Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD DDD , terapia i co dalej

Przeglądasz 3 wpisy - od 11 do 13 (z 13)
  • Autor
    Wpisy
  • Charles Severinus
    Uczestnik
      Liczba postów: 2

      Mitingi Skypowe też są bardzo fajne, można je łączyć z tymi odbywającymi się w realu. W mitingach można uczestniczyć zgodnie ze swoimi potrzebami, nawet codziennie jeśli jest taka możliwość (w Warszawie jest) no i jeśli są takie potrzeby. Fajnie, że zaczynasz działać i wychodzić z domu!

      Ja sam uczestniczyłem w mitingach, choć nigdy nie przeszedłem programu 12 kroków. Nie bylem też na terapii dda/ddd (jestem ddd), a jedynie w takich zwykłych terapiach brałem udział, też grupowych. Ważne, by słuchać siebie, podążać za swymi potrzebami, a nie za tym co trzeba czy inni mówią.

      Teraz wybieram się na terapię indywidualną, by nieco poukładać siebie i też ogarniać swój syndrom DD, ale też rozważam próbę podejścia do realizacji programu 12 krokowego. Wszystko w swoim czasie, powrót do siebie to proces, którego nie można przyspieszać, małe kroczki wykonywane każdego dnia przynoszą przynoszą trwałe efekty, czasem ledwie zauważalne, choć bardzo ważne.

      Powodzenia!!

      joanna.b.g
      Uczestnik
        Liczba postów: 51

        Cześć , dziękuję że piszesz ? tak to prawda powrót do siebie (do swojego zdrowego „ja” ) to mozolny proces i w brew pozorom wcale nie jest oczywisty ? nie wystarczy tylko chcieć trzeba w to uwierzyć że można że się da rade itd… a do tego tak naprawdę trzeba znaleźć drogę do siebie – swoją drogę . Przeszłam indywidualną drogę – w sumie to przechodzę , byłam właśnie w Warszawie na mitingach ( kilku ) tylko niestety czas mam ograniczony .. ale nic to właśnie jest jeszcze Skype ? chodzę na terapie, ale jeszcze dodatkowo wpadło mi do głowy coś takiego : jest terapia ruchem ? Rozmawiałam o tym ze swoją terapeutką – w  moim przypadku to jest dobra droga ?. bo jak wiele osób – borykam się ze strachem przed bliskością . Ogarnęłam sprawy takie czysto związane  z życiem – to co najbardziej mi przeszkadzało – sprawiało kłopoty .., Na polu praca wszystko gra .. mam nawet małe sukcesy .. ale nie umiem tego wdrożyć w życie prywatne jakoś mi to nie wychodzi ? przerobiłam już wszystko co można było przegadać ( w gab. terapeuty) Niestety jak ze wszystkim trzeba znaleźć własną drogę do uzdrowienia ? , Odkąd zaczęłam wychodzić z domu to korzystam ile wlezie ?, tylko, że dalej trzymam się z dala ludzi ? Internet to świetna alternatywa bo tu mogę pogadać tylko to znów jest z dala ludzi ? Mitingi – czas którego za dużo nie mam ? bo łażę na terapię no i praca , czas wolny to wieczory lub wczesne godziny przedpołudniowe( praca zmianowa) ale znalazłyśmy z terapeutką rozwiązanie i na to bo zaproponowała żebym poszła najpierw na warsztaty – one trwają kilka dni (znaczy spotkania 3-4 ) w ten sposób sprawdzę czy to jest właśnie rozwiązanie dla mnie ? – coś czego najbardziej mi brak to ludzi – paradoksalnie , bo od nich i przed nimi uciekam.. (w życiu prywatnym ) ? Najtrudniejsze w tym wszystkim nie jest wcale gadanie ? tylko przyznanie się przed samym sobą do tego co człowieka naprawdę dotknęło co przytrafiło się w dzieciństwie i nazwanie tego po imieniu – pisałam już to ale myślę że właśnie to jest najtrudniejsze później to idzie z górki ? tzn no nie tak szybko ale później jak już człowiek oswoi się z tym wszystkim to sam z siebie zaczyna szukać drogi dla siebie ? bo niestety nie każdy z Nas ( DDA, DDD) znajduje od razu drogę : terapie to tak naprawdę czubek góry lodowej – bo i tak każdy musi wewnętrznie na nowo uczyć się wszystkiego od nowa ? a w czasie tej drogi często brak oparcia ? więc to są drogi samotników .. i trwają latami a nie miesiącami ? Każdy miał i ma chwilę zwątpienia i woli wrócić do swojej własnej „klatki” którą zna niż być poza nią ? – Klatka – tak nazywam stan – sposób życia który był dotychczas – kiepski stan bo to tylko wegetacja ale to jest bezpieczne bo to się zna tu w „klatce” zna się każdy najmniejszy okruch a na zewnątrz wszystko jest nowe ? nieznane ? obce kusi zapachem kształtem kolorami i kształtami ale ? Jestem na etapie że „wylazłam z klatki ” siedzę na trawie ale cały czas krążę dookoła zamiast iść dalej ? To że rozumiem wreszcie swoje postępowanie ( dotychczasowe) to jest genialne ? bo wiem że były powody – tylko że teraz już ich nie ma została masa nawyków które z dnia na dzień nie znikną ? przeraża mnie to że żeby ruszyć dalej muszę zostawić „klatkę” ale bardziej przeraża mnie to że jeśli tego nie zrobię – nie ruszę dalej to utknę na dobre w martwym miejscu .. Więc szukam alternatyw… będę pisać o tym tu ? jeśli oczywiście nikt nie ma nic przeciwko – bo może ktoś z Was skorzysta dodatkowo ? Zdrowienie – powrót do własnego ja – nie jest procesem szybkim i łatwym, to masa pracy ogrom chęci i dobrej woli a do tego odrobina szczęścia bo znalezienie dobrego terapeuty jest bardzo pomocne ale to nie wszystko bo przecież każdy człowiek jest inny .. do każdego z nas co innego przemawia – niestety nie wystarcza przegadać kłopotów jakie były w dzieciństwie ? są osoby dla których tradycyjna terapia to za mało ? no i przecież nie ma jednego scenariusza wg którego można wszystkich zamknąć w jednym worku ? Dlatego myślę sobie że jeśli byłoby więcej podpowiedzi jak DDA/DDD „ugryźć” byłoby nam samym łatwiej doprowadzać się do stanu „używalności ” – tak żeby świat zewnętrzny nie patrzył na nas jak na z lekka zdziczałe stworzenia – przepraszam za swoje określenia i nazewnictwo ale tak właśnie siebie trochę widzę w stosunku ze Światem ? jestem z lekka zdziczała – niby mi nic nie brakuje ..ale to „coś ” wyczuwa się ?

        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana temu przez joanna.b.g.
        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana temu przez joanna.b.g.
        truskawek
        Uczestnik
          Liczba postów: 581

          Też myślę o tym jak o procesie. Dla mnie „wyjście z klatki” to uświadomienie sobie, że mam te wszystkie DDD-owskie mechanizmy, oraz doświadczenia, że da się je zmieniać, więc nawet to nie był dla mnie jeden moment. Na koniec terapii czułem się trochę niepewnie co dalej, ale też miałem już szczerze dość przyglądania się temu, co dostałem w domu, więc dało mi to też trochę ulgi.

          Mnie na terapii uczyli, że powrót do siebie to nie jest zadanie do wykonania ani żaden cel do osiągnięcia (ani nawet zdrowienie, bo DDD to nie choroba). Nie muszę zmieniać niczego, tylko mogę, jeśli zechcę. Jeśli tak zdecyduję, to mogę sobie siedzieć na tej trawie do oporu. Chodzi raczej nie o to co konkretnie zrobię, tylko żebym się wsłuchiwał co czuję, czego potrzebuję i na co jestem gotowy. Niektóre rzeczy zmieniam (na przykład prawie codziennie ćwiczę nazywanie uczuć), niektóre chciałbym zmienić, ale nie jestem na to gotowy (i nie wiem czy i kiedy będę gotowy, wiem tylko że teraz nie jestem), ale niektóre zostawiam takie, jak były, nawet jeśli wyuczyłem się ich w domu (na przykład nadal korzystam z umiejętności „ratownika”, tylko sprawdzam kiedy czuję się z tym bezpiecznie, a kiedy nie).

          Nie widzę też się tak wyraźnie w opozycji do świata, jak ty to opisałaś, bo świat nie wydaje mi się monolitem. Oczywiście nadal boję się albo czuję odrzucenie co sobie niektórzy ludzie o mnie pomyślą. Ale rozmawiam o tym co czuję z tymi ludźmi, którym ufam, i odsuwam się od tych, którym nie ufam. Sprawdzam też co ja sam o sobie myślę i co mogę dla siebie zrobić, żeby sobie nie dokopywać i nie polegać tak bardzo na innych. Zdarzyło się niedawno, że moje „wewnętrzne dziecko” nie chciało mi zaufać i powiedzieć co czuje, ale zwykle jak je pytam, to mniej więcej wiem co czuje i zwykle nawet dlaczego.

          Staram się je pytać jak jest, a nie narzucać jakie być powinno. Nie chodzi tylko o to co się działo w dzieciństwie, ale jak to się teraz odezwało, co wyzwoliło taką reakcję i jak to mi się połączyło. Ale to dlatego, że mogę tak zrobić i mniej więcej doświadczyłem jak, a nie dlatego, że tak „powinienem” albo że bez tego jestem „nieużywalny”. Uświadomiłem sobie na przykład, jak bardzo polegała na mnie była dziewczyna, jak dużo jej to dawało – dla niej byłem szalenie „używalny”, mimo pretensji o różne rzeczy, ale właśnie miałem dość tego bycia używanym, za to nie dostawałem od niej tego, co mnie było najbardziej potrzebne. I teraz sobie szukam.

          A propos tego, co inni sądzą o mnie – byłem niedawno na warsztatach, gdzie w ciągu godziny (!) jedna osoba nie chciała ze mną ćwiczyć, a inna stwierdziła z zachwytem, że jestem super. Nie znamy się i nie mam nawet pojęcia dlaczego tak mnie odebrali. Wprawdzie poczułem odrzucenie, ale też ten zachwyt był szczery i trochę miło mi było, ale ostatecznie to nie moja sprawa, tylko ich emocje. Mogą mi o nich powiedzieć (lub nie), gdybym zapytał, ale nie pytałem, tylko zająłem się swoimi emocjami, a nie ich. Jak widać „świat” nie uzgodnił o mnie jednego zdania, może musi się jeszcze nad tym zastanowić… 😉

          Cieszę się, że z pracą jest ci OK. Pisz, jeśli masz na to właśnie ochotę – po to jest to forum. Nie mam wrażenia „zdziczałości”, słyszę tylko, że się obawiasz i wstydzisz, ale to mnie nawet nie dziwi.

          Pozdrawiam cię, życzę ci dobrego kontaktu ze sobą i zadbania o swoje potrzeby.

        Przeglądasz 3 wpisy - od 11 do 13 (z 13)
        • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.