Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD samodestrukcja

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 17)
  • Autor
    Wpisy
  • malenka
    Uczestnik
      Liczba postów: 382

      Im więcej zła w moim życiu, tym bardziej zaczyna mi już wszystko "zwisac”Ostatnio uciekłam spod gabinetu u psychologa.Nie czułam sie na siłach tam wejść. Bo co ja mogłabym jej powiedzieć ?, skoro nie umiem wyrazić tego co czuje, lub tego, że nic nie czuję. No i doszłam do wniosku, że nie mam po co tam iść…
      NIe radzę sobie kompletnie w żadnej dziedzinie życia…Mało mówię, ograniczam sie już tylko do odpowiedzi na pytania w relacjach z ludźmi.Im więcej zlego się dzieje, im bardziej doświadczam rzeczy, które powodują, że czuję sie beznadziejna budzi to we mnie śmiech.Tak bardzo pragnęłam jakiś czas temu pomocy, myslałam, że to pozowli mi odnaleźć samą siebie i wyprostowanie mojego życia.Im więcej kopniaków,dąże do samozniszczenia…Nie miałam nigdy odwagi, aby cokolwiek sobie zrobić, bo jestem tchórzem.”Zabijam sie” w inny sposób.IZOLACJA, DEPRESJA, PLACZ POMIESZANY ZE SMIECHEM, AGRESJA…..
      Leżę w łóżku i przed oczyma widzę obrazy z dzieciństwa…Liceum.Ja nigdy nie byłam szcęśliwa. Oboje rodzicce zafundowali mi koszmar, któłry wyparłam. Postawa ambiwalentna, którą przjelam.Tylko do końca nie wiem na jaką sferę zycia przeniosłam agresje i nienawiść, którą czułam w szcególności do mamy.Wydaje mi się, że na siebie samą i dąże do samozniszcenia.Może to kogiel mogiel, ale musiałam to z siebie wyrzucić….

      Goma
      Uczestnik
        Liczba postów: 72

        Aby przejśc drzw gabinetu psychologa musiałam stanąć nad przepaścią . Przerażała mnie własna agresja , dzisiaj nie żałuję , potrafię moją agresję , przerdzająca sie w samodestrukcję , zniszczyć w zarodku , wyhamować . Ale stałam nad przepaścią i może właśnie ten moment przeważył , że spróbowałam zmienić coś w swoim życiu .
        Może u Ciebie ten moment również nadzszedł ?

        Torquemado
        Uczestnik
          Liczba postów: 901

          Bardzo ciekawy temat o samoniszczeniu… Bardzo mi bliski i znajomy. Człowiek to jednak dziwny twór: wszystko co żywe wokół niego chce żyć, a on sam siebie niszczy. Z jednej strony boimy się pójść radykalną drogą i po prostu ze sobą skończyć ( po co się męczyć i dręczyć siebie? ) a z drugiej strony nie umiemy żyć; boimy się życia, świat nas przeraża, nie widzimy dla siebie w nim miejsca, uważamy, że zasługujemy na nic prócz cierpienia (bo niby dlaczego takie miernoty mają dostać od życia coś dobrego? miejsce odpadków jest na śmietniku). Powiem Ci, że czym więcej nad tym myślę, tym bardziej wydaje mi się to irracjonalne i po prostu głupie, ale zbyt mocno jest to zakorzenione we mnie i bardzo, bardzo opornie idzie mi robienie wyłomów w takim myśleniu, podważanie go i ośmieszanie, ale czasem udaje się.

          Anonim
            Liczba postów: 218

            Nie muszę sobie wyobrażać jak bym się czuła będąc na Twoim miejscu. Doświadczam podobnych uczuć. Ostatnio zupełnie jakby życie tworzyło jeden wielki śmietnik. Czuję się jakby ktoś wyrzucił na mnie całą śmieciarkę śmieci. A ja jeszcze mam je przeglądać i szukać w nich wartości, jakby jakiś skarb w nich był. Fuj.Nurkuję w śmieciach, złota szukam. A w pracy muszę mieć „umiejętność przystosowania się” no i oczywiście optymizm. Czasami mam ochotę powiedzieć im fajnie się z wami pracowało ale dzisiaj chyba jednak umrę. I śmiać mi się chce. Ale próbuję. Zeby jakoś funkcjonować w samym środku tego śmietnika czasem jakaś modlitwa, wysłuchana lub nie, czytam sobie książki typu poprawność polityczna czy tam inteligencja emocjonalna , zagadnienia czysto techniczne ale czasem jakaś wajcha mi się w głowie przestawia.
            Trzymaj się Maleńka.

            malenka
            Uczestnik
              Liczba postów: 382

              Goma to nie była moja pierwsza wizyta u psychologa.Któraś z koliei…po prostu nie mam sił już mówić, o tym jak jest źle.
              Torquemado zgadza sie jest to głupie i z jednej strony śmieszy mnie moja własna osoba.Paradoks, wcześniej chęć zmiany, walko o samą siebie, a zarazem kompletny ;;wisilizm”. Teraz znowu , świetnie Daszka to ujęłaś szukanie we własnym smietniku złota.Ja nie umiem funkcjonować w tym cholernym świecie.Bo nie wiem o co walczyć w tym całym bagnie….

              Torquemado
              Uczestnik
                Liczba postów: 901

                A nie śmieszy was gadanie terapeutów o tym, żeby znaleźć w sobie coś dobrego, żeby siebie zaakceptować takim jakim się jest; nie uważacie za brednie wszystkich afirmacji które podsuwa się nam w poradnikach psychologicznych? Na pewno takie myślenie byłoby logiczne – jak siebie polubisz, to będzie Ci lżej w życiu. Ale czy nie czujecie, że byłoby to samooszukiwanie się, wciskanie sobie samemu kitu? Nie dość, że dzieciństwo było pełne hipokryzji i kłamstwa, to jeszcze dzisiaj, kiedy to widzimy każe nam się przyjąć za oczywiste prawdy, których zupełnie nie czujemy. Ja to tak właśnie odbieram.
                Malenka, ja także nie umiem funkcjonować w świecie, odrzucam cały świat zewnętrzny, który mnie napawa lękiem i obrzydzeniem. Nie akceptuję jego norm i wartości, często zupełnie nie rozumiem ludzi i ich zachowań. Czuję się zupełnie "nie na miejscu".

                Goma
                Uczestnik
                  Liczba postów: 72

                  miałam dwie Terapeutki 🙂
                  Pierwsza terapia doprowadzała mnie na przemian do depresji i agresji 🙂
                  Niby na początku pomogła a potem było gorzej , terapia charakteryzowała sie moim gadaniem i monosylabami ze strony Terapeutki . Ten związek był toksyczny ,przerwałam go i po paru latach wróciłam do tematu 🙂
                  Teraz jest dialog , czyli to czego szukałam , jest rozmowa , analiza , wrażenia , odczucia , zainteresowanie . Od samego początku cos zasokczyło , a może ja dojrzałam 🙂
                  Dzisiaj terapia jest moim wentylem bezpieczeństwa , tam mam mozliwosc dać ujście swoim emocjom i spojrzec na siebie z innej perspektywy .
                  Dzisiaj bardziej wychodze do ludzi , co nie znaczy ,że się całkowicie odkrywam , więcej akcentuję siebie , do tej pory byłam dwa kroki z tyłu . Pare razy zaryzykowałam w relacjach z ludźmi , czasem przegram , ale częściej efekty mnie zaskaują . Im bardziej zamykałam się w sobie tym bardziej miałam destrukcyjne myśli , wydawało mi się ,że jestem na przegranej pozycji , aż obejrzałam pare programów Anny Dymnej i tam zobaczyłam ludzi , którzy walczą aby zrobic krok , aby zobaczyć następny dzień. I siła tych ludzi sprawiła ,że każdy dzien stał się ważny 🙂
                  W tym roku byłam na Kolosach , był pokazany filmik z wyprawy na Kilimandżaro osób , które straciły nogi , ręce , poruszających sie na wózkach , byli równiez niewidomi , każdy miał swojego pełnosprawnego przewodnika.
                  I opowiadali o walce tych ludzi o każdy centymetr . Kiedy do szczytu pozostało już niewiele , podjęto decyzje ,ze osoby na wózkach nie moga wjeżdżać dalej ponieważ teren jest za trudny i w pewnym momencie chłopak , zerwał sie z wózka i zaczął im po prostu uciekac na rękach i kikutach nóg . Szerp , który na Kilimandżaro ich wprowadzał popłakał sie , wprowadzał tam wielu ludzi , ale ten obraz był dla niego tak niesamowity ,że nie wierzył własnym oczom .
                  Musimy wyjsć z własnej skorupy i zdobywać każdego dnia swoje Kilimandżaro 🙂
                  Jesli nawet nie dojdziemy na szczyt to każdy metr jest naszym zwycęstwem . Nie dla innych dla nas samych 🙂

                  Edytowany przez: goma, w: 2009/05/03 19:57

                  malenka
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 382

                    Torquemado przerabiałam już tzw. etap afirmacji.Miałam taki okres w życiu, kiedy czytałam je i w ten sposób próbowałam w jakimś stopniu nakręcić sie na pozytywne myslenie.Na mnie takie rzeczy nie działają i raczej smieszą.Jesli komuś coś dają to spoks ale dla mnie to bzdury.
                    Jestem zmęczona graniem, że wszystko jest wporządku.Jesli chodzi o okłamywanie samego siebie to robiłam to przez całe życie.Kiedy mama piła grałam, że w domu wszystko dobrze.Tak mi to wszystko weszło w krew, że ciągle zakładałam maskę.Uśmiechnięta dziewczyna, u której wszystko okey.Dusiłam się…Obecnie izoluje się od ludzi, albo spotykam z tymi, którzy mi odpowiadają.Jest we mnie agresja, złość, że nie tak miało być, nie tak wyobrażałam sobie swoje życie.Nie pasuje do otoczenia, ale nie mam zzamiaru udawać, odgrywać ciągle roli. Właśnie ta ciągła maska powodowała, że czasem nie mogłam już znieść samej siebie.
                    Jesli chodzi o akceptacje to z tym u mnie najgorzej.Nie widzę u siebie zbyt wielu pozytywnych rzeczy.Czasem myslę, że jesli istnieje Bóg, to ja jestem chyba stworzeniem, które nie bardzo mu wyszło.Skoro nikt mnie nigdy nie kochał, to jak bardzo musze byc niedoskonała.
                    Goma, piekna historia z tym Kilimandzaro.Jesli odnajdę swój cel, to może starczy mi sił aby dojść na szczyt.Jesli chodzi o mówienie do psychoterapeutki, ja tego nie potrafię.Milczę, nie umiem ubrać tego co jest w słowa.NIe umiem mówić o uczuciach, a często bywa tak, że nie wiem co czuję.

                    agataD
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 105

                      malenka, mam wrażenie, że jestem dokładnie w tym samym punkcie co Ty….i szukam w sobie siły, żeby skończyć to piekło, którego nikt nie widzi, nikt nie rozumie…żeby skończyć ze sobą…

                      Torquemado
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 901

                        Nie ma naprawdę nic, co by Cię trzymało przy życiu? Pomyśl nad tym. Ja np żyję po to, żeby z rana napić się mocnej kawy i zapalić papierosa. Bezcenne i reszta mogłaby nie istnieć B)

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 17)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.