Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Śmierć lepsza od życia ? Nie rozumiem

Przeglądasz 4 wpisy - od 1 do 4 (z 4)
  • Autor
    Wpisy
  • marta2315m
    Uczestnik
      Liczba postów: 11

      Mój ojciec pił od kiedy pamiętam, mniej, więcej, ale pił. Były różne etapy zachowania, była I agresja I bicie,  ogólnie norma, jeżeli chodzi o taki dom. Nigdy nie byliśmy domem patolagicznym, przy najmniej, tak myśleli sąsiedzi, rodzina itd. Ja inaczej to pamiętam… Picie wpłynęło bardzo na zdrowie mojego ojca. W wieku 47 lat przeszedł zawał serca, po którym przestał pić na rok. Później stopniowo wrócił do picia. W domu była zasada, że jak pije to jest zły, ale jak przestaje, to jest dobry I trzeba go szanować bo to jest ojciec… Nareszcie nadszedł czas moich 18 urodzin, matura I wyprowadzka z domu, wyjazd do innego miasta I odcięcie się. Odwiedzimy kilkudniowe co jakiś czas I to wszystko. Po 6 latach ojciec przeszedł kolejny zawał, zabieg  bay passy. Stan poważny… po 6 miesiącach stopniowy powrót do picia I tak przez kolejne lata. Po 10 latach od drugiego zawału, ojciec trafia do szpitala, kolejny rozległy zawał , założenie stanów.. ojciec wraca do picia… po dwóch latach kolejny zawał, kolejne steny, po sześciu miesiącach powrót do picia…I kolejny zawał. Zapchanie tętnic w 99%stan krytyczny… ojciec przeżywa 5 zawał, kolejne steny. Lekarz mówi wprost, jeżeli chce pan żyć nie może pan pić.. 2 tygodnie po zawale pierwsze piwo, dziś mija 3 miesiąc, a on pije tak, że nie pamiętam, aby pił tak kiedykolwiek.

      Koleżanka powiedziała mi, że on musi mieć jakąś misje do spełnienia, skoro dostaje tyle szans od boga,, aby żyć.

      Ja się pytam gdzie tu sens I logika, jaka misja. Dlaczego alkohol był zawsze najważniejszy. Ważniejszy od rodziny, od życia ?. Dlaczego Bóg dał mu tyle szans, widząc, że zawsze jej nie wykorzysta, a nie daje szansy choremu dziecku na raka…

      Ogarnia mnie tak silna złość, smutek żal. Targaja mną tak silne emocje, nie rozumiem tego dlaczego nie wybiera Nas, tylko alkohol…

      To tak egoistyczne, nie myśli o nas o mamie…ale czy kiedyś myślał?

      Jestem tak bardzo zmęczona, każdy telefon wieczorem, a ja drze, czy to ten telefon, na który czekam, od tylu lat. I nie chodzi tutaj,  to że ja czekam na śmierć mojego ojca, bo tak nie jest, tylko wiem, że to się stanie. Miałam już kilka takich telefonów w nocy, te godziny po zabiegu, to najgorsze chwile. Myślisz wtedy o wielu sprawach o wybaczeniu, pojednaniu… masz nadzieję, że teraz wszystko się zmieni, że moja córka będzie miała fajnego dziadka, że będę miała dom cichy I spokojny.
      <p style=”text-align: left;”>Wiem, że śmierć wszystko już skończy, odbierze marzenia I nadzieję…I nigdy nie usłyszę tego słowa na które czekam od tylu lat  , ,,PRZEPRASZAM,</p>
      Pewnie nigdy nie usłyszę, ale dopki jest życie do póki jest nadzieja 🙁

      Marta37

       

      pogmatwana
      Uczestnik
        Liczba postów: 8

        Też czasem zastanawiam się nad tym, dlaczego człowiek mysli o ludziach, którzy nie myslą o nim samym. Dla których alkohol, używki sa ważniejsze od dotrzymania danego słowa i dbania o własne życie. Mój ojciec jest cukrzykiem, leki bierze w kratke, najczęsciej popija je alkoholem. Raz na jakis czas ląduje w szpitalu z powodu ostrych bóli. Odtrują go, poczuje się lepiej i jazda dalej. Jest jedynym żywicielem rodziny, bo matka pracowała tylko do urodzenia dzieci. Czasem sie zastanawiam, kiedy dostane telefon, że z ojcem jest źle. I zastanawiam się kto wtedy przejmie na siebie odpowiedzialność za utrzymanie matki. O tym, że usłyszę przepraszam od nich, nie myślę. Bo wiem, że to się nigdy nie stanie.

        Czereśnia
        Uczestnik
          Liczba postów: 27

          Mój ojciec również przez swój „styl życia” jest schorowanym człowiekiem. Obecnie już nie pije bo zwyczajnie nie ma już możliwości samodzielnego wyjścia z domu. Codziennie słyszę, że on się tak załatwił ciężko pracując na dom, dzieci i ich wykształcenie. Pomimo, że powinien być pod stałą opieką lekarzy, brać leki itd. nikt tego obecnie nie pilnuje. Moja matka jak zwykle robiąc z siebie sprytnie ofiarę, wcześniej przerzuciła na mnie wszystkie obowiązki z tym związane. Jakże by inaczej ja to wszystko wzięłam na siebie. Także ok. 6 miesięcy starałam się być super córką, woziłam go po lekarzach, dbałam aby przyjmował leki, pilnował diety. Przy okazji żebrząc o odrobinę jego akceptacji i uznania. Oczywiście nigdy to nie nastąpiło. Po tym czasie uświadomiłam sobie, że to nigdy nie nastąpi i nigdy go nie zmienię. Bardzo ciężko było to przyznać przed sobą, że cokolwiek bym zrobiła to ani mój ojciec ani moja matka nie są mną prawdziwie zainteresowani, dla nich jestem opiekunem, taksówkarzem, ale nie jestem dzieckiem. W końcu odpuściłam i zostawiłam to. Czasem mam wyrzuty sumienia, ale na nic już nie liczę.

          KiiiXa
          Uczestnik
            Liczba postów: 25

            Mój ojciec pije już od około 30 lat, aktualnie ma 55. Dopiero niedawno zaczęły się u niego problemy zdrowotne, okazało się, że ma toksyczne zapalenie wątroby. Mimo tego popija, często wieczorami by nie widziała go matka, która na leki musi wydawać pieniądze (a jak wiadomo leki pod wpływem alko nie działają). Piekło, które całe życie było w moim domu było spowodowane alkoholizmem ojca i lekceważeniem jego zachowań i nawyków przez matkę.

            Może jestem potworem ale myślę, że zasłużył na to.

            Wyprowadziłam się z rodzinnego domu a raczej zostałam z niego wyrzucona już w wieku 18 lat.To najlepsze co mnie w życiu spotkało. Jednak samo izolowanie się od problemu, unikanie domu i nie patrzenie na wiecznie pianego ojca nie przyniosło rezultatów w postaci spokoju. Jestem rozdrażniona,miewam ataki paniki. Jestem niezwykle wściekła na ojca, że przez niego moje życie tak wygląda.

             

            Co do twojej historii, opaczność boża ma tu mało do gadania. Nie wiem jak stoisz z wiarą, czy wierzysz a nawet jeśli to alkoholizm to choroba. Osoba,która siedzi w tym już tak długo jak mój czy twój ojciec nie wyobraża sobie innego życia niż to,które ma. Często lekceważy swój stan zdrowia na rzecz wypicia kolejnej dawki alkoholu. Życie nauczyło mnie aby już nie współczuć, jak pomóc osobie, która tej pomocy nie chce.

            Czy jestem złym człowiekiem skoro twierdzę, że jego śmierć dałaby spokój mojej rodzinie? Mojej matce i młodszemu bratu,który wciąż tam mieszka?

          Przeglądasz 4 wpisy - od 1 do 4 (z 4)
          • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.