Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › dlaczego doszukuję się podstępu?
-
AutorWpisy
-
niby mam zapewnione podstawowe potrzeby
mam dobrą pracę, mam jakiśtam znajomych, mam ukochaną osobę która jest dla mnie najważniejsza na świecie i która też mnie kocha a ciągle doszukuję się jakiegoś ukrytego haczyka
dlaczego?
czy nie moge poprostu uwierzyć że można sobie spokojnie zyć i być szczęśliwym?
zadręczam się myślami i czarnymi scenariuszami, szukam dziury w całym, wyolbrzymiam,
zawsze byłam niedowiarkiem ale ostatnio zaczynam już świrować
macie na to jakąś recepte?
kto mi potrafi to mądrze wytłumaczyćMam to samo, gdy coś się dobrze układa na dłuższa mete , boje się, że zaraz się to zepsuje…
Pewnie bierze sie to z tego, ze w naszych domach tez bywaly fajne chwile, ale zawsze cos tam czyhalo w powietrzu i zawsze konczylo sie naszym rozczarowaniem.
To jedna teoria.
Druga teoria to taka, ze moze jestesmy wszyscy wychowani w kulturze zamartwiania sie, zasady, ze po smiechu przyjdzie placz, religii, ktora uczy nas, ze "bogacze juz odebrali swoja nagrode", tak jakby bycie bogatym, a moze i szczesliwym bylo w niedobrym tonie.
I ostatnia teoria, ze nasi rodzice sami nas pewnie nauczyli braku wiary w siebie, braku zaufania do ludzi: "Tak, tak, zobaczysz, on Cie wykorzysta i porzuci." "Fajnie sie studiuje, ale zobaczysz, ze po tych studiach zadnej pracy nie znajdziesz",itp. itd., albo ulubione mojej mamy, ktorego bardzo sie balam jako dziecko: "Zobaczysz, ze beda ludzie, ktorzy beda Cie chcieli skrzywdzic, tak o, bez powodu."
O Jezu, jak ja sie balam "tych ludzi" i najgorsze tego, ze bez powodu mieli zrobic mi cos zlego.
Myślę, że obie te teorie, opisane przez savannę są bardzo sensowne…
Ja osobiście też zawsze szukam dziury w całym, a kiedy jestem szczęśliwa i wszystko dobrze się układa, wtedy wystarczy jakaś jedna czarna myśl, jedno skojarzenie, jeden nieprzyjemny gest i… koniec. Panika, lęk, stres… Najbardziej się to u mnie uwidacznia w związku. Wystarczy, że przypomni mi się jakaś sytuacja, w której mój facet mnie zawiódł, która wydarzyła się kilka lat temu – ja od razu zaczynam robić się nieprzyjemna, milcząca, zaczynam używać niedopowiedzeń, półsłówek… no i tak się rodzi chora sytuacja i kłótnia. Co by nie zrobił będzie źle, potem się uspokajam, chcę, żeby mnie przytulił, źle mi,że powoduję kłótnie, chociaż i tak zawsze winy szukałam w nim, teraz patrzę na to inaczej… Nie znoszę tego. Nie wiem skąd to się bierze. Nieufność, lęk przed tym, że na pewno wszystko źle się skończy, na pewno mnie w końcu wykorzysta, porzuci, zawiedzie… Chociaż do tej pory nigdy nic takiego się nie wydarzyło. To czyni wszystko jeszcze bardziej niezrozumiałym i irracjonalnym.Nie trzeba daleko szukać, ludzie na świecie uwielbiają teorie spiskowe, w naszych ogródkach spisek i manipulacja kwitły i dojrzewały dnia codziennego, smutne jest jedynie to, że akurat te teorie spiskowe zwykle zawsze okazywały się prawdziwe.
I jak tu komuś tak porządnie od serca zaufać … jednocześnie nie budząc podejrzeń … 😉Z tą religią to akurat nie jest tak, a wręcz zupełnie na odwrót. W Ewangelii jest napisane"Nie troszczcie się o jutro. Dosyć ma dzień swojego utrapienia" . Mogłam jakieś słówko przekrecić bo piszę z pamięci;) Ale chodzi o to, by się nie zamartwiać na zapas. Jan Paweł II mówił:"Jestem radosny. Wy też bądźcie" Też z pamięci, mam nadzieję, że dobrze. A z tymi bogaczami to interpretacja jest bardziej skomplikowana. Czyli jak najbardziej afirmacja życia. Na pewno nie na odwrót.
Dzieki Patrycja. Ja wierze, ze nasza religia, podobnie pewnie jak inne, rzeczywiscie uczy afirmacji zycia. Ale chodzilo mi raczej o to, jak te religie odbieraja ludzie, ze czasem uzywaja jej do straszenia innych. Ewangelia, kiedy sie ja czyta samemu imedutyje to co innego, ale kiedy przedstawia ja ksiadz wraz ze swoim podtekstem, to moze z tego wyjsc cos calkiem na odwrot. To tak, jak nasza religia uczy kochac blizniego, ale nasz narod wierzy, ze Zydzi sa winni calego zla na swiecie, albo ze gejow nalezy tepic.
Witam, ja mam podobnie, ale mam trochę inną teorię. Mi się wydaje , że to się bierze stąd, że boję się zmian w swoim życiu i tak się przywiązuję do tego stanu w którym jestem, że bardzo się boję stracić cokolwiek, czy to dziewczynę, czy pracę czy cokolwiek innego. Nie wiem czemu ma służyć to czarnowidztwo, ale to jest chyba efektem tego strachu przed zmianami. Chciałbym mieć gwarancję na wszystko, a życie wydaje się nic tak naprawdę nie gwarantuje, oprócz śmierci oczywiście.
Co do czytania Ewangelii przez księży wraz z ich własnym podtekstem, to się nie wypowiadam, sama się chyba nie spotkałam z jakimiś "bzdurami" głoszonymi przez księdza. No i to w sumie wyszedłby nam oddzielny temat,a nie o to chodzi:) Ale na pewno racja, że ksiądz powinien potrafić właściwie interpretować. A z tymi ludźmi, to się z Tobą zgadzam savanna. Są ludzie uważający się za religijnych, a wszystko przekręcają. Np. Kościół Katolicki oczywiście nie toleruje związków homo, ale na pewno nie każe "tępić" takich ludzi. Trzeba do każdego mieć szcunek i kochać bliźnich, przy czym można z tym i owym się nie zgadzać, to się wzajemnie nie wyklucza. A rzeczywiście niektórzy np. nienawidzą gejów, czy Zydów. Albo straszą dzieci tekstami typu"Bóg Cię pokaże"-to już chore w ogóle. No cóż, ludzie, to tylko ludzie…..Bywają różni….
wasza dyskusja skłoniła mnie do zadania sobie pytania czy ja w ogóle komuś ufam tak na 100% bez żadnych ograniczeń i niestety odpowiedź jest nieciekawa
nie ufam nikomu poza siostrą chociaż jej tez wszystkiego powiedzieć nie potrafie i nie ze wszystkiego mogę się zwierzyć
chyba nawet własnej matce nie ufam bo ona tez mnie wiele razy zawiodła
ona też całe życie czarnowidziła i zawsze tylko próbowała ostrzegać nie wiadomo przed czym
i jak tu normalnym być ???
ojciec alkoholik , matka przewrażliwiona pesymistka
pozostaje chyba mi tylko nie obwiniać o to wszystko siebie, co o tym sądzicie? -
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.