Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Zagrać w otwarte karty

Przeglądasz 6 wpisów - od 1 do 6 (z 6)
  • Autor
    Wpisy
  • kuba_kk
    Uczestnik
      Liczba postów: 1

      Chyba muszę w końcu zagrać w otwarte karty i przyznać, że coś jest u mnie nie do końca tak jak powinno. Przeglądając forum podziwiam osoby, które nie mają „stracha” przed korzystaniem z pomocy. Mam z tym wielki problem i chyba przydałoby się nakierować mnie na dobre tory.

      Najpierw kilka słów o sobie, jestem przed trzydziechą i pochodzę z domu gdzie się chlało i grandziło (nie wiem czy to przyczyna wszystkiego czy tylko wygodna wymówka, że sobie nie do końca radzę). Różne sceny, ale nie będę pisał bo być może niektórzy wiedzą o co chodzi. Ogólnie po latach moi starsi się opamiętali i przestali chlać i było spoko do czasu, aż ojciec przestał chodzić na mityngi bo pozjadał wszystkie rozumy i dalej nie daje matce spokoju, chociaż teraz już „tylko” presja słowna na szczęście. Od kilku lat mieszkam sam daleko poza domem, ale w domu siedzą moi młodsi bracia i oni widzą na szczęście trzeźwych, ale dalej źle życzących sobie ludzi.

      Stwierdziłem, że mój stary zachowuje się poniżej krytyki, ja taki nie będę. Ale cholera czasem widzę w relacjach z innymi, że te cechy które mnie tak wkurzały u niego, dostałem w spadku. Czuje podświadomie, że robię niektórym przykrość, ale cholera ja nie wiem jak inaczej i czy można inaczej, albo czy można w tym wieku jeszcze czegoś się nauczyć i zmienić swoje nawyki, zachowania, przemyślenia za które mi potem wstyd. Problem polega na tym, że ja sam nie potrafię postawić sobie diagnozy, ani też nie wiem jak pracować żeby te beznadziejne cechy z siebie wyrzucić. Chciałem usłyszeć Waszą opinie, kto (lekarz, psycholog, terapeuta, drugi DDA…) mógłby mi powiedzieć czy muszę nad sobą pracować albo jak, kto mógłby mi powiedzieć gdzie robię błąd i np. ranie inne osoby w kontaktach. Nie chcę gadać o takich rzeczach ze starymi, najchętniej pogadałbym z kimś kto zna się na życiu od obu stron dobrej i złej, bo chyba tylko takiej osobie jestem w stanie uwierzyć. Chciałbym pogadać z kimś kto ma wiedzę nie tylko z książek i kto zna się na ludziach na tyle, że potrafi z człowieka wyciągnąć różne rzeczy nawet te o których normalnie wstyd mówić. Kto to powinien być, psycholog, terapeuta, a może DDA które po prostu będzie chciało posłuchać i stwierdzić: o tu w tym momencie zachowałeś się do dupy… Jakie jest Wasze zdanie o psychologach, czy są godni zaufania, czy im szczerze zależy na pomocy drugiej osobie nigdy nie będąc w podobnej sytuacji, czy psycholog jest w stanie wykryć ściemę, bo koloryzować (ze strachu żeby ktoś mnie nie posądził, że mam z sobą jakieś problemy) to ja potrafię niestety i obawiam się że jak do niego pójdę to on odniesie wrażenie, że przecież jestem poukładany i nic mi nie dolega. Ale problem mam i są dni kiedy chciałbym to już komuś przyznać i wszystko wywalić.

      Dzięki za Wasze opinie.

      „Iść w stronę słońca”
      Uczestnik
        Liczba postów: 203

        Obejrzyj polski film „Pręgi.”. Jak czytałam Twoją wiadomość to mi się przypomniał.

        Trzeba trafić na dobrego psychologa. Jest ich wielu, nie każdy się nadaje. Myślę, że w kontakcie z nim czuje się czy ci pomaga.
        Warto odbyć długą wędrówkę w głąb siebie.

        Wychowujesz się w destrukcyjnym domu i potem wychodząc z niego zarzekasz się: ja taki nie będę. I jesteś. Myślę, że mu po prostu nie umiemy inaczej, nasze emocje są pokaleczone. Trzeba to wszystko poukładać, nauczyć się wyrażać te pozytywne i negatywne adekwatnie do sytuacji. Złość też trzeba odczuwać, ale nie wyżywając się na innych. Ja nawet w domu nie śmiałam się, tak prawdziwie spontanicznie. Po latach gdy nauczyłam się śmiać i mogłam to robić szczęka mnie bolała od śmiania. Dziś mówią, że jestem zawsze uśmiechnięta. Uśmiech jest częścią mnie, ale uczyłam się tego latami.

        Wierzę, że można w każdym wieku zawalczyć o siebie. Natomiast z mojego doświadczenia odczuwam, że tak naprawdę nigdy nie będę taka, jaka mogłabym być żyjąc w rodzinie niealkoholowej, akceptowana przez ojca. Bardzo dużo poświęciłam na swój rozwój, pracę nad sobą, dziś jestem innym człowiekiem, natomiast ciągle mam wrażenie, że choć na chwilę ukradkiem, gdy tylko nie przypilnuję wraca przeszłość do mnie w różnej postaci. Odganiam ją szybko, bo dziś już wiem, że większość to myśli, które są nieprawdziwe, nieoparte na faktach. Często tu wspominam, że dzban raz pęknięty, choć dobrze sklejony nigdy nie będzie oryginałem. Dlatego myślę, że ta część DDA będzie w nas na zawsze, choćby wykonać masę pracy i tak nie będziemy nigdy tacy jacy moglibyśmy być mając normalną rodzinę. Zapewne wiąże to się z utraconym dzieciństwem, nigdy już nie będę małą dziewczynką i nigdy nie będę mieć taty , który nazwie mnie swoją księżniczką. To boli bardzo.

        Obejrzyj „Pręgi”, tylko nie w trakcie jakiejkolwiek terapii czy spotkań z psychologami. Może tam znajdziesz choć część odpowiedzi na Twoje pytania odnośnie zachowań podobnych do ojca?

        Chłopiec Papuśny
        Uczestnik
          Liczba postów: 3706

          Nie ma dobrych i złych uczuć. Nauczuyliśmy się przez alkohol odbierać uczucia takie jakimi nie są, na wyrost, z dużą dawką emocjonalności. Każde uczucie jest dobre, złość, strach, radość etc

          „Iść w stronę słońca”
          Uczestnik
            Liczba postów: 203

            Oj! Polemizowałabym „Chłopiec Papuśny”. Uczucia są pozytywne i negatywne, natomiast wszystkie są potrzebne do przeżywania, bo wtedy znaczy, że jesteśmy zdrowi emocjonalnie. Wyobrażasz sobie, że ktoś się boi albo płacze, jest smutny, zły, a Ty mu mówisz, że to są dobre uczucia? Dobre, pozytywne uczucia to te których chcemy na co dzień: radość, entuzjazm, poczucie akceptacji, bycia kochanym. Nie wyobrażam sobie bycia złą przez kilka dni z jakiegoś poważnego powodu i mówienie sobie: to dobre uczucie. Uczucie, które trzeba odczuwać jeśli czuję lęk, dobre z punktu uczucia, które jest adekwatne do sytuacji, ale dla mnie nieprzyjemne. Ja nie lubię uczucia strachu.

            Tak to widzę.

            Chłopiec Papuśny
            Uczestnik
              Liczba postów: 3706

              Zgadzam się z Tobą. Chodziło mi o to, że każde uczucie jest potrzebne, i każde można nauczyć się przechodzić. To dobrze, że ktoś jest zły, czy smutny, to oznacza że ma kontakt z uczuciami. Ja lubię swój strach u smutek. Pokazuje mi, co mam jeszcze do wykonania. A, żyję przez pracę w ogromnych lękach i nad tym staram się pracować. pzdr! 🙂

              „Iść w stronę słońca”
              Uczestnik
                Liczba postów: 203

                A ja lubię jak mój syn się złości,po godzinie mija znowu sobie rozmawiamy. Ja nie mogłam się złościć i długo uważałam, że dzieci, które się złoszczą są niedobre. Teraz uważam, że dziecko, które jest grzeczne, spokojne, bez pokazywania złości to własnie zły znak.

                Strachu nie lubię i czasami tęsknię za czasem jak miałam problem z uczuciami i w ogóle nie czułam strachu. Jako dziecko musiałam go gdzieś upchać i go nie czułam. Teraz to widzę ile w moim życiu było strasznych sytuacji i nie mogę pojąć jak mogłam sobie radzić jako dziecko. Kiedyś gdy byłam mała ojciec wziął siekierę i walił nią w ścianę w salonie, bo mama schowała obraz jego matki. Jego kolega z którym pił, chciał go powstrzymać i się przewrócili razem z tą siekierą.Mamy nie było, wyjechała do pracy na tydzień, a my z bratem byliśmy z nim. Kiedy udało się odnaleźć obraz i powiesić, zaczął płakać i gryźć szklankę z której pił wcześniej alkohol. Teraz gdy o tym myślę, nie potrafię sobie wyobrazić jak ja musiałam wtedy się bać, ale nie bałam, bo miałam młodszego brata pod opieką. Wiele emocji nie mogąc odczuwać, dziecko upycha albo zastępuje innymi. To chyba jest przetrwanie?

                Dziś lubię słuchać ciszy w moim domu. i wcale nie myślę już, że jest przeraźliwa i musi nastąpić jakieś bum.

                Emocje są częścią nas. Polecam ABC Emocji A. Łastik.

              Przeglądasz 6 wpisów - od 1 do 6 (z 6)
              • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.