Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Na rozdrożu…
Otagowane: chęć odejścia, kontrola, miłość
-
AutorWpisy
-
Jestem DDA. Chyba mam wszystkie podręcznikowe symptomy. Małżeństwo z rozsądku z człowiekiem zakochanym we mnie na zabój. Posiadam dzieci. Nie kocham go. On kontroluje bo jest o mnie zazdrosny. Jasno powiedziałam mu że go nie kocham i nastąpiła mam wrażenie jeszcze wieksza eskalacja jego miłości do mnie. W między czasie jakieś skoki na bok były z mojej strony. Chce odejść ale boje się że zostanę odrzucona przez wszystkich, że zranie dzieci bo jest bdb ojcem, jego. Itd. może to głupie ale trwanie w życiu które niby jest ok cały czas mnie męczy.
- Ten temat został zmodyfikowany rok, temu przez Meg077.
Cześć, Meg,
Witaj na forum, pamiętam, jakim dla mnie dużym krokiem był pierwszy post tutaj.
Założyłaś wątek, ale trudno mi się odnieść konkretnie do Twoich słów. Być może chodzi o skrótowość relacji. Ogromne pole do domysłów – a niestety nie wiem, czego oczekujesz. Wsparcia w trudnym momencie? Wglądu? Potwierdzenia, że ktoś z nas miał podobnie? Rady?
Generalnie ujęłaś swoją relację z mężem w kilku zdaniach (on kocha i kontroluję, ja nie kocham i chcę odejść, ale boję się osądu plus dzieci). Trudno to jakoś komentować, może rozwiniesz, jak to wyglądało wcześniej? W świetle Twojego domu pochodzenia? Jaką historię macie za sobą?
Już wczoraj zastanawiałam się nad Twoim wpisem i akurat wpadł mi w oko post na fb – definicja miłości według jakiegoś autora cyt. przez Laboratorium Psychoedukacji. (bo zastanawiałam się, co to dla Ciebie znaczy, że on kocha, a Ty nie). Że miłość trudno rozkładać na czynniki pierwsze ale dla celów analizy on to zrobi. I wyróżnił: bliskość, namiętność i decyzję. Dla mnie zwłaszcza ten trzeci element jest istotny (w mojej długotrwałej relacji z mężem było wiele burz, ale wiedziałam, że np. moje huragany emocjonalne nie niweczą mojej decyzji bycia z tym człowiekiem, bo ta relacja nas wzmacnia). Bliskość budujemy przez wspólne robienie rzeczy, autentyczne rozmowy i otwieranie się. To sprzyja powolnemu budowaniu zaufania. A namiętność jest pochodną bliskości i też takiego cierpliwego dbania o ogień w piecu, na każdym etapie życia inaczej podgrzewanego. Tak w skrócie. Jak to wygląda u Was, jeśli chcesz napisać?
No i pytanie: czy masz kogoś, kto Cię wspiera? Jak wygląda Twoja droga do świadomości, piszesz, że „masz podręcznikowe symptomy dda”. Czy decyzja o odejściu jest efektem terapii? Czy impulsem? Co znaczy, że on Cię kontroluje? Tyle pytań, rzecz jasna, zrobisz z nimi, co zechcesz. Po prostu czuję, że to, przez co przechodzisz, jest bardzo intensywne, a nie mam żadnych kluczy, żeby się jakoś bardziej konkretnie odnieść do tego, co piszesz. Pozdrawiam Cię.
Hej, Meg077,
Moim zdaniem popełniłaś wiele kardynalnych błędów.
Pozwoliłaś być ze sobą komuś, kogo – jak twierdzisz – w ogóle nie kochasz.
Zawarłaś małżeństwo z tym kimś (z braku innych pomysłów i wygody?).
Zdecydowaliście się na dwójkę dzieci (bardzo często jest tak, że ta miłość wygasa po pojawieniu się dzieci, lecz przed ich pojawieniem się jednak JEST).
Pozwalasz by ten związek trwał, mimo braku uczucia z Twojej strony.
Zdradzasz swojego męża – i z tego co piszesz nie był to odosobniony przypadek.
On pewnie wyczuwa Twoje zdrady, ale może chce się dalej łudzić i to wzmaga jego czujność.
Twoje dzieci mogą mieć różne problemy emocjonalne w dorosłym życiu, bo ich rodzice nigdy się nie kochali.
„Posiadasz dzieci”? – to brzmi jakbyś posiadała psa, konto w banku albo telewizor. „Posiadasz”, ale czy czujesz się za nie choć w minimalnym stopniu odpowiedzialna?
I Ty jeszcze chcesz teraz, żeby ktoś CIEBIE pogłaskał po główce, pochwalił się i ulitował się, jaka to TY jesteś biedna i pokrzywdzona?
Po tym jak osobiście schrzaniłaś praktycznie wszystko, co można schrzanić?
Naprawdę???!
Chyba, że Ty jednak swojego męża kochasz, tyle, że nie dopuszczasz do siebie tego faktu i między Wami trwa zabawa w ciuciubabkę, bo on ma styl przywiązania lękowy, a Ty unikowy. Innymi słowy, on był w dzieciństwie często porzucany i stara się teraz tego uniknąć – Ty byłaś nadmiernie pozbawiana sprawczości i też starasz się tego uniknąć.
Dla mnie jednak podstawą zdrowienia czy to na terapii, czy na programie 12 Kroków, jest UCZCIWOŚĆ – wobec siebie samego i innych osób, a zwłaszcza osób bliskich.
Zdradzasz swojego męża i uważasz, że to ON jest całym złem w Waszym związku („bo Cię kontroluje”) – czy nie uważasz takiej postawy za dziecinną? Myślę, że odpowiedzialność za Waszą relację ponosicie oboje i niepotrzebnie robisz projekcję swojej części winy na małżonka.
Nie dziw, że się czujesz „zmęczona”.
Gra się musi toczyć fair play. Inaczej to wszystko nie ma sensu i nie jest to myślę dobra pora na wygładzanie swojego wizerunku w Twoich własnych oczach.
Nie chciałem przez to powiedzieć, że Twój mąż jest bez winy, bo myślę, że każde z Was przyczyniło się na swój sposób do zaistniałej sytuacji.
W związku trzeba rozmawiać – mówić o swoich potrzebach, radościach i problemach – tego chyba u Was zabrakło.
Rozpad relacji pod zewnętrznymi pozorami, że wszystko jest nadal w porządku jest chyba najgorszym dla wszystkich wyjściem. Moim zdaniem trzeba się albo dogadać, albo rozstać.
Syndrom DDA jest długotrwały i uciążliwy w działaniu, ale nie jest na tyle poważnym zaburzeniem, żeby był uzasadnieniem dla zachowań, które ranią samą Ciebie i osoby Ci bliskie. Teraz to Ty czujesz się osaczona i zagrożona, ale kiedyś dogoni Cię poczucie winy i uwierz, nie będzie to fajne.
Każdy z nas popełnia po drodze jakieś błędy. I nie da się ich nie popełniać. Ale, moim zdaniem, nie wolno w nich tkwić…
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.