Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 235)
  • Autor
    Wpisy
  • aneczka36
    Uczestnik
      Liczba postów: 265
      w odpowiedzi na: Szef= konflikt #203701

      mrutek, być może tak jest, to chyba moja wina, sama zachęcam szefową, aby mnie traktowała bez szacunku

      aneczka36
      Uczestnik
        Liczba postów: 265
        w odpowiedzi na: Szef= konflikt #203633

        Mam dokładnie ten sam problem. U mnie w pracy inni pracownicy dużo czasu spędzają w kuchni, robią sobie herbatę, kawę, mają czas na pogaduszki. Jestem nieśmiała, więc nie wdaję się zbyt często w rozmowy, robię swoje, jestem pracowita jak mrówka, najbardziej pracowita z całej załogi. Do pracy noszę wodę mineralną, żeby mieć co pić i nie robić co chwilę herbat, któregoś dnia zapomniałam wody, a był upał, więc poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę, jak dyrekcja mnie zobaczyła to dopiero dostałam opierdziel, że jestem w kuchni, że nie wolno, że mam nie opuszczać swego stanowiska, od tej pory nie wchodzę do kuchni i staram się nie zapominać wody mineralnej, a inni dalej sobie tam parzą kawki i prowadzą rozmowy towarzyskie.

        Zastanawiam się, dlaczego tak się dzieje?

        aneczka36
        Uczestnik
          Liczba postów: 265
          w odpowiedzi na: Lęk i wyrzuty sumienia #192844

          Mądrze piszecie, Wasze wypowiedzi dają mi do myślenia.Z mojego pisania wyszło, że ja jestem OK, że za bardzo się staram dogodzić innym, że inni to wykorzystują, że ludzie są różni, że nie trzeba się nimi przejmować. Ale ja nie jestem tak do końca w porządku. Mimo terapii nie pracowałam nad sobą, długie lata złego samopoczucia spowodowały spadek odporności fizycznej i wpędziły mnie w chorobę. Jeden z bohaterów A Sołżenicyna w powieści ,,Oddział chorych na raka” mówi, że możliwość wyleczenia daje czyste sumienie. Ja w to wierzę. Wierzę, że złe samopoczucie psychiczne bierze się z powodu nieczystego sumienia, niekoniecznie wobec innych, także wobec siebie. Nie wiem, czy mnie zrozumiecie.

          aneczka36
          Uczestnik
            Liczba postów: 265
            w odpowiedzi na: Lęk i wyrzuty sumienia #192571

            U mnie lęk powoduje, że czegoś nie zrobię, np. czegoś co powinnam, a potem mam wyrzuty sumienia. Jak zrobię to co powinnam, lęk znika, ale zaraz pojawia się nowy związany z jakąś nową sytuacją i tak bez przerwy. Ja nie zawsze szybko wchodzę w sytuacje, które wywołują we mnie lęk i potrafię tak się męczyć długo, a czasami myślę o kilku sytuacjach lękowych jednocześnie, nie mogę się wtedy na niczym skupić, cierpię na bezsenność. Ciągle mi się wydaje, że kogoś zawiodłam, uraziłam. Często rozpamiętuję różne minione wydarzenia i mam wyrzuty sumienia, że nie zachowałam się jak powinnam. Ale męczarnia… Chyba jestem jakąś masochistką:(

            aneczka36
            Uczestnik
              Liczba postów: 265

              Goszka, teraz rozumiem, że jesteś jeszcze psychicznie uzależniona od matki. Trudno mi stwierdzić, czy ja też, przez wiele lat na pewno tak, a teraz mam już pewne nawyki, które trudno zmienić. Moja matka była bardzo apodyktyczna, do 18 roku życia siedziałam w domu zajmując się młodszym rodzeństwem, sprzątaniem, praniem, gotowaniem. Teraz mieszkam sama i mogłabym nawet codziennie imprezować a nawet biegać nago po ulicy, totalna wolność, nikt mi niczego nie nakazuje, a co ja robię? Rano grzecznie idę do pracy a po południami siedzę w domu, sprzątam, gotuję, ewentualnie pooglądam telewizję.
              Tak jest ze słoniem przywiązywanym łańcuchem do bali. Gdy jest młody to się wyrywa, buntuje, gdy jest starszy, opiekunowie przestają go związywać łańcuchami a on i tak nie ucieka.

              Miałam też w swoim życiu etap totalnej złości na matkę, otwarcie mówiłam, że jej nienawidzę, miałam własną stronę internetową, w której ze szczegółami opisywałam swoje dzieciństwo, w jaki sposób matka niszczyła mi życie i jaki to ma wpływ na dzisiejsze problemy, potem zorientowałam się, że już jestem za stara na to, żeby obarczać matkę za swoje niepowodzenia, zawstydziłam się tego i zlikwidowałam stronę internetową, ale to chyba ona była mi potrzebna, aby wywalić tę złość, nie tylko w internecie, ale także na terapii, bo teraz ta złość przeszła.

              Dzisiaj pojawi się w księgarni ciekawa książka prof. Zbigniewa Mikołejko ,,Jak błądzić skutecznie”, w której opisuje swoje koszmarne dzieciństwo, ostatnio był też wywiad z nim w telewizji o tym, że dzieciństwo determinuje całe nasze życie, myślę, że ta książka to dla niego terapia, wyrzucenie z siebie złości.

              aneczka36
              Uczestnik
                Liczba postów: 265
                w odpowiedzi na: Nowy DDD #188561

                Witam:) Jestem w podobnej sytuacji, jeśli chodzi o rodziców, spotykamy się tylko na uroczystościach rodzinnych typu chrzciny, przyjęcie. Moja mama wie, że zrobiła mi krzywdę, przeprosiła płacząc w kościele, to dla mnie dużo i dziękuję jej, że się odważyła, ale kontaktu jak nie było tak nie ma, nie dzwonimy do siebie, nie spotykamy się, rodzice są dla mnie obcymi osobami.

                Przez 8 lat byłam w związku i też właśnie izolowaliśmy się od ludzi, oboje byliśmy DDA, nie mieliśmy przyjaciół, to nie jest dobre kisić się tylko w własnym sosie, mimo, że jesteście kochającą się rodziną. Kochająca się rodzina to wielki skarb, ale rozwijają nas kontakty z innymi ludźmi, z czasem do związku może wkraść się nuda. Wiem, że to jest trudne, znaleźć sobie przyjaciół, były osoby, które próbowały się ze mną zaprzyjaźnić, a czasami takie, które mocno się do mnie dobijały, ale ja zawsze trzymałam dystans, mam koleżanki, ale głównie spędzam czas w samotności i ta samotność czasami przygnębia. Dopiero teraz w chorobie pozwalam ludziom się do siebie zbliżyć, pomagać sobie, bo zdałam sobie sprawę, że jestem na nich skazana.

                Nie tylko rodzice dają nam wsparcie, ale mogą to być inne osoby z bliskiego otoczenia, po co na siłę nawiązywać kontakt z rodzicami, skoro oni nie mają na to ochoty.

                aneczka36
                Uczestnik
                  Liczba postów: 265

                  drobiazdzku, wreszcie nie jestem wyjątkowa:) , chociaż nikomu nie życzę tej choroby, na razie czytam, czytam, czytam, są pozytywne i negatywne informacje. Mówią, że przy tej chorobie grunt to pozytywne nastawienie. Na razie mam wolne od pracy, więc odpoczywam, śpię całymi dniami i nawet mi się to podoba, przez całe życie nie wiedziałam, że istnieje coś takiego jak odpoczynek. Zastanawiałam się, skąd bierze się ta choroba i wiążę ją ze stresującym trybem życia, bezsennością, zapracowaniem, przewrażliwieniem, zamartwianiem się. Jak pisałam poprzedni post, myślałam, że w mojej okolicy nikt nie choruje na tę chorobę, a znalazłam 2 osoby wśród znajomych, jedną przez internet i teraz Ty, to jednak nie jest rzadka choroba, tylko jest problem z jej zdiagnozowaniem.

                  Goszka, my jesteśmy wszyscy do siebie bardzo podobni, mnie moja mama dawno już nic nie nakazuje, ale i tak mam z nią problem, a raczej z moją siostrą. Dwa miesiące włóczyłam się po szpitalach, lekarzach, umierałam ze strachu, bo lekarze podejrzewali u mnie raka, a moja siostra: ,,Tylko nie mów o tym mamie, bo się zdenerwuje, zmartwi, jest już stara, schorowana”. W dzieciństwie matka mi zatruwała życie, a moja siostra ją tak chroni, nie rozumiem tego, dzieci mogą być nieszczęśliwe, matki nie wolno niepokoić.

                  Nie skorzystam z propozycji zamieszkania u przyjaciela, on ma znaleźć sobie dziewczynę, założyć rodzinę, mieć żonę, która będzie mu placki piekła, dzieci urodzi. Tylko problem z nim, że nie szuka, bo nie wierzy w siebie, że któraś może go zechcieć, on nie ma powodzenia, ale nie może mieszkać ze mną z braku laku, ma dążyć do założenia rodziny, bo bardzo lubi dzieci i ogólnie jest dobrym człowiekiem

                  aneczka36
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 265

                    Goszka, dobrze powiedziane. Ja czuję się odpowiedzialna za czyjś nastrój, nie mogę znieść jak ktoś jest przy mnie znudzony, zmęczony albo zdenerwowany, myślałabym, że to przeze mnie i dołowała się a jednocześnie bym była wściekła na tę drugą osobę.

                    Skrzacie, jesteśmy tylko przyjaciółmi, znamy się wiele lat, relacja – jak rodzeństwo, oboje samotni DDA, więc się dogadujemy, poinformował mnie, abyśmy zamieszkali razem, bo tak taniej, wygodniej, bezpieczniej, oboje wynajmujemy mieszkania, dosyć dużo płacimy. Też sobie niespecjalnie radzi, ale myślę, że gdybym już nie mogła chodzić na własnych nogach, pomógłby, tylko muszę mu mówić, czego chcę, a ja strasznie tego nie lubię, np. po wyjściu ze szpitala byłam kilka dni u niego, wolałabym poleżeć w łóżku i żeby się domyślił, aby coś kupić do jedzenia czy zrobić obiad, gdybym to powiedziała, to bym to dostała, ale wkurza mnie jak ktoś jest niedomyślny, wolę wstać i iść po zakupy zamiast leżeć i leczyć ranę pooperacyjną, nie znoszę jak ktoś jest niedomyślny w prostych sprawach i trzeba mu wydawać polecenia od a do z.

                    aneczka36
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 265

                      No i okazało się, że to nie rak, że mam sarkoidozę, która się zdarza u jednej osoby na sto tysięcy. To jest dopiero pech. Zaczynam na pewno nowy etap – zaprzyjaźnienie się z chorobą. Wam życzę samych dobrych zmian w życiu.

                      aneczka36
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 265

                        Edytowany przez: aneczka36, w: 2012/12/13 18:56

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 235)