Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Nienawidzę ich

Przeglądasz 8 wpisów - od 1 do 8 (z 8)
  • Autor
    Wpisy
  • beznadzieja
    Uczestnik
      Liczba postów: 2

      To trudne.
      Bo kipię ze złości.
      Mam serdecznie wszystkiego dość.

      Trudno mi mówić. Trudno mi się skupić. Czuję się zamroczony wściekłością. Jestem taki wściekły. Wściekły jak ch… Moja wściekłość nie ma granic. Mógłbym mordować a i tak wciąż byłbym zły. Myślę, że ta złość nigdy nie minie. Bo mam do niej powody, całkiem uzasadnione. Mam prawo być zły i mam do tego powody.

      Nikt mnie tak nie zranił jak rodzina.
      Nienawidzę ich wszystkich. Żywych czy umarłych. Zasługują na moją wieczną nienawiść. Nigdy im nie wybaczę, ani ojcu, ani matce, ani reszcie.
      Nie zasługują na wybaczenie. Na nic nie zasługują.
      Wszystko, co mnie spotkało, w jakimś stopniu wynika z ich działań.
      Nienawidzę ich. Nienawidzę. Nienawidzę. Nigdy nie przestanę nienawidzić. Życzę im wszystkiego najgorszego i gówno mnie obchodzi, co kto o tym myśli. Skrzywdzili mnie, więc sami są sobie winni. Nie zasługują na mnie. Nie jestem im nic winien. Najwyższa pora pożegnać się z nimi, zapomnieć o nich i żyć dalej. A przynajmniej spróbować, chociaż to też niezwykle trudne.

      Bo jak żyć, ciągle o tym wszystkim pamiętając?
      O nocach nieprzespanych. O nieustannym lęku. O kłótniach i bijatykach. O słowach. O samolubności. O niezaspokojonych potrzebach.O narzuconej roli, do której nie byłem przygotowany. O złości, której bałem się wyrazić, której nie mogłem wyrazić. O każdym dniu wstydu. O każdej godzinie samotności. O każdej sekundzie porzucenia. O nadmiernych, niesprawiedliwych oczekiwaniach wobec mnie. O całym tym koszmarze egzystencji. O obrzydzeniu życia.

      Jak mogę o tym zapomnieć? Jak mogę to wybaczyć? Jak mogę być po tym wszystkim normalny, zdrowy, szczęśliwy?
      Wydaje mi się to zupełnie niemożliwe. Terapia nic tu nie zmieniła. Terapeuci tylko ponowili moje traumy. Dlaczego miałbym wybaczyć? Wcale nie poczuję się lepiej. Nie zmienię przeszłości. Teraźniejszość jest nie do zniesienia. Jedyna szansa to przyszłość, ale i ją widzę w czarnych barwach.

      Czasem czuję, że najchętniej bym wszystkich zabił. Należy mi się kara, nie mam żadnych wątpliwości. Powinni być ukarani. Życzę im by czuli się tak jak ja. Nie zasługują na wybaczenie. Życzę im śmierci, bolesnej ? takiej na jaką zasłużyli. Niech się utopią we własnej złości. Bo to ich złość, nie moja. Ich winy, nie moje. Ich poczynania, a nie kogoś innego. Są najgorszym, co mi się w życiu przytrafiło. Nienawidzę ich czystą nienawiścią. Nienawidzę. Nienawidzę. Nienawidzę. To jest hymn mojego życia. Topos mojej drogi. To modlitwa i wezwanie. Wezwanie do zapłaty. To, co ich spotyka, nie dzieje się tylko z przypadku. To właśnie część zapłaty. Współmiernie do winy.

      Czy ja się czuję od tego lepiej? Nie wiem. Prawdopodobnie nie. Wciąż czuję się źle. Do to wciąż złe miejsce, z które chce się wybyć. Ale to trudne. Dom działa jak więzienie. Jest za mną na każdym kroku, nawet gdy o nim nie pamiętam, gdy go nie widzę. Tęsknię za lepszym domem. Nie mogę darować, że takim nie był. Ale czuję się lepiej poza nim. Czasem czuję, że nie chcę nigdy wracać do niego. Ale jakaś wewnętrzna siła mnie do niego wraca. Czuję, boję się, iż nie mogę jej kontrolować. Czy to poczucie winy? Czy to tęsknota? Czy złudna nadzieja? Czy uzależnienie? Poczucie obowiązku? Pewnie wszystkiego po trochę. Lecz nie powinienem tego czuć. Jednak czuję, zdecydowanie czuję. Próbuję to unieważnić, zapomnieć, ale czuję każdego dnia. Coś każe mi wrócić. Zginąć. Bo ten dom to nic innego jak śmierć. Śmierć mnie i moja śmierć. Ten dom to trumna pełna robaków. Nienawidzę go. Nienawidzę. Nienawidzę. Ta ogromna, przebrzydła trumna, wydaje się nie mieć końca. Trwa wiecznie. A ja nie mogę na to nic poradzić. Trumna istnieje i będzie istnieć, chociażby w mojej głowie. Dlatego boli mnie głowa. Opuścili mnie. Nie kochali. Nigdy nie kochali, a przynajmniej nie tak, jak powinni. Oboje. Są winni. Choć pewnie wina tkwi i w poprzednich pokoleniach. Ale czy to ich rozgrzesza? Nie. Czy to usprawiedliwia? Nie. Czy czuję się lepiej? Nie. To okropne. Łzy nigdy nie przestają płynąć. Nigdy ich nie brakuje. Nigdy nie brakuje powodu.

      Marzę, by to się skończyło, ale nie kończy. Ten ból. To życie. Ciągle trwają i trwają, a ja nic nie mogę zrobić.

      A przecież tyle razy próbowałem. Leki. Ucieczki. Szpital. Terapia. Związki. Hobby. Wyprawy. Wszystko na nic. Wszystko mnie oszukało. Nic nie działa. Na ten ból nie ma leku.

      Mogę go nie akceptować, ale nadal będzie boleć. Mogę zaakceptować, lecz nadal będzie boleć.
      Mogę odrąbać sobie rękę ? nadal będzie boleć. Mogę odrąbać komuś rękę ? ale wciąż będę czuć ten ból.
      Dlaczego nie mija on z czasem? Minęło już przecież tyle lat?
      Im więcej o nim wiem, tym mam wrażenie, że wręcz się pogłębia, powiększa.
      Szukałem ratunku. Nie znalazłem go.
      Szukałem przyjaciół. Nie znalazłem ich.
      Szukałem lekarza. Lecz żaden mnie nie uleczył.
      Szukałem siebie. Ale nie znalazłem siebie.
      Jest tylko pustka i ból. Ból pustki.
      Nienawidzę ich. Nienawidzę. Nienawidzę.
      Chcę przestać, ale nienawiść mi nie pozwala. Jest we mnie tak jak krew i tlen.
      Płynie w moich żyła, żyje własnym życiem. Czasem w ogóle jej nie zauważam.
      Kiedy indziej aż brak mi tchu. Kipię ze złości.
      Niekiedy wręcz czuję, że sam jestem złością. Wszędzie wokół widzę śmierć.
      To pułapka, z której nie widzę wyjścia.
      Dlatego krzyczę.
      Ale coraz ciszej.

      zytka
      Uczestnik
        Liczba postów: 156

        Witaj,

        Bardzo  poruszł mnie Twój wpis,dużo trudnych uczuć i emocji,po raz  pierwszy zetknęłam sie  z  tak bardzo naszpikowanym nienawiścią tekstem…Rozumiem jakie  to  okropne  uczucie.Czuję Twoj  ból.Też  miałam podobnie , nie  chciałam życ,miałam wszystkich dosyć.Ból samotności,odrzucenia ,depresja i ja  z  tym sama.  Bliskim nigdy sie nie zwierzałam ,bo  sie bałam wyśmiania  ,odrzucenia  ,wytykania palcami… Ale moge Ci powiedzieć  z własnego doświadczenia ,że przebaczenie jest ważne, bo to droga  do wolości,zdrowia  i szczęścia.Nie da sie zapomniec  tych wszystkich zranień  ,bólu itd.,ale  można przebaczyc i byc wolnym.Ja  jestem osoba wierząca i mi  pomógł  Jezus -dotknął,uleczył,uzdrowił ,to co  było po ludzku nie  do  przejścia czyli  to o czym piszesz.Niemożliwe  staje się możliwe!Mam wiele pracy  przed sobą  ,żeby pewne mechanizmy  zrozumiec ,pozmieniac  i wiem ,ze będzie mi trudno ,ale  opieram sie  na  Bogu i wtedy  jest lżej.

        Czuje takie pragnienie ,zeby Cię przytulić i zrobie  to tak wirtualnie,żebys wiedział ,ze ktoś  Cie rozumie .

        Pozdrawiam

        Magdalena1
        Uczestnik
          Liczba postów: 1

          Nienawidzę moich rodziców,nienawidzę ojca…..zawsze musiałam być chodzącym ideałem,studia były najważniejsze…..Nie mam zamiaru się przejmować problemem ojca i niespełnionymi aspiracjami zawodowymi rodziców….Mam to gdzieś…Siostra się wyprowadziła z domu,jest o 3 lata starsza żyję własnym życiem,nie pomogła mi,gdy prosiłam ją o pomoc.

           

           

          Pozdrawiam

          Kinia89
          Uczestnik
            Liczba postów: 52

            Ja też zawsze nienawidziłam swoich rodziców moją mamę , a ojca którego nie znam tym bardziej.. Ale ta nienawiść nie tylko zatruwała moje życie  ale też innych raniłam złość agresją … Wtedy ktoś mi powiedział Nienawidzisz rodziców to siebie też …  niszczyłam siebie…Wiem to po sobie jest trudno wybaczyć tym którzy nas zranili a tym bardziej rodzinie… Ale ja się przebaczy to człowiekowi jest lżej na sercu… Wybaczenie to proces i nie wybacza się od tak … Życzę ci z całego serca aby Tobie się udało żebyś wygrał Nienawiścią Trzymaj się

            pikissa
            Uczestnik
              Liczba postów: 8

              Ja tez ich nienawidze. I to tez jest ciezkie. Bo jestem wierzaca. Bo az cala drze teraz ze zlosci.  Placze w lazience wale piescia w sciane i klne strasznie. Prubije opanowac resztke nerwow. Nie potrafie przez nich sobie radzic ze swoim zyciem. Przez nich tez jestem kompletnie samotna. Nie mam nikogo komu bym mogla wykrzyczec moja zlosc. Caly czas tkwie w tym domu. Oni ciagle pija. Ale to wszystko przez matke. Ja juz nie moge jej sluchac i patrzec na nia. Ja przez nia zaczelam fiksowac chyba. Nie powinnam tak myslec ale chcialabym zeby jej nie bylo. A juz na pewno nie tu. Ojciec ja juz chyba z milion razy pakowal. A sie uczepila.

              Nie moge juz… To jest takie trudne. Chce ktos pogadac, piszczie prosze pikissa@wp.pl

              Sentek89
              Uczestnik
                Liczba postów: 2

                Magdalena01 apropo braku wsparcia ze strony 3 lata starszej siostry, u mnie jest podobna sytuacja i nie wiem skad to podejscie, ze „musze uciec od rodziny, zalozyc zwiazek i ograniczyc wsparcie emocjonalne dla rodzenstwa do minimum”. Serio, od rodzenstwa tez trzeba uciekac? Na prawde, rodzenstwo tez jest zle, myslalem, ze tylko rodzice zawalili sprawe, a rodzenstwo powinno sie wspierac, a nie rozumiec, ale ignorowac, bo ktos juz jest o krok do przodu w zyciu, a ktos jeszcze  nie. Zatrzymalem sie w swoim pędzie życia i co sie okazalo? Widze mase par na facebooku ktore juz jest po weselu albo po super fajnych wycieczkach za granica, ale halo… znam wasze rodzenstwo i wiem, ze sobie nie radzi, czy aby przypadkiem nie wypada im pomoc, a nie tylko rozumiec i zostawic? Czy to aby przypadkiem nie przejaw braku odczuwania emocji wobec rodziny, jesli czyny nie ida w parze? Jak mamy sie czuc kiedy czasem mamy otwarte i dobre intencje, ale z drugiej strony jest bierność i wyścigu o wlasne zycia… serio, to jest wyscig? Serio to juz nikt nie chce isc na ognisko, na piwo i wyjechac na wczasy np w 10 osob? Serio nie jestesmy juz istotami spolecznymi i stadnymi tylko zbiorem par, ktore uciekly i musza sie zaleczac wstawiajac zdjecia na facebooka, ale nie spotykac w wiecej osob, bo to dla dzieci? Albo ja nie doroslem, albo ten swiat jest tak ubogi w milosc.

                moniczka85
                Uczestnik
                  Liczba postów: 15

                  Jezus na krzyżu przebaczył tym, którzy Go do niego przybili. Samemu było Mu ciężko przebaczyć dlatego prosił Ojcze przebacz im , bo nie wiedzą co czynią. Ty też nie masz siły przebaczyc dlatego proś Boga by udzielił ci tej łaski , bo ojcem wszelkiego zła jest diabeł. Wybierz drogę przebaczenia, drogę z Bogiem. Wiem, że to boli. Jezus cierpi razem z tobą. Zaufaj Mu. Idź do kościoła, uklęknij i oddaj Bogu to całe poranione życie, by je uleczył. Pozwól, by Jezus dotknął Twoich ran i zechciej zobaczyć, że Jego też zranili ludzie. Zmartwychwstał. I ty powstań Jego mocą do nowego życia

                  dzidka
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 5

                    Potrafię zrozumieć głęboką wiarę w Boga, ale czy w stanie permanentnej złości, gdzie emocje gotują się jak w garnku, można spotkać się z nim i prosić o ulgę?

                    Czuję Twoją nienawiść, nawet w odstukującej teraz klawiaturze. Potrafię wyobrazić, jak stoisz, siedzisz, leżysz i wszystko w Tobie krzyczy. Tego krzyku nie da się wytłumaczyć „psychologicznym bełkotem”. Tak głębokich ran nie można też zaszyć w jednej sekundzie i liczyć na cud, na gojenie w ekspresowym tempie.

                    Nie będę Cię pocieszać, mówić że to się zmieni, polepszy. Być może tak już zostanie. Kropka.

                    Może próbom miłości, toczącym się całe życie należy oddać hołd w postaci kolosalnej dawki nienawiści? Czy musimy wybaczać od razu? Może tkwiąc w tym uczuciu, oddając mu się bez reszty, można dopiero zrozumieć, że jest bez sensu?

                    Też nienawidzę i zdaje się, że moja nienawiść jest bezkresna i pusta, bo nie znajduje odbiorców. Nienawiść, jak piszesz, wymierzona jest przeciwko Tobie. I ja też zadaje sobie pytanie: co z tego? Przecież im się należy. Za te lata, w których próbujesz coś powiedzieć, a nikt nie chce słuchać, czujesz, ale to nieważne, płaczesz, krzyczysz, ale odbija się to szerokim echem. Czy można kochać pomimo cierpień? Wybaczać bez względu na wszystko? Gdzie jest granica? I czy w tym całym miłosierdziu nie brakuje hipokryzji? Przecież każda historia jest samodzielna, indywidualna i nie do określenia przez ludzi z zewnątrz.

                     

                  Przeglądasz 8 wpisów - od 1 do 8 (z 8)
                  • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.