Może nie nauczyłam się tego, bo nauką cięzko to nazwać, ale dziś do mnie dotarło, ze przebaczyłam siostrze tę całą sytuację związaną z moim pobytem u niej. Dzięki Bogu, bo doprowadziloby to do mojego szaleństwa, nawet uważam, ze byłam już na skraju… Ale co ciekawe objawia się to osobliwe tzn mam w tyle jej fochy i takie tam, potrafię się nawet wyzłośliwić, chyba jestem taka jak zawsze chciałam być. Nie absorbuje mnie jej osoba i już. Jasne, ze zrobiłabym dla niej wiele gdyby zaszła taka potrzeba, ale bez przesady-ona nie ma 5 lat. A właściwie to nauczyłam się czegoś z tej sytuacji-że wielkie rzeczy rodzą się jednak w wielkich bólach i że dobra relacja to nie taka kiedy schodzimy komuś z drogi i pozwalamy sobie wchodzić na głowę, bo to nie jest dobre ani dla tej osoby ani dla mnie…