Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Poczucie braku akceptacji

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 37)
  • Autor
    Wpisy
  • marekpiotr
    Uczestnik
      Liczba postów: 2

      Czy Was też prześladuje ciagłe poczucie braku akceptacji? Jak często szukacie akceptacji u innych?

      Dla mnie jest to spory problem. Nawet drobiazg potrafi sprawić, że zacznę czuć sie ¼le. Często gdy muszę odmowić to czuję się winny. Nawet gdy wiem że mam rację, trudno jest mi przeciwstawić sie opinii innych.

      _Wojtek_
      Uczestnik
        Liczba postów: 77

        Ja mam identyczny problem. Moja terapeutka uważa, że to moja podstawowa dysfunkcja i przede wszystkim poczucie winy jest przedmiotem terapii.

        Powiem nawet, ze sobie nie zdawalem sprawy jakie to poczucie winy mialem rozległe. Teraz po kilku spotkaniach na terapii jest duzo lepiej.

        pozdrowienia
        Wojtek

        Anonim
          Liczba postów: 20551

          niestety występuje u mnie ten sam problem. w moim słowniku słowo "nie" praktycznie prawie w ogole nie występuje. co więcej czasami prawie się "narzucam" z pomoca byleby tylko pozyskac akceptacje. a potem czuje się jak łoś, wykorzystywany przez innych, bo nie daje rady z własnymi sprawami a załatwiam coś dla pozostałych.ale jest też dobra strona tego zjawiska. jak juz sami zaakceptujemy siebie, nie będziemy zabiegac o ta akceptację u innych, nauczymy się kontrolowac swoje "pomocne odruchy" to zostanie w nas tylko chęc pomogania innym-BEZINTERESOWNA, a to przecież zaleta 🙂

          Anonim
            Liczba postów: 20551

            Ech, skad ja to znam… Najgorsze jest wlasnie to poczucie winy, gdy trzeba by bylo powiedziec "nie"… Od razu nachodza mnie wtedy czarne mysli- przeciez ta osoba juz nigdy wiecej sie do mnie nie odezwie… I dlatego biore na siebie projekty innych, pracuje po nocach, swoje rzeczy odkladam na nieokreslone "pozniej". Bo pragne akceptacji, chce byc "kumpela" calego swiata, nie chce byc samotna… Niestety po opracowaniu kolejnego cudzego projektu ukojenie nie nadchodzi, a za to dodatkowy dol, ze moje rzeczy leza nie zalatwione… I tak w kolko…

            Anonim
              Liczba postów: 20551

              też miałam z tym ogromny problem, duzo czasu zajela mi walka, a pozniej odpuscilam, wygladalo to tak, ze zamiast sie wsciekac sprobowalam potraktowac sie ze spokojem, bez odrzucania, zaczelam odpedzac od siebie wszelkie czarnego rodzaju mysli, teraz walcze z nadinterpretacja, poniewaz od zawsze staralam sie kontrolowac ludzi, zeby w pore wychwycic reakcje skierowan eprzeciwko mnie, znam to uczucie zepsutego nastroju, bo ktos na mnie spojrzal "zle", cos mi powiedzial, teraz sie uodparniam, to jest mozliwe daje poczucie ulgi, juz nie przywiazuje do tego takiej uwagi, przestaje szukac dziury w calym, malymi kroczkami coraz bardziej zaczynam sie akceptowac, przynajmniej takie mam wrazenie

              aniaDDA
              Uczestnik
                Liczba postów: 410

                a ja z powodu braku akceptacji rodzicow probowałam szukac akceptacji u innych za wszelka cenę,ostatnie dwa po spotkaniu moich rodzicow i ich całkowietej ignorancji mojej osoby,dały mi dużo do myślenia,a przede wszystkim myśl taka,że nie wiem jak bym się starała i jakim ideałem była,tej akceptacji rodzicow nie uzyskam,oni maja mnie po prostu w d***,do tej pory nie mogłam się z tym pogodzić,chciałam być ideałem,żeby pokazać im,że jestem coś warta,warta zainteresowania,teraz wiem,że nie warto się starać ani dla nich ani dla innych,warto byc soba i robić wszystko z chęci a nie z przymusu.jednak wciaż ciężko mi się żyje z piętnem niekochanego dziecka,trudno mi wykrzesać z siebie jakieś poczucie wartości,skoro dla rodzicow,najważniejszych dla mnie w dziecinstwie osob,byłam i jestem nikim,trudno siebie w tej sytuacji zaakceptować.dobrze jest szukać w swoim otoczeniu osob,ktore akceptuja nas takich jacy jesteśmy z naszymi wadami.

                Anonim
                  Liczba postów: 20551

                  podstawa to zaakceptowac sama siebie, pozniej zrozumiec, ze inni-rodzice, kochali nas najlepiej jak potrafili, pozniej moze uda sie wybaczyc, innym, sobie, teraz jest moment w ktorym zaczynam dostrzegac, ze jednak jestem otoczona miloscia, ale wciaz bardzo sie boje sie tego dostrzec

                  Anonim
                    Liczba postów: 20551

                    HEJ,
                    jA w sumie niedawno sobie to uświadomiłam. Zastanawiałam się nad tym czy nie przyjść na jakieś spotkanie DDA ale sobie pomyślałam, że ktoś mogłby zapytać np. A pani, po co tutaj prszyszła? (znajac siebie bałabym się na poczatku odzywać do tych ludzi)Pozostaje mi coż…czekać aż przestanę się bać osadzania, albo bedę czuła się bardziej zdeterminowana…

                    Anonim
                      Liczba postów: 20551

                      to powodzenia w czekaniu na to aż przestaniesz się bać…ja czekałam 24 lata i zamiast sie z lud¼mi oswajać ja bałam się ich coraz bardziej, strach przed nimi mnie paraliżował. myślę sobie że mam juz tego dość-jakis czas temu zaczęłam terapię i wyglada na to że wspolnymi z siłami uda sie nam (mi i mojej terapeutce) jeśli nie wyeliminować to jakos zmniejszyć ten strach. ja już nie miałam siły czekać…Ty masz?

                      Anonim
                        Liczba postów: 20551

                        Czy ja mam poczucie braku akceptacji? Nie wiem…
                        Moja matka nigdy nie była miła, ciepła, troskliwa, przynajmniej nie pamiętam… Zawsze jednak chciała za taka uchodzić, szczegolnie przed innymi, dużo o tym potrafi mowić, a w zasadzie dawać do zrozumienia, że tak jest…Zawsze byłem ubrany, czysty i nakarmiony.
                        Nie raz dała mi odczuć, że nie jestem taki jak by chciała: grzeczny, miły, zdolny, uczynny, porzadny, pomocny. Zawsze w jej słowach byłem zły, nieodpowiedzialny, egoistyczny, samolubny. "Taki sam jak ojciec". Robiła karczemne awantury, jako dizecku groziła że wyrzuci z domu, obrażała, wysmiewała i poniżała przy innych. Ale jednocześnie zawsze byłem "jej syneczkem", "dobrym dzieckiem". Kontrolowała co robię, gdzie idę, kiedy wrocę. Dzwoniła w środku nocy, żeby zapytać się, "czy do niej nie dzwoniłem?". Zawsze tylko dlatego , "że się o mnie martwi". Mimo że tysiace razy prosiłem aby dała mi spokoj, nie wtracała się, że nie ma powodu, że idę tylko do pracy… Wtedy obrażała się, wychodziła, przerywała rozmowę, nie odzywała sie całymi dniami. A po tygodniu robiła znowu to samo. I z pretensja w głosie pytała, jak długo mam zamiar z nia jeszcze nie rozmawiać?! To zawsze ja byłem wszytkiemu winien…
                        Czy mam poczucie braku akceptacji? Nie wiem… Wiem, że nie mam dowodow, na brak akceptacji. Zawsze zadbała abym był czysty, ubrany, nakarmiony i wyjeżdzał na wakacje. Co z tego, że przez sasiadow i z sasiadami?
                        Na pewno czuję się "nie chciany". Niechciane dziecko, ktore sprawiło kłopot tym że się urodziło. Ojcu, bo miał inne plany na życie i dwojke dzieci z inna kobieta oraz matce, bo została sama z dzieckiem i nie chciał jej potem żaden facet, po tym jak moj ojciec zostawił ja sama i odszedł do trzeciej kobiety. Czuję się jak "wpadka", jak "sposob", ktory miał zatrzymać wymarzonego mężczyznę przy matce, ale się nie udał, i nie wiadomo, co z nim teraz zrobić.Czuję się jak "dyskomfort", budzacy sprzeczne uczucia: niechęć bo jest niechciany; wstyd, bo co powiedza inni jak się go pozbędę; złość, bo muszę zajmować się czymś na co nie mam ochoty; gniew bo przeszkadza mi w ułożeniu sobie życia na nowo; poczucie winy, bo nie poswięcam mu tyle czasu ile potrzebuje.
                        A co robię? Czerwone paski w szkole, studia, studia podyplomowe, języki, kilogramy uprawnien sportowych, papierow, szkolen, przeczytanych ksiażek, kursow, praca na dwa etaty, kolejne studia w planach…Zawsze gotowy, profesjonalny, poważny, zawsze na czasie, z ręka na pulsie, pomagajacy innym, nigdy nie odmawiajacy, nawet gdy ktoś prosi po raz dziesiaty o to samo… Z wszytskimi chcę rozmawiać ,wszystkich zadowolić, z wszytkimi się lubić… Wszędzie dopatruję się krytyki, ataku, proby poniżenia, podwojnego znaczenia, pułapki. Czekam na atak wprost, lub z ukrycia. Uśmiecham się do innych, ale tak naprawdę czuję do nich wstręt, niechęć, złość, gniew, żal i smutek. I czuję się winny, że tak jest. I tylko jestem zadbany, najedzony i dobrze ubrany.
                        Tak trudno mi skorzystać z pomocy, zaufać innym, przyznać się i zmienić coś w sobie. Chciałbym, a jednocześnie czuję, że tak bardzo sie staram i że tak naprawdę to nie ja powinien się zmienić. Nie mogę rozstać się z tym pragnieniem..
                        Oddałbym kawał życia, aby choć przez chwilę, przez moment, stać się dla kogoś kimś wyjatkowym, traktowanym z uśmiechem, zadowoleniem i przyjemnościa za to że przyszedłem. Potrzebym. I oddałbym za kogoś takiego życie.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 37)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.