Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Czy DDA sa twardzi? Jak myslicie?
-
AutorWpisy
-
Hm… Wiesz, ja tak myślałam przez 30 lat swojego życia…:) Byłam dumna z siebie jaka to ja zarąbiasta laska jestem…. Młodość trochę burzliwa… ale szczęśliwa;), kariera zawodowa -szłam jak burza -wtedy wszyskim udowodniłam swoją zarąbiastość, jako żona, matka super…. chorowałam ledwo uszłam z życiem to ze szpitala się wypisałam się na własne żądanie -aby udowodnić światu i najbliższym jaka to ja jestem inna, "lepsza" od wszystkich…. Tylko po co ?, Jakim kosztem ?
Patrząc z perspektywy doświadczeń i perypetii życiowych, a uwierz mi nie jeden 100 latek nawet w 1/3 nie przeszedł tego co ja w wieku 33 lat…:) paradoksalnie twierdzę, takim "głupim" udawadnianiem światu, tą maską krzywdziłam samą siebie i śmiem twierdzić że nadal ponoszę tego konsekwencje, a dowiedziałam się o tym poznając siebie…a i jeszcze jeno do mnie dotarło… to co robiłam to było "pokazywanie
mojej mamie" jaką ma super córke, aby była ze mnie dumna… prawda jest taka, że i tak tego mi niepokazywała a druga prawda jest taka iż moim mniemaniu wtedy tylko dla siebie byłam taka zarąbiasta, a jak postrzegali mnie inni ? Pewnie domyślasz się…Pozdrawiam
AgaEdytowany przez: agus, w: 2009/06/09 17:31
A ja, chyba jak zwykle, powiedziałabym, że są różni. Różni w różnym czasie… Tylko tyle.
Nie interesuje mnie zdanie "innych", liczy się tylko to co mówią najbliżsi.
A oni mnie lubią. Mimo wszystko :laugh:
Wolę być dumny z tego kim jestem niż się tym zamartwiać.
Jestem DDA, no i co z tego? Mam z tego powodu zakopać się w piasek?
Wolę walczyć z podniesioną głową i być dumny z tego że walczę, z tego że mam przyjaciół, z tego że się nie zabiłem gdy chciałem to zrobić.
Ci "inni" nie są ważni, nie znają mnie.Mają skórę słonia jeśli chodzi o… natomiast wracając na ziemię to ludzkich spraw – uczymy się chodzić , a to boli.
Ja czesto udaje twardą i niedostepną z wszystkim musze sie uporać sama ale gdzieś tam w sirodku jestem bardzo wrażliwa.Założyła tą skorupe po to by mnie nikt już nie zranił:(
Czy DDA sa twardzi?
Ja np. gdy jestem w towarzystwie to zgdrywam takiego "twardziela" , wszystko po mnie spływa, ale gdy jestem sam w domu to ciągle siedze i płacze, użalam się nad sobą, nad swoim zyciem. Czasem jak pomyśle tak na zdrowy rozum to dociera do mnie że wielu ludzi dało by wiele by miec tkie zycie jak Ja. Ja tymczasem czego bym nie posiadała to zawsze mi mało. Pragne wiecej i wiecej. Zawsze mi mało!Anonim7 lipca 2009 o 01:07Liczba postów: 20551Czytając ten bardzo inspirujący wątek zadałem sobie pytanie – co to znaczy być twardym w życiu ?
Czy nie jest tak, że będąc DDA tak na prawdę boimy się przede wszystkim samych siebie ? Powiem szczerze, że ludzie z tego pozornie "normalnego" świata nie są w stanie mnie do końca skrzywdzić, ponieważ ja odwalam tę robotę za nich – cały czas kaleczę sam siebie, bo tak mnie życie i środowisko "wychowało". Nawet nie pozwalam im się do siebie zbliżyć, więc nawet nie daję im szansy aby zostać skrzywdzonym ponownie – a prawda wg mnie jest taka, że wiele z tych osób nie jest w stanie przysporzyć mi więcej bólu niż ten, który już noszę w sobie.
Moim zdaniem jesteśmy cholernie odporni na ten ból z zewnątrz, mamy wyrobione takie mechanizmy obronne, o których inni nie mają nawet pojęcia i nawet nie zdają sobie sprawy jak bardzo skutecznych tarcz używamy. Dla nas to bułka z masłem – to jest dla nas naturalne, bo tak jak Wodzu napisał – budzimy się z bólem na twarzy. My uczymy się wychodzić z tego bólu, a inni doświadczają go tylko wówczas, gdy na prawdę ich dotyka.
Mówi się o dzieciach, że są naiwne, szczere, mają piękne marzenia, dużo nie rozumieją, ale szybko się uczą – chronimy dzieci przed światem zewnętrznym, bo uważamy że ten świat jest zły i dla nich niebezpieczny. W każdym z nas mieszka chronione dziecko, które nie do końca dorosło – może to nasza największa słabość, a może największa zaleta … Smutne jest tylko to, że niszczymy siebie samych w przekonaniu, że musimy płacić cenę za to wszystko co nas w życiu spotkało.
Jezu, ludzie, jaka to wszystko prawda co tu piszecie … niesamowite, że mamy tak samo… aż mi się beczeć chce jak to czytam – wreszcie ludzie, którzy rozumieją co czuję … i że ta twardość jest z wierzchu tylko … Wodzu – brawa za Twojego posta!
nie zgodzę się tylko z tym, że w porównaniu z dzieciństwem takim jak nasze każde późniejsze wydarzenia sa niczym – to nieprawda. Dla mnie każde nowe było z początku nie do przejścia, za każdym razem miałam myśli samobójcze (śmierć matki, rozwód z mężem, śmierć dziecka), myślałam o sobie źle, że ja się do niczego nie nadaję … ale – stawałam na nogi zawsze … mało tego – załamki miałam tylko będąc sama – przy ludziach jest okej … przy moim facecie rozkleiłam się ze smutku tylko kilka razy, kiedy traciliśmy naszą córeczkę, na pogrzebie już nie, nie umiałam płakać. Płaczę przy nim z bezsilności, że nie rozumie mojego wołania o pomoc…
Czy DDA są twardzi? Są zajebiście twardzi, ale w całkiem popaprany sposób rzekłabym, w środku są jak bezbronny robaczek ..
i mnie też doprowadzają do wkurzenia panny, które wiecznie cierpią z braku zajęcia. Dopóki życie im nie dokopie, to nie docenią tego, co mają.Witajcie.
Tak już to zostało przez Was napisane.Jestem twarda- ale to pozory.Tak skutecznie się kamufluję, że dokładnie takie opinie słyszę od znajomych: twarda, dzielna, zuch dziewczyna= ostatnio wczoraj.
A ja jestem słaba, poraniona,z bliznami.Ciągle niepewna siebie i nie wierząca w siebie.
U mnie jeszcze znaczną rolę odegrała Mama.
Do dzisaj powtarza mi, że nie wolno płakać,że płacz nic nie pomoże. Ze kto jak kto ale ja dam sobie radę. Ze nie można polegać na innych, umiesz liczyc licz na siebie.Mogłabym jeszcze dlugo wymieniać.
Mama gra przed nami Siłaczkę, która sama walczy ze wszystkimi przeciwnościami losu, która nie potrzebuje pomocy.I na takich ludzi nas chciała wychować.
Tyle razy krzyczała na mnie gdy ryczałam w dzieciństwie.Efekt: ja juz chyba nie umiem płakać. Nie pamietam kiedy ostatnio płakałam-mimo, że czasami chciałabym.
Nie umiem prosic o pomoc, wszystko chcę robic sama, bo tak jest najlepiej przecież.Sama tez chciałam się uleczyć z anoreksji, bulimii, uzależnień. Sama chcialam iść przez życie. Od zawsze marzylam o niezależności, samowystarczalności.
Nie narzekam, na pytanie jak się masz, zawsze odpowiadam dobrze+ świetnie
nawet jeśli jest tragicznie.
Powtarzam jak mantre bedzie dobrze, musi byc dobrze, kiedys ten koszmar się skończy- wyniesione z domu. Taki chory optymizm, wiara w lepsze jutro- mało realizmu- jakbym ciągle mieszkała w rodzinnym domu i wierzyła, ze kiedyś on wreszcie zapije sie na śmierć.agus zapisz:
„Hm… Wiesz, ja tak myślałam przez 30 lat swojego życia…:) Byłam dumna z siebie jaka to ja zarąbiasta laska jestem…. Młodość trochę burzliwa… ale szczęśliwa;), kariera zawodowa -szłam jak burza -wtedy wszyskim udowodniłam swoją zarąbiastość, jako żona, matka super…. chorowałam ledwo uszłam z życiem to ze szpitala się wypisałam się na własne żądanie -aby udowodnić światu i najbliższym jaka to ja jestem inna, "lepsza" od wszystkich…. Tylko po co ?, Jakim kosztem ?Patrząc z perspektywy doświadczeń i perypetii życiowych, a uwierz mi nie jeden 100 latek nawet w 1/3 nie przeszedł tego co ja w wieku 33 lat…:) paradoksalnie twierdzę, takim "głupim" udawadnianiem światu, tą maską krzywdziłam samą siebie i śmiem twierdzić że nadal ponoszę tego konsekwencje, a dowiedziałam się o tym poznając siebie…a i jeszcze jeno do mnie dotarło… to co robiłam to było "pokazywanie
mojej mamie" jaką ma super córke, aby była ze mnie dumna… prawda jest taka, że i tak tego mi niepokazywała a druga prawda jest taka iż moim mniemaniu wtedy tylko dla siebie byłam taka zarąbiasta, a jak postrzegali mnie inni ? Pewnie domyślasz się…”
Cos w tym jest. Teraz widzę ile daje moje pracowanie nad DDD. Wczesniej też chcialam wszystkim "pokazac" jaki ze mnie heros, ze pracuje 10 h dziennie, chora, nie chora sobie radze i jestem w ogole the best. Kiedys przyszłam do pracy to rece mi sie trzesły taka byłam chora, ale sama nigdy nie wymiekłam. To oni musieli powiedziec "z podziwem wg mnie" idz do domu, chora jestes. Ale ja nie, twardo zostawałam. W domu przecież zabiłyby mnie wyrzuty sumienia.
Tak samo to wszystko to było na pokaz mojej mamie, ktora mnie probowała dogiac, do swoich nierealnych wymagań całe życie. Nie ważne było jak coś robie, ważne było, ze długo. Nienawidziłam chorować, bo wówczas słyszałam "wiem dziecko, ze jesteć chora, ale mimo choroby musisz sie uczyć". Potem to przeszło w wewnetrzny głos "mimo choroby musisz pracowac"…I tak goniłam za nierealnym czyms w głowie. A jak inni mnie widzieli … ? Ja czulam sie "dumna", czułam się herosem, twardzielem i jak to nazwać nie wiem. Wole nie myśleć, jak mnie inni widzieli. To nie była siła. Moge powiedzieć, ze DDD sa wytrwali, ale nie silni. Sa okropnie słabi. Silnym jest sie jak sie ma i pokazuje slabosci, to jest sila i odwaga…
Teraz uczę się być silną. Silna staję się, bo akceptuje siebie z całym wahlarzem emocjonalnym, akceptuje moja złość, tesknote, samotnośc, wewnetrzengo krytyka. Czasami dają popalić wiecej, ale nie gonia mnie już za nie wiadomo czym, za szcześciem? czy dogodzeniem rocicowi z dziecinstwa..
Moja siła jest to, ze teraz siedze przeziebiona w domu w pizamie, bez wyrzutów sumienia … Moja siła moje slabosci, ktore staram sie akceptować …Edytowany przez: niewielemiejsca, w: 2009/07/08 17:44
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.