Odpowiedzi forum utworzone
-
AutorWpisy
-
w odpowiedzi na: Jak żyć z rodziną? #478657
To, że szwagier jest jaki jest, tego nie zmienisz, ale własnie jak sama napisałaś – trzeba postawić granicę. Szkoda, żebyś Ty i Twój chłopak robili coś wbrew sobie, żeby zrobić komuś „dobrze”, mówiąc kolokwialnie. Ale też nie powinnaś czuć się winna, że postępujesz/postępujecie wbrew woli szwagra, bo niby dlaczego? Szwagier albo uszanuje decyzję Twojego chłopaka, albo nie, na to też nie masz wpływu. Ważne, żebyście Ty i Twój chłopak trzymali się swoich zasad w kwestii niepicia. Jeśli chłopak będzie konsekwentnie odmawiał, to myślę, że w końcu szwagier przestanie go namawiać, niezależnie do tego co na ten temat sobie pomyśli.
w odpowiedzi na: złość mnie przerasta #478087No właśnie, ten dzienniczek to faktycznie przydatna sprawa, ja od kiedy zaczęłam tu pisać uświadomiłam sobie jak wiele uczuć w sobie tłumię, jak często nie potrafię wyrazić tego co czuję, czy choćby wyrazić swojego zdania. Nie mówiąc już o tym, że byłam nieświadoma ile np mam w sobie lęku. To było odkrycie zaskakujące dla mnie, bo wydawało mi się, że wiem co mi w środku gra. Ależ się myliłam… I od tego momentu zaczęłam się sobie „przyglądać”, nie wiem jeszcze co z tego wyniknie.
w odpowiedzi na: złość mnie przerasta #477670Nie mam poczucia winy. Czuję się dobrze z tym, że wiem, co robiłam/robię źle i małymi kroczkami staram się to zmieniać, czuję ulgę, że już się tak nie męczę z moimi myślami. Trochę mnie za to irytuje fakt, że żeby wrócić do równowagi muszę się pilnować, żeby znowu nie wpaść w pułapkę szkodliwych schematów. Tak samo, jak irytuje mnie, że czasem czuję się zagubiona, bo wydaje mi się, że nie powinnam się tak czuć.
Wczoraj udało nam się na spokojnie porozmawiać i było ok. Ale ciągle z tyłu głowy mam poczucie, że teraz jest ok a potem nie wiadomo, co będzie. A właściwie, to, że teraz jest ok a potem znowu będzie gorzej. I to też jest schemat z dzieciństwa, gdzie dobrze było tylko na chwilę, a potem wszystko wracało do „normy”.
Dobry pomysł z tym zeszytem.
w odpowiedzi na: złość mnie przerasta #477615Tak, Dorota, właśnie na to wychodzi, że pod tą złością kryje się lęk. Ale uświadomiłam to sobie dopiero teraz, tzn dyskusja tu na forum pomogła mi to zrozumieć. I zgadza się, jest to związane z tym poczuciem zależności. Też tak jak mówisz muszę się z tym skonfrontować i przestać się chować po kątach. Czego się boję? Samej konfrontacji, kojarzy mi się to z negatywnymi uczuciami, z agresją, dlatego pojawia się lęk, dyskomfort i chęć ucieczki. Boję się tego, że ze spokojnej rozmowy zrobi się awantura, że ktoś się na mnie obrazi, że mnie źle oceni, sama nie wiem jakich konsekwencji się boję… chyba najogólniej ujmując boję się, że źle na tym wyjdę. Choć obiektywnie rzecz biorąc wcale tak przecież ni musi być.
Kolejna wizyta u psychologa dopiero za 2 tygodnie a dzięki Wam już tu i teraz zaczynam dostrzegać co mi się w głowie kotłuje. Dziękuję Wam za wsparcie i pomoc.
w odpowiedzi na: złość mnie przerasta #477593Love story powiadasz… ja tego nie widzę tak optymistycznie i faktycznie nie spodziewam się zbyt wiele po rozmowie, liczę jednak na rozładowanie emocji, chociaż na jakiś czas. Wszyscy w trójkę (ja, mąż i jego mama) mamy za sobą złe doświadczenia związane z uzależnieniem bliskiej osoby i zdarzają się nam zachowania toksyczne, szkodliwe. Ostatnio nawet powiedziałam mężowi, że własnie dlatego jesteśmy razem, ze względu na to z jakich domów pochodzimy, że to nas do siebie zbliżyło do siebie.
W każdym razie jeśli o mnie chodzi, nie umiem się przeciwstawić takim toksycznym zachowaniom wprost, tylko uciekam, wycofuję się. I pewnie nie raz, gdybym od razu zareagowała na sytuację, która wywołuje mój sprzeciw, to ta złość by się we mnie nie gromadziła. A ja chowam się do skorupy… Tu jednak muszę podkreślić, że tylko wobec teściowej tak mam. Mężowi od razu wprost mówię co mi nie gra. A jego mamie nie umiem. Głupie co? To taka moja blokada. Bo mieszkam u niej, bo jest starsza, bo czuję się od niej zależna, bo się na mnie obrazi… każda wymówka jest dobra.
A nieraz odwrotnie, widzę wyraźnie, że mama męża szuka zaczepki (nieświadomie?) i często mąż dawał się na to idealnie łapać. I bum, kłótnia o nic gotowa.
Czasem jest też tak, że mam wrażenie, że pewne zdania padają tylko po to, aby np podkreślić różnicę w statusie finansowym między nią a nami, na jej korzyść oczywiście.
A narzekanie to już się stał właściwie styl życia. Na wszystko i na wszystkich. A jak mąż ucina krótko temat i sugeruje, że nie ma powodu do narzekania, to jest sprzeciw i foch. Chociaż obiektywnie faktycznie nie ma powodu do narzekania.
I tak to wygląda.
w odpowiedzi na: złość mnie przerasta #477540Mąż zapatruje się tak samo jak ja, czyli że trzeba się wynieść. Spytałam go dzisiaj, czy gdybyśmy się dobrze dogadywali z jego mamą i między nami nie byłoby takich napięć i nieporozumień to czy nadal chciałby się wyprowadzić. Odpowiedź była twierdząca. Co miesiąc odkłada pieniądze na wkład własny.
Co do skrzywdzenia mamy – w swoich wypowiedziach w rozmowie z nią nie przejmuje się czy jej zrobi przykrość i mówiąc kolokwialnie nieraz „wali po jajach”, sama się zastanawiałam, czy jego intencje odnośnie wyprowadzki są szczere, często prowokowałam ten temat w rozmowach i na dzień dzisiejszy myślę, że tak jest. Zawsze staje po mojej stronie i uważam, że jest wobec mnie lojalny. Choć pewnie mogę się mylić.
Odnośnie zamków w drzwiach – kiedyś, jak jeszcze tu nie mieszkałam, to mąż wstawił zamek do swojego pokoju, z tym, że od tamtego czasu wymieniliśmy drzwi. Zresztą – bez obrazy – ale takie rozwiązanie pachnie mi desperacją to raz a dwa jest niepraktyczne ze względu na dziecko, które chce mieć swobodę poruszania się po całym mieszkaniu i nawet jak chcę siedzieć w zamkniętym pokoju to nie zawsze mi to wychodzi bo młoda lata raz do mnie raz obok do babci.
Co do pokazania mężowi wpisu – jak najbardziej tak.
Ale… jest coś jeszcze. Napisanie tu na forum było takim pierwszym krokiem i jak przeczytałam Wasze odpowiedzi to w końcu zdecydowałam się zgłosić do Pani psycholog u której byłam już wcześniej. Początkowo chciałam zadzwonić i umówić wizytę ale potem doszłam do wniosku, że pojadę bezpośrednio na miejsce, bo to niedaleko. I ależ mi się udało… trafiłam na „moją” Panią Małgosię i akurat miała czas ze mną porozmawiać. I trochę mi umysł rozjaśniła. Opowiedziałam jej sytuację i że nie widzę wyjścia i czuję się bezsilna. A Ona na to, że to jest schemat przejęty z domu, że tam też czułam się bezsilna wobec pijącego taty i nie widziałam możliwości wyjścia i teraz tak samo zachowuję się wobec mamy męża. I ma rację…
I namawia mnie, żebyśmy razem z mężem porozmawiali z Jego mamą i postawili sprawę jasno, że mamy swoją rodzinę i potrzebujemy tego i tego, a tego i tego nie chcemy, i prosimy o uszanowanie tego, że chcemy się dokładać do rachunków itd. I, że doceniamy, że to wszystko z dobrej woli ale czujemy się tak i tak. I tu nawet nie chodzi o to jaki to przyniesie rezultat (wiadomo, nikogo nie da się zmienić), tylko, że nas postawi w innym świetle. Dotychczas uważałam, że to powinno (i pewnie dla innych jest) być oczywiste, że młode małżeństwo z dzieckiem nie potrzebuje towarzystwa mamusi ale dla mamy męża to może nie być oczywiste albo nie chce tego przyjąć do wiadomości. Ale jeśli usłyszy to od nas obu, czyli powiemy to na głos wprost, to będzie dla niej jasny sygnał od nas. Tym bardziej, że gdy męża siostra urodziła dziecko (11 lat temu), teściowa była tam praktycznie trzecim rodzicem, wręcz miałam wrażenie, że siostra spycha partnera na dalszy plan a jej taki układ z mamą bardzo pasował. Tak, to był istny trójkąt z mamusią. W naszym przypadku jest odwrotnie i może być zawiedziona, że z synem nie ma powtórki z rozrywki. A trzeba jeszcze nadmienić, że jest to osoba żyjąca życiem swoich dzieci i mimo, że jest w „związku” od kilku lat, to jest to relacja bez szans na coś więcej niż rozmowa telefoniczna, spotkania czy krótkie wspólne wyjazdy.
Chciałam jeszcze powiedzieć, że bardzo mi to wszystko pomogło i po powrocie od psychologa (oczywiście umówiłam się już na następną wizytę) poczułam się odprężona, zniknęło to napięcie wewnątrz, aż czuję, że inaczej oddycham…
Bardzo nie chciałam przeprowadzać z teściową żadnej rozmowy, mój mąż kilka razy próbował i mnie wiele razy namawiał, ja uważałam, że pewne rzeczy są oczywiste i powinna sama dojść do wniosku, że przegina albo, że i tak będzie mieć to gdzieś. Do tego bałam się, że pewne rzeczy wykorzysta przeciwko mnie. Zresztą noszę w sobie lęk przed konfrontacją i sytuacjami konfliktowymi. Ale teraz widzę, że bez tego się nie da. Muszę stawić czoła lękowi przed tym co się będzie działo potem, bo inaczej go nie pokonam.
w odpowiedzi na: złość mnie przerasta #477514Dziękuję Wam za odpowiedzi – macie rację i sama to czuję, bez terapii nic się nie zmieni…
Mam jedynie wrażenie, że wyprowadzka jest jedynym ratunkiem, bo wtedy chcąc nie chcąc będziemy dalej.
w odpowiedzi na: złość mnie przerasta #4775132wprzod1wtyl – wszystko się zgadza, jedynie pkt 5 – absolutnie się nie kuszę, wręcz przeciwnie, zresztą mąż ma jeszcze siostrę, która co prawda nie mieszka razem z nami, ale ma bardzo silne relacje z mamą, o wiele silniejsze, niż mój mąż.
Czy odsunięcie się emocjonalne nie jest możliwe bez podjęcia terapii? czy w ogóle nie jest możliwe?
„Twój mąż Cię rozumie (wie, że mama lubi zadbać o was)ale trzyma z Tobą mówiąc, że DAJESZ sobie wejść na głowę.” – czy możesz to jakoś rozwinąć? bo nie rozumiem…
- Ta odpowiedź została zmodyfikowana 4 lat, temu przez asiainpoland.
Również zgadzam się z Wami, sama tego doświadczam… Z tym, że w moim związku to właściwie działa obustronnie bo oboje szybko się denerwujemy i przez błahostki potrafimy się mocno kłócić…
A najczęściej przyczyną jest niewyrażona złość, frustracja, to co siedzi w środku…. te emocje wybuchają potem pod byle pretekstem ze zdwojoną siłą…
Mój facet często powtarzał mi, że mam mu o wszystkim zawsze mówić, ale czasem jest tak, że ja mu mówię a on się złości… No i koło się zamyka…
A są rzeczy które bardzo mi lezą na sercu które dotyczą jego o których zwyczajnie boję się mu powiedzieć bo boję się jego reakcji…w odpowiedzi na: Praca, kontakt z ludźmi #95699No to pogratulować rozwoju koleżance:)
Myślę, że to bardzo ważne – ja chciałabym się tego nauczyć – tej otwartości w kontakcie z ludźmi, chciałabym żeby puściły wszystkie moje blokady które kontakt z ludźmi mi utrudniają.
Obecnie szukam pracy i często sama rozmowa kwalifikacyjna jest dla mnie cholernie trudna, albo poddaje się na starcie mysląc – nieee, tu sie nie nadaję.
Znalazłam jednak osobę (z którą być może będę pracować) która swoim optymizmem i podejściem pomogła mi wyjść ze skorupy i wierzę, że przy niej nauczę się tego samego i również przejdę tą drogę z pktu A do B
A tak by the way – własnie zaczęłam terapię… -
AutorWpisy