Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD jakie były są hamulce… przed pójściem na terapię

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 15)
  • Autor
    Wpisy
  • agus
    Uczestnik
      Liczba postów: 3567

      no właśnie 😉
      wiele osób zanim pójdzie na terapię "prowadzi walkę ze sobą" iść, nie iść… miałam tak samooo… walczyłam rok… albo za daleko terapia, albo za małe moje miasto i wszyscy będą wiedzieć, albo strach przed zwierzaniem się, albooo sama nie wiem coooo… ale, zawsze było jakieś aleeeee… to była prawdziwa walka, choć dziś wiem, ze bezsensuuuu…stad sobie pomyśłam aby założyć taki wątek, który być może pomoże wielu "walczącym ze sobą".

      Proszę jeśli macie ochotę dzielcie się swoimi przeżyciami…

      Pozdrawiam 🙂

      Femina
      Uczestnik
        Liczba postów: 236

        U mnie to bylo tak, ze niby nie odwlekalam pojscia na terapie, bo jak tylko wpadl mi ten pomysl do glowy to w ciagu kilku miesiecy znalazlam odpowiednia psycholozke i zaczelam uczeszczac na terapie.
        Ale przez ponad rok meczylam sie psychicznie srasznie siedzac w domu z depresja, objawy odstawienia dragow dawaly o sobie znac. I jakos przez ten czas gdy bylo bardzo zle nawet przez moment nie pomyslalam o terapii. Dopiero jak depresja i objawy odstawienia (psychiczne) troszke odpuscily – wtedy zaczelam sie rozgladac za terapia.

        Ja jestem osoba, dla ktorej chodzenie do psychologa jest czyms totalnie normalnym. Juz jako nastolatka interesowalam sie psychologia i wiem, ze to nauka ktora daje podstawy do zdrowego,szczesliwego zycia. Chodzenie do psychologa nie jest ujma, nie jest wsydem. Od tego psycholog jest zeby pomoc.

        Wymowek zawsze mozna znalezc tysiace, np. ze za daleko. Ja jezdzilam do psycholozki ponad godzine pociagiem i metrem, z 4 przesiadkami, ze wschodniego Londynu na poludniowy, przez cale miasto. I nie bylo to dla mnie za daleko, cieszylam sie po prostu, ze znalazlam sobie pomoc.
        Bardzo chcialam sobie pomoc, zalezalo mi na moim zyciu, na zmianie, na zdrowej przyszlosci.

        Moja psychoterapia byla rozlozona na dwie czesci: najpierw ponad pol roku praca nad moim uzaleznieniem (bylo latwiej, bo bylam juz po wstepnej psychoterapii grupowej) i druga czesc: praca nad zranieniami z dziecinstwa ok. pol roku. Terapie zakonczylam, bo psycholozka zasugerowala, ze juz dam rade sama,ze mam wszystkie narzedzia potrzebne do zdrowego zycia i ze sobie poradze.

        No i w sumie miala racje 🙂

        Z roku na rok jest lepiej.

        mmaniak123
        Uczestnik
          Liczba postów: 291

          Czesc
          Mialam ok 30 lat gdy pierwszy raz kiedy uslyszalam o DDA. Spojrzalam na swojego rozmowce jak na idiote gdy zasugerowal terapie ( byl to moj byly partner alko niepijacy)…nawet nie slyszalam wowczas o takiej nazwy, i oczywiscie od razu nastapil zdecydowany sprzeciw. Ale ziarenko zakielkowalo. Zdarzalo sie ze od czasu do czasu myslalam o niej. Moj opor przed terapia wynikal ze strachu przed mowieniem o przeszlosci, o tym co sie ze mna dzialo, zwlaszcza w grupie. Bo mowiac o terapii tak ja wlasnie widzialam…. Jak w filmie….siedzi sobie grupka osob na krzeselkach i mowi o sobie 🙂 Nie bylo we mnie leku przed tym ze ktos sie dowie czy zobaczy…
          Z czasem zdarzalo mi sie coraz czesciej myslec o tym, ale jakos odkladalam to na pozniej. Az po prawie 17 latach nastapil dzien, w ktorym idac ulica a mialam akurat wolny dzien pomyslalam sobie…. -" jesli nie teraz to kiedy???"-…
          Wiedzialam i czulam ze jesli nie zrobie tego dokladnie teraz w tym momencie to dalej bede zwlekac i prawdopodobnie wciaz bede to odkladac.
          Zawrocilam i poszlam do przychodni. Tam niemalze od reki zostalam przyjeta…
          I tak rozpoczela sie moja droga…
          Pozdrawiam 🙂

          YokoOno
          Uczestnik
            Liczba postów: 339

            Ja nie miałam oporów.Czułam,że muszę iść na terapię,bo dalej tak być nie może.

            YokoOno
            Uczestnik
              Liczba postów: 339

              Ja nie miałam oporów.Czułam,że muszę iść na terapię,bo dalej tak być nie może.

              Czarna
              Uczestnik
                Liczba postów: 318

                Ja najpierw myślałam, że terapia nic mi nie da, później, że sama sobie pomogę, oczywiście jak doszłam do tego, że jednak muszę iść (muszę, a nie chcę ) to wynajdywałam tysiące powodów, żeby nie iść, czyli zwykle bolał mnie brzuch, głowa, miałam zły nastrój albo padał deszcz 😉 godzina była nie ta, nie zdążyłam na autobus, "dziś nie", itp. Jak już wyznaczyłam sobie pierwsza wizytę to myślałam, że umrę ze strachu ale jakoś poszło. Mimo to pierwszą terapię przerwałam i dopiero teraz, po około 6 latach od momentu gdy dowiedziałam się o DD chodzę na terapię z pełną świadomością czemu mi jest potrzebna i korzystam z niej tyle ile się tylko da. Musiałam dorosnąć do tego 🙂

                agniechaa
                Uczestnik
                  Liczba postów: 100

                  No więc właśnie ja jestem na etapie tejże "walki". O DDA sie dowiedziałam jakoś 1,5 roku temu przypadkowo trafiając na to forum. I wtedy postanowilam że pójde na terapie.. Ale z czasem jakoś ta myśl sie ulotniła i tak sobie minął rok i trafiłam tu znowu. I od tamtej pory jeszcze nie poszłam bo… sie boje. Nie wiem w sumie czego, jakiś ten lęk irracjonalny. Jedyną przeszkodą jest to że boje sie że znajomi mnie tam zobaczą. Co jest wielce prawdopodobne bo ośrodek jest w akademiku.. Poza tym jak myśle o tym to zawsze mi sie wbija że przeciez i tak nie będe miała czasu chodzić bo grafik mam zapchany… Ale jakbym chciała to czas bym znalazła… Boje sie, że jak tam pójde to usiąde i nie bede wiedziała co mówić i sobie pomyślą, że im bez sensu zawracam głowę bo nie mam problemu… wydaje mi sie że tej terapii nie potrzebuje bo radze sobie jakoś w życiu… ale z drugiej strony jak czytam co ta terapia daje no to chce iść… Nie wiem kiedy uda mi sie wreszcie przełamać.

                  Panama
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 3986

                    Ja, o tym, że powinnam zmienić siebie dowiedziałam się przypadkiem. Jako osoba silnie współuzalezniona (pije moja mama, ktora jest DDA), szukałam sposobu jak sprawić żeby przestała. Po 10 latach rozpaczy i złudnej nadziei, że mogę to zmienić (płaczem, złością, szntażem, logicznym tłumaczeniem itp.) weszłam na forum dla AA, tam dowiedziałam się, że jest coś takiego jak Al-Anon i tylko tam mogę znaleźć pomoc. Niechetnie, ale poszłam. Idea obcych ludzi, z którymi miałabym rozmawiać o sobie, napawała mnie niechęcią. Byłam jednak zdecydowana zrobić wszystko dla matki. Poszłam, ale po 2 tygodniach zwlekania. Nie uważałam, że ze mną jest coś nie tak, uważałam, że taki mam charkter lub obwiniałam zachowanie innych ludzi.
                    Chciałam dostać receptę, co zrobić z matką, a w zamian poznałam program 12 stopni i swoje wnętrze. Na poczatku ciężko mi było mówić, bo zawsze byłam twarda i radziłam sobie za wszystkim sama, o problemach nikomu nie mówiłam. Powoli się przełamałam, teraz moje zycie jest zupełnie inne. Kiedyś nawet nie wiedziałam, że można się tak dobrze czuć. Długo mogłabym pisać, ale konkluzja jest taka, że nigdy nie podejrzewalam siebie, że potrzebuję pomocy i mam takie błędne widzenie siebie i rzeczywistości.

                    Edytowany przez: panama, w: 2013/01/15 17:35

                    Tajemniczy Don Pedro
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 1774

                      Witam ,no niestety ja jeszcze nieskorzystałem z opieki psycholga ,choć czasem by mi sie bardzo przydała ,starałem sie zawsze radzic samemu i raz jest dobrze a raz nie ,i jedynym prochem jaki mi pomaga jest praca .Wiczory sa najgorsze ,a o DDA powiedziała mi moja przyjaciółka i wszystko co wyczytałem sie z moja osobą zgadzało ,wiec czas chyba pomyslec o jakiejs terapii 🙂

                      Anonim
                        Liczba postów: 20551

                        ja z okresleniem DDA zetknełam się całkiem niedawno- byłam wtedy w takiej sytuacji,że czułam,że MUSZĘ coś zrobić, zeby wyrwać się z tego stanu. miałam taki czas, kiedy mialam wrażenie że cały świat mi się zawalił na głowę. czułam poprostu,że sama sobie nie poradzę, a musiałam się jak najszybciej podnieść. ta informacja o DDA dobiła mnie jeszcze bardziej – poczułam się, jak bym była wadliwa. wczesniej nie sądziłam, że ja potrzebuję pomocy,że mogłabym się zmienić. to znaczy potrzebowałam pomocy,ale nie sądziłam, ze w takim wymiarze. raczej myslalam o pomocy doraznej w zaistnialej sytuacji. zwykle to co mnie spotykalo zrzucałam na barki zwykłego pecha, obwinaiłam tez innych ludzi, których napotkalam na swojej drodze. w wielu wypadkach nie szukałam winy w sobie. nagle cały mój swiatopogląd zaczął się przewracac- nie wiedziałam juz co jest co, co jest dobre a co nie.
                        z drugiej strony pojawiła się pewna nadzieja. jakieś objawienie,że jednak więcej w moim życiu zależy ode mnie. skro coś zależy ode mnie, to znaczy,że mogę to zmienić, więc dlaczego tego nie zrobic!?
                        wzcesniej swoje życie widziałam jak pasmo nieśzczęść, z którymi nic nie da się zrobic tylko zaciskać zęby i iść dalej.
                        teraz mam jakiś punkt wyjścia.
                        miałam tzw.trudne dzieciństwo i wyrobiłam w sobie kilka schematów, które wtedy pomagały mi przetrwać, teraz jednak juz nie są mi potrzebne. teraz wręcz mi przeszkadzają. mogę więc się ich pozbyć, mogę zmienić siebie i być szczęśliwa, napewno szczęśliwsza. ta wizja powoduje tyle, że chcę pójść na terapię.
                        blokady jednak były i pewnie gdyby nie mój rozpaczliwy stan w tamtym momencie, mozliwe,ze odwlekałabym to mimo wszystko. wtedy byłam wtakim punkcie,że już nic innego mi nie pozostało. wyszuakałam informacji o DDA w moim mieście, zadzwoniłam, Pani zaprosiła mnie na rozmowę. jeszcze tego samego dnia poszłam i nie powiedziałam wiele, zapisałam się do psychologa i chlipałam pod nosem. wstydziłam sie tego, ale nie byłam w stanie mówić. czekając kilka dni na rozmowe z psychologiem myślałam sobie- psycholog- ok w koncu po to jest,żeby pomagac,ale grupa… mowy nie ma. jak ja mogłabym usiąść z obcymi ludźmi i opowiadać o tym jaka jestem, o swoim dzieciństwie o pijanstwie o biedzie o awanturach- o patologii w której wyrosłam. NAPEWNO NIE. Jednak po rozmowie z psychologiem, pani zaprowadziła mnie na salę. pomyślałam wtedy- ok niech bedzie, posiedze, popatrze, napewno nie bede sie odzywać… i jak już każdy zaczął mówić, pomyślałam,że musze to z siebie wyrzucić. i zaczełam mówić płakać i znowu mówić a jak wyszłam to czułam sie niezwykle lekka.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 15)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.