Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Problem w tworzeniu emocjonalnych więzi

Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 65)
  • Autor
    Wpisy
  • nzn
    Uczestnik
      Liczba postów: 12

      Być może mój problem polega na tym,że nie potrafię siebie pokochać.Szczerze mówiąc nie wiedziałbym za co…

      A co do tego wychodzenia do ludzi,szukania pasji to już tym rzygam.

      Był kurs tańca,studia,basen – ale na niewiele się to zdało.

      Teraz w sumie się mocno wycofałem.

      Tymczasowy
      Uczestnik
        Liczba postów: 127

        Jest takie coś… że mamy wdrukowane, że musimy coś zrobić, coś zdobyć, coś mieć żeby mieć powód żeby siebie kochać.

        Taka warunkowa miłość, warunkowe szczęście. Jestem godny miłości jeśli xyz. A jeśli nie ma xyz to nie ma 'miłości’.
        A nawet jeśli ciężką walką zdobyłem to xyz to co to za miłość? Rodzi się wewnętrzny bunt, co ze mnie za osoba, która kocha tylko moje xyz a nie mnie. Do kitu z taką miłością. Stąd to rzyganie.

        Nie muszę nic mieć żeby móc się kochać. Zdobywam xyz z miłości, a nie dla miłości.

        Rzyganie może być też spowodowane tym, że staram się jak nawiedzony, robię to i tamto, cisnę ale nikt tego nie docenia. Więc po co.
        Uświadamiam to sobie samemu to na moim autorskim przykładzie:

        Lubię biegać. Czasami wybiegam z domu, biegnę przez moje osiedle do następnego i wracam. Czasem jest ciężko. Szczególnie jest taka górka na odludziu w połowie drogi. Wbiegnięcie pod nią nie jest łatwe i nachodzi mnie czasem myśl: po co to wszystko? Po co się tak męczę, skoro nikt tego nie widzi, skoro nikt tego nie docenia, nie ma tu nikogo dla kogo miałbym wbiec pod tą górę?

        I wtedy sobie przypominam: a kto tu właśnie wbiega pod tę górę?

        nzn
        Uczestnik
          Liczba postów: 12

          Czyli proponujesz taki zdrowy egoizm i budowanie więzi emocjonalnych z samym sobą.

          W sumie nie jest to takie złe,jeżeli ktoś jest bez partnera.

           

          Tymczasowy
          Uczestnik
            Liczba postów: 127

            A co ma partner/ka do tego?

            Jak nie pokochamy siebie to i tak nikogo nie pokochamy.

            malina32
            Uczestnik
              Liczba postów: 142

              Takjakmabyc dziekuje ze rozumiesz.

              Swiat sie zaczyna na nas i konczy. Nie naprawiamy innych a siebie. Dbamy o siebie szanujemy,cenimy.

              To jest najtrudniejsze zadanie jakie mamy do wypelnienia.

              Bo to walka ze soba. Raz idzie mi lepiej a raz gorzej.

              Zycze wam abyscie to osiagneli. Moze mi tez sie to uda choc dluga droga i ogrom pracy nad soba.

              Chłopiec Papuśny
              Uczestnik
                Liczba postów: 3706

                Łatwo jest mówić trudniej zrobić. Życzę powodzenia w dochodzeniu do siebie.

                hannae
                Uczestnik
                  Liczba postów: 49

                  malina32 Sama nie wiem czy moja terapia była rzeczywiście skuteczna. Chodziłam na nią bardzo długo, niesamowicie zaufałam mojej terapeutce i mówiłam je właściwie wszystko..praktycznie na każdym spotkaniu płakałam…Po spotkaniach z nią miałam tyle sił i pewności siebie, że potrafiłam przeprowadzać najcięższe rozmowy. Jednak nie wiem na ile pomogło mi po prostu wygadanie się i akceptacja z jej strony, a na ile Ona dała mi tzw narzędzia do pracy. Niby dawała, ale sama nie wiem czy zadziałały…Było już spisywanie czarnych myśli, analiza faktów a tego co sobie wmawiam, wyobrażenia stresu i „ściąganie” go z przysłowiowej klaty. Jednak wydaje mi się, że albo ja mam słomiany zapał i wydawało mi się, że samym chodzeniem na terapie już wykonuję pracę, czy rzeczywiście te narzędzia radzenia sobie z myślami i stresem nie były dobrze dopasowane do mnie. Nie byłabym teraz gotowa na nową osobę. Do niej chodziłam z przerwami z dobre 3 lata…Już nie mówiąc o kwestii finansowej. Ale widzę, że nie jest wcale lepiej. Odsuwam się od znajomych..Mam dwie przyjaciołki, które stale utrzymują ze mną kontakt,ale tylko zdalnie ze względu na odległość. Z resztą koleżanek kontakt utrzymuje właściwie tylko ja, nie idzie to w dwie strony. I już mi się nie chce. W nowych miejscach tak jak już wspominałam, ludzie średnio mnie lubią. Zauważyłam, że stresuje się na tyle, że zaczynam się mylić, zapominam o ważnych rzeczach, czuję się po prostu głupia i wiem, ze jest to wynik po prostu stresu..Nie potrafię zrozumieć dlaczego i przykro mi z tego powodu, czuję się źle przez to i mam ochotę rzucić pracę tylko dlatego…Dzisiaj idę dorywczo na kilka dni do dodatkowej pracy i już się martwię, że sobie nie poradzę, że mnie nie polubią. Od rana czuję napięcie…

                  Znajomi chłopaka też w zasadzie jakoś za mną nie szaleją…Jest nawet dziewczyna, z którą kompletnie się nie dogaduję i dużo zarzucam sobie..jak mogłam doprowadzić do tego, że ktoś mnie nie lubi. Jestem nudna, nie ma o czym ze mną rozmawiać, czemu On w ogole ze mną jest. Coraz częściej martwię się, że mnie zostawi, zdradzi. Mimo, że widzę z jego strony miłość, to stale czuje się gorsza od innych i okropnie zazdrosna nawet o charakter innych kobiet..Jak ja bym chciala byc taka jak one, w końcu w siebie uwierzyć, nie bać się, iść pewnie przez życie.

                   

                  sjz39
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 54

                    Wiesz, jestem partnerem(jeszcze mężem) kobiety z DDA. Piszesz, jakoby to ona pisała. Złożyłem pozew o rozwód. Miałem jej zachowania dość. Zmęczyło mnie to, a mamy jeszcze 7-letnią córkę. Podobnie jak Ty chodzi ponad 2 lata na terapię, efektów konkretnych brak. Ma tak głęboko zakorzenione swe „poglądy”, że nic prócz tego nie istnieje. Ostatnio powiedziała, że chce żyć „niezauważona, niewidzialna”. Chce „rozdawać karty” otoczeniu, które ma żyć wg jej zasad.

                    Poczucie gorszości? Hmmm… To jest tak, gdy odsuwasz się z aktywnego życia rodzinnego, towarzyskiego itp, to owa rodzina, towarzystwo przestaje brać Cię pod uwagę w swych planach, w życiu. De facto sama sobie robisz krzywdę. Najpierw uciekasz, potem masz poczucie że jesteś gorsza, bo nikt nie chce byc z Tobą. Nie chce – bo Ty nie chcesz, nic na siłę.

                    Nie ma o czym z Tobą rozmawiać? Nie rozmawiasz z pewnością o trudnych sprawach. Gdy człowiek nie potrafi rozmawiać o trudnych sprawach, nie cieszą go rozmowy i nie ma na nie ochoty, by rozmawiać o sprawach lekkich.

                    Pozdrawiam.

                    sjz39
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 54

                      Terapia partnerki, to fikcja. W głębi serca, chce żyć po swojemu. Twierdzi, że nawet jej terapeutka nie rozumie. Terapia kręci się swych kołem, a życie kręci się swym życiem. Tak jak właśnie w życiu DDA, ma kilka światów, ten z domu, którego pochodzi, obok swój „dorosły” świat, świat rodziny, towarzystwa…. ciągłe życie na jawie…

                      Fog
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 35

                        Żyjemy w mocno popieprzonych czasach. Kontakty międzyludzkie w „dorosłym” schodzą na dalszy plan, nikt nie ma na nic czasu/ochoty.  Aż dziw bierze, że ludzie się jeszcze rozmnażają 🙂

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 31 do 40 (z 65)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.