Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD jak poprawić swoje poczucie wartości?

Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 20)
  • Autor
    Wpisy
  • Anonim
      Liczba postów: 20551

      Wydaje mi się, że Twoje spotrzeżenia są b. trafne. Zauważyłam coś takiego.. Nie wiem jak to określić, jednak… Zaobserwowałam, że w pewnym okresie życia "wybierałam" bardzo podobne osoby – podpobne do moich bliskich – które identycznie postępowały. Chyba takie działanie jest regułą, nawet chyba na pewno. Myślę, że ten schemat powtarza wiele osób, mimo pozornie świadomych wyborów robią dokładnie coś odwrotnego. Jeśli ktoś miał ojca, który mp. podcinał mu skrzydła, uziemiał, robił coś tam jeszcze, wybierze sobie identycznego kolegę/przyaciela/koleżankę/partnera. Ja wybierałam podobne "przyjaciółki", podobnych kolegów, itd. itd. Robiłam to bezwiednie. Ich postawa była identyczna z tym co znałam z bliskich relacji. Spotkałam też non stop osoby od czegoś uzależnione. To też była reguła. Tylko one wydawały mi się godne zainteresowania. nikt inny nie wchodził w grę. Miałam silne, wewnętrzne przekonanie, że to jedyna możliwa wersja wydarzeń. Ha… że to najciekawsza, najpiękniejsza z możliwych wersji wydarzeń. Odnośnie własnego osądu.. Na pewno nie jestem go pewna. Cóż.. Fajnie byłoby mieć silne przekonanie, pewność swoich wyborów, nie ulegać niczyim wpływom. To się też pewnie wiąże ze wzmacnianiem poczucia własnej wartości, ale aby je budować, nie można "drugimi dżwiami" wprowadzać osób, które je skutecznie zdepczą.. A to takie błędne koło. Nie mam recepty na to, ale rozwiązań pewnie są miliony. Nie wydaje mi się jednak, żeby poczucie wartości budować można było na tych najdrobniejszych codziennych "sukcesach". Bardziej prezkonuje mnie "wykonanie" rzeczy dzięki której przekroczymy swoje własne granice. Pozdrowienia 🙂

      magduska
      Uczestnik
        Liczba postów: 463

        „Nie wydaje mi się jednak, żeby poczucie wartości budować można było na tych najdrobniejszych codziennych "sukcesach". Bardziej prezkonuje mnie "wykonanie" rzeczy dzięki której przekroczymy swoje własne granice. ”

        Jedno z drugim nie jest sprzeczne.
        Przykładowo dla osoby, która uważa się za nieśmiałą celem może być opanowanie sztuki szybkiego nawiązywania kontaktów. Drobnym sukcesem może być, np: zapytanie się obcej osoby o godzinę czy o drogę. Nie od razu Kraków zbudowano i raczej nie przekracza się własnych ograniczeń za pomocą jednego ruchu.

        DeTreo
        Uczestnik
          Liczba postów: 16

          Onaczylija zapisz:
          „Zaobserwowałam, że w pewnym okresie życia "wybierałam" bardzo podobne osoby – podpobne do moich bliskich – które identycznie postępowały. Chyba takie działanie jest regułą, nawet chyba na pewno. Myślę, że ten schemat powtarza wiele osób, mimo pozornie świadomych wyborów robią dokładnie coś odwrotnego.”

          Jesteś wielka, że to zauważyłaś 🙂 Pewnie, że tak – wchodzi się w relację podobną do tej znanej, może na zasadzie "lepsze znane zło, niż nieznane dobro". Poza tym ludzie spokojni, ustabilizowani, żrównoważeni, tym co są przyzwyczajeni do ciągłej huśtawki i do skrajnych emocji wydają się po prostu nieciekawi. Też tak miałam. Do tego myślałam sobie, że prędzej porozumiem się z kimś pokręconym, niż z kimś, kto ma dobrze poukładane w głowie – no i że na pewno ten, co ma poukładnane mnie odrzuci, więc lepiej się nie zbliżać.

          ” Nie wydaje mi się jednak, żeby poczucie wartości budować można było na tych najdrobniejszych codziennych "sukcesach". Bardziej prezkonuje mnie "wykonanie" rzeczy dzięki której przekroczymy swoje własne granice.”:)

          Zgadzam się zupełnie z tym, co napisała Magduska. Poza tym, jak ktoś nie przywykł dostrzegać własnych sukcesów to nawet jak zimą wejdzie na K2 bez tlenu, to i tak pomyśli, że to wcale nie taki wyczyn 🙂 . Ja się pierwszy raz w życiu poczułam z siebie dumna kiedy własnoręcznie odnowiłam swoje mieszkanie. Przez całe lata żyłam w zapuszczonych ścianach, przekonana, że nie potrafię sama pomalować, że mi nie wyjdzie, że będzie nierówno, niestarannie itd. Ale było już tak brudno, że pomyślałam – no, raz kozie śmierć, gorzej to na pewno nie wyjdzie niż jest. I potem, jak po tygodniu harówki usiadłam w czyściutkim pokoju, poczułam ogromne z siebie zadowolenie. Siedziałam chyba z godzinę, piłam powoli kawę i podziwiałam swoje dzieło 🙂
          Pozdrawiam

          Anonim
            Liczba postów: 20551

            magduska zapisz:
            „”Nie od razu Kraków zbudowano i raczej nie przekracza się własnych ograniczeń za pomocą jednego ruchu.”

            To na pewno. Ale pisząc o przekraczaniu własnych granic nie mam na myśli czegoś "wielkiego", tylko działanie wbrew własnym schematom, które się ciągle powiela. Przynajmniej ja powielam. Takie działanie "na przekór", jednak z pozytywnym skutkiem. Myślę, że te "małe sukcesy" o których piszecie mogą na pewno chwilowo poprawić nasze samopoczucie, może też trochę nas podbudować, ale żeby zdobyć ten nieosiągalny cel/cele trzeba zadziałać odwrotnie niż zawsze. Tak myślę. To jest wyzwanie. W sumie nawet podwójne.., bo trzeba najpierw zobaczyć u siebie ten wadliwy "schemat", który się powiela, czyli np. przyznać się przed sobą do czegoś, niewłaściwych reakcji, itd. itd. itd. Jeśli ktoś Ci coś wytknie, na pewno pomaga, do momentu kiedy nie zaczniesz się bronić.. No chyba, że jest to "nieżyczliwa" krytyka i ma inny cel niż pomoc nam. Wydaje mi się, że niekiedy trudno to rozpoznać, ale staram się odróżniać te rzeczy, nie wiem czy skutecznie, ale obserwuję.
            Nie umiem wkleić cytatu drugi raz więc wklejam inaczej, hehe.
            DeTreo piszesz:
            "Poza tym, jak ktoś nie przywykł dostrzegać własnych sukcesów to nawet jak zimą wejdzie na K2 bez tlenu, to i tak pomyśli, że to wcale nie taki wyczyn". Staram się
            zauważać drobne rzeczy – od poniedziałku załatwiłam coś tempie błyskawicy – i czuję satysfakcję.. 🙂 Jednak okoliczności ułożyły się magicznie, powiedziałabym, że wydaje mi się jakby prawie nie brała w tym udziału, tylko wszystko "zadziało się" samo.. Jednak, mój problem polega też na ciągłych próbach odgadywania czego oczekują ode mnie inni (co przecież nie jest możliwe, tak naprawdę) i spełnianiu ich oczekiwań, próbie zadowolenia kogoś innego. Często zresztą błędnie to odczytuję. Zrealizowanie też czyiś ambicji, celów. Wiem skąd to się wzięło, jednak w codziennych kontaktach nie potrafię się przełamać, też w większych sprawach nie bardzo mi to idzie. Moje dążenia, marzenia, itd. są gdzieś tam pod spodem i często nawet zapominam jakie one były. Dziwne wydaje mi się jak inni łatwo wypowiadają głośno swoje pragnienia, otwarcie potrafią o nich mówić i jest to dla nich zupełnie oczywiste. Oczywiste też, że prędzej czy później zrealizują te swoje cele, a nie są to perzcież niezwykłe rzeczy, jednak dla mnie wydają się nieosiągalne (wiem, że to absurd co mówię), ale taki mam "program" w głowie. Próbuję się resetować.. może mi się w końcu uda. hehe. Najlepiej byłoby wgrać sobie nowy system.. hmm… tylko nikt jeszcze nie wymyślił jak to zrobić?
            DeTreo, piszesz dalej: "Wchodzi się w relację podobną do tej znanej, może na zasadzie "lepsze znane zło, niż nieznane dobro". Poza tym ludzie spokojni, ustabilizowani, zrównoważeni, tym co są przyzwyczajeni do ciągłej huśtawki i do skrajnych emocji wydają się po prostu nieciekawi". Też mi się tak wydaje, ale tego się nie robi świadomie przecież, to "się dzieje" niby samo. Znane – choćby złe – zawsze jest bezpieczniejsze, bo wiadomo jak reagować, a nieznane – choć lepsze – budzi podejrzenia, co jest przecież absurdem, ale tak jest. No nie? Sama odrzuciłam wiele życzliwych mi osób, tkwiąc w niezdrowych układach, właśnie z tego powodu co powyżej. Szkoda.. Ale to se ne wrati. Próbuję właśnie przekroczyć swoje granice, aby dalej nie tracić. Nie udawać przed sobą, że mi np. na czymś nie zależy, że czegoś tam nie chcę, kiedy tak naprawdę zrobiłabym wszystko aby to osiągnąć. A wystarczy "tylko" zadziałać inaczej niż zwykle.
            Jednak to bywa czasem przeszkodą nie do przekroczenia, dlatego moim aktualnym marzeniem jest "przeskoczenie samej siebie", przekroczenie własnych granic. Nie uważacie, że to dobra metoda? Jednak może też sporo naszych problemów wynika z tego, że gdzieś w głębi wydaje się nam, że na coś nie zasługujemy, bo, bo, bo… musimy spełnić i to, i tamto. A chyba tam gdzie zaczyna się stawianie warunków, nie ma już mowy raczej o prawdziwie szczerej, "ustawionej" na poznawanie relacji, jeśli akurat o układach międzyludzkich mowa. Warunki to bariera, blokada, zamknięcie się na to co nas spotka. I koło się zamyka.
            Pozdrowienia 🙂

            Onaczylija
            Uczestnik
              Liczba postów: 102

              magduska zapisz: Nie od razu Kraków zbudowano i raczej nie przekracza się własnych ograniczeń za pomocą jednego ruchu.”

              To na pewno. Ale pisząc o przekraczaniu własnych granic nie mam na myśli czegoś "wielkiego", tylko działanie wbrew własnym schematom, które się ciągle powiela. Przynajmniej ja powielam. Takie działanie "na przekór", jednak z pozytywnym skutkiem. Myślę, że te "małe sukcesy" o których piszecie mogą na pewno chwilowo poprawić nasze samopoczucie, może też trochę nas podbudować, ale żeby zdobyć ten nieosiągalny cel/cele trzeba zadziałać odwrotnie niż zawsze. Tak myślę. To jest wyzwanie. W sumie nawet podwójne.., bo trzeba najpierw zobaczyć u siebie ten wadliwy "schemat", który się powiela, czyli np. przyznać się przed sobą do czegoś, niewłaściwych reakcji, itd. itd. itd. Jeśli ktoś Ci coś wytknie, na pewno pomaga, do momentu kiedy nie zaczniesz się bronić.. No chyba, że jest to "nieżyczliwa" krytyka i ma inny cel niż pomoc nam. Wydaje mi się, że niekiedy trudno to rozpoznać, ale staram się odróżniać te rzeczy, nie wiem czy skutecznie, ale obserwuję.
              Nie umiem wkleić cytatu drugi raz więc wklejam inaczej, hehe.
              DeTreo piszesz:
              "Poza tym, jak ktoś nie przywykł dostrzegać własnych sukcesów to nawet jak zimą wejdzie na K2 bez tlenu, to i tak pomyśli, że to wcale nie taki wyczyn". Staram się
              zauważać drobne rzeczy – od poniedziałku załatwiłam coś tempie błyskawicy – i czuję satysfakcję.. Jednak okoliczności ułożyły się magicznie, powiedziałabym, że wydaje mi się jakby prawie nie brała w tym udziału, tylko wszystko "zadziało się" samo.. Jednak, mój problem polega też na ciągłych próbach odgadywania czego oczekują ode mnie inni (co przecież nie jest możliwe, tak naprawdę) i spełnianiu ich oczekiwań, próbie zadowolenia kogoś innego. Często zresztą błędnie to odczytuję. Zrealizowanie też czyiś ambicji, celów. Wiem skąd to się wzięło, jednak w codziennych kontaktach nie potrafię się przełamać, też w większych sprawach nie bardzo mi to idzie. Moje dążenia, marzenia, itd. są gdzieś tam pod spodem i często nawet zapominam jakie one były. Dziwne wydaje mi się jak inni łatwo wypowiadają głośno swoje pragnienia, otwarcie potrafią o nich mówić i jest to dla nich zupełnie oczywiste. Oczywiste też, że prędzej czy później zrealizują te swoje cele, a nie są to perzcież niezwykłe rzeczy, jednak dla mnie wydają się nieosiągalne (wiem, że to absurd co mówię), ale taki mam "program" w głowie. Próbuję się resetować.. może mi się w końcu uda. hehe. Najlepiej byłoby wgrać sobie nowy system.. hmm… tylko nikt jeszcze nie wymyślił jak to zrobić?
              DeTreo, piszesz dalej: "Wchodzi się w relację podobną do tej znanej, może na zasadzie "lepsze znane zło, niż nieznane dobro". Poza tym ludzie spokojni, ustabilizowani, zrównoważeni, tym co są przyzwyczajeni do ciągłej huśtawki i do skrajnych emocji wydają się po prostu nieciekawi". Też mi się tak wydaje, ale tego się nie robi świadomie przecież, to "się dzieje" niby samo. Znane – choćby złe – zawsze jest bezpieczniejsze, bo wiadomo jak reagować, a nieznane – choć lepsze – budzi podejrzenia, co jest przecież absurdem, ale tak jest. No nie? Sama odrzuciłam wiele życzliwych mi osób, tkwiąc w niezdrowych układach, właśnie z tego powodu co powyżej. Szkoda.. Ale to se ne wrati. Próbuję właśnie przekroczyć swoje granice, aby dalej nie tracić. Nie udawać przed sobą, że mi np. na czymś nie zależy, że czegoś tam nie chcę, kiedy tak naprawdę zrobiłabym wszystko aby to osiągnąć. A wystarczy "tylko" zadziałać inaczej niż zwykle.
              Jednak to bywa czasem przeszkodą nie do przekroczenia, dlatego moim aktualnym marzeniem jest "przeskoczenie samej siebie", przekroczenie własnych granic. Nie uważacie, że to dobra metoda? Jednak może też sporo naszych problemów wynika z tego, że gdzieś w głębi wydaje się nam, że na coś nie zasługujemy, bo, bo, bo… musimy spełnić i to, i tamto. A chyba tam gdzie zaczyna się stawianie warunków, nie ma już mowy raczej o prawdziwie szczerej, "ustawionej" na poznawanie relacji, jeśli akurat o układach międzyludzkich mowa. Warunki to bariera, blokada, zamknięcie się na to co nas spotka. I koło się zamyka.
              Pozdrowienia

              skandal
              Uczestnik
                Liczba postów: 139

                Mi akurat Onaczylija nie podoba się "przeskocznie samej siebie" bo to trochę jak walka ze sobą samym. Ja np wolę tą teorię że to ja wyznaczam granice i ja mogę je sam zmienić. Wtedy element walki znika, bo robisz to w zgodzie z sobą anie wbrew sobie. Tyle, że nie wiem czy wierzysz w to , że to co robisz to co widzisz zależy tylko od ciebie i niewazne że jest "program" ale to Twój program i ty będąc dorosłą osoba możesz go zmienić mając do tego odpowiednie "narzędzia". Mamy chyba tylko wpływ na siebie samych i dlatego wskaźnikiem własnej wartości jest dbanie o siebie, o swoje sprawy przede wszystkim (nie mylić z chorą odmianą egoizmu). Ja wierzę, że można wyznaczać granice, stawiac warunki i że to wszystko jest potrzebne tylko trzeba wiedzieć czego się chce…a tego ucczymy się całe życie. Tak jak granice można zmieniać, przestawiać w zależnosci od sytuacji bo się zmieniamy i to one świadczą o tym kim jesteśmy. Mi się wydaje, że problemem tu są warunki i granice a właściwie wyobrażenie o nich, że one są ustalone przez kogoś i są nienaruszalne…a tak naprawdę to jak dorośliśmy to śa już nasze i my możemy je zmieniać. Rzeczywistość jest taka jak ją widzimy i to chyba najwazniejsze bo daje to nam MOZLIWOSC jej zmieniania.

                Anonim
                  Liczba postów: 20551

                  Skandal, dzięki za odpowiedź. Mądrze gadasz 🙂
                  Ja przeskakiwanie siebie samej wyobrażam sobie np. tak… Podam na banalnym przykładzie. Ktoś Cię nauczył, że je się tylko i wyłącznie zielone jabłka, a np. czerwone jabłka to trucizna. Jednak z obserwacji świata, w miarę zdobywania doświadczenia zauważasz, że inni jedzą te czerwone jabłka i nie umierają. Jednak ten kod w tobie, ten wadliwy "schemat" jest tak silny, że na myśl o czerwonych jabłkach ogarnia Cię panika. Jednak coraz bardziej pragniesz tych czerwonych jabłek i mimo wielkiego strachu jaki Cię ogarnia próbujesz je zdobyć. Myślę, że już sama próba przełamania tego schematu jest sukcesem. Jednak jeśli nie ma się narzędzi nie wiadomo czy kiedykolwiek uda Ci się spróbować czerwonego jabłka. Ale jeśli nikt nigdy nie pokazał Ci jak to zrobić, sam od podstaw, metodą prób i błędów będziesz musiał próbować, może nawet czasem wyważając otwarte drzwi. Dla mnie w pewnym sensie jest to właśnie przeskoczenie samej siebie, mimo strachu jaki czuję. Może i jest to walka ze sobą, ale jeśli schemat którego używałam zawsze, nagle zaczyna mi dokuczać, mimo strachu i walki ze sobą spróbuję go zmienić.
                  Jeśli do tego dochodzi świadomość, że np. wadliwie nauczyliśmy się co to są, czy nie są granice, mamy fałszywe wyobrażenie o jeszcze 100 innych historiach, ilość wyważanych otwartych drzwi będzie się zwiększać. Tak wyobrażam sobie przeskakiwani samej siebie. A jeśli dzięki wielu różnym próbom, a może i niewielu, kto to wie?, uda się zmienić rzeczywistość tak aby grała z naszymi wyobrażeniami, to chyba jest w tym jednak jakiś sens..

                  DeTreo
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 16

                    Dziewczyny, przepraszam, że nie odpisuję. W czwartek rano nagle umarł najbliższy dla mnie człowiek. Nie mogę teraz pisać. Pozdrawiam Was i trzymajcie się.

                    Onaczylija
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 102

                      Moje kondolencje. Dzięki za poprzednie wpisy. Pozdrawiam Cię i trzymaj się też.

                      duszekk
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 357

                        Moim sposobem jest nie tyle oglądanie siebie pod kątem sukcesów (jak łatwo ktoś nieżyczliwi lub my sami możemy zmienić je w porażki!) – ale cieszenia się sobą, takim jakim się jest, w tym konkretnym dniu jaki jest 🙂

                        Mi bardzo pomogły góry, a od niedawna wspinaczka. Kocham to – więc czuję się lepiej, kiedy mogę robić to co kocham, czuję się lepszym, bardziej wartościowym człowiekiem. Kocham to – więc pokonuje słabości nie po to, by coś komuś udowodnić, nie myślę o sobie – tylko o celu, który chce osiągnąć. Kocham to – więc nie pospisuje się przed nikim i tylko nieznacznie przekraczam granice zdrowego rozsądku. Kocham to, więc rozmawiam o tym z ludźmi z radością – zyskuje ich sympatie o szacunek a wtornie to poprawia obraz siebie. Dzięki wspinaczce mogę odczuć swoje sponiewierane przemocą ciało – jako sprawne, silne, rozciągnięte co wpływa pozytywnie na psychikę. Nagle się okazuje, że ta, która na WFie była wybierana do drużyny jako ostatnia potrafi z wdziękiem przemieszczać się po przewieszonych ściankach i z plecakiem zdobywać dwutysięczniki – taka pasja naprawdę pomaga, każdemu polecam 🙂

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 11 do 20 (z 20)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.