Wybaczyłam.
Nie zapomniałam, ale wybaczyłam. Bo wybaczenie, to nie zapomnienie. Już nie myślę o kacie, myślę o tacie. Oczyszczenie. Lekkość. Już nie śnię o libacji, śnię o wyjeździe na grzyby z trzeźwym tatą. Wybaczyłam lanie, wybaczyłam wyzwiska, wybaczyłam poniżanie, gnębienie, wyczekiwanie, dawanie złudnych nadziei, wstyd. Nie zapomniałam. Wybaczyłam. Ostatecznie rozliczyłam się i zrozumiałam.
Mój ojciec powiesił się 26.08.2008r. Nie byłam na pogrzebie. Nie byłam na grobie. Teraz czuję, że już mogę, już mogę tam pojechać. Przeżywam od kilku dni żałobę. Wyzbyłam się złości. Dopatrzyłam się miłości.
Mój proces wybaczania trwał długo. Wyniosłam się z domu mając 16 lat, teraz kończę już 25. 9 lat naprawiania siebie, swojego świata, budowania od nowa własnej wartości, postrzegania siebie i innych, uczenia się szacunku do siebie, miłości, uśmiechu, radości. Dalej walczę ze złością, która jakoś tam czasem jeszcze daje o sobie znać. Taka złość typu "dlaczego to mi się przytrafiło?"
Wszystko udało mi się osiągnąć samej, na przekór wszystkim, którzy trąbili o terapii, o konieczności pracy z psychologiem, czy psychiatrą. Konieczna była dla mnie praca z fachową literaturą, odnajdowanie siebie, próby zrozumienia, tłumaczenia, odnajdowanie w innych ludziach cząstek siebie, sztuka.
Wybaczyłam Ci Tato.