Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Uwikłanie z mamą, brak zrozumienia

Przeglądasz 9 wpisów - od 11 do 19 (z 19)
  • Autor
    Wpisy
  • Dyza
    Uczestnik
      Liczba postów: 17

      Zytko, odnośnie kwestii przytulania z mamą, ja też dzisiaj mam wrażenie, że kiedy próbuje mnie przytulić, to jest to takie niezdarne, sztywne i nienaturalne. Czuję się wtedy baaardzo, ale to bardzo niezręcznie, to nie jest dla mnie nic naturalnego. Wiem, że może jej wtedy być przykro, ale moja reakcja i moje emocje są prawdziwe i nic na nie nie poradzę, że są takie a nie inne. Mówisz, że zazdrościsz mi tego, że miałam z mamą taki kontakt, że mogłam do niej zadzwonić z każdą sprawą, o wszystkim porozmawiać itd. Tak, ja też to lubiłam. Do niedawna. Na terapii dowiedziałam się m.in., że w kontekście naszej relacji (mówię tylko o naszej relacji, to nie dotyczy wszystkich) nie jest to zdrowe i poprzez tak silne przywiązanie do mamy nie jestem w stanie wejść w kolejny etap rozwoju i skupić się na relacji swojej i mojego męża.

      To pewnie jest jednym z powodów, dla których nie współżyjemy. Czuję się wciąż małą dziewczynką, niunią swojej mamy, niegotową do samodzielnych decyzji, wyborów.  A małe dziewczynki nie uprawiają seksu. Bardziej się wciąż czuję przywiązana do swoich rodziców i domu rodzinnego, niż do męża. Gdyby ktoś kazał mi wybierać: rodzice albo mąż, bez wahania wybrałabym rodziców. Bardzo to wszystko pokręcone i skomplikowane, dopiero odkrywam wszystkie karty na terapii i dowiaduję się dlaczego mam dziś takie a nie inne problemy. Niezwykle trudno jest mi odseparować się od rodziców, a to jest przyczyną wielu moich problemów. Nie mam przyzwolenia na to, żeby w jakimś momencie wyfrunąć z gniazda i być odtąd niezależnym człowiekiem. Owszem, możnaby powiedzieć, że wyfrunęłam, od trzech lat nie mieszkam już z nimi, zamieszkaliśmy razem z moim obecnym mężem, wtedy jeszcze chłopakiem, trzy lata temu. A jednak to nie załatwiło sprawy…

      A jeśli chodzi o brak współżycia, to wydaje mi się, że pary, które wchodzą w tzw. białe małżeństwa robią to, bo oboje się godzą na to, ustalają, że nie będą uprawiać seksu i jest to ich wspólna decyzja podyktowana jakimiś powodami (nie wiem, wiara, przekonania czy coś innego). Ja bym nas nie nazwała białym małżeństwem w tym kontekście. Raczej jest to u nas spowodowane moim ogromnym problemem z byciem blisko drugiej osoby. Nie czuję zupełnie potrzeby przytulania, obejmowania, pocałunków, już nie mówiąc o seksie, który dla mnie mógłby zupełnie nie istnieć. Nie mam wcale poczucia, że coś mnie omija, że coś tracę. Gdyby tak było, może robiłabym coś w tym, kierunku, żeby coś zmienić. A nie robię. Na pewno nie ułatwia mi fakt, że mój mąż nie naciska, czasem tylko w przypływie emocji rozkleja się i mówi, że on się chyba nigdy nie doczeka, że on chciał mieć dziecko, że zastanawia się, czy mnie odrzuca lub obrzydza itd. Wtedy dochodzi do mnie, jak wielką krzywdę mu robię. Jest ze mną od 7 lat, a od 8 lat nie uprawiał seksu. Młody, zdrowy, silny facet. Kiedy sobie to uświadamiam, czuję się potwornie. Proponowałam mu nawet, żebyśmy się rozstali, bo nie chcę niszczyć mu życia. Oczywiście nie był zainteresowany takim rozwiązaniem. Ale ja na chwilę obecną innego rozwiązania nie widzę. Przede mną jeszcze długa droga do uzdrowienia, do uwolnienia się od demonów przeszłości, do odseparowania się od rodziców. A czas nie czeka na mnie, aż zrobię ze sobą porządek. Biegnie, zostawiając nas w tyle. A my się starzejemy. Boję się, że ocknę się w wieku 40 lat, kiedy będzie już za późno, żeby mieć dziecko, kiedy połowa życia będzie już za mną. Ale nie jestem w stanie tych procesów przyspieszyć. Żałuję bardzo, że nie zaczęłam terapii duuużo wcześniej.

      tiger, jak już pisałam, uczestniczyłam w terapii grupowej dla DDA (to było w 2011 roku). Niestety nie była to zbyt udana terapia, nie mam poczucia, żebym wyniosła z niej coś dla siebie. Za bardzo przejmowałam się, tym, jak wypadnę przed innymi, żeby nie obnażyć się ze wszystkich swoich słabości. Nie potrafiłam się otworzyć, zaufać. Najlepiej czuję się na terapii indywidualnej, sam na sam z terapeutą. Tam otwieram się na 100%. A to z kolei boli jak cholera. Ale przynajmniej działa.

      Przepraszam, że zanudzam Was swoimi problemami. Ale czuję się bardzo osamotniona w tej walce o siebie. Mama kompletnie mnie nie rozumie. W jej oczach stwarzam problemy, unieszczęśliwiam swojego męża, który po pierwsze znosi moje różne fochy, problemy itd, a po drugie nie ma seksu. Cały czas ingeruje w moją relację z nim, ze wszystkim musi być na bieżąco i stawia ogromny opór, kiedy próbuję protestować. Rozumiem ją trochę dlaczego tak jest, bo sama ją przez długie lata angażowałam w nasze życie i problemy. Tyle że ja jestem teraz w terapii i trochę mi się rozjaśnia co jest normalne a co nie i próbuję te niezdrowe, toksyczne zachowania eliminować, na co ona reaguje bardzo negatywnie. Mąż też żyje kompletnie nieprzytomnie, jest mocno uwikłany w relację z moją mamą, ona mu się zwierza, że nie może się ze mną dogadać, on jest postawiony w głupiej sytuacji, bo nie chce jej zostawiać samej z jej problemami, skoro ona sama go w to angażuje. Ale dzięki temu psuje się również moja relacja z mężem. Bardzo się boję, że terapia spowoduje, że moja relacja z mamą zostanie przerwana, a małżeństwo skończy się rozwodem. A jednocześnie brnę dalej w terapię, jakbym już dokonała wyboru co jest dla mnie ważniejsze, walka o siebie czy relacje z nimi.

      Patrycja90
      Uczestnik
        Liczba postów: 12

        najważniejsze, że walczysz i mimo przeciwności, że się nie poddajesz. Masz w sobie bardzo wiele emocji, których zapewne wcześniej nie mogłaś wyrażać stąd takie rozbieżności. Dobrze, że o tym mówisz i chcesz zmiany! Ważne abyś zaczęła w końcu myśleć o sobie! Tak dużo przeszłaś, teraz droga prowadzi Cię do szczęścia, którego jak sama mówisz dawno nie zaznałaś! Trzymaj tak dalej i uszy do góry 🙂

        tiger
        Uczestnik
          Liczba postów: 34

          Cześć, może zacznij od zadania pytania sobie: Po co chodzisz na terapię?

          Dyza
          Uczestnik
            Liczba postów: 17

            tiger, wiem po co chodzę na terapię. Wyżej opisałam to, jak się czułam w czasie, gdy uczęszczałam na terapię grupową, czyli jakieś 4-5 lat temu. Byłam niesamowicie zakompleksiona, nieustannie poszukując w oczach innych osób potwierdzenia swojej wartości. To mi całkowicie uniemożliwiało skoncentrowanie się na sobie, bo byłam skupiona na innych, na ich reakcjach na moją osobę.

            Dziś na szczęście jest już dużo lepiej. Musiałam dojrzeć do tego, żeby skupić się na sobie i na swoim celu, czyli żeby wyciągnąć z terapii jak najwięcej dla siebie. No i też forma terapii indywidualnej odpowiada mi dużo bardziej, niż terapia grupowa, to na pewno również ma ogromne znaczenie.

            Dyza
            Uczestnik
              Liczba postów: 17

              Chciałabym jeszcze zaktualizować opis sytuacji, o której pisałam kilka tygodni temu. Otóż od ponad miesiąca, a dokładnie od połowy sierpnia, nie mam żadnego kontaktu z mamą. Ona poszła na terapię i podobno pani psycholog poleciła jej, że najlepszym rozwiązaniem na chwilę obecną będzie całkowita separacja między nami. Tak też mama zrobiła, przestała do mnie dzwonić, wypytywać o wszystko, angażować się w moje sprawy. Zero kontaktu.

              A ja to zaakceptowałam. Doświadczam teraz czegoś niespotykanego, czuję się w końcu jak niezależna od nikogo osoba, autonomiczna jednostka. To są te pozytywne emocje. Ale niestety czasem jest mi też smutno, brakuje mi tego kontaktu.

              Mama trochę poszła ze skrajności w skrajność. Albo kontakt codzienny, bardzo bliski, wtrącanie się w moje sprawy i kierowanie moim życiem, albo zero kontaktu. Myślę, że kieruje nią złość na mnie, a psycholog nie do końca wytłumaczyła jej istotę sprawy. Ale wiem, że to nie powinno być już moją sprawą, do jakiego psychologa chodzi moja mama i czy jest on kompetentny czy nie. Czas zająć się sobą, swoim życiem.

              Zastanawiam się ile jest osób takich jak ja, którym złe, toksyczne relacje z rodzicami (lub jednym z rodziców) uniemożliwiły prawidłowy rozwój i późniejsze funkcjonowanie w dorosłym życiu.

              Dziękuję też AnnaUp za polecenie mi tej książki. Wygooglowałam ten tytuł i wyskoczyło mi przy okazji kilka ciekawych artykułów na temat niszczących relacji matka-dziecko. Pogłębianie wiedzy w tej materii dużo pomaga w zrozumieniu tego, co się działo w moim życiu.

              MNDA
              Uczestnik
                Liczba postów: 1

                Witam wszystkich, jestem tutaj nowa, ale od tym że jestem DDA wiem już od jakiegoś czasu. Zawsze uważałam, że jestem pokręcona, teraz przynajmniej wiem dlaczego taka jestem. Cały czas pracuję nad sobą,  mąż mi bardzo dużo pomógł zrozumieć,  co się ze mną dzieje, jest bardzo dobrym psychologiem.

                Dyza – Ja też mam duży problem w dogadaniu się z matką,  mam bardzo toksyczną matkę, chociaż to tato był alkoholikiem.

                 

                Dyza
                Uczestnik
                  Liczba postów: 17

                  Witaj MNDA,

                  Dobrze jest mieć oparcie w mężu – wiem coś o tym 🙂 Mój mąż nie jest psychologiem. Sam też jest DDA i to nam pomaga zrozumieć różne mechanizmy i zachowania.

                  Myślę, że to jest bardzo częsty problem w rodzinach alkoholowych – dzieci (lub jedno dziecko) dopóki ojciec pije, pozostaje w bardzo bliskiej relacji z matką, a kiedy dorasta i chce zacząć żyć na własną rękę, spotyka się z oporem ze strony matki, która zaczyna nagle odczuwać pustkę, którą do tej pory zapełniało jej dziecko. To bardzo trudny i złożony problem.

                  peresada
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 3

                    Cześć Dyza 🙂

                    Uważam że dobrze zrobiłaś, pisząc ten list na forum. Im więcej takich ciężkich doświadczeń wyrzucasz z siebie tym lepiej.

                    Co do meritum listu, to twoje problemy (zmiana stosunku mamy do Ciebie) mogą być objawem zmiany. A to jest Tobie teraz najbardziej potrzebne. Brak zmian to trwanie w miejscu. Kiedy ja zacząłem uczęszczać na terapię indywidualną bardzo szybko zauważyłem zmianę w nastawieniu do mnie moich rodziców. Na gorszę. Rodzice mówili mi że chodzę do szamana 🙂

                    Z perspektywy lat wiem że decyzja o pozostaniu na terapii była dobra. W moim życiu wiele rzeczy zmieniło się zdecydowanie na lepsze. Tobie droga Dyzo mogę doradzić tylko jedno: wytrwałość, wytrwłość, wytrwałość. Kiedy coś w życiu człowieka zmienia się, często czujemy ból i dezorientację. Tak jak przy przecinaniu pępowiny. Jest krew, ból i ogólnie jest niefajnie. Jednak jest to niezbędne aby narodziła się nowa autonomiczna jednostka. Nagrodą jest wolność. Ty wybierasz.

                    Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę Ci abyś była wytrwała.

                    Gabriel

                     

                     

                    Dyza
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 17

                      peresada: Dzięki za zrozumienie 🙂 Wiesz, ja też usłyszałam od mamy (w kryzysowym dla naszej relacji momencie, kiedy moja separacja i stawianie granic stawało się coraz bardziej wyraźne), żebym podała jej nazwisko mojej terapeutki, bo ona musi ją sprawdzić w internecie, albo zasięgnąć z innych źródeł informacji na jej temat, czy aby na pewno nie jest kimś podszywającym się pod psychologa… Niezłe, co? Tak sobie myślę, jakie to wszystko kurczę jest trudne. Nie dość, że staramy się wyprostować swoje krzywizny, uporać z problemami, której w największej mierze są zasługą naszych rodziców, to jeszcze spotykamy z ich strony opór kiedy zaczynają się dziać zmiany na lepsze w naszym życiu/zachowaniu/postawie. Cholera, strasznie mnie to wkurza! Pewnie za jakiś czas nabiorę dystansu i łatwiej mi przyjdzie to zrozumieć, ale w tej chwili jestem pełna złości i gniewu, że tak jest.

                      Dodatkowo, zauważyłam, że mama zawiązała koalicję z moją siostrą i obie wspierają się w przekonaniu, że dzieje się ze mną coś niedobrego. I co ciekawe, odkrywam teraz, że mam wsparcie ze strony ojca, który nie ingeruje w moje życie osobiste tak jak mama, toteż nie odczuwa pewnie aż tak procesu separacji, w związku z czym nie uważa mnie za wroga. I czuję, że łączy mnie z nim teraz więcej (w sensie poglądów, postawy życiowej, chęci zmian itd.), niż mamą. W życiu nie pomyślałabym, że ojciec, który był przecież generatorem problemów w naszej rodzinie, stanie się teraz moim przyjacielem i kimś, kto daje mi oparcie w trudnych chwilach. A mama, z którą niemalże stanowiłyśmy „wspólny mózg”, stała się nagle kimś tak mi odległym, okazało się, że mamy tak mało wspólnego, ona nie widzi potrzeby zmiany swojej postawy, zrobienia czegoś ze swoimi problemami, tylko tkwi sobie w nich, irytując się na mnie, że coś z nimi robię.

                      Ehhhh. Dzięki, peresada, potrzebuję teraz takich słów…

                      Pozdrawiam

                    Przeglądasz 9 wpisów - od 11 do 19 (z 19)
                    • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.