Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 235)
  • Autor
    Wpisy
  • aneczka36
    Uczestnik
      Liczba postów: 265

      Kiedyś słyszałam, że DDA jest jak dziurawy kubek, nalewasz do niego wodę a ta woda ucieka. Kubek jest pełny w momencie gdy nalewasz do niego miłość, z dnia na dzień miłości w kubku coraz mniej, zamiast niej pojawia się lęk przed odrzuceniem, niechęć do osoby, do której DDA się przywiązało, bo ta osoba może kiedyś porzucić, skrzywdzić, a potem jest myśl, żeby samemu odrzucić, uniknąć nieszczęścia bycia odrzuconym, następnie DDA dostaje zapewnienie o miłości i kubek znów pełny i to jest takie błędne koło, DDA porzucają partnera z powodu miłości do niego, dla świętego spokoju, żeby wreszcie nie czuć tego lęku. Myślę, że partner DDA musi mieć dużo cierpliwości, codziennie okazywać zainteresowanie, czułość, zapewniać o miłości, aż DDA nabierze zaufania.

      aneczka36
      Uczestnik
        Liczba postów: 265

        Mam podobnie. Moja matka była bardzo agresywna, krytyczna, nie mieszkam z nią już, ale jak czasami spotykam osobę podobną do niej, kurczę się do rozmiarów małej dziewczynki. Boję się i unikam silnych, pewnych siebie i agresywnych kobiet, jeśli jest taka możliwość, zrywam kontakt lub ograniczam do minimum.

        aneczka36
        Uczestnik
          Liczba postów: 265
          w odpowiedzi na: Znajomość internetowa #475496

          Truskawek, zgadzam się z Tobą, że dzieciństwo daje się nam we znaki w różnych momentach, mamy jakieś cechy mniej lub bardziej nasilone, ale też mamy samoświadomość, ja staram się analizować swoje zachowanie i zastanawiam się czy jest racjonalne, nie zawsze wiem jak postąpić. Mam gorsze momenty, przygnębienie, potem to mija, negatywne emocje pojawiają się u mnie, gdy nawiązuję nową znajomość, rozwijam ją, staram się pokonywać swoje problemy w relacjach, ale nie zawsze wiem jak postąpić. W dzieciństwie spotykałam się z odrzuceniem, potem wiele razy ja odrzucałam aby nie być odrzuconą, w tej relacji też próbowałam to zrobić i mieć święty spokój, ale jakoś ta druga osoba nie daje się zbyć i w głębi duszy ja nie chcę, bo ile razy można uciekać od bliskości. Masz rację, że trzeba wiedzieć czego się chce, problem w tym, że ja mam takie przeciwne potrzeby, chcę bliskości fizycznej i psychicznej właśnie z tą osobą a z drugiej strony chcę niezależności, boję się wywrócić swoje uporządkowane życie do góry nogami, bo właśnie ta niezależność jest dla mnie ważna. Ale nie da się być z kimś i nie być jednocześnie. Musiałabym być zdeterminowana, musiałabym się z nim spotkać raz, drugi, trzeci. Ta znajomość rozwija się bardzo powoli a nawet mam wrażenie, że soi w miejscu, jest w tym sporo mojej winy, nie wykazuję pierwsza inicjatywy: nie zadzwonię a nawet nie wyślę głupiego SMSa. Nie przeszkadza mi jego opieką nad rodziną a nawet imponuje, on mi poświęca sporo czasu: telefon co trzeci dzień, dwie godziny rozmowy, mam wrażenie, że się stara, ale spotkać się nie chce, twierdzi, że nie jest gotowy. Może on sam nie wie czego chce. Wiedzieć czego chcę i na co jestem gotowa – dzięki za to zdanie.

           

          Beatawolek01, jesteś mądra, bardzo Ci zazdroszczę, też bym chciała taka być. Staram się uporządkować różne swoje sprawy z lepszym lub gorszym skutkiem. Czasami mam jakieś dylematy. Nie jest tak, że ślepo będę słuchać rad innych, po prostu chcę sobie uporządkować z pomocą forumowiczów swoje myśli, sama dojść do konstruktywnych wniosków.

          aneczka36
          Uczestnik
            Liczba postów: 265
            w odpowiedzi na: Znajomość internetowa #475487

            Od mojej terapii minęło 10 lat, uważasz, że powinnam wszysto wiedzieć, umieć postępować w relacjach z ludźmi? Niestety sama nie daję rady. Potrzebuję opinii innych, aby sobie w głowie poukładać myśli, nieczęsto to się zdarza, zazwyczaj radzę sobie ze wszystkim, aż za bardzo radzę, napisałam tutaj, bo myślę, że są tu mądrzy ludzie. Nie wiem czy normalna osoba wplątałaby się w przyjaźń na taką dużą odległość, Wiem co czuję, ale nie jestem przekonana, że moje uczucia odgrywają tu jakąkolwiek rolę. Nie wiem jak mam postępować aby bardziej się zbliżyć do tego mężczyzny. Na wszelki wypadek zachowuję się grzecznie lecz z dystansem. Mimo terapii mam problem z nawiązywaniem bliskich relacji. Oczekuję jego zapewnienia o sympatii, często o nim myślę, sama nie ujawniam uczuć nie będąc pewna co on czuje, mam lęk przed odrzuceniem.

            aneczka36
            Uczestnik
              Liczba postów: 265
              w odpowiedzi na: dda przed -50 tką #221111

              Cieszę się, że odezwali się ludzie po 40-stce, że zaglądają na to forum, ja mam już 42 lata, a jak się rejestrowałam na tym forum, miałam 36. 6 lat temu byłam w trakcie różnych terapii, uważałam się za młodą i mającą dużo do powiedzenia, im jestem starsza, tym mniej wypowiadam się na tym forum, bo cały czas mi się wydaje, że wszyscy tutaj są duuużo młodsi ode mnie i nie będą chcieli gadać z taką starą babą.:huh:

              aneczka36
              Uczestnik
                Liczba postów: 265
                w odpowiedzi na: Małpy #203725

                Być może tak było, cieszyłam się, że ktoś się mną interesuje, że chce ze mną rozmawiać, że jestem ważna a tu d… zimna, że tak powiem. Ale mam nauczkę, żeby ostrożnie podchodzić do znajomości. A jeszcze coś odkryłam – że bardziej mi zależy na opinii Małp i na tym, żeby mnie akceptowały niż na tej miłej koleżanki, to już jest chore.

                Edytowany przez: aneczka36, w: 2013/08/30 21:10

                aneczka36
                Uczestnik
                  Liczba postów: 265
                  w odpowiedzi na: Samotność i wycofanie #203724

                  Margaret, mam trochę więcej lat i ten sam problem. Przez 5 lat włóczyłam się po różnych portalach internetowych, gdzie można spotkać mężczyzn, spotkałam się z pokaźną ilością panów, ale nikogo nie znalazłam, bo tak naprawdę nie było w kim wybierać, co ja mówię, było mężczyzn różnej maści bez liku, np. pijący codziennie piwo i inne trunki wysokoprocentowe, palący, seksoholicy, posiadający żony, młodziki szukające przygód, mieszkający z mamą i spożywający jej obiadki, niedorajdy niepotrafiące wyprasować sobie koszuli, przemądrzałe bufony, niedouczeni piszący ,,ktury” zamiast ,,który”, niemowy odpowiadające półsłówkami, gaduły skupione na sobie, znudzeni i nudziarze, pajace, których żarty śmieszyły tylko ich, fajtłapy, które kazały mi na randce pierwszej wejść do kawiarni pełnej ludzi i torować drogę w tłumie na koncercie, żeglarze, spadochroniarze, nurki, rajdowcy i inni sportowcy ekstremalni, popaprańcy wyznający miłość na pierwszej randce, trafił się nawet stalker 🙂
                  Sorry, tak mnie wzięło na wyliczanki. Staram się podejść do samotności jakoś z humorem, żeby nie załapywać dołków, też je często miewam.

                  Edytowany przez: aneczka36, w: 2013/08/30 21:01

                  aneczka36
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 265
                    w odpowiedzi na: Małpy #203719

                    Mądrze mi radzisz Margaret. Ja też jestem typem samotniczki, ale mam jednego przyjaciela, z którym spędzam soboty, to nie jest mój facet, chociaż wszyscy tak twierdzą, bo nie wierzą w przyjaźń damsko – męską, jemu mogę wszystko powiedzieć, ale koleżanki nie mam, boję się kobiet, kobiety wydają mi się silniejsze od mężczyzn, mężczyzna może zrobić krzywdę fizyczną a kobieta potrafi znęcać się psychicznie, boję się, że zaufam, zaprzyjaźnię się i zostanę zdradzona, odrzucona. Tak właśnie było z koleżankami, które tak ze złości nazywam ,,Małpy”. Gdy zachorowałam, dzwoniły do mnie, zapraszały do domu, byłam przekonana, że mnie lubią, chętnie z nimi rozmawiałam, zwierzałam się z problemów, one odwiedzały mnie w szpitalach, dawały różne rzeczy. Gdy po chorobie po półrocznym zwolnieniu wróciłam do pracy – odwróciły się ode mnie, przestały nawet mówić cześć, poczułam się, jak by mi ktoś w mordę strzelił, czułam się odrzucona. W pracy jest jeszcze taka fajna koleżanka, wesoła, potrafimy razem śmiać się do łez, lubimy ze sobą rozmawiać, kilka razy zapraszała mnie do siebie, ale się wykręciłam, na razie nie zraża się do mnie, a ja boję się wejść w bliższą relację, bo to zobowiązuje, żeby zaprosić do siebie, boję się, że jak mnie bliżej pozna, to zauważy, że jestem dziwna, nienormalna i mnie odrzuci, ten kolega, z którym spotykam się co sobotę jest DDA, więc wiadomo, że kuma o co ze mną chodzi i nie trzeba przed nim niczego udawać. Pamiętam jak byłam na studiach to jedna koleżanka chciała się ze mną zaprzyjaźnić, ale nie mogła się do mnie przebić, w końcu ze złości otworzyła lodówkę i zaczęła we mnie rzucać jajami, potem postanowiła się wyprowadzić, bo nie ma zamiaru walić głową w ścianę , jaką ja jestem. Rzadko kto ma do mnie cierpliwość. Ja chyba zaczynam kumać, o co chodzi tym Małpom…

                    aneczka36
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 265
                      w odpowiedzi na: Życie iluzją #203717

                      malenka, normalnie jak czytam Ciebie to jak bym swoje myśli czytała, tylko nie umiem ich tak trafnie opisać. Mnie też nikt nigdy nie kochał począwszy od rodziców, żaden facet nie zainteresował na tyle, aby mnie nie opuścić. Myślę, że mam jakąś oględną wiedzę nt. DDA, bo jestem po trzech terapiach. Teraz w życiu czuję się jak student, który skończył uczelnię z wynikiem bardzo dobrym i podejmuje pracę a kompletnie nie zna się na swoim zawodzie w praktyce, a po pierwszej terapii, gdy miałam dwadzieścia parę lat pozjadałam wszelkie rozumy, radziłam tutaj wszystkim na forum jak mają żyć, aż ktoś mi zwrócił na to uwagę, teraz… im dalej w las, tym więcej krzaków i ciągle błądzę. Pogodziłam się z tym, że DDA to taka moja przypadłość, że całe życie będzie mnóstwo pytań, wątpliwości, nieporozumień, wkurzania się, dołów i płaczu. Czasami marzę o tym, że fajnie by było mieć instrukcję, z której dowiadywałabym się, jak zachować się w każdej sytuacji, co jest dobre a co złe. Moje doły ujawniają się w kryzysowych dla mnie sytuacjach (np. facet mnie zostawił, problemy w pracy, choroba), wtedy jest płacz i zgrzytanie zębami, zastanawianie się nad sobą, co robię nie tak i co mogłabym zmienić, czasem zmieniam, czasem nie albo zmieniam a za jakiś czas wracam do starego nawyku. W ostatnim czasie takim kryzysem była dla mnie choroba, wtedy wychodziłam do ludzi, nawiązywałam kontakty, byłam dla innych dobra, gdy tylko poczułam się lepiej, wróciłam do starego, przestałam dzwonić do innych, spotykać się, kiszę się we własnym sosie. Ciężko jest być innym niż się jest. Czy Ty też jesteś w jakimś kryzysowym momencie życia?

                      aneczka36
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 265
                        w odpowiedzi na: Szef= konflikt #203710

                        margaret zapisz:

                        zauważam natomiast co innego że zabiega się o względy osób które są zbyt pewne siebie, aroganckie, nie szanujące ludzi, uważa się że są efektywniejsze w pracy, bezwzględne, ja też siedzę i pracuje jak mrówka jestem koleżeńska, nastawiona na współpracę a ciągle od tych aroganckich osób słysz.e że za wolno za mało podczas gdy one odpuchają od siebie pracę ja jestem nią zawalona a i posłuch mają lepszy u kierownictwa, są bardziej szanowane.”

                        Dokładnie tak samo jak u mnie. Swiat należy do bezczelnych i pewnych siebie. Moja szefowa kiedyś powiedziała, że nie znosi spokojnych ludzi. Było to na pewnej pracowniczej uroczystości. Poczułam się wezwana do odpowiedzi i zapytałam: ,,Dlaczego pani tak uważa?” a ona odpowiedziała, że spokojni są fałszywi, bo nie mówią prosto w twarz, co myślą, tylko ukrywają swoje opinie. Odpowiedziałam jej, że wygadani będą pani słodzić a za plecami obgadywać i że gdyby wszyscy ludzie na świecie szczerze mówili innym o tym co o nich myślą to wszyscy by byli strasznie ze sobą skłóceni.” Zamknęła się, ale nie wiem, czy zmieniła zdanie.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 235)