Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Nową na forum

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 16)
  • Autor
    Wpisy
  • Ana87
    Uczestnik
      Liczba postów: 6

      Cześć wszystkim.
      W ciągu zaledwie miesiąca dowiedziałam się, że jestem DDD, współuzależniona i uzależniona emocjonalnie od partnera. Właściwie byłego partnera, bo wczoraj się rostaliśmy. Oprócz powyższych muszę więc przejść żałobę po rozstaniu. Po raz pierwszy w moim 33-letnim życiu (do tej pory wskakiwałam pozwalałam sobie na przeżywanie tych emocji i wskakiwałam z jednej relacji w kolejną, nie byłam „singlem” odsetek niż 2 tygodnie od 14 roku życia).
      Na ten moment moimi głównymi problemami są niska samoocena, tłumienie nieprzyjemnych emocji, lęk przed porzuceniem i samotnością, „zatracanie się” w związkach i wybieranie (podświadome oczywiście) niedostępnych emocjonalnie partnerów, z którymi utrzymuję relację „do samego końca”, a potem natychmiast wychodzę w kolejną, równie dysfunkcyjną.
      Nazbierało się tego trochę, a to oznacza, że przez następne kilka miesięcy czeka mnie dużo naprawdę ciężkiej pracy, ale mam nadzieję, że w końcu uda mi się stanąć na nogi.
      Czy ktoś z Was zmaga(ł) się z takimi problemami i mógłby poradzić mi od czego zacząć? Może polecić jakąś skuteczną terapię w Warszawie? Może grupową? Nie jestem przekonana czy mityngi i 12 kroków są dla mnie. Nie jestem wierząca.
      Pozdrawiam ciepło 🙂

      Fenix
      Uczestnik
        Liczba postów: 2551

        Cześć
        <p style=”text-align: justify;”>Po pierwsze nic nie musisz. Nie musisz przechodzić żałoby. Możesz ewentualnie postanowić sobie, że chcesz dla własnego dobra. 😉</p>
        Skoro widzisz problem w tym, że nie potrafisz żyć sama bez mężczyzny, to taki okres żałoby i narzucenia sobie celibatu z pewnością Ci pomoże.

        Nie zakładaj sobie z góry określonych ram czasowych. Po pierwsze nie wiesz ile Ci to faktycznie zajmie czasu. Po drugie, jak dla mnie, takie nałożenie ram czasowych jest właśnie taką oznaką, że nie potrafisz żyć sama, na zasadzie „muszę wytrzymać tyle i tyle a później mogę już szukać sobie kogoś”. Tak naprawdę gotowa będziesz wtedy kiedy zacznie Cię cieszyć życie w pojedynkę i będziesz się czuła dobrze sama że sobą.

        Na początek daj sobie trochę czasu na nie robienie nic w celu szukania terapii. Bo na razie mam wrażenie, że jesteś nakręcona jak sprężyna i najbardziej zależy Ci na wyjściu z tego miejsca, w którym jesteś. I w którym jesteś sama. Daj sobie chwilę ciszy i powiedz sobie, że zostałaś sama. Najlepiej na głos i przed lustrem. Wtedy opadnie nakręcenie, pewnie zaczniesz się rozpadać bo poczujesz to, że jesteś sama. I wtedy będzie dobry moment na szukanie pomocy.

        Tak wygląda faktyczny początek świadomego przechodzenia żałoby. Od uczucia, że zaraz umrzesz.

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 931

          Mityngi DDA i inne 12 krokowe (DDD, SLAA, AA, itd.) nie są dla osób wierzących. One są dla osób, które chcą poradzić sobie z danym Problemem. Byłaś przynajmniej na jednym? Zalecane są przynajmniej trzy odwiedziny przed podjęciem decyzji, że „To nie dla mnie”. Program 12 kroków to uznane przez wielu terapeutów narzędzie pomagające w powrocie do „zdrowia”. Przy częstej zmianie partnerów i niestabilnym życiu uczuciowym możesz też mieć problem z seksualnością i sferą romantyczną – w tym przypadku, oprócz DDD, warto by zajrzeć też do wspólnoty SLAA. Adres: Warszawa ul. Sienna.

          Zajrzyj chociaż.

           

          Oskar DDA
          Uczestnik
            Liczba postów: 73

            Cześć.

            Może warto spróbować wszystkiego? Terapii indywidualnej, grupowej, meetingów?

            Skąd możesz wiedzieć, co pomoże najbardziej?

            Te wszystkie metody okazują swoje zalety i wady dopiero ,,w działaniu”.

            Nic nie jest lepsze czy gorsze tylko bardziej dopasowane do problemów i potrzeb.

             

            Pozdrawiam.

            Ana87
            Uczestnik
              Liczba postów: 6

              Dziękuję Wam bardzo za odpowiedzi.


              @Fenix
              , masz rację, jestem nakręcona. Jeszcze miesiąc temu byłam przekonana, że wszystko co złe w moich relacjach z mężczyznami, to wyłącznie ich wina. Ja przecież kochałam, wspierałam, pomagałam, poświęcałam się, robiłam co mogłam i dostawałam znacznie mniej niż sama dawałam. Teraz wiem, że to nie do końca tak. Ja też dołożyłam sporo swojego… Na dodatek to ma swoją nazwę, nie tylko ja przechodzę przez coś takiego i innym udało się to pokonać. Myślę sobie chyba, że jak już udało mi się zidentyfikować problem, to muszę szybko go naprawić, żeby przestać ciągle popełniać te same błędy i nauczyć się żyć normalnie. Szczęśliwie. Dla własnego dobra, bo ostatnimi czasy moje życie było… hmm… nie do zniesienia. Bardzo potrzebuję poczuć się lepiej.


              @Jakubek
              , nie byłam. Już sama wzmianka o Bogu i oddawanie swojego losu w ręce siły wyższej skutecznie mnie zniechęciła. Wydaje mi się, że sami powinniśmy być odpowiedzialni za to, jak wygląda nasze życie.  Tymniemniej spróbuję. Nie mam przecież nic do stracenia. Odnośnie „częstej zmiany partnerów i niestabilnego życia uczuciowego” to nie do końca tak. Byłam w trzech związkach. Jeden z nich trwał prawie 15 lat, dwa po 2 lata. Chodziło mi raczej o płynność przechodzenia jednej relacji w inną.


              @Oskar777
              , masz rację, nie wiem co mi pomoże. Pytałam raczej o Wasze doświadczenia w tym temacie. Wiem, że nie ma jednej uniwersalnej drogi, która pomoże każdemu, ale szybko potrzebuję czegoś co postawi mnie teraz na nogi…

              Fenix
              Uczestnik
                Liczba postów: 2551

                A dlaczego tak naprawdę chcesz jak najszybciej rozwiązać problem?

                Czy dlatego, że uważasz, że jak się to stanie to będziesz w szczęśliwym związku do końca życia?

                Czy może dlatego, że jak zajmiesz się tym co jest nie tak, to przestaniesz się wewnętrznie szarpać, spinać i zagości w nim spokój, bo zaczniesz się czuć dobrze ze sobą bez względu na okoliczności?

                W moim przypadku była to właśnie chęć poczucia wewnętrznego spokoju. Miałam już dość ciągłego walczenia z życiem i że sobą.

                Kiedyś dostałam bardzo mądrą radę. Daj czasowi czas. Każde zranieniem wymaga czasu na wyleczenie. 🙂

                Jak dla mnie prawdziwym szczęściem jest wewnętrzny spokój wynikający z pogodzenia się ze sobą.

                Odnośnie wiary. Ja przechodziłam różne ścieżki. Obecnie jestem osobą wierzącą ale bezwyznaniową, co znaczy, że nie identyfikuję się z żadną religią.

                Co mi dał powrót do wiary? To że spadł ze mnie ciężar odpowiedzialności samej za wszystko, to że mogę czasem powiedzieć „nie mam już siły” co oznacza, że odpuszczam przymus kontrolowania i panowania nad wszystkim, także nad tym na co nie mam wpływu. Powrót do wiary dał mi jeszcze coś. To że mogę zaufać, że ktoś nade mną czuwa i naprowadza mnie na właściwą ścieżkę, która wprawdzie nie jest czasem prosta ale ma mnie czegoś nauczyć, pokazać, że daję sobie radę i w ten sposób staje się jeszcze silniejsza. Tym samym oddaje mi sprawczość tam gdzie mam na coś wpływ.

                W moim życiu zbyt wiele było nieprzypadkowej przypadkowości, której znaczenie widziałam dopiero po czasie, żebym mogła myśleć iż tylko ja w pełni decyduję o swoim życiu. 🙂

                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez Fenix.
                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez Fenix.
                Jakubek
                Uczestnik
                  Liczba postów: 931

                  @Ana, może się zdarzyć, że ktoś mówi dużo o Bogu, bo pojęcie Siły Wyższej jest istotne w programie 12 kroków. Ma ono jednak spore znaczenie psychologiczne. Chodzi o uznanie/przyznanie się do bezsilności wobec skutków dorastania w alkoholowym czy dysfunkcyjnym domu (tak w DDA/DDD). To trudne, ale trzeba uznać, że nie wszystko od nas zależy. Nie mamy wpływu na to, czy jutro będzie padał deszcz i na wiele innych spraw.

                  Na mityngach jest sporo ateistów, mających problem z tym  Bogiem. Czytalem, że pewna osoba na początku za swą Siłę Wyższą obrała krzesło, potem stół, potem grupę mityngową, potem siebie…

                  Niepodważalną korzyścią zawsze jest spotkanie osob, które chcą poradzić sobie z podobnym problemem.

                   

                  dda93
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 628

                    Z własnego doświadczenia mityngi SLAA zdecydowanie odradzam – przynajmniej na początek. NIE są to spotkania dotyczące problemów w związkach, uzależniania się od osób, przemocy w relacjach ani innych tego typu spraw. Mówi się tam o uzależnieniach od pornografii i od bywania w różnych „dziwnych” miejscach.

                    Ana87, po prostu popróbuj różnych opcji terapii DDA/DDD i wtedy sama uznasz, co jest dla Ciebie najlepsze i czego jeszcze będziesz potrzebowała. Nikt tam nie sprawdza Twojej religijności, choć trzeba brać poprawkę na to, że duża część osób jest wierząca – ale to osobisty wybór każdego człowieka.

                    Sam też nie jestem religijny, ale przez wiele lat na mityngach i terapiach żadna większa krzywda z tego powodu mi się nie stała 😉

                    • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez dda93.
                    Jakubek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 931

                      Tylko sprostuję, że SLAA to nie tylko pornografia i bywanie w różnych miejscach, ale i obsesyjne miłosne zauroczenia, cyklicznie nieudane relacje, pociąg do dysfunkcyjnych partnerów, zdrady i wiele innych wzorców zachowań właściwych mężczyznom i kobietom. Dużo zależy od danej grupy mityngowej, ilości w niej kobiet i mężczyzn, wieku uczestników, itd. Każdy (dosłownie) mityng 12 krokowy ma swoją specyfikę i dlatego warto szukać odpowiedniego dla siebie. Luksus wyboru mają osoby z dużych miast, w których działa wiele grup pracujacych z problemem DDA/DDD (ale też AA, SLAA, SA, NA, itp.).

                      Warto aktywnie szukać swojego miejsca.

                      No i oczywiście trzeba pamiętać, że mityngi to nie terapia a grupa samopomocowa.

                      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez Jakubek.
                      Ana87
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 6

                        @Feniks, tak naprawdę chyba jedno i drugie. Liczę na to, że w miarę zdrowienia, uda mi się zbudować poczucie własnej wartości, odzyskać spokój i samą siebie, a wtedy będę mogła bardziej uważnie wybierać osoby, które wpuszczam do swojego życia. I wiem, że nawet wtedy może nie być „długo i szczęśliwie”, ale jeśli zostawię to tak jak jest teraz, to napewno nigdy tak nie będzie. Chociażby dlatego, że nie jestem szczęśliwa sama ze sobą…
                        Co do wiary, cieszę się, że odnalazłaś coś, co daje Ci wsparcie. Ja niestety póki co muszę polegać na sobie i wspomagać się ograniczonym zasobami, które mam 😉

                        @Jakubek
                        , krzesło? Rewelacja, nie wpadłabym na to 😄 Znalazłam w sieci alternatywną wersję 12 kroków dla ateistów. Siła wyższa jest tam zastąpiona przyjaciółmi, wspólnotą albo po prostu samym sobą. Zdecydowanie bardziej do mnie przemawia.

                        @dda93
                        , dziękuję, cenna uwaga. Intuicyjnie doszłam do podobnych wniosków robiąc test SLA. Chyba zbyt ciężki kaliber na początek…
                        A odnośnie obecności na mityngach osób religijnych – zupełnie mi to nie przeszkadza. Nie mam nic do tego, w co ktoś wierzy lub nie. Po prostu nie przemawia do mnie ich motywacja.

                        Na razie umówiłam się na konsultację indywidualną z psychotraumatologiem i od przyszłego tygodnia zaczynam terapię grupową DDA/DDD. Planuję również „wybadać” mityngi online.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 16)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.