Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD nauczyć się cieszyć…

Przeglądasz 9 wpisów - od 1 do 9 (z 9)
  • Autor
    Wpisy
  • Anonim
      Liczba postów: 20551

      osmy egzamin w tej sesji zdany. Na piatkę. Za mna następnie cały dzien w pracy. Chciałabym bardzo umieć teraz cieszyć się sukcesem. Jedynie, co czuję to wielka pustka, bo to chyba juz ostatni więc czeka mnie wolny wieczor. Nie wiem, co z nim zrobić, większość znajomych poza miastem. A poza tym to wysiłek proponować komuś spotkanie.

      No więc wolny wieczor. Pustka. Jedyne na co mam ochotę, to iść i zaczać znowu palić. Albo skonczyć rozpoczęte wino czekajace w lodowce (akurat już te dwa nałogi zaliczyłam więc nie bardzo). Z innych opcji, ktore przychodza mi do głowy do łyknięcie paru proszkow uspokajajacych i obudzenie się dopiero jutro, kiedy można znowu iść do pracy.

      Nie jestem z siebie dumna. Terapia trwa już tak długo. Ja dalej jakoś nie bardzo umiem dobrze żyć.

      Anonim
        Liczba postów: 20551

        Witaj!!!!!
        dokładnie wiem, co czujesz, też tak mialam, że musiałam miec ciagle zajęty dzien, ani chwili nicnierobienia, bo wtedy pustka.Funkcjonowałam tylko w kontaktach z innymi, gdy byłam sama, czułam sie bezradność, lęk.Dlatego niekiedy na siłe zapełniałam sobie czas, by nie czuć, rozmyślać.Ale tak naprawdę od siebie nigdy nie uciekniesz…
        Piszesz, że jesteś już długo w terapii, długo to znaczy ile?Też jestem w terapii i też mialam chwile zwatpienia w jej sens, chcialalm kilka razy przerwać ja, bo czasami czułam sie jeszcze gorzej niż przed terapia.Naprawdę wiele miałam takich momentow.Dzis dziekuję sobie, że wytrwałam.Bo zmiana to proces, to musi trwać.Trzeba przetrwać te chwile, a naprawde w koncu dostrzeżesz zmiany, uwierz mi, ja to przeszłam.Dziś widze zmiany, choć było naprawde kiepsko. Musisz być wytwała, wierzyć wbrew braku nadziei.Wiem, że to trudne, ale musi sie nam udać!!!!!!!!!!Pozdrawiam ciepło!!!!!!!!!!!!!!!

        czarna_owca
        Uczestnik
          Liczba postów: 37

          witajcie!
          tak sobie pomyślałam, ze jak jest temat "nauczyć się cieszyć", to mniej ludzi zaglada. Chyba dlatego, że to ktorys już etap na drodze. Przyznam sie, ze i ja najpierw tu nie zajrzałam, bo sobie pomyślałam, ze daleko mi do radości.

          Dzisiaj jest właśnie taka sobota, ktora mam całkiem dla siebie.I co? I nic. Nie umiem ze soba być.Tak sie złożyło, ze najbli¼si znajomi sa zajęci; spędzaja czas ze swoimi "drugimi połowkami", a ja oczywiscie wpadam w czarne myśli…
          Wieczorem jest impreza u kolegi, do ktorego coś tam czułam.i też nie mogę iść, bo tylko pograżę się w zazdrości, a jego zainteresowanie moim złym humorem będę odbierać jako upokarzajace…

          Chce mi się ryczeć. Zjadłam juz poł lodowki i i tak to nie pomogło. Szkoda mi drugiej połowy, czemu mam tyle kasy na jedzenie wydawać :unsure: 😉

          Pozdrawiam wszystkich, ktorzy znaja spleen samotnych weekendow.

          Slonethko
          Uczestnik
            Liczba postów: 60

            Tak sobie pomyślałam, że także mogę dorzucić swoje trzy grosze..
            Doskonale znam te wszystkie samotne i puste wieczory, o ktorych piszecie :unsure:
            ale akurat dziś mnie one nie przerażaja..dziś się autentycznie cieszę!!
            pomimo tego, że większość weekendu spędzę w domu nad ksiażkami, bo w poniedziałek ostatni egzamin..pomimo, że nadal jestem sama, a odpowiedniego mężczyzny na horyzoncie nie widać..i tak bym mogła wymieniać i wymieniać..
            za to dziś zrozumiałam jak wielkim skarbem sa przyjaciele…
            jeszcze rano niesamowicie trzęsłam portkami, bo postanowiłam opowiedzieć im o tym wszystkim, co dzieje się we mnie..o tym emocjach, z ktorymi sobie nie radzę i przez to ich też ranię..o tym, że bardzo się boję, co będzie jutro…o wszystkich słabościach…wcześniej coś tam tylko pewnie się domyślali, znoszac moje chwiejne nastroje..w koncu zebrałam się i wszystko powiedziałam..
            postawiłam na szczerość..
            ale reakcja przeszła moje naśmielsze oczekiwania :rolleyes:
            teraz już wiem, że sa osoby, ktore kochaja nas za to, że jesteśmy…ktore pewnie nierzadko musza przez nas ćwiczyć swoja cierpliwość, ale nie zamieniłyby nas na nikogo innego…dla ktorych jesteśmy cenni, jak nikt inny..
            i nieważne, czy jesteśmy DDA czy DDD, czy wszystko rzaem tak jak ja…
            ważne, że po prostu jesteśmy… czasami mozemy nawet nie zdawać sobie sprawy, jak wiele znaczy nasza obecność dla drugiego człowieka…
            wybaczcie, że trochę to chaotyczne..

            przesyłam Wam dziś szczegolnie troche pozytywnej, przyjacielskiej energii!!!

            Anonim
              Liczba postów: 20551

              mam dokladnie to samo…..jak zostaje sama, to mam wrazenie ze zaraz mi wybuchnie głowa, krece sie po domu, i mam sobie za złe ze nic mi sie nie chce robic pozytecznego…nachodza mnie mysli bezsensu, pytan dlaczego odszedl moj były, co zrobiłam żle….zgadzam sie sobota jest najgorsza, za wszelka cene musze wtedy wyjsc z domu, bo by bylo kiebsko……wpadam w okropny nastroj!!!
              nie wiem skad to sie bierze, a teraz sa jeszcze wakacje …najchetniej ciagle byłabym w towarzystwie innych ludzi…..zle sie czuje w swoim domu, a jednak jak mnie nie ma dłuzej to za nim tesknie…..mam przyjacioł, kochajacych, prawdziwych ale nie chce im ciagle zawracac głowy moja samotnościa.
              Paranoja….i pytam czy istnieje na to jakis sposob..chyba nie…a walcze i walcze.

              magda21
              Uczestnik
                Liczba postów: 19

                Witam! Nie uwieżycie, co ja głupia mogłam zrobić z niemożności cieszenia się życiem i zdana sesja!!! Pokłociłam się ze swoim chłopakiem , bo sama nie wiem dlaczego… bałam się samotnej soboty… Już wyjaśniam , w weekend miał i ma dalej szkołe więc nie widzimy się. Czułam ,że nie jestem ważna dla niego, że szkoła jest ważniejsza. Nie mam znajomych, nie mialam do kogo się odezwać… Samonośc mnie dobija i w dodatku moj chłopak Całymi dniami się nie odzywa bo się uczy… nie wiem może panikuję, ale czuję jak się odsuwamy.
                Wracajac do tematu,
                ja rownież sobie nie radzę z tym. Nie umie sie cieszyć tym co niesie zycie. Wszedzie dopatruję sie czegoś złego co za chwilę może się stać. Zakonczyłam sesję, zdałam najcięższy egzamin i zamiast być z siebie dumna to ja jeszcze się katuję ,ze powinnam była dostać więcej.. Nie potrafie znale¼ć sobie miejsca, biegam po domu, szaleję, bo co teraz robić???? Szukam pracy , jak na razie nikt nie odpowiedział. I znowu sie ponizam że jestem beznadziejna, po co ja komuś. Wiecznie tylko smutek…. Jak sie cieszyć??? Ma ktoś jakiś przepis? Jakaś instrukcję?

                Anonim
                  Liczba postów: 20551

                  chciałabym sie podzielić moim pokrętnym sposobem odczuwania radości
                  jestem ekspertem od cieszenia sie małymi rzeczami. raczej nie dotycza mnie – zabrzmię tu jak egzaltowana panienka z maniera romantyczna, ale codziennie potrafię oniemieć z zachwytu na widok jakichś nieistotnych cudow w postaci niesymetryczngo kociego pyszczka, oszałamiajacego bujnościa drzewa, dziwnie zamyślonej czyjejś twarzy, nie mowiac o muzyce od ktorej rozsadza mi niejednokrotnie klatę :laugh:
                  i w takich momentach-powiedzmy wzruszenia- łapię sie na tym, ze to co odczuwam to nie jest radość tylko smutek. Taki zwykły kiedy ściska gardło – i tak uśmiecham się do tego dajmy na to drzewa i jest mi smutno. Oczywiście sa to krotkie chwile- w stylu "klatka stop" – i wszystko toczy się w swoim rytmie dalej.
                  :laugh: Z reszta smutkiem reagujęna rożne sytuacje- kiedy powinnam się wściekac kiedy powinnam się na kogos obrazić kiedy powinnam kogoś opierniczyć- częściej zamiast złości odczuwam smutek. Kiedyś go rozgryzę i spalę na stosie :laugh:
                  Trafiłam kiedyś na aforyzm Leca " ¦wiat jest piękny! I to jest właśnie takie smutne"
                  Jakkolwuiek ironicznie to brzmi to utrafił mi pan Lec w sedno :laugh:

                  Anonim
                    Liczba postów: 20551

                    Podobnie mam Greto….tez zachwycam sie zwłaszcza po sytuacjach kryzysowych jakimis pierdolami, byleby tylko wrocic do rownowagi….jakies drobnostki mnie ciesza, piekna pogoda, uśmiech nieznajomego, wesołe powiedzenie "dzien dobry" do sasiadki…a w środku, az kipi – smutek, rozczarowanie – ktore w zetknięciu z tymi drobnostkami, małymi szczegolikami z zycia od razu ulegaja unicestwieniu….i nachodza na to wszystko mysli…z czego ja sie tak ciesze? ze trawa ładnie rośnie? a czym ta trawa jest w porownaniu z tymi moimi odczuciami wewnętrznymi? z tym brakiem poczucia sensu istnienia…..z rozczarowaniem i brakiem wiary w lepsza przyszłość…i nie wiem skad sie to bierze… z tego że jestem dda, czy z tego ze sie rozczarowałam miłościa i staje sie byc może zgorzchniała…

                    Anonim
                      Liczba postów: 20551

                      Aforyzm Leca

                      Tak, ja też łapię się na tym, ze nagle, gdy idę ulica, uderza mnie piękno drobiazgow, czyjaś piękna i wrażliwa twarz, wiosenne drzewo, to piękno sprawia bol. Mysle, ze dlatego, ze uświadamia mi, że ja sama często zapominam o tym by wnosić piękno do otoczenia, w ktorym jestem, dlatego, ze stoi w piekielnym kontraście z rzeczywistościa, ktora przeżywam na codzien, ze wyrywa nas z szarej przytłaczajacej rzeczywistości, ze uświadamia nam miałkość naszych problemow, że trwonimy czas na coś, co nie jest tego warte.
                      Patrzę na drzewo, ktore jest piękne pomimo ludzkich nieszczęść, ktore jest wymownym świadectwem na istnienie czegoś lepszego, wyższego, harmonii i porzadku swiata, ktore trwa, nieustannie odradzajac się kazdego roku, ktore jest doskonałe itp
                      Kiedyś moja siostra cioteczna stwierdziła, ze rozumie, dlaczego rożę nazywa się krolowa kwiatow, bo wyglada pięknie nawet gdy rosnie na śmietniku.

                      R.

                    Przeglądasz 9 wpisów - od 1 do 9 (z 9)
                    • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.