Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 10)
  • Autor
    Wpisy
  • Klara1357
    Uczestnik
      Liczba postów: 11
      w odpowiedzi na: Brak znajomych #484580

      Odmówiłam sprawę z terapeutką. W tygodniu po tym spotkaniu ze znajomymi nie miałam sesji, bo była chora. W zeszłym tygodniu miałam sesję i jej o wszystkim opowiedziałam. Doszłam do wniosku, że chciałam chyba ukarać partnera za to, że nie ma dla mnie zrozumienia. On jest dość mało empatyczny i nie potrafi odpowiednio zachować się w sytuacjach, kiedy ja mam jakiś problem. Wiem, że nie powinnam go winić, że nie musi zaspokajać moich potrzeb, ale jest mi z tym ciężko, bo nikt nie zaspokaja mojej potrzeby bycia zrozumianą. Zawsze jak mu o czymś opowiadam, to jego reakcje są dziwne i nie na miejscu albo może chociaż nie takie, jakich oczekuję. I przez to bardzo chciałam nawiązać z kimś porozumienie i poruszyłam rozmowę, która miała mi dać trochę zrozumienia od innych.

      Sytuacja tego dnia przed spotkaniem wyglądała tak, że on mi zwracał uwagę, żebym się normalnie zachowywała itp. Trochę mi dyktował, co mam robić. Jakbym była nienormalna i nie potrafiła odnaleźć się w towarzystwie. Jeszcze kilka lat temu nie miałam tak, że się stresowałam spotkaniami. Na sesji się zorientowałam, że mój partner często przed spotkaniami z jego znajomymi mi mówił, jakie tematy mogę poruszać, jakich nie, a nawet jakie historie opowiadać. Wpływał na to, z jakiej strony się pokażę i bardzo chciał, żeby wszyscy jego znajomi mnie polubili. Myślę, że to nie fair, bo to było zawsze jednostronne. Ja mam się zachowywać tak i tak, a znajomym nigdy niczego nie powiedział, jak mają się zachowywać przy mnie. Stąd wzięło się moje nienaturalne zachowanie na spotkaniach, a potem strach przed tym, czy czegoś złego nie powiedziałam i w konsekwencji olbrzymi stres. Chciałam go ukarać za tę manipulację i brak zrozumienia.

      Dzisiaj czuję się dużo lepiej. Myślę, że niepotrzebnie poruszyłam te tematy, ale jeśli ktoś nie chce z tego powodu spędzać ze mną czasu, to chyba nie byłby i tak osobą, z którą ten czas chcę spędzać. Wolę poszukać znajomych z większym zrozumieniem.

      Klara1357
      Uczestnik
        Liczba postów: 11
        w odpowiedzi na: Brak znajomych #484553

        O bulimii też rozmawiam na terapii… Masakra… Mi się na początku wydawało, że z rok, półtora i będę uleczona. Szłam na terapię już po doświadczeniach w terapii, tylko grupowej. Wydawało mi się, że tyle czasu rozmyślania, pracy nad sobą, czytania, sprawi, że wejdę na terapię, poodhaczam punkty, które są moimi problemami, omówię, zmienię się i tyle. Ale cały czas coś wychodzi, myślę, że mam jakiś przełom i już będzie ok, ale wszystko wraca.

        Klara1357
        Uczestnik
          Liczba postów: 11
          w odpowiedzi na: Brak znajomych #484549

          Z mojego doświadczenia i obserwacji powiem Ci, że to niestety tak działa, że osoby w trakcie terapii często przestają szukać „rozmów o pogodzie”, a szukają osób, z którymi można porozmawiać na głębsze tematy.

          Dziękuję, dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tak działam. Będę starała się to bardziej zrównoważyć, poruszać takie tematy ewentualnie twarzą w twarz, a nie przy grupie. Szczególnie, że jedną z tych par nie jesteśmy blisko, to stary znajomy mojego partnera, a nie mój.

          Co do Twojej krytyki partnera przy jego znajomych, jeśli z nim macie to już wyjaśnione, to może warto delikatnie przeprosić znajomych za to, że byli świadkami takiej sytuacji, bo faktycznie mogli poczuć się bardzo niezręcznie – nie obiecując sobie, że na pewno będą chcieli nadal się z Wami spotykać. Przeprosić tak po prostu dla siebie – żebyś Ty czuła się OK sama ze sobą…

          Odezwałam się już do nich, w poniedziałek do jednej koleżanki, która wydaje się, że nie pogrzebała naszej znajomości, powiedziała, że lubi psychodzogiczne tematy i nie ma do mnie pretensji. Napisałam też do tego starego znajomego chłopaka, żeby go przeprosić. Poczułam się dużo lepiej. Napisał, że nie chce z nami spędzać sylwestra, bo ewidentnie mamy jakieś nierozwiązane problemy i nie chce, żeby znowu wypłynęły, że woli w spokoju spędzić ten czas, ale że w przyszłości, jak wszystko będzie ok, to znowu będziemy mogli się spotykać.

          Klara1357
          Uczestnik
            Liczba postów: 11
            w odpowiedzi na: Brak znajomych #484547

            W domu rodzinnym też przyjmowałam takie role. Broniłam mamy, rozładowywałam napięcie, kontrolowałam się, żeby nie robić więcej problemów w życiu, niż już mamy. Byłam bardzo dobrym dzieckiem. Zawsze miałam bardzo dobre oceny, byłam grzeczna, poukładana, uśmiechnięta.

            Klara1357
            Uczestnik
              Liczba postów: 11
              w odpowiedzi na: Brak znajomych #484546

              Mam też problemy z kontrolowaniem. Myślę, że tu też może leżeć przyczyna moich ostatnich zachowań. W życiu bardzo dużo się kontroluję. Moje zachowanie, bo zawsze chcę zachowywać się idealnie; z wyglądem, bo zawsze staram się być najlepszą wersją siebie, dużo ćwiczę, mało, jem, bardzo, kontroluję swoją wagę; staram się, aby moje wypowiedzi zawsze trafiały w punkt. Kontroluję przebieg sytuacji, dlatego pisałam, że chcę na spotkaniach, żeby wszyscy czuli się dobrze. Na terapii grupowej kiedyś kilka osób na mnie napadło, że chcę kontrolować przebieg sesji, że nie można przy mnie milczeć, bo ja zaraz coś zaczynam mówić, wypytywać ludzi, zachęcać do rozmowy. Nie widziałam w tym nic złego, milczenie wydawało mi się taką stratą czasu. Napisałam „napadło” Bo rzeczywiście było to bardzo napastliwe, jedna osoba zaczęła na mnie krzyczeć. Tak mnie osaczyli, że się popłakałam. Może mieli rację, aczkolwiek było to bolesne.

              Chodzi mi w tym o to, że czasem ta kontrola pęka. Zaczynam się obżerać, mówię wszystko, co mi leży na sercu. Chyba na tym spotkaniu ze znajomymi ta kontrola pękła.

              Klara1357
              Uczestnik
                Liczba postów: 11
                w odpowiedzi na: Brak znajomych #484545

                „Przechodziła terapię, przez co często stara się mnie analizować, a ja bardzo tego nie lubię, bo czuję, że odbywa się to w atmosferze oceniania.”

                Cieszę się, że o tym napisałaś…., bo gdybyś mi nie napisała wprowadziłaś byś mnie w błąd… 😁

                Nie chodzi o to, że nie lubię być analizowana, tylko że moja mama robi to w atmosferze oceniania i mówi mi, jaka jestem. Nie to, skąd to może pochodzić, tylko jaka jestem i co czuję. I myśli, że to robić, bo przechodziła terapię.

                Jeśli faktycznie chodzisz na terapię, to moim zdaniem powinnaś się bardziej skupić na relacji z ojcem, na dzieciństwie…. Skoro chodzisz na terapię i nie ma efektów to trzeba spróbować inaczej…. Powinnaś na terapię poruszyć ten problem…. Albo zmień terapeutę…

                Po ostatniej sytuacji mam dopiero wątpliwości co do terapii. Czuję, że rozłożyłam się na części, wiem o sobie duzo rzeczy, jestem z terapeutą szczera, dużo mówię o relacji z ojcem. Ale nie umiem się na nowo poskładać. Zmieniłam się, zaczęłam być bardziej otwarta, czuję dużą potrzebę wyrażania wszystkiego, o czym myślę, a czasem powinnam po prostu się ugryźć w język. Gdybym to zrobiła na spotkaniu ze znajomymi, to by wszyskto było ok. Kiedyś bym tego wszystkiego nie powiedziała. Dlatego czuję, że terapia przyniosła mi też negatywne skutki.

                Wyobraź sobie małe dziecko, które patrzy i nic z tego nie rozumie… Dwoje ludzi którzy są całym światem roztaje się…. Jakby cały świat się rozpadał… całe istnienie tego dziecka traci sens… Nie ma dla kogo być… Co czuje…. nie lęk, tylko przerażenie…

                Przypomnij sobie i poczuj…. TO….

                Czuję to aż za mocno, chciałabym przestać to czuć.

                Czułam przez jakiś czas, że idę w dobrą stronę. Ograniczyłam kontakt z tatą tylko do pozytywnych relacji. Spotkanie, rozmowa, tylko na pozytywne czy neutralne tematy. Jak jego żona lub moja siostra próbowały mi powiedzieć coś negatywnego, odcinalam się, mówiłam, że nie chcę tego słuchać, bo nie chcę już się zagłębiać w życie mojego taty, bo jestem dorosła i to już nie jest mój problem. Nie jestem odpowiedzialna za jego zachowanie. A parę miesięcy temu urodził mu się syn. I teraz znowu jestem w to wplątana, bo dobro dziecka jest ważniejsze, czuję, że muszę chociaż wiedzieć, czy jest bezpieczne. Że mój kontakt z ojcem nie może opierać się już tylko na pozytywnych rzeczach. Że powinnam znowu mocniej być w jego życiu, żeby kiedyś w kryzysowej sytuacji być przy bracie, żeby czuł, że ktoś też przez to przechodził i że ma oparcie. Wiem, że jego dziecko nie jest moją odpowiedzialnością, ale nie chcę być jak sąsiad za ścianą, który nic nie widzi, nic nie słyszy. Potem dzieje się tragedia, do której mogło nie dojść, gdyby tylko ktoś coś usłyszał.

                Klara1357
                Uczestnik
                  Liczba postów: 11
                  w odpowiedzi na: Brak znajomych #484540

                  Chodzę na terapię indywidualną od roku. Ostatnio właśnie poruszałam tematy związane z partnerem, dokładnie te, które poruszyłam przy znajomych. Wcześniej chodziłam też na terapię grupową.

                  Nie wiem w sumie, co powiedzieć o mojej rodzinie. Mój tata pił odkąd pamiętam, obejmował wysokie stanowisko, więc wszystko odbywało się bardzo w tajemnicy. Ja wstydzilam się tego, w pewnym momencie przestałam zapraszać koleżanki do domu, bo bałam się, że tata będzie leżeć na kanapie na kacu. Mama miała syndrom ofiary. Przechodziła terapię, przez co często stara się mnie analizować, a ja bardzo tego nie lubię, bo czuję, że odbywa się to w atmosferze oceniania. Ogólnie mam z nią bardzo dobre relacje, tylko tego oceniania nie lubię. Tata wyprowadził się z domu, jak miałam jakieś 12 lat, potem trochę wracał, aż w końcu mama złożyła o rozwód. Wyprowadziłyśmy się, z tatą miałam słaby kontakt, widzimy się na święta. On założył nową rodzinę, mama się już z nikim nie związała.

                  Po pijaku były standardowe awantury, czasem rzucanie talerzami, moja mama błagała, żeby nie wychodził, potem krzyczała. Ogólnie u mnie w domu nie potrafiono się kłócić, tylko zawsze był krzyk.

                  Klara1357
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 11
                    w odpowiedzi na: Brak znajomych #484533

                    Aktywny187, masz rację, tak powinno być, ale nie mam zaufanej osoby, myślałam, że podejmując jakiś prywatny temat, ci ludzie staną się zaufani. Chyba liczyłam szybko na to, że ktoś powie „macie kryzys, ale wszystko będzie dobrze, wszystko się ułoży”. Okazało się, że reakcja była inna. Mój błąd. Już zaczynam wątpić, że uda mi się polepszyć moje poczucie wartości. Widzę tylko powierzchowne rzeczy, ale poczucie wartości na zasadzie ” Po prostu jestem wartościowym człowiekiem” nie pojawia się.

                    Klara1357
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 11
                      w odpowiedzi na: Brak znajomych #484532

                      Tak, jestem dda, mam problemy nie tylko w budowaniu związków ale i znajomości. Mój partner jest ddd, obojeamy problemy.

                      Wczesniejszy związek wziął się z przyjaźni. Stworzyliśmy razem krąg znajomych na studiach, z jednym z tych kolegów zaczęłam się spotykać. Rozmawiałam powierzchownie właśnie żeby nie wywalać swoich problemów. Teraz czuję, że robiłam dobrze, bo przynajmniej wszystko się ze mnie nie wylewało. Teraz chciałam powiedzieć coś więcej o sobie, nie sądziłam, że krąg trzech par to już za duża grupa. Jak tylko zaczęłam mówić, to już wylało się ze mnie wszystko.

                      Jesteśmy samotnikami z powodu nieumiejętności nawiązywania relacji, nie z wyboru. Podczas terapii stwierdziłam, że jestem już gotowa na budowanie przyjaźni, więc zaczęliśmy soe spotykać ze znajomymi parami. A tylko spaliłam za sobą kolejne mosty.

                      Klara1357
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 11
                        w odpowiedzi na: Brak znajomych #484531

                        On przy tym był. Czuję się okropnie, że poruszyłam nasze prywatne tematy. Mamy ostatnio kryzys, czuję, że jestem w tym sama. Przed spotkaniem on cały czas chodził zirytowany, przerzucał na mnie swój stres. A ja każdą emocję chłonę jak gąbka. Nie jestem w stanie się odciąć. Pracuję nad tym i dalej nie wychodzi. Nie mam nikogo, komu mogłabym się wyżalić i w końcu te emocje uciekły. Bardzo mi głupio. Mój partner nie ma mi tego za źle, przyjął wszystko, powiedział wszystkim, że tak, beznadziejnie się kiedyś zachowywał. Myślę, że zaczęłam wyciągać wszystko, bo był tam jego kolega, z którym się spotykał parę lat temu, kiedy mnie ranił i to przywróciło moje bolesne wspomnienia. Wiem, że nie ma wytłumaczenia na moje zachowanie. Po prostu chciałam wyrzucić z siebie wstyd.

                        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez Klara1357.
                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 10)