Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Urabianie faceta

Przeglądasz 9 wpisów - od 1 do 9 (z 9)
  • Autor
    Wpisy
  • zytka
    Uczestnik
      Liczba postów: 156

      Bardzo chcę,żeby mój chłopak mowił mi o swoich emocjach ,myślach ,o tym co go rani ,drażni itd.W zasadzie wymagam od Niego czego sama nie potrafię…ale wiem ,ze w ten sposób nauczę sie niektórych jego zachowań i nie będę go wtedy ,źle osądzać jeśli będę wiedzieć jakie uczucia się w Nim kryją ,w danej chwili.On twierdzi ,że będzie mu trudno ,bo nie lubi mówić o sobie ,że chcę z Niego zrobić babę i będzie pantoflarzem ,a mi o to nie chodzi ,żeby zrobic z Niego pantoflarza…I tu powstaje konflikt ,ze ja pragnę odkryć jego wnętrze,a on czuje się urabiany…Ja mu powiedziałam ,ze skoro czuje sie przytłoczony i za dużo wymagam to odejdę ,to On stwierdził ,zę potraktuje to urobienie jako walkę o dobry związek,ale to wtedy będzie na jego niekorzyść i tak wcześniej czy później może pęknąć, bo nie będzie czuł się swojo…
      Nie wiem jak w tym wszystkim znaleźć złoty środek…?

      kaktus
      Uczestnik
        Liczba postów: 694

        Pytanie, czy istnieje złoty środek na urobienie kogoś?
        Wielu facetów nie ma ochoty mówić o uczuciach i uważa to za pantoflarstwo. To kwestia wychowania. Jak wiadomo, wychowanie dotyczy wyłącznie dzieci. Ludzie dorośli mogą tylko pracować sami nad sobą. Jeśli zechcą. W takich kwestiach, moim zdaniem, można się zmienić tylko na własne życzenie. W sumie to zdrowy odruch, nie zmieniać się na czyjeś zachcianki.
        Możesz mu za to uświadomić, co się dzieje między Wami, kiedy brakuje jakichś rozmów czy komunikatów. Jak Ty na coś reagujesz.
        Druga sprawa – walka o dobry związek – nawet samo określenie zwiastuje drogę przez mękę. Co innego osobista praca nad sobą, a co innego żmudne namawianie do zmiany czy kompromisy typu "on chce w góry, ja nad morze, no to pojedziemy do Kielc". Pod namową człowiek raczej zmieni partnera niż siebie.

        ordynek
        Uczestnik
          Liczba postów: 281

          Ja bym na początek się skupił na twojej potrzebie. Dlaczego chcesz się go "uczyć"? Czy od tego będzie zależeć twoje zachowanie?

          Pewnie warto wiedzieć co drugiego drażni aby móc tego uniknąć. Brakuje mi to jednak czegość wcześniej.

          Może mównie o uczuciach jest owocem bliskości a nie drogą do jej budowania? Sam nie wiem, ale też mam z tym problem…. Zeby dobrze czytać, trzeba dużo czytać, ale jest też etap uczenia się poszczególnych liter…

          Pozdr.

          slonko86
          Uczestnik
            Liczba postów: 70

            Madrze prawisz, Ordynek:)

            Anonim
              Liczba postów: 20551

              Mądre zdanie Ordynku z ta bliskością ,tylko pytanie jak ją mam zbudować…?
              Ja chcę się uczyć jego zachowań ,żeby nie było złych osądzeń itd.Bo wiele jego zachowań mnie zastanawia i później myślę, o co tak naprawdę chodzi? Może taki banalny przykład , tak dziwnie się sklada ,że mój chłopak najbardziej okazuje mi uczucia np.przy jego kolegach czy koleżankach i czasami mu wręcz zależy ,żeby sie przytulić akurat w obecności innych( i to wydaje mi się robione na pokaz) i ja póżniej myślę czy robi tak ,aby inni widzieli ,jak bardzo się kochamy ,czy wzbudza zazdrość ?Wiele pytan kotłuje mi sie w głowie.. Nie wiem jakie są motywy jego zachowania…I widzę w tym zachowaniu małe dziecko,które musi mieć, to co chce ,a jak nie to robi mały szantażyk. I to mi się nie podoba .On nie widzi problemu w jego zachowaniu i potem powstają nieporozumienia…Bo ja czuję coś innego ,ze te achowanie nie jest naturalne itd.Jest jeszcze wiele takich rzeczy w jego zachowaniu,których nie rozumiem, dlatego chcę wiedziec co w tym momencie czuję i potem sobie tłumaczę jego motywy zachowania.
              Jest też tak ,ze tak ,że jak jest zły to myślę ,że to moja wina czyli typowe zachowania DDa.
              Myślę ,że zrozumiecie mnie ,o co chodzi.

              Ordynku napisałęś ,że czegoś Ci brakuje wcześniej? Co konkretnie masz na myśli?

              Dziękuje za wszelkie odpowiedzi:)

              Kłos
              Uczestnik
                Liczba postów: 106

                Kto w waszym związku jest dda? Ty czy on? Może zamiast ciągnąć go za język odnośnie jego uczuć, mów o swoich: co czujesz, czego oczekujesz, czego się obawiasz. Tylko i aż tyle może zrobić.

                A co do bliskości i jej budowania… Myślę, że człowiek otwiera się, kiedy stworzy mu się do tego warunki pełne empatii i akceptacji. Presja powoduje reakcję odwrotną od oczekiwanej. Inna sprawa czy Twój partner jest świadomy z czego jego zachowania wynikają. Jeżeli nie, po prostu nie może tego właściwie zinterpretować i wyrazić.

                Edytowany przez: Kłos, w: 2010/10/08 09:28

                Edytowany przez: Kłos, w: 2010/10/08 09:30

                zytka
                Uczestnik
                  Liczba postów: 156

                  W naszym związku ja jestem dda choć mój chłopak miał rodziców alkoholików ,ale z nimi sie nie wychowywał ,bo był w rodzinnym domu dziecka(od 4 r.ż ),ale czasem wydaje mi się ,ze niektóre zachowania ma podobne do małego dziecka np.zwracanie na siebie uwagi,upór.Czasem myślę ,ze obydwoje jesteśmy niedojrzali ,choć M.potrafi mieć zdanie na każdy temat,zna swoje granice,wie co czuje itd.Czasami mnie wkurza ,ze z większości sytuacji wyjdzie obronna ręką ,żeby tylko nie uznać swojej winy.

                  Dużo rozmawiamy ze sobą, wie na czym stoi ,że w każdej chwili,ja ,będąc niepewna swoich uczuć mogę odejść itd.Jest to na pewno sytuacja trudna dla Niego, bo przy mojej huśtawce emocjonalnej, nie wiadomo czego można się spodziewać…Mówi mi ,ze mnie nie trzyma na siłę ,a z drugiej strony nie chce ,żebym odeszła ,bo bardzo mnie kocha i zależy mu na mnie.

                  Anonim
                    Liczba postów: 20551

                    witam,

                    ja mam faceta DDA.. i mam podobny problem, nie tylko z okazywaniem uczuc ale i z komunikacja.. on wogole nie chce ze mna dyskutowac, jak sie klucimy czy dyskutujemy i nasze zdania sie zupelnie odmienne i dochodzi z tego tytulu do jakies sprzeczki on nagle konczy to: musze przemyslec to i porozmawiamy pozniej np jutro, wieczorem. ale po jego samych przemysleniach sie konczy a ja zostaje dalej z niewiadoma… ja mu mowie co jest nie tak, czego oczekuje, a on nie, nie wyciagne tego od niego.. czasem wydaje mi sie ze to ja chce byc z nim w zwiazku, a jemu to obojetne… to ze on nie chce podejmowac rozmow wydaje mi sie z ejemu nie zalezy zeby walczyc o nas, o nasz zwiazek, ze nie chce rozwiazywac problemow… czuje sie bezradna wlasnie z tego tytulu ze nie mozemy sie dogadac, ze z tych klutni nie ma wyciagnietych wnioskow.. zawsze mi czegos brakuje, jakies zdania konczacego "to ustalamy ze to i tamto.." nie ma, jest wyrzucanie sobie ty jestes taka a ja taki i wszystko… boli mnie to, bo ja jestem osoba otwarta, moge rozmawiac, nawet jak nie mam racji albo zawinilam przyznaje sie do bledu, przepraszam za to, mowie ze postaram sie spelnic jego oczekiwania i pracuje nad tym… a ja nie wiem czy on chce spelniac moje oczekiwania czy nie.. czasem am wrazenie ze on mowi swoje, a ja swoje. ja mowie czym sie kierowalam mowiac czy robiac to i tamto, a on mam wrazeie ze tego nie slucha, sam sobie wymysla historie.. nie przymuje do wiadomosci moich wyjasnien tylko sobie cos ubzdura i wedlug niego to jest prawda i koniec, a moje wyjasnienia sa klamstwem wedlug niego…
                    zwiazek z osoba DDA jest strasznie trudny, brak mi sil czesto i mam ochote sie poddac… wiedza ze jest DDA sprawia ze inaczej na niego patrze i wiem ze po rozmowach (bardziej po moim monologu) chociaz on mi tego nie mowi ze sie postara, to ja widze ta poprawe po jakims czasie… umiem dostrzec to, ze moje slowa nie sa dla niego obojetne chociaz i tak, tak mi sie wydaje…
                    denerwuje mnie to, ze to ja chce gadac, ja chce rozmow, ja chce wszystko wyjasniac, ja chce grac w otwarte karty, a on jest taki skryty, nie mowi o swoich uczuciach, nie wiem czy faktycznie jest mu ze mna okej, czy cos go denerwuje… czasem mam wrazenie ze on zyje swoim zyciem a tylko ja jestem w zwiazku…i tylko mnie na tym zalezy… mowi ze mnie kocha, ale bez tej Jego checi porozumienia sie wydaje mi ze to sa tylko puste slowa…

                    mysle o nim powaznie, ale jakos nie moge sobie wyobrazic tego ze kiedys bedzie normalnie.. tzn porozmawiamy, wyciagniemy wnioski, i bedziemy pracowac na soba, nad zwiazkiem..
                    nie wiem czy ta skrytosc, brak komunikacji jest wynikiem przezytych doswiadczen w dziecinstwie czy on porpstu zawsze taki byl…

                    dodam tez, ze nie chce go zmieniac, chce zeby sie otworzyl przede mna.. chce wkoncu wiedziec co on mysli.. ja naprawde chce z nim byc.. ale nie chce byc nieszczeliwa…

                    a wydaje sie ze to kobiety sa skomplikowane…

                    kaktus
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 694

                      O, ludzie. Boli mnie, jak to czytam.
                      Ja ponad rok temu zakończyłam 4,5-letni związek. Męczyłam się strasznie z poczuciem winy przez ten ostatni rok, teraz już się nie męczę (ale czasem, jak to u neurotyka,nachodzi mnie to jeszcze). Ze właściwie jaki to ja miałam powód, żeby zrywać (powodów było wiele, ale moi rodzice nie akceptowali decyzji zerwania przeze mnie), że on taki porządny i ja mu robię krzywdę, że czego ja szukam gdzie indziej, może wcale tego nie znajdę? Może sobie wymyślam problemy i komplikuję życie? I w tym tonie trwałam fundując sobie piękne huśtawki nastroju.

                      Ani on, ani ja nie byliśmy w tamtym związku szczęśliwi. Każde z nas jest w porządku. Po prostu nie byliśmy dobrani, mimo, że chcieliśmy być. Najprostsza w świecie – różnica w sposobie życia, w innej jego wizji, w innych potrzebach uczuciowych (chociaż każde z nas ogromnie lubi się przytulać). Chcieliśmy być ze sobą, ale nie umieliśmy, żadne z nas nie chciało rezygnować z siebie, żeby być razem. Myślę, że słusznie, bo teraz oboje rozwijamy się tak, jak chcemy. Na siłę to można gwoździe wbijać. A nie tworzyć związek.
                      Teraz jestem, po prostu, zadowolona ze swojego życia. Wiem, że to zerwanie rok temu to była decyzja, która mi służy. Jestem spokojniejsza. Dużo częściej dbam o siebie, oszczędzam ile mogę własne nerwy, odpoczywam, ile wlezie. Realizuję swoje marzenia o zajmowaniu się sztuką. Już nie leżę rano z bólem brzucha i nie chce mi się płakać. Teraz – przede wszystkim pamiętam, że każdy dzień – mija. Każdy problem się kończy,bo ludzie się zmieniają, bo plany się zmieniają, bo umieramy, bo chorujemy. Bo śmierć z każdym dniem jest bliższa i nie ma innego, lepszego czasu na wykorzystanie życia. Nie mam innego życia, mam tylko moje. Ze nie muszę na wszystko odpowiadać od razu,kiedy nie wiem, czy czegoś chcę, i część rzeczy mogę odpuszczać. I zaczynam doceniać staromodną dziedzinę codzienności, czyli – dyscyplinę wobec siebie. To mi służy.
                      Bądźcie szczęśliwi i zadowoleni.
                      Pozdrawia
                      Ciotka Dobra Rada:)

                    Przeglądasz 9 wpisów - od 1 do 9 (z 9)
                    • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.