał mnie wysłuchać, chciał się mną "zająć".. po prostu chciałam w to brnąć. Może naiwnie jak czerwony kapturek rozmawiając z wilkiem, ale tego właśnie potrzebowałam." tutaj chodzi o innego mężczyznę, który pojawił się w jej życiu.
      4. "Z wieloma rzeczami i sprawami byłam sama. Jeszcze jako jedna wielka kość niezgody."
      5. "Czytając nasze maile z tamtego okresu (początki) przypominają mi się tylko chwile mojej naiwności."
      6. "Sama nie wiem do końca jak to wszystko opisać. Staram się zmienić swoje podejście, postrzeganie pewnych rzeczy. Czy miłość to naprawdę dbanie głównie o seks? "
      7. "Zawsze starałam się by było dobrze, spełnianie wszystkich zachcianek.. i co? i MALO. MALO MALO MALO CIAGLE MALO. Ledwo zaczęliśmy się spotykać to już było podporządkowywanie mnie Tobie. Jak ja mogłam się na to godzić? Gdzie był większy szacunek do rzeczy niż do mojej osoby? Czy Ty to widzisz? Jeszcze to moje poczucie winy, czułam się winna, że nie mogłam dać Ci szczęścia. Przecież to jest chore!"
      8. "Oczekiwania. Powiedz mi, czy naprawdę w życiu o to chodzi? O ciągłe oczekiwania? Bądź taka śmiaka owaka! Czy naprawdę cały czas w tym związku trzeba było się starać? Zero luzu? Przecież doszło do tego, że wstydziłam się przed Tobą swojego ciała? Było masę sytuacji kiedy czułam się nieakceptowana, nie tylko wizualnie. Często czułam poczucie winy, i niestety sam często mnie w nie wpędzałeś. Nie potrafiłeś temu zaprzeczyć nawet, pokazać mi, że "nie moja wina"".
      9. "wymagania, wymagania, wymagania."
      10. "No i brak spontaniczności, to było dla mnie jak klatka trochę. Dlatego byłam "inna" będąc z moją ekipą. Tam byłam w pełni swobodna, było mi lekko. Mogłam robić nie do końca przemyślane rzeczy i to było piękne."
      11. "Oczywiście było dużo dobrego między Nami, dużo pasji, zainteresowań, piękna.. Ale też dużo bólu. Zniszczyłeś mnie, zrobiłeś ze mną swoją seksualną maszynę, ciągle myślałam co zrobić żeby było jeszcze lepiej. Dalej więcej mocniej.. i co? krach. Teraz marzę tylko o spokoju i akceptacji. O tym marzę.. To koniec. Ja jeszcze przez długi czas będę się starała znormalnieć, zrozumieć, czym jest miłość.”.

      Z uwagi na zdradę, nie do końca to wszystko do mnie dotarło. Jak zwykle zwaliłem winę na nią i nie widziałem w tym problemu. Przeżyłem cierpienie i uspokoiłem się. Po jakimś czasie poznałem nową osobę.

      [size=4]Związek B:[/size]
      Zakończył się kilka dni temu takimi słowami z jej strony:
      "Jesteś chorym człowiekiem, z poważnym problemem. Znów mnie obarczasz odpowiedzialnością i w każdej wiadomości winę zwalasz na mnie. Co zrobiłeś mi złego – wiesz, nie będę się powtarzać. Nie masz do mnie szacunku i każda z Twoich wiadomości to potwierdza. Nie chce być z kimś kto będzie mnie ranił i obarczał złymi rzeczami. Starałam się. Mam nadzieje, ze jesteś teraz szczęśliwy – zniszczyłeś mnie, zniszczyłeś Nas."

      Jak widzicie, generalnie problem się powtórzył. Ale tym razem to już do mnie dotarło. Dotarło to do mnie nawet jeszcze w trakcie związku. Już umówiłem się na wizytę u terapeuty, ale nie udało się tego związku utrzymać. Obecnie nie odzywam się do niej, ona do mnie też nie. Wiem, że cokolwiek bym teraz nie zrobił, to i tak nic to nie zmieni. Póki nie stanę się zdrowy, nie mam co szukać ani u niej, ani u innych kobiet. Obecnie czuję się zdruzgotany stratą, ale i zmotywowany do działań nad sobą. Jedyne czego chciałbym, to przeprosić za wszystko co zrobiłem. Możecie mi wierzyć lub nie, ale to się dzieje samo, bez kontroli. To jest w tym wszystkim najgorsze.

      [size=4]A teraz lista moich obserwacji – tych złych zachowań. To chyba jest esencja całego tego postu.[/size]

      1. Jestem egocentrykiem, wykazującym olbrzymie dążenie do kontroli nad wszystkim i wszystkimi w moim otoczeniu. Egocentryzm prawdopodobnie spowodowany jest brakiem uwagi w dzieciństwie, o która zawsze musiałem zabiegać.
      2. Szanuję innych ludzi, ale nie szanuję mojej partnerki. Ona staje się moja ofiara. Mam wielkie oczekiwania, dotyczące życia, mnie, innych. To one często są źródłem moich rozczarowań, zawodów.
      3. Wchodząc w związek szybko próbuję uzależnić partnerkę od siebie. Sam staję się uzależniony od możliwości emocjonalnego kontrolowania jej i wyżywania się na niej.
      4. Jestem manipulantem, gram na emocjach, na miłości, na współczuciu, na poczuciu winy, tylko po to żeby siebie zadowolić – patrz punkt nr 10.
      5. Czuję, że kocham i mówię o tym, ale moje zachowanie temu przeczy.
      6. Nastroje partnerki wywierają na mnie niesamowicie silny wpływ. Jest we mnie wiele uczuć, ale nie bardzo wiem, co z nimi zrobić. Mam problem w okazywaniu uczuć. Kiedy jestem w związku to bazuje głownie na słowach mojej partnerki, jej czyny mniej mnie interesują (w sensie te pozytywne). Nie umiem rozpoznać jej potrzeb póki mi nie powie. A nawet jak powie to i tak to do mnie nie dociera. Musze być non stop prowadzony za rączkę.
      7. Nie kontroluje swoich zachowań, często widzę ze cos jest złego dopiero po fakcie. Mam wrażenie jakbym był pod kontrola innej osobowości. Jeden dzień jestem dobrym człowiekiem, a drugi totalnym oprawcą.
      8. Zwalam winę na moja partnerkę. Popełniam ciągle te same błędy, których nigdy nie chciałem zrobić, a w momencie kiedy to się dzieje to nie jestem w stanie rozpoznać tego jako błąd czy złe zachowanie i znów to robię. Często moja logika zwala wtedy winę na otoczenie, na partnerkę. To jest nie do wytrzymania. Gdy już jest po fakcie to dopiero widzę, że źle zrobiłem, ale nie potrafię temu zapobiec ponownie. Wszędzie doszukuje się logiki i związku przyczynowo-skutkowego, co prowadzi mnie do zwalania winy na kogoś. Często karano mnie bez winy, dlatego teraz ciężko mi przyjąć winę na siebie. Wiedze winę we wszystkim dookoła tylko nie w sobie. Kiedy coś złego zrobię to czuje ogromna złość na siebie za to, ale dopiero po fakcie. Nie potrafię temu zapobiec.
      9. Panicznie boję się utraty, że mój związek się rozleci. Odczuwam lęk przed odrzuceniem. Krytykę na mój temat często odczuwam jako zagrożenie i atak co w mojej głowie sprowadza się do lęku utraty i odwrotu partnerki.
      10. Ciągle szukam aprobaty i bycia w centrum uwagi, szukam pochwał i dowartościowania. Moja partnerka czuje ciągłą presję i obciążanie. Nie ma ani trochę luzu bo wiecznie coś jest nie tak z mojej strony. Bezustannie poszukuje uznania i potwierdzenia co jest bardzo obciążające. Najpierw psuję, a potem zrywam związek szukając za każdym razem potwierdzenia jej uczuć, pocieszenia i przytulenia. Nie patrząc na to, że ja niszczę. Potrafię testować grając na uczuciach tylko po to by wyciągnąć uznanie, aprobatę i dowartościowanie. Bacznie obserwuję i ciągle myślę o tym, że ona mnie nie kocha. Zdarza mi się robić z siebie ofiarę tylko po to by otrzymać opiekę. Często mówię jak dziecko "przytul mnie" a zdrowy mężczyzna powiedziałby „przytul się”. Denerwuję się gdy nie poświęca mi pełnej uwagi lub zajmuje się czymś innym w moim towarzystwie.
      11. Gdy próbując się ulepszać i poprawiać, to czekam na jej zachwyt. Jak go nie ma czuję się fatalnie. Czasem nieświadomie lecz po części specjalnie (pod kontrolą choroby ) błądzę i oczekuje że mnie pokieruje, znajdzie i przytuli.
      12. Non stop sprawdzam czy jest przy mnie. Czy to co robię, jest dla niej ważne. Sprawdzam jej uczucia, zainteresowanie. Sprawdzam jej miłość. To jest chore, to jest jak obsesja. Zero luzu. Non top muszę być dla niej najlepszy. Nie daj Boże żeby się uśmiechnęła do kogoś innego lub z powodu kogoś innego. Często robię się smutny, wołając o pomoc, o pocieszenie. Oczywiście ona tak tego nie odbiera.
      13. Wszystko co jest jej własnością jest złe (pasje, znajomi). Wszystko co powoduje uśmiech na jej twarzy, a nie jestem to ja jest złe i staje się moim zagrożeniem.
      14. Non stop przemądrzam się w swoich tematach by tylko udowodnić swoją przewagę i poczuć uznanie – patrz punkt 10.
      15. Im bardziej mi na kimś zależy tym bardziej czuję ciągłe poczucie niespełnienia, ciągłe niezadowolenie. Malo się uśmiecham, co odbija się na partnerce. Emanuje ze mnie smutek, mam smutek w głosie, smutek na twarzy. Zmieniam się nie do poznania.

      16. Gdy jestem w związku to jestem zbyt poważny i zbyt odpowiedzialny. Nie można ze mną pożartować. Staram się kontrolować moje życie i mój związek jak to tylko możliwe, w każdej płaszczyźnie. Widzę przesadnie wyidealizowany świat, do którego dążę, a który nie jest osiągalny. Zbyt serio podchodzę do siebie, nie potrafię się z siebie śmiać. Tracę wszystkie te cechy które mam w normalnych znajomościach. Staję się ponury. Jak mi na kimś nie zależy to potrafię żartować, być pogodnym i robić z siebie wariata. Jak mi zależy staje się ponury, smutny, kontroluje wszystko.
      17. Potrafiłem uderzyć osobę, która kocham, ale nie w kłótni tylko w seksie. Potrafiłem ją w seksie też obrazić słowami. Oczywiście winę zwaliłem na nią, a niczemu winna nie była.
      18. Często swoje potrzeby stawiam na pierwszym miejscu i nie widzę potrzeb mojej partnerki.
      19. Po wyrządzeniu krzywdy szybko przechodzę do stanu "nic się nie stało" co mi wskazuje na to, że po prostu krzywdząc rozładowuję swoje emocje.
      20. Zdarzyło mi się kłamstwem zatuszować swoje niedoskonałości i obawy. Wszystko to z obawy przed nieakceptacją czy rozstaniem. Staram się chronić siebie kłamiąc partnerkę. Kłamię w rzeczach błahych, gdy równie dobrze mógłbym mówić prawdę.
      21. Kiedy jest kłótnia to bardzo źle się czuję, dla mnie to jest jak koniec świata. Za wszelką cenę unikam kłótni, nie mogę znieść tego stanu i jest to dla mnie najbardziej obciążający stan. Robię się nerwowy i robię wszystko żeby z tego stanu wyjść. Często niestety wychodzę z tego krzywdząc partnerkę, nie zwracając uwagi na przyczynę. Często w kłótni potrafię się totalnie wycofać, rozkleić i rozpłakać jak dziecko. Jestem silny tylko gdy jest dobrze, bardzo słaby gdy jest źle. Najważniejsza jest dla mnie stabilność i poczucie bezpieczeństwa bo tego nigdy nie miałem. Niedoścignione marzenie. Gdy to tracę (np. gdy partnerka ma słabszy dzień, od razu ją atakuję) to czuję jakby mi się świat walił. Unikam sytuacji zagrożenia w postaci kłótni lub agresji ze strony innego człowieka. Boje przemocy, co odbiera mi męskości, bo nie potrafię obronić swojej partnerki. Czuje strach przed czyimś gniewem i przed kłótniami.
      22. Nie jestem spontaniczny. Nie jestem imprezowiczem, bo każda zabawa gdzie jest alkohol przypomina mi ból w moim sercu. Nigdy nie wypiłem ani łyka żadnego alkoholu. Nie lubię wychodzić do pubu, lokalu, bo każde wyjście z domu kojarzy mi się z wyjściami mojego ojca. Czuję się zakłopotany w towarzystwie osób, które mają nade mną przewagę, które są uśmiechnięte. W uśmiechu widzę ich przewagę, w spontaniczności i takim zwykłym luzie. Często z tego rodzi się zazdrość o kogoś. Mam wielkie kłopoty z przezywaniem radości i zabawą, takim wyluzowaniem się. Boję się kompromitacji. Trudno jest mi się zrelaksować, odprężyć, zrezygnować z nadmiaru poczucia odpowiedzialności.
      23. Seks jest dla mnie na 1 miejscu. Daje mi poczucie bliskości jakiej nie daje mi nic innego. Czasem mam wrażenie, że to jest dla mnie zbyt ważne, takie uzależnienie. Najchętniej cały czas siedziałbym przytulony albo kochał się z partnerką. Wtedy czuję się bezpieczny.
      24. W zachowaniu mojej partnerki słowa są dla mnie dużo bardziej ważne niż dla niej. Szukam miłości przekazanej przez słowa. Zaden z rodziców nigdy nie powiedział mi ze mnie kocha. A sam potrafię słowami ranić i rzadko moje słowa pokrywają się z czynami.
      25. Czasem musze zgadywać to co jest normalne dla mojej partnerki, wiecznie pytam o banalne sprawy.
      26. Mam trudności z przeprowadzeniem moich zamiarów od początku do końca. Często o czymś myślę, ale nie umiem przejść do działań. Moja partnerka tez mi zwróciła na to uwagę mówiąc „Ty tylko potrafisz mówić” .

      Mam wrażenie, że w mojej podświadomości, wewnątrz mnie, mam zakodowane masę złych rzeczy, które wiążą się z przeszłością i oddziaływają na teraźniejszość. Takie źle skojarzenia, leki, obawy. Nie umiem się tego pozbyć.

      [size=4]Co zamierzam?[/size]
      "Nikt nie może cofnąć się w czasie i napisać nowego początku, ale każdy może
      zacząć od dzisiaj i dopisać nowe zakończenie."
      Idę na terapię. Mam już termin pierwszej wizyty. To mnie motywuje. Nie poddam się temu i na pewno zwalczę tę chorobę. Wszystko będzie dobrze, ale to wymaga czasu.
      Moja dziewczyna o tym wie i chciała tam iść ze mną. Ale Nasz związek nie dotrwał do tego momentu. Nie chciałem stracić dziewczyny, ale wiem że obecnie najlepszym rozwiązaniem będzie po prostu dać jej odejść i nie zatruwać jej życia.
      Chciałbym ją tylko przeprosić za wszystko.

      [size=4]Uff… Dziękuję jeśli chociaż to ktoś przeczytał.[/size]

      Dodam jeszcze, że moja była dziewczyna nie wierzy już w moje słowa i wcale jej się nie dziwię. Wiele razy zawodziłem ją. Sam jeszcze nie wiem czy ta misja zakończy się sukcesem, ale robię kroki i na pewno się nie poddam.

      Też chcę być szczęśliwy i szczęściem dla osoby, która zdecyduje się ze mną iść przez życie.

      Pierwszym i chyba kluczowym krokiem było dla mnie wypisanie tej listy i dostrzeżenie tego co było źle. Mam jeszcze masę obaw, ale kto ich nie ma? Te obawy na pewno mnie nie zatrzymają przed dążeniem do sukcesu.

      Najgorsze w tym wszystkim jest to, że cała ta lista powstała teraz, a wcześniej w ogóle nie byłem tego wszystkiego świadomy. To wszystko było jakby w innym świecie. Nie miałem nad tym żadnego panowania.

      Do mojej dziewczyny czuję bardzo dużo i najchętniej to bym do niej wrócił, ale z uwagi na powyższe zdecydowałem, że nie będę jej już męczył. Nie jestem jej w stanie zagwarantować, że to się nie powtórzy. Muszę się mocno trzymać, a teraz gdy zostałem sam – wiadomo bardzo cierpię – ale z drugiej strony nie mam komu zrobić krzywdy. Taka izolatka.

      Panama
      Uczestnik
        Liczba postów: 3986

        EndGame zapisz:
        „Najgorsze w tym wszystkim jest to, że cała ta lista powstała teraz, a wcześniej w ogóle nie byłem tego wszystkiego świadomy. To wszystko było jakby w innym świecie. Nie miałem nad tym żadnego panowania.

        Mało kto jest świadomy. Ja też byłam perfekcjonistką, cholernie wymagającą i krytyczną w stosunku do siebie i najbliższych, też nie zdawałam sobie z tego sprawy. Powoli dowiesz się co jest właściwe, a co nie. Jak bardzo przede wszystkim krzywdzisz siebie, potem stopniowe zmiany i komfort życia będzie zupełnie inny:)

        medulla
        Uczestnik
          Liczba postów: 713

          a ja mam EndGame do Ciebie pytanie: co sprawiło, jak to się stało, że, zauważywszy rozdźwięk pomiędzy tym jak Ci się układa ogólnie "w życiu" tj. praca, znajomi, to co opowiadałeś, a tym, jak funkcjonujesz w bliskich związkach, stwierdziłeś, że coś jest nie tak, miast zrzucać to w dalszym ciągu na tę drugą osobę, z którą byłeś w związku?

          czytałeś mój wątek. mój były chłopak miał przebłyski, że to z nim coś jest nie tak, że ja nie robię nic takiego złego, ale to były momenty. żaden z tych momentów nie doprowadził do decyzji, że z tym coś należy zrobić. nawet moja propozycja (WSPÓLNEJ!) terapii doprowadziła do tego, że stwierdził, że to ja się powinnam leczyć. zawsze miał jedno usprawiedliwienie – jeszcze prócz tego, że "przy innych się tak nie zachowuję" (podobnie jak Ty w towarzystwie), to jeszcze "w ZADNYM ZWIAZKU się tak nie zachowywałem" (a u mnie podwójne poczucie winy). co do tego drugiego, później wahał się pomiędzy dwiema opcjami – działo się tak, ponieważ a) nigdy tak nikogo nie kochał jak mnie i nigdy mu tak wcześniej nie zależało. b) to moja wina, bo jestem chłodna itd. wykorzystywał te dwie linie ataku/obrony w zależności od sytuacji, żeby w końcu, kiedy się rozstawaliśmy ostatecznie, na odchodne obstać przy opcji a) i stwierdzić dodatkowo, że w związku z tym, skoro to jego problem, to nie chce mnie w to wciągać.

          podobnie jak Ty napisałeś – nie chcesz wciągać w to dziewczyny, z którą się właśnie rozstałeś. tylko różnica jest taka, że ja mojemu ani na chwilę nie uwierzyłam w to, że robi to dla mnie.

          Dahlia Rose
          Uczestnik
            Liczba postów: 475

            No musze przyznac ze jestem pod wrazeniem tej spowiedzi.Czesc punktow to wypisz wymaluj moj mezus z poczatkow malzenstwa.Tez jak do domu wchodzil to mial mine jakby zaklad pogrzebowy odwiedzal.:)

            EndGame
            Uczestnik
              Liczba postów: 265

              Panama zapisz:
              EndGame zapisz:
              „Najgorsze w tym wszystkim jest to, że cała ta lista powstała teraz, a wcześniej w ogóle nie byłem tego wszystkiego świadomy. To wszystko było jakby w innym świecie. Nie miałem nad tym żadnego panowania.

              Mało kto jest świadomy. Ja też byłam perfekcjonistką, cholernie wymagającą i krytyczną w stosunku do siebie i najbliższych, też nie zdawałam sobie z tego sprawy. Powoli dowiesz się co jest właściwe, a co nie. Jak bardzo przede wszystkim krzywdzisz siebie, potem stopniowe zmiany i komfort życia będzie zupełnie inny:)”
              Dziękuję to bardzo ważne dla mnie, żeby wiedzieć że jest światełko w tunelu. W głębi siebie to właśnie to światełko jest moim motorem. Samo to forum potrafi dużo dać.

              medulla zapisz:
              „a ja mam EndGame do Ciebie pytanie: co sprawiło, jak to się stało, że, zauważywszy rozdźwięk pomiędzy tym jak Ci się układa ogólnie "w życiu" tj. praca, znajomi, to co opowiadałeś, a tym, jak funkcjonujesz w bliskich związkach, stwierdziłeś, że coś jest nie tak, miast zrzucać to w dalszym ciągu na tę drugą osobę, z którą byłeś w związku?”
              Moja ex dziewczyna mi w tym pomogła. To ona pomogła mi to zrozumieć. Wielokrotnie wbijała mi do głowy, że coś jest nie tak. W końcu męczona przeze mnie po raz kolejny zaczęła nazywać rzeczy po imieniu, mówiła, że to jest chore, że ja jestem chory itd. Po rozstaniu rozmawiałem o tym z moim przyjacielem, który mi nie uwierzył w to co mówię. I to był tak na prawdę klucz. To pokazało mi, że mam jakby "podwójną osobowość". Wtedy poszło już z górki. Przewinął mi się film, przemyślałem całe moje życie i wszystko stało się jasne. Dla mnie to był ciężki moment, tym bardziej, że moja dziewczyna była już wtedy na ostatkach sił. Powiedziała mi żebym sobie przemyślał czego chcę, nie miałem w niej już żadnego wsparcia. Ona traktowała mnie jak zdrowego człowieka, skoro robiłem jej krzywdę uciekała, co mnie wprowadzało w jeszcze większy smutek i "tryb DDA". Postawiłem sobie wtedy listę zadań.

              1. Uspokoić atmosferę i dziewczynę.
              2. Utrzymać ją i Nasz związek.
              3. Zrobić sobie listę rzeczy które Nam i mi przeszkadzają, taki rachunek sumienia.
              4. Zadbać o moje zdrowie psychiczne bym był dla niej i dla siebie lepszy.
              5. Pracować nad sobą.

              Pogadałem z nią, że chcę iść do psychologa i że chcę się leczyć. Ona najbardziej cieszyła się wtedy gdy w końcu przyznałem jej rację. To było niesamowicie budujące dla Nas obojga. Nie udało mi się jednak spełnić dwóch pierwszych punktów z listy. Ona była już daleko, a ja miotałem się w poszukiwaniu jej popełniając kolejne błędy (myślę, że ona czytając to zdanie czułaby się już winna – tak to brzmi?). No i miarka się przebrała. Rozstaliśmy się przez nieporozumienie, drobnostkę (wg mnie), ale tak na prawdę rozstaliśmy się bo oboje nie mieliśmy już siły.

              Przystąpiłem zatem do realizacji punktów 3,4,5. Może pomyślisz, że łatwo mi poszło odpuszczając sobie ją. Ale wiedz, że to nie było Nasze pierwsze rozstanie. Poza tym, teraz wszystko jest jeszcze świeże. We mnie jest ogromny problem i muszę sobie z tym poradzić. Ona musiałaby być ze stali, wytrzymując ze mną tyle co Ty przy swoim chłopaku. Nie wiem…

              Mam nadzieję, że odpowiedziałem na Twoje pytanie.

              medulla zapisz:
              „czytałeś mój wątek. mój były chłopak miał przebłyski, że to z nim coś jest nie tak, że ja nie robię nic takiego złego, ale to były momenty. żaden z tych momentów nie doprowadził do decyzji, że z tym coś należy zrobić. nawet moja propozycja (WSPÓLNEJ!) terapii doprowadziła do tego, że stwierdził, że to ja się powinnam leczyć. zawsze miał jedno usprawiedliwienie – jeszcze prócz tego, że "przy innych się tak nie zachowuję" (podobnie jak Ty w towarzystwie), to jeszcze "w ZADNYM ZWIAZKU się tak nie zachowywałem" (a u mnie podwójne poczucie winy). co do tego drugiego, później wahał się pomiędzy dwiema opcjami – działo się tak, ponieważ a) nigdy tak nikogo nie kochał jak mnie i nigdy mu tak wcześniej nie zależało. b) to moja wina, bo jestem chłodna itd. wykorzystywał te dwie linie ataku/obrony w zależności od sytuacji, żeby w końcu, kiedy się rozstawaliśmy ostatecznie, na odchodne obstać przy opcji a) i stwierdzić dodatkowo, że w związku z tym, skoro to jego problem, to nie chce mnie w to wciągać.

              podobnie jak Ty napisałeś – nie chcesz wciągać w to dziewczyny, z którą się właśnie rozstałeś. tylko różnica jest taka, że ja mojemu ani na chwilę nie uwierzyłam w to, że robi to dla mnie.”
              Ja też miałem przebłyski, ale mimo to nie umiałem sobie z tym poradzić. Same rozmowy z moją dziewczyną nie wiele mi dawały, tym bardziej że to ona była non stop poszkodowana – nie ja. Nie rozumiałem tego tak jak rozumiem to dziś. Na chwile było dobrze, a później znów krach. Ona odeszła na bezpieczną odległość (i wcale jej się nie dziwię, każdy normalny by tak zrobił), a ja non stop się motałem…

              Ja dosyć szybko zrozumiałem, że to że przy innych się tak nie zachowuję to nie jest wymówka lecz problem. Ja w poprzednim związku miałem podobny problem. Z tym , że wyszedł on dopiero jak wszystko wybuchło. Tutaj natomiast było non stop nie tak, małymi sprawami cały czas się nawarstwiało. Myślę, że to też kwestia siły i charakteru tych dwóch kobiet, z którymi byłem. Były zupełnie różne.

              Ja też czułem mega chłód ze strony mojej ex. Ciągle miałem do niej o to pretensje. Teraz wiem, że to była moja wina.

              Ja też twierdzę, że to mój problem – tym bardziej że jestem teraz sam. Nie chcę jej w to wciągać tylko ze względu na to, że już dosyć napsułem. Nie chcę jej więcej krzywdzić. Myślę, że ona już podjęła decyzję i nie będzie czekała na mnie… A terapia trwa kilka miesięcy / lat. Sam nie wiem. Nie myślałem tak nad tym.

              Ja tego wszystkiego nie robię dla niej, bo jej już nie mam, nie czuję od dłuższego czasu. Ja muszę to zrobić dla siebie. Najpierw naprawić siebie.

              maszkara zapisz:
              „No musze przyznac ze jestem pod wrazeniem tej spowiedzi.Czesc punktow to wypisz wymaluj moj mezus z poczatkow malzenstwa.Tez jak do domu wchodzil to mial mine jakby zaklad pogrzebowy odwiedzal.:)”
              Pierwszy krok za mną 🙂

              Edytowany przez: EndGame, w: 2013/12/10 16:47

              medulla
              Uczestnik
                Liczba postów: 713

                EndGame, "mój" teraz pisze do mnie, próbuje się do mnie dostać wszelkimi możliwymi kanałami, mówi mi, że uświadomił sobie, że nikt go tak nie kochał jak ja, że już nie spotka kogoś takiego, nie potrafi z nikim rozmawiać tak, jak ze mną, że stracił najważniejszą osobę, ogromne wsparcie…

                tylko że ja nie widzę w nim tego, co dokładnie widzę w Twoich wypowiedziach – chęci naprawienia siebie. ja się czuję jak zabaweczka w jego rękach. dziecko z pewnym opóźnieniem zorientowało się, że straciło zabawkę, która okazała się cenna… może nawet cenniejsza od reszty. i teraz dziecięco wyciąga po nią ręce nie rozumiejąc, że dziećmi przestaliśmy być już dawno. w żadnej jego wypowiedzi, w naszej ostatniej rozmowie ze trzy tygodnie temu, nie słyszałam, żeby chodziło o mnie. tylko JA straciłem, JA nie spotkam. wrócić bym miała po to, żeby JEMU było dobrze. nie nam.

                trzymam mocno za Ciebie kciuki i naprawdę w Twoje powodzenie wierzę.

                EndGame
                Uczestnik
                  Liczba postów: 265

                  medulla zapisz:
                  „EndGame, "mój" teraz pisze do mnie, próbuje się do mnie dostać wszelkimi możliwymi kanałami, mówi mi, że uświadomił sobie, że nikt go tak nie kochał jak ja, że już nie spotka kogoś takiego, nie potrafi z nikim rozmawiać tak, jak ze mną, że stracił najważniejszą osobę, ogromne wsparcie…

                  tylko że ja nie widzę w nim tego, co dokładnie widzę w Twoich wypowiedziach – chęci naprawienia siebie. ja się czuję jak zabaweczka w jego rękach. dziecko z pewnym opóźnieniem zorientowało się, że straciło zabawkę, która okazała się cenna… może nawet cenniejsza od reszty. i teraz dziecięco wyciąga po nią ręce nie rozumiejąc, że dziećmi przestaliśmy być już dawno. w żadnej jego wypowiedzi, w naszej ostatniej rozmowie ze trzy tygodnie temu, nie słyszałam, żeby chodziło o mnie. tylko JA straciłem, JA nie spotkam. wrócić bym miała po to, żeby JEMU było dobrze. nie nam.

                  trzymam mocno za Ciebie kciuki i naprawdę w Twoje powodzenie wierzę.”
                  Masz doskonałe podejście. Ludzie w Twoim wątku polecali Ci, żeby nie odpisywać na jego wiadomości i ja też to popieram. On się nie zmienił. Jest na morzu, raz na fali a raz pod nią. Tak będzie dopóki przynajmniej nie dojdzie do pewnych wniosków. Ja na przykład do wniosków doszedłem, ale to i tak nie uchroniło mnie od kolejnych błędów. Niestety, potrzeba na to czasu i ciężkiej pracy.
                  Między innymi dlatego robię teraz wszystko by nie odzywać się do mojej ex. Mimo, że serce mówi zupełnie co innego. Nie mógłbym jej zagwarantować spokoju… 🙁

                  Osobiście myślę, że on Cię kocha, skoro tak długo Cię "męczy", ale zdrowy na pewno nie jest. Nigdy nikomu nie można ujmować miłości, bo nie wiemy co czuje. A to, że jest chory… i tak a nie inaczej się zachowuje… no cóż, nie takie choroby ludzie mają. Nie wiem czy można to tak tłumaczyć…

                  Co myślisz?
                  I drugie pytanie, czy czytając moje wypowiedzi nadal czuć obciążenie mojej ex?

                  medulla
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 713

                    on mnie nie kocha. a przynajmniej nie tak, jak ja pojmuję miłość. miłość to przede wszystkim akceptacja, ja tak to widzę. jego zaakceptowałam z całym bagażem kompleksów, lęków itd. on mnie nie. może mu brakuje tej części mnie, która mu się podobała, chciałby ja na własność. ale ogromnej części nie akceptuje. i to nie jest miłość, a skrajny egoizm. wg mnie ten człowiek nie potrafi kochać.

                    ostatecznego kopa dostałam od niego po zerwaniu (niby ostatecznym, on zerwał). odpuściłam, nie odzywałam się itd. to sam szukał kontaktu i w końcu niemalże błagał mnie o powrót. bałam się, ale przystałam, bo nadal go kochałam. było cudownie, lepiej niż kiedykolwiek, a jedna JEDNA sytuacja, w której wybuchłam negatywnymi emocjami, sprawiła, że moja miłość zmieniła zdanie mówiąc, że "jednak nie wracamy do siebie, bo nie było IDEALNIE CALY CZAS." po tym poczułam do niego tak ogromną urazę, niechęć, taki nieopisany ból, bezsilność, że trzyma mnie to do dzisiaj i pozwala nie odpowiadać na jego wiadomości. bo wiem, że u niego się nic nie zmieniło. nadal jest chwiejny. a ja przez tę jego chwiejność byłam na skraju załamania nerwowego. powtórki z rozrywki nie potrzebuję.

                    co do pytania o obciążenie Twojej ex, mógłbyś sprecyzować? bo nie wiem, czy dobrze je rozumiem.

                    EndGame
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 265

                      Właśnie czegoś takiego ja chcę uniknąć z moją partnerką. Mógłbym ją prosić i nadal zatruwać jej życie. Może i by do mnie wróciła… ale jakbyśmy się czuli gdybym znów nie podołał i ją skrzywdził? I ona i ja?

                      Chyba pierwszy raz myślę bardziej o niej niż o sobie.

                      Ja nad tym nie panuję. Pisząc teraz na forum wszystko jest cacy, a diabeł wychodzi ze mnie jak dzieje się akcja.

                      Precyzuję, czym w to co piszę nadal czuć jej winę ?

                      pszyklejony
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 2948

                        EndGame zapisz:

                        Ja nad tym nie panuję.

                        Nad tym panuje inna warstwa osobowości, dobrze żebyś to wiedział.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 313)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.