Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Czy nie jest za późno na terapię?

Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 22)
  • Autor
    Wpisy
  • JoannaO
    Uczestnik
      Liczba postów: 20

      Adephaga,

      Jestem na tym forum zaledwie od kilku dni i już zaczynam rozumieć sens tej wspólnoty. Świadomość tego, że ktoś czuje podobnie, że mnie rozumie i nie ocenia jest bardzo budująca.

      Bardzo dziękuję za Twój wpis. Piszesz, że 3-4 lata zajęło Ci zdecydowanie się na terapię. Mi 2 lata zajęło, aby opublikować ten wpis. Ile mi zajmie zdecydowanie się na terapię? Nie wiem. Natomiast jestem wdzięczna za to, że dzielisz się swoim doświadczeniem i mówisz, że terapia pomaga. Ja również bardzo się kontroluję, rzadko kiedy daję ujścia swoim emocjom i czuję, że brakuje mi właśnie tego wentyla. To ta skorupa, o której pisałam.

      Największe obawy mam wobec terapii grupowej. Myślę, że jeśli będę musiała się podzielić swoją historią, to przyjdzie mi to z wielkim trudem i to będą słowa ciśnięte przez łzy. Tymczasem przez lata nauczyłam się tłumić płacz, ba!, uznałam gdzieś w środku, że płacz to oznaka słabości a ja przecież nie mogę pozwolić sobie na słabość.

      Dużo pracy przede mną. Cieszę się, że terapia Ci pomaga i również Tobie życzę dużo powodzenia w dalszej walce o siebie.

      JoannaO
      Uczestnik
        Liczba postów: 20

        Dda93,

        Potrzeba mi tego odarcia ze złudzeń. To bardzo ciekawe, co piszesz o tym rekompensowaniu sobie, jeśli nie podejmujemy próby ozdrowienia. Nie byłam tego świadoma, ale teraz już wiem, skąd pojawia się u mnie spontaniczne (bo nie chroniczne) poczucie wyjątkowości.

        Truskawku,

        Dziękuję za podzielenie się swoimi doświadczeniami w zaakceptowaniu swoich emocji. Myślę, że jeśli dojdę do momentu, w którym będę mogła swobodnie podzielić się tym, co czuję, z pewnością będzie mi lepiej z samą sobą. Budujące jest też to, że pogodziłeś się z tym, co było. Że ubyło Ci wstydu i złości.

        Mi ściska się gardło, gdy tylko przychodzi mi dzielić się doświadczeniami z przeszłości lub gdy słyszę od przyjaciół, że w najbliższy weekend odwiedzają ich rodzice i widzę, jaką radość im to sprawia. Zazdrość o dobrego rodzica jest u mnie paląca. Mam nadzieję, że terapia pomoże mi przynamniej zaakceptować to, że uczucie to po prostu jest i że mija.

        JoannaO
        Uczestnik
          Liczba postów: 20

          Ona1992,

          Cieszę się, że dałam Ci siłę do walki. Zajęło mi sporo czasu, aby opublikować ten wpis. Gdy dwa lata temu spisałam swoją historię i trzymałam w notatniku na swoim komputerze, wiele razy do niej wracałam i na początku miałam wrażenie, że czytam o innej kobiecie a nie o sobie. Przeczytałam swoje wyznanie być może ze 100 razy. Z czasem zaczęłam oswajać się z tym, co napisałam, a więc z prawdą o sobie.

          Mnie buduje to, że są tutaj osoby, które czują podobnie, które rozumieją moje rozterki i frustracje a co najważniejsze, te osoby pozwoliły sobie pomóc i teraz żyje im się lepiej.

          truskawek
          Uczestnik
            Liczba postów: 581

            U mnie to trudno policzyć ile się zbierałem na terapię, bo od momentu, kiedy zdałem sobie sprawę, na ile głębokie są moje problemy, do momentu pójścia na terapię minęło prawie 30 lat, ale nie wiedziałem gdzie pójść i co mi właściwie jest. Natomiast gdy usłyszałem o DDD, to już szybko poszło, bo jak rozumiałem co mi jest, to się poczułem bezpieczniej. Oczywiście przez lata myślałem, że mogę pójść na ślepo szukać, ale nie byłem gotowy, bałem się. Dopiero informacja o tym, co to jest DDD plus problemy w związku pozwoliły mi się tam wybrać.

            Na terapię grupową poszedłem, bo usłyszałem, że to najwięcej daje, a ja się obawiałem, że mam taką skorupę, że przed jedną osobą odruchowo będę się skutecznie maskował. Na grupie też trudno mi było skontaktować się ze swoimi emocjami, ale z to mogłem posłuchać cudzych przeżyć i to mi pomagało, było też mi przyjemnie posiedzieć sobie wśród ludzi bez wysiłku umawiania się, no i nie było tam powierzchownych gadek, których nie cierpię, tylko to, co naprawdę ktoś przeżywał.

            Można było siedzieć na grupie i nic nie mówić. Nie bardzo wiedziałem co mówić. O swoich dwóch dużych problemach nie wspominałem, bo nie czułem się na to gotowy, ale to już po terapii mogłem sobie inaczej przepracować (bo czułem się pewniej dzięki temu, co sobie poukładałem w trakcie terapii). Starałem się jednak coś mówić, bo bałem się, że jak nie wykorzystam tej okazji, to już nigdy się nie wydostanę z tej skorupy i nie będę miał równie wygodnej okazji, żeby coś z tym zrobić. No i terapia była płatna, więc i szkoda mi było marnować kasę.

            Dzisiaj nie żałuję ani tego, że poszedłem, ani tego, że nie miałem tam specjalnie przełomowych przeżyć, raczej tak powoli się to rozwijało. Spodziewałem się, że coś więcej się stanie i szybciej, ale nie. Dziś myślę, że to nie ma znaczenia, ważne, że mogłem sobie na bieżąco sprawdzać i mówić po swojemu.

            Za to pod koniec potrzebowałem równolegle chodzić na terapie indywidualną, bo brakowało mi uwagi na grupie. Od początku taki wariant nam terapeuci polecali, ale nie chciałem tyle wydawać, jednak w którejś chwili poczułem, że bez tego będzie mi trudno na grupie. I faktycznie dodało mi to wsparcia, dzięki temu mogłem iść dalej.

            W każdej chwili można też zrezygnować, i tego się też trzymałem. Kilka osób to zrobiło i nikt im z tego powodu nie robił trudności. Fascynowała mnie myśl, że jesteśmy tam z własnej woli i terapeuci to mocno podkreślali, żeby uczyć się brać odpowiedzialność za swoje decyzje. Nie rozumiałem za bardzo co to znaczy, ale nie dawało mi to spokoju. Ale przynajmniej tyle rozumiałem, że nikt mi nie każe i to ja dla siebie robię, bo mam nadzieję, że to mi pomoże. W trakcie obawiałem się, że za mało się dzieje, że ta skorupa tak mocno trzyma, ale wolałem to, niż nic nie robić, bo nie miałem innego pomysłu i chciałem do końca doczekać, bo skoro program jest ustalony na tyle, to widocznie tyle jest potrzebne. Teraz myślę, że tempo i tak każdy ma swoje i liczy się raczej długotrwałe działanie niż jakieś fajerwerki i przełomy.

            W szczególności bliskie mi jest to, co mówisz o płaczu. Na terapii jakoś to nie nastąpiło, a i do dzisiaj trudno mi zapłakać. Ale nie zajmuję się teraz ani tym, czy płaczę, ani tym, czy mi trudno zapłakać, tylko uczuciami, smutkiem jaki przeżywam, i to jest istotne, a nie to, jak się u mnie akurat wyraża. Otworzyłem się też tylko na tyle, na ile czułem się z tym bezpiecznie, i to tez jest dla mnie ważne, a nie jak bardzo i jak szybko.

            Mam się więc też zupełnie spokojnie z twoimi 2 latami pisania i sprawdzania co napisałaś, to oswojenie wydaje mi się w tym najważniejsze. Zamknęłaś ten etap pisząc na forum, teraz pewnie oswajasz się z tym, że rozmawiasz anonimowo o tym. Jak się z tym oswoisz, to możesz spróbować czegoś więcej, jeśli tak zdecydujesz. Tak o tym myślę, że nic na siłę, ważne, żeby siebie słuchać.

            Hercredian
            Uczestnik
              Liczba postów: 57

              Na terapii indywidualnej też jest spora szansa, że dojdzie do spazmatycznego płaczu, nie tylko na grupowej. Tak to już jest, jak się tłumi i gromadzi trudne emocje przez całe lata.

              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez Hercredian.
              JoannaO
              Uczestnik
                Liczba postów: 20

                Truskawku,

                Dziękuję za cenną uwagę, aby słuchać siebie. 10 lat temu widziałam, że coś jest nie tak, ale nie wiedziałam co. Zupełnie nie zastanawiałam się nad tym, dlaczego czuję albo postępuję tak czy inaczej. Zazwyczaj miałam pretensje albo do partnera, albo do otoczenia. Dzisiaj na pewno lepiej potrafię słuchać samej siebie.

                Gdy dwa lata temu znalazłam to forum, wycofałam się po przeczytaniu kilku wpisów. Nie chciałam czytać o DDA a tym samym nie chciałam dowiedzieć się niczego o sobie samej. Dwa lata sprawiły, że potrafię w miarę racjonalnie ocenić, jakim jestem człowiekiem i co mnie boli.

                Hercredian,

                Spodziewam się tego płaczu w moim przypadku. Na samą myśl ściska mi się żołądek. Płacz był od zawsze dla mnie albo oznaką słabości lub jakimś rodzajem niedojrzałej histerii. Co dziwne, nikt w domu nie zakazywał mi płaczu, więc nie wiem skąd bierze się moje zahamowanie.

                Jeszcze a propos terapii indywidualnej, czy powinnam szukać terapeuty pracującego stricte z DDA? Czy to ma jakieś znaczenie?

                Hercredian
                Uczestnik
                  Liczba postów: 57

                  Każdy psychoterapeuta powinien wiedzieć, co dzieje się w rodzinach dysfunkcyjnych, bo z nich rekrutuje się duży procent pacjentów, więc niekoniecznie musi to być ktoś, kto prowadzi np. grupy stricte dla DDA.

                  A co do płaczu, to może jest nieprzyjemny, ale mnie bardzo dużo dała możliwość rozryczenia się w bezpiecznych warunkach.

                  Katarzyna267
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 2

                    Witam,

                    Mam na imię Kasia i mam świadomość że jestem DDA ale nic z tym nie robię chociaż wiem że powinnam bo wiele elementów życia jest do poprawy.

                    U mnie alkohol był odkąd pamiętam,  ojciec był robotnikiem fizycznym praktycznie co drugi dzień wracał nawalony do domu, znęcał się psychicznie nad matką.  Nigdy nas nie uderzył ale to co mówił i robił było o wiele gorsze.

                    Nie raz musiałam uciekać przez okno do sąsiadów do koleżanki żeby nie wzburzac go jeszcze bardziej, byłam w tym układzie dzieckiem obrońca zawsze starałam się załagodzić sytuację.

                    Posadzal mamę o wieczne zdrady, że jak on wychodzi do pracy ona wtedy idzie do kochanków.

                    Do tej pory pamiętam jak codziennie o 16 wyglądałam przez okno czekając na ojca i. Obserwując czy jest pijany czy nie.

                    Kiedy ni pił był dobrym czlowiekiem, wiem że miał ciężkie dzieciństwo, szybko umarł mu ojciec i zamiast kończyć technikum musiał iść do pracy. Ale to nikogo nie usprawiedliwia.

                    Mama, cóż mama nie chciała od niego odejść bała się pewnie o to że sobie nie poradzi. Wyobrażacie sobie 9 letnie dziecko proszący matkę żeby rozwiodła się z ojcem?  A ja wtedy ją o to błagałam. Mama zawsze była lubiana pełna energii, cała rodzina ją kochała. Ojciec był typem gbura.

                     

                    Niestety kiedy poszłam do liceum zaczęłam znajdować pochowane po szafkach butelki po wodce, małe buteleczki jak pytałam do czego Ci była wódka odpowiadała że do ciasta, tylko że ja tego ciasta nigdy nie zobaczyłam.  Teraz już poje prawie codziennie, nadal jest z ojcem. On jest po udarze, ale wyszedł z tego.  Ona pije coraz więcej kiedyś były to małpki teraz znajduję już duże butelki

                     

                    truskawek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 581

                      Joanno, ten myk z szukaniem winy w kimś to chyba najbardziej charakterystycznych rzeczy, jakie obserwuję u DDA/DDD. Właściwie nawet po tym poznaję, czy ktoś ma akurat jakiś kryzys, kiedy zaczyna opowiadać o kimś. Sam przestałem się zajmować byłą dziewczyną po jakimś czasie i teraz myślę o tym tak głównie, że po prostu nie miała tego, czego ja potrzebowałem i już, ale jest człowiek, który mnie do tej pory łatwo wkurza przez sieć i wtedy niewiele pomaga cała moja praca, po prostu myślę co on, a nie co ja czuję i czego mi potrzeba.

                      Kasiu, ja to widzę raczej tak, czy chcesz pomocy i czy jesteś gotowa z niej skorzystać, a nie czy coś powinnaś. Nie lubię tego słowa i wydaje mi się, że tylko zaciemnia sprawę. U mnie sama świadomość niczego nie zmieniała dopóki nie usłyszałem o DDD.

                      Katarzyna267
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 2

                        Od 3 lata mam już własną rodzinę, nie dawno zostałam mam,  mam kontakt z rodzicami, chce żeby moje dziecko miało dziadków ale ta sytuacja mnie przytłacza.

                        Jak byłam w czwartym miesiącu ciąży moja matka zaginęła. 22 zadzwonił telefon, pijany ojciec krzyczy że matka wyszła z domu i do tej pory jej nie ma. Nie wiedziałam co robić, przetrzymalam jakoś noc i z samego rana pojechaliśmy do domu,zgłosić zaginięcie na policję. Matka znalazłam się w nocy, pijana, zziebnieta, nic nie pamiętająca. Tak zachlala że pojechała do lasu i się zgubiła. Szukała ja policja, straż. A ja nic, tak jakbym już o tym zapomniała nadal do nich jeżdże dzwonie pomagam,  tak jakby się nic nie stało.  Nie potrafię się od nich odciąć, muszę cały czas kontrolować sytuację i to jest najgorsze. Zawsze musiałam być pedantycznie do wszystkiego przygotowana, wiedzieć z wyprzedzeniem nie lubię spontanu

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 22)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.