Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › Przyjaciele
-
AutorWpisy
-
Gonzo,
Trafne spostrzeżenie, że świat cały do terapii się nadaje:)
Każdy ma swój "garb", który dźwiga.
A w temacie przyjażni …. Ja się tak jeszcze zastanawiam kiedy można powiedzieć o kimś, że jest naszym przyjacielem. Czy wtedy, kiedy jest dobrze, fajnie spędzamy czas, gadamy o wszystkim? To przecież jest proste. Trudne sytuacje otwierają oczy. Ja nigdy nie prosiłam o nadzwyczajną pomoc, nie potrafię prosić, nie potrafię wymagać od ludzi wyrzeczeń. nie testuję więc przyjaźni.
Mam jedna taka przyjaciolke, ona sie nie uzala nade mna,
na tor naprowadza gdy zbladze czasamiSwoj prog wytrzymalosci ma, to dobrze
troche samozachowawczego instynktu.Taka starsza kolezanka/przyjaciolka
mamy troche wspolnych zagwostek i osobne zycie.Ciekawa osoba…
Duzo czasu mi poswieca ale chyba nie odczzuwa
tego jako cos strasznie uciazliwego 🙂Gonzo
Anonim10 sierpnia 2007 o 11:50Liczba postów: 20551"pełen cheese na buzi"… 🙂 Czyli że pizza była dobra 😆
Przyjaźń, hmmm… Powiem tak: dla mnie to zawsze było duże słowo, wielkie słowo, może nawet największe. Dlatego rzadko używane albo nawet rzadko przymierzane do kogokolwiek. Doświadczenia miałam różne.
Bywało tak, że wszystko było ok, dopóki nikt mi niczego nie deklarował; tuż po deklaracjach przyjaźni pod moimi stopami lądowała skórka od banana 🙂
Bywało tak, że chciałam się zakolegować, a moje intencje były odczytywane zupełnie inaczej.
Bywało tak, że rozpadały się ważne dla mnie, wieloletnie znajomości, a ja nie mogłam się z tym pogodzić.
Bywało tak, że zadeklarowane "nawieczne" [nie mylić z "nawietrzne"] przyjaciółki zostawiały mnie na lodzie w dość dramatycznych sytuacjach, które wcale ich nie przerastały – gdyby tak było, zrozumiałabym. Po prostu nie zamierzały z czegoś tam rezygnować, żeby ze mną zostać, kiedy… (…) I dostawałam pomoc z najmniej spodziewanej strony 🙂
Nie testuję przyjaźni. Ona się sama okazuje albo nie. A najlepszym sprawdzianem jest CZAS.
Kończy się szkoły, zmienia się jakieś grupy, większość relacji w naturalny sposób się rozłazi. Jeśli ktoś zostaje na lata, to widocznie obie strony tego chcą. Akceptują zmiany, przemijanie, różne scenariusze na życie. Nie da się chcieć i podtrzymywać relacji za dwoje.
Z wiekiem i pod wpływem zdrowienia zmieniam stosunek do relacji z ludźmi. Godzę się z tym, że coś się kończy. W tej chwili postrzegam spotkania z ludźmi jako naukę. Czasem ktoś wpadnie, nakotłuje w emocjach, potem trzeba się zbierać do kupy, czasem ktoś ledwie się o mnie otrze, a ja… no cóż, wyciągam wnioski 😆 Rozwój i samopoznanie B) Nie ma miejsca na gorycz, jeśli tak się do tego podchodzi. A ja już nie chcę być starą, rozgoryczoną babą 😉
Z czym wiąże się dla mnie pojęcie przyjaźni? Z poczuciem bezpieczeństwa. Z akceptacją. Z naturalnością. Na pewno nie cheese na buzi. Czasem ryczę ze śmiechu, ale wiem, że mogę też mówić o najbardziej osobistych sprawach… że może mi się załamać głos i nie będzie mi potem głupio. Nie jestem wpychana w żadną rolę. Nie muszę być ani błaznem, ani "najsłabszym ogniwem", ani specjalistką od wszystkiego, ani kimś, kto jest tak żałosny, że miło się przy mnie dowartościowuje samego/samą siebie, więc warto mieć mnie pod ręką.
Jestem szanowana i przyjmowana w całości. Jednocześnie szanuję i to mnie trzyma w pionie i zmienia na lepsze. Ja po prostu nie chcę spieprzyć tego, co mi zesłał dobry los.
Moi Prawdziwi Przyjaciele?… Może ktoś taki jest, znamy się już pół naszego życia… Ale ja nie rozrzucam na wiatr tego, co najważniejsze, więc Wam nie opowiem 😛@Conf: napisałaś o niewtłaczaniu w żadną rolę – właśnie! i moim problemem – podkreślam: moim – w relacjach (już nawet nie o przyjaźniach mowa), że ja się sama upycham w jakieś role. A jak potem chcę zrezygnować, to okazuje się, że ludzie przywykli… i teraz problem.
Dla mnie podstawą wszelkich relacji jest nie zaufanie czy poczucie bezpieczeństwa, a szacunek. Jeśli tego nie ma, to reszta jest nieistotna. Jeśli jest – reszta może – nie musi – naturalnie sama wypłynąć.
We mnie jeszcze emocje grają po takiej jednej znajomości, widzę u siebie odruch ucieczki: łatwiej uciec niż stawiać czoła nowym sytuacjom. I gdzieś tam wewnętrznie czuję, że odruchowo spisałam na straty wszystkie bliższe znajomości. I mimo, że wiem i nie do końca chcę tak działać, to cieżko wyeliminować odruchy.
Ale cóż… Ludzie się zmieniają – nie wszyscy tak samo, nie wszyscy w jednakowym tempie i w jednym kierunku. Zmieniają się oczekiwania i potrzeby i nie wszystkie znajomości są w stanie przetrwać zmiany. Tak sobie mówię, trochę taki żal po stracie przeżywam, Minie.
kiedyś też nie miałam przyjaciół unikałam kolegów i koleżanek bo sie wstydziłami myślałam że nie zasługuję na przyjaźń,dziś mam kilku przyjaciół i życie jest piekne:) .przy nich zawsze moge być sobą:)
Mam dużo znajomych ale tylka z 3, 4 osobami odwiedzam się w domu czyli tak naprawde mam mom jedna bliską koleżankę ale nie nazwałabym jej przyjaciólką.Dwa dni temu odezwała się dom mnie przyjaciólka z podstawówki, nie widziałyśmy się 10 lat.Jest wiele osób w pracy które lubie ale żadna z tych osób jakoś nie na tyle mnie lubi by przyjaźnić sie prywatnie.Ludzie mnie lubia za to że stem ciepłą osobą z poczuciem humoru ale nie są zbyt chętni do przyjaźni poza pracą.
-
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.