Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Dzieciństwo

Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 30)
  • Autor
    Wpisy
  • Czarna
    Uczestnik
      Liczba postów: 318

      Moje dzieciństwo upłynęło głównie w strachu. Zawsze to ojciec był najważniejszą osobą w domu i to on rządził wszystkimi. Nie nie pił, to typowy brutal szkolący dziecko jak w wojsku. To najmocniejsze uczucie jakie zapamiętałam z tamtego okresu gdy mieszkałam z rodzicami. Ciągły strach, który mijał tylko wtedy gdy ojca nie było w domu. Wtedy mogłam odetchnąć. Oczywiście nie na długo. Gdy tylko wchodził ja od razu zaszywałam się w swoim kąciku ( bo mieszkałam z rodzicami w jednym pokoju z kuchnią) i starałam się być niewidzialna, żeby ojciec się do czegoś nie doczepił.
      A potrafił się czepiać. Miał specyficzne metody uczenia mnie jak być skrupulatną dziewczynką. Wiadomo, że dzieci nie są tak dokładne jak dorośli gdy np, sprzątają w domu. Mój ojciec uwielbiał się znęcać siedząc sobie na wersalce gdy ja ścierałam kurze z mebli, na koniec sprawdzając jak to zrobiłam. I zawsze coś znalazł. Ale moim zadaniem było znaleźć to również-to co pominęłam przy sprzątaniu. Więc czasem takie kurze wycierałam nawet 2 godziny. A na koniec jak nie znalazłam jeszcze brudnego miejsca ojciec wstawał, przecierał je palcem a palec wycierał o moją twarz.
      W ten sposób miałam nauczyć się porządku.
      Inną metodę znalazł na moje szuranie butami. Po prostu podstawiał mi nogę tak żebym się wywróciła. Bardzo szybko nauczyłam się nie szurać.
      Nigdy prawie ze mną nie rozmawiał, właściwie nawet nie pamiętam żeby rodzice ze sobą jakoś normalnie rozmawiali. On zawsze był ten najmądrzejszy a inni byli matołami. Tylko on miał rację. I tylko jego racja mogła przejść.
      Uwielbiał mnie poniżać, pokazywać jaka ze mnie niezdara, szydzić mi prosto w twarz.
      I oczywiście bił. Za wszystko. Najdrobniejsze przewinienie musiało zostać ukarane pasem lub ręką. A rękę miał twardą. Pamiętam, że błagałam go zawsze żeby mnie nie bił. Kazał kłaść mi się na wersalce na brzuchu. To tez było straszne, że sama musiałam poddać się karze. On mi nigdy nie wybaczał, nie umiał darować. I tak dostałam. Co najdziwniejsze ten moment już po laniu był dla mnie szczęśliwy. Wtedy miałam pewność, że się wyżył, że złość na mnie mu minęła i będę jakiś czas miała spokój. Mimo bólu czułam jakby odprężenie.
      Czasem miałam więcej odwagi i szłam do mamy do kuchni pokazać ślady na pupie i udach. Mama milczała jak zwykle. Nigdy mnie przed nim nie broniła. Chyba bała się popsuć sobie z nim stosunki. Bo jej nie bił, a przynajmniej ja tego nie widziałam. W naszym domu to ja byłam dziewczynka do bicia.
      Może i miałam co jeść, gdzie spać, w co się ubrać choć się nie przelewało. Ale to ciągłe napięcie i strach w każdej minucie pobytu w domu zaowocowało. Jestem dorosła ale moim życiem nadal rządzi lęk. Boję się zaufać, boję się o swoje zdrowie, na każdą zmianę reaguję lękiem. Po prostu chronicznie się boję. I wiem, że nikt tak jak ja nie jest w stanie się mną zaopiekować. Na nikim nie mogę polegać. Nie dlatego, że nie mam na kim. Dlatego, że się boję.

      Może moje dzieciństwo nie jest tak dramatyczne jak niektóre tu historie. Ale wierzcie, jest we mnie ból nie do ogarnięcia. To nie ja podejmuję złe decyzje, to nie ja reaguję irracjonalnie w zwyczajnych sprawach, to nie ja oczekuję zawsze najgorszego. Moje wewnętrzne dziecko jest tak zranione, że przejęło kontrolę nad moimi działaniami. Staram się iść na terapię ale to nie takie łatwe. Trafić na kogoś kto rzeczywiście pomoże. Juz nawet wiem w czym. W pogodzeniu się z tym co było. I w dorośnięciu.

      Czarna
      Uczestnik
        Liczba postów: 318

        Moje dzieciństwo upłynęło głównie w strachu. Zawsze to ojciec był najważniejszą osobą w domu i to on rządził wszystkimi. Nie nie pił, to typowy brutal szkolący dziecko jak w wojsku. To najmocniejsze uczucie jakie zapamiętałam z tamtego okresu gdy mieszkałam z rodzicami. Ciągły strach, który mijał tylko wtedy gdy ojca nie było w domu. Wtedy mogłam odetchnąć. Oczywiście nie na długo. Gdy tylko wchodził ja od razu zaszywałam się w swoim kąciku ( bo mieszkałam z rodzicami w jednym pokoju z kuchnią) i starałam się być niewidzialna, żeby ojciec się do czegoś nie doczepił.
        A potrafił się czepiać. Miał specyficzne metody uczenia mnie jak być skrupulatną dziewczynką. Wiadomo, że dzieci nie są tak dokładne jak dorośli gdy np, sprzątają w domu. Mój ojciec uwielbiał się znęcać siedząc sobie na wersalce gdy ja ścierałam kurze z mebli, na koniec sprawdzając jak to zrobiłam. I zawsze coś znalazł. Ale moim zadaniem było znaleźć to również-to co pominęłam przy sprzątaniu. Więc czasem takie kurze wycierałam nawet 2 godziny. A na koniec jak nie znalazłam jeszcze brudnego miejsca ojciec wstawał, przecierał je palcem a palec wycierał o moją twarz.
        W ten sposób miałam nauczyć się porządku.
        Inną metodę znalazł na moje szuranie butami. Po prostu podstawiał mi nogę tak żebym się wywróciła. Bardzo szybko nauczyłam się nie szurać.
        Nigdy prawie ze mną nie rozmawiał, właściwie nawet nie pamiętam żeby rodzice ze sobą jakoś normalnie rozmawiali. On zawsze był ten najmądrzejszy a inni byli matołami. Tylko on miał rację. I tylko jego racja mogła przejść.
        Uwielbiał mnie poniżać, pokazywać jaka ze mnie niezdara, szydzić mi prosto w twarz.
        I oczywiście bił. Za wszystko. Najdrobniejsze przewinienie musiało zostać ukarane pasem lub ręką. A rękę miał twardą. Pamiętam, że błagałam go zawsze żeby mnie nie bił. Kazał kłaść mi się na wersalce na brzuchu. To tez było straszne, że sama musiałam poddać się karze. On mi nigdy nie wybaczał, nie umiał darować. I tak dostałam. Co najdziwniejsze ten moment już po laniu był dla mnie szczęśliwy. Wtedy miałam pewność, że się wyżył, że złość na mnie mu minęła i będę jakiś czas miała spokój. Mimo bólu czułam jakby odprężenie.
        Czasem miałam więcej odwagi i szłam do mamy do kuchni pokazać ślady na pupie i udach. Mama milczała jak zwykle. Nigdy mnie przed nim nie broniła. Chyba bała się popsuć sobie z nim stosunki. Bo jej nie bił, a przynajmniej ja tego nie widziałam. W naszym domu to ja byłam dziewczynka do bicia.
        Może i miałam co jeść, gdzie spać, w co się ubrać choć się nie przelewało. Ale to ciągłe napięcie i strach w każdej minucie pobytu w domu zaowocowało. Jestem dorosła ale moim życiem nadal rządzi lęk. Boję się zaufać, boję się o swoje zdrowie, na każdą zmianę reaguję lękiem. Po prostu chronicznie się boję. I wiem, że nikt tak jak ja nie jest w stanie się mną zaopiekować. Na nikim nie mogę polegać. Nie dlatego, że nie mam na kim. Dlatego, że się boję.

        Może moje dzieciństwo nie jest tak dramatyczne jak niektóre tu historie. Ale wierzcie, jest we mnie ból nie do ogarnięcia. To nie ja podejmuję złe decyzje, to nie ja reaguję irracjonalnie w zwyczajnych sprawach, to nie ja oczekuję zawsze najgorszego. Moje wewnętrzne dziecko jest tak zranione, że przejęło kontrolę nad moimi działaniami. Staram się iść na terapię ale to nie takie łatwe. Trafić na kogoś kto rzeczywiście pomoże. Juz nawet wiem w czym. W pogodzeniu się z tym co było. I w dorośnięciu.

        agniesno
        Uczestnik
          Liczba postów: 106

          kristofer zapisz:
          „ja akceptuję swoje dzieciństwo i jego dobre jak i złe strony bo:
          -po 1 go nie cofnę
          -nie nadrobię
          -nie musi się za mną wlec
          -nie zmienię postawy rodziców
          -nie jestem bez winy (też skrzywdziłem innych)
          -nie zmusza mnie to do poglębiania poczucia winy (u rodziców)-zostawiam to BOGU
          -nie szukam usprawiedliwień na obecne sytuacje ze swojego dzieciństwa(bo już jestem dorosły)
          – nie oczekuję przeprosin (ze strony matki) już na teraz by poczuć się ważnym.
          -nie oczekuję rekompensaty ze strony matki (ojciec nie żyje)
          -nie poprawi to mojego samopoczucia ciągły smutek i chęć odwetu.
          -daje mi to możliwość poznawania nowych cech i kontaktów (zamiast tkwieniu dalej w toksycznych relacjach)
          -daje mi to komfort dbania o siebie a nie uciekania od siebie(skupiając się na innych)
          -daje mi to szanse odkrycia zalet a nie tylko swoich wad
          -daje mi to szanse poznania swoich przekonań bez kontrolowania ich u innych
          -daje mi to komfort szacunku do siebie samego(choćby matka mnie nie ufała)
          -daje mi to komfort spełnianiu swoich potrzeba nie tylko potrzeb innych
          -daje mi to silę by zmienić to co mogę zmienić
          -uświadamia a nie dołuje
          -leczy źródło bólu a nie jego objawy (pod warunkiem ,ze zrobię wszytko to co jest nie zbędne by go usunąć)
          -mam lepszy kontakt ze swoimi uczuciami i pragnieniami
          -sprawia że nie czuję juź się gorszy,inny,wyobcowany
          -nie mam obsesji i myśli samobójczych
          -sprawia to że mam wybór kim chcę być i co dać innym
          -komu dziękować i niczego nie żądać
          pozdrawiam
          -jeśli jest jakieś" ale" -to tego nie akceptuję (domu rodzinnego,ich sytuacji i tego że też są tylko ludźmi)”

          Wszystko to jest piekne…Jedyny tego minus jest taki, ze niestety nie jestesmy maszynami,czy komputerami i nie mozemy wybrac w swojej podswiadomosci i psychice opcji- USUN PLIK.Niestety
          🙁
          To co pisze Kristopfer to ideal terapii, do ktorego warto dazyc.Ja jestem po poltorarocznej terapii, i czasem nie jest mi latwo. Mam lepsze i gorsze dni. Czasem idzie wszystko jak splatka, jestem wolna od macek dziecinstwa, pelna entuzjazmu i pelna wyczekiwania – Kim jest ta nowa ja, przykryta i zdeptana pod maska odgrywanych rol w dysfunkcyjnej rodzinie.

          agniesno
          Uczestnik
            Liczba postów: 106

            Czasem dopada mnie smutek. Jak trudno odkryc siebie. Przez cale zycie zadawalalam innych, dostosowywalam sie do innych, bylam jak kameleon, by uglaskac wiecznie niezadowolona ,agresywna matke,ktora mnie bila, czy sprawic ogromem swojej milosci by ojciec, wiecznie nieosiaglny alkoholik byl w domu, zeby od nas nieuciekal.

            Dzis matka chce byc moja przyjaciolka, wypiera sie tego, ze sie na mnie wyzywala ,za swoje nieudane malzenstwo. Gdy chcialam konfrontacjii, mowi ze wymyslam i wyolbrzymiam. Przy moim mezu zrobila z siebie ofiare jak zwykle, zagrala na moim poczuciu winy i powiedziala, ze jestem niewdzieczna i POWINNAM JA PRZEPROSCI, za to co jej zrobilam, ze przee mnie plakala. :S

            Musialam wiec cala historie puscic w niepamiec, zachowac sie tak, tak jakby caly koszmar z dziecinstwa nie mial miejsca…Nie wiem czy dobrze zrobilam.Z jednej strony czuje ogromny zal, z drugiej strony wscieklosc, ze ktos robi ze mnie wariatke, ktora wymysla sobie historie.

            Ta cala jej taktyka sprawila, ze nigdy nie wierze swojej intuicji, trudno mi miec wlasne zdanie.Zawsze szukam potwierdzenie swoich opinii i przekonan u innych…Nie wiem kim jestem.Moze powinnam tak jak Kristopfer, nie oczekiwac zadnych przeprosin. I logika tez mi to podpowiada, czasem jednak uczucia biora nade mna gore i chce potwierdzenia swoich uczuc z dziecinstwa, ze bylo ona koszmarne, rodzice jednak nie dopuszczaja tej prawdy, twierdzac" ze jestem niewdzieczna i zawsze mialam charaktertek i niewypaarzona gebe.".

            Nie chce mi sie utrzymywac z nimi kontaktu. Co do matki, to postawilam jej wyrazne granice, ktorych nie pozwalam jej naruszyc,by mna manipulowala i wchlaniala mnie swoja zaborczoscia.

            agniesno
            Uczestnik
              Liczba postów: 106

              Co do ojca to go olewam,by jest niedostepny emocjonalnie i nigdy o mnie nie zabiegal, wiec czemu ja mam sie plaszczyc przed nim i zebrac o ochlap zainteresowania, tak jakbym byla mala dziewczynka.

              Daje mi to duzo wolnosci i swobody.Mam swoje zycie, mieszkam za granica, CALE SZCZESCIE. Wiec nie musze ich czesto widywac- maksymalnie moge spedzic z nimi 2 tygodnie, bo potem cala przepracowana trauma z dziecinstwa, daje znac o sobie- smutek, rozczarowanie a przede wszystkim wysysaja ze mnie energie.

              Gdy tylko wyjezdzam z tego mrocznego domu, powoli wraca do mnie energia, wola zycie i chec cieszenia sie zyciem.

              Dzis nabralam do nich dystansu.Zrealizowalam, ze nie ma sensu uswiadamiac im, ze sa rodzicami bez zarzutu, bo i tak sie od tego wykreca i to zaneguja, by nie zyc z poczuciem winy, komfortowo.

              Dzwonie do domu raz na tydzien, bo chce zeby synek mial dziadkow. Stary jest po odwyku, a matka robi z siebie wspaniala babcie i ekscutyje sie malym jak zdziecinniala nastolatka.
              Zachowuje sie w troche chory sposob obwieszczajac mi, ze kocha go bardziej od swych dzieci, czyli mnie i ze jej najbardziej na nim zalezy:laugh: Byc moze dlatego ,ze ma dopiero 6 miesiecy i nie widzi jej tandetnych manipulacji. Najbardziej chore bylo to, gdy sie spytala, czy nie jestem zazdrosna,ze kocha mojego synka bardziej niz mnie.

              Na razie to toleruje i smieszy mnie to, ale jak tylko zauwaza, jak maly dorosnie, ze nim manipuluje, to bez skrupulow odseparuje ja od niego, gdyz wiem do czego jest zdolna, wiem jak cale zycie sklocala mnie z moimi bracmi, by miec ZAWSZE ABSOLUTNA WLADZE.

              Nie czuje do rodzicow juz urazy, uwazam jednak, ze jak ktos jest toksyczny, czy manipulatorski to nalezy sie od niego zdystansowac emocjonalnie i zyc swoim zyciem, bez poczucia winy,tak jak zrobili to moi rodzice.

              kristofer
              Uczestnik
                Liczba postów: 89

                dodam że to co wiem obecnie było dla mnie niewiadome i szukałem tych odpowiedzi często płacząc z braku cierpliwości .ZYSKALEM tą wiedzę pisząc 12 kroków i nad nimi rozmyślając ….
                jak i zadając ludziom pytania na temat ich wartości i notując odpowiedzi jak i swoje refleksje .
                sam nauczyłem się wreszcie skupiać na swoich oczekiwaniach,które stają się źródłem bólu i mojego gniewu.
                Nieraz pokładałem nadzieję w innych odraczając w czasie tyn sposobem swoją frustrację .Chcę tylko pokazać ,że to co mi się wydawało nie do zmiany jest możliwe.
                Ale JA wpierw wolałem zmienić swoje emocje zamiast swojego myślenia.
                Wiem ,że człowiek jest zapisaną kartką ale czy z tym też nie da się nic zrobić ?
                czy moje życie to musi być jakieś przeznaczenie ,którego nie mogę zmienić?
                tak myślałem jak zażywałem narkotyki.
                Czy zależy mi na wytłumaczeniu matce czym jest DDA ?
                nie .BO połowy faktów już nie pamięta lub nie przyjmie do wiadomości.
                Liczę ,że sama kiedyś dojrzeje do rozmowy ze mną.(ale JA już nie wnikam: kiedy?)
                Ktoś powiedział ,że nie można dać czegoś co się nie dostało samemu.(miłości,zainteresowania – ze strony matki
                OWSZEM .ale można to dostać od BOGA I się nauczyć dawać to innym jeśli się nią wpierw obdarzy siebie samego (dorosłego) akceptujące siebie jako małe dziecko (ciekawe życia)
                😉

                kristofer
                Uczestnik
                  Liczba postów: 89

                  pozdrawiam
                  😉
                  podobał mi się ten tekst "żyj z całych sił ,bo jak nie teraz to kiedy?"

                  "nie można iść do przodu i patrzeć ciągle wstecz za siebie, bo mogę wpaść w dół"

                  Edytowany przez: kristofer, w: 2010/08/30 00:45

                  Edytowany przez: kristofer, w: 2010/08/30 00:58

                  Efcia
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 23

                    w moim przypadku opiekę nade mną sprawowały chyba moje dwie starsze siostry, chyba do 4 roku życia. Ojciec pracował a matka ciągle w szpitalach była. Potem wyjechałam na pół roku albo więcej nie pamiętam do mojej cioci, teraz wiem , że wtedy mój ojciec zaczął pić i chcieli to ukryć przede mną , Kiedy wróciłam do domu to niestety nie pamiętam, ale już sama zaczęłam zauważać, że tata podpija .Wk ońcu mama wróciła na dłużej do domu i się zaczęło, chodzenie z moim tatą na imprezy , mama na początku nie piła. Pamiętam , że jak zaczęłam chodzić do pierwszej klasy to wtedy obydwoje pili , a ja uczyłam się życia , bez rodziców , wychowywało mnie podwórko . Siostry zaczęły dorastać więc przestały się mną interesować . I tak wyrosłam na ludzi.Uważam , że lepiej wychowała mnie ulicy, niż mieli by to zrobić moi wiecznie nietrzeźwi rodzice. Gdyby oni zajeli się wychowywaniem mnie a ja bym się im podporządkowała to napewwno nie była bym tą osobą , którą jestem teraz. Dojrzałam do życia o wiele szybciej niż moi rówieśnicy , bo musiałam się go sama nauczyć i tego jak przetrwać w środowisku "rodzinnym" które mnie otacza by nie zwariować….

                    Atra
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 20

                      Mną nie miał się kto opiekować ,bo rodzice balowali całymi nocami.Zostawiali mnie i moją o trzy lata młodszą siostrę w domu na noce:(
                      Bałam się strasznie ciemności ,samotności ,nocy ,nie rozumiałam co się dzieje…..
                      A kiedy zaczęłam rozumieć,to rozmawiałam z samą sobą ,duchami,żeby przetrwać…..
                      Bałam się zasłon-były długie ,olbrzymie ….Nie wiem ,to cud ze mi i mojej siostrze nic się nie stało(wiecie dzieci same w domu:((()
                      Musiałam być silna i zadbać o siostre(która dzisiaj nie chce mieć ze mną kontaktu za to straszne dzieciństwo)
                      Modliłam się ,żeby rodzice wrócili ,bo się bałąm,a z wiekiem modliłąm się zeby nie wrócili -bo bójka ,krew towarzyszyły ich powrotom….
                      Oni chyba mieli dobrą zabwę,imprezkę….
                      Ale mi nie było do śmiechu
                      Na weselach płacze kiedy słysze słowa puszczane na cześć rodziców pary młodej-WSPANIALYCH RODZICÓW MAM………

                      Jovita
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 1

                        wcale nie jestem dorosła, bo mam 16 lat, ale trudno mi znalezc odpowiedniego forum dla mnie i wpadłam przypadkowo na to.
                        Kolejna kłótnia. Chodzi jak zwykle o alkohol. Zaczęły się ostre słowa, wulgaryzmy. Mi też sie oberwało (słownie) , tylko dlatego, że weszłam do kuchni. Moja mama tłumacząca bratu, żeby przestał pic. Dzień, w dzień to samo. Kończy sie na tym, że brat wychodzi (oczywiście dalej pic) i zamykając drzwi powiedział, że dzisiaj nie wróci do domu. ja biegnę do swojego pokoju i włączam komputer. Wpisuje w google "dzieci alkoholika" i wyskakuje mi to forum.
                        Ale to nie jest najgorsze. Jestem dzieckiem z licznej rodziny. Mam dużo rodzeństwa. Siedem . Z tych siedmiu 3 pije nałogowo. Z tej 3 jeden już ma żonę i 2 dzieci. A na dodatek mój tata też jest alkoholikiem. Aż trudno w to uwierzyc!!
                        Nie mogę sobie tego wytłumaczyc jak ta 3 pijących nałogowo, patrząc na ojca, robi to samo…

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 21 do 30 (z 30)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.