Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD takie tam o mnie

Przeglądasz 3 wpisy - od 11 do 13 (z 13)
  • Autor
    Wpisy
  • Tymczasowy
    Uczestnik
      Liczba postów: 127

      Naszym celem nie jest znalezienie usprawiedliwienia dla wszystkich naszych wad i niepowodzeń, lecz wzięcie odpowiedzialności za swoje życie, a w szczególności nauczenie się przeżywania go z pozycji osoby dorosłej zamiast z pozycji zranionego dziecka. Niezależnie od tego jak wielkie trudności staną nam na drodze, warto uczynić wszystko, aby uleczyć hamujące nasz rozwój wewnętrzne zranienia, odnaleźć siebie i zacząć ?żyć swoim życiem?.

      Airman20
      Uczestnik
        Liczba postów: 59

        Minęło kolejne 7 lat.
        Nagle mi się przypomniało to forum (wciąż istnieje, wow). Nadal nie jestem dda i nadal twierdzę, że w wieku 20 lat szukałem dziury w całym i pogrzało mnie gdy szedłem na terapię (mówię tylko o swoim przypadku).
        Podtrzymuję moje słowa: ruszyć pupska, nie użalać się, robić dzieci, życie jest krótkie.
        Wrócę za kolejne 10 lat.. no chyba, że serwer padnie w międzyczasie (to WordPress, a migracje WordPressa są ciężkie : > )

        Jakubek
        Uczestnik
          Liczba postów: 931

          Widzę w tym pewną mądrość. Nadanie sobie etykietki DDA naprawdę nic nie zmienia w życiu. Może za to prowadzić do zbytniego utożsamienia się z tym, co o syndromie DDA wyczytamy w literaturze pomocowej lub usłyszymy od ludzi o podobnej etykietce. Myślę, że można w ten sposób wbić się w „fałszywą tożsamość”. Przecież człowieka nie określa wyłącznie to, że wychował się w alkoholowej rodzinie. Nawet jeśli go to w jakiś sposób ogranicza, to przecież mnóstwo innych rzeczy również go ogranicza. Jeśli ktoś ma 150 cm wzrostu, to nie sięgnie na górę szafy wysokiej na dwa metry. Jeśli ktoś ma jedną nogę, to raczej nie wygra w sprincie na olimpiadzie. Tylko czy ma sens organizowanie swojego życia wokół zagadnienia: „Mam 150 cm wzrostu” albo „Mam jedną nogę” albo „Miałem rodziców alkoholików”. Wydaje mi się, że nie.

          Kojarzy mi się to z poglądem psychiatry o zaburzenie borderline, który wkleiłem w dziale z linkami do stron www. On stwierdził:

          „… od lat tłumaczę pacjentom, że moim zdaniem nie powinni prowadzić pogłębionej diagnostyki w tym kierunku (BPD), jako nie wnoszącej niczego poza stygmatyzacją. Zamiast tego uważam, że pacjent powinien raczej opierać się na ocenie klinicznej diagnosty, który zdecyduje, czy natura zaburzenia wymaga psychoterapii, a jeśli tak, tę metodę terapii należy wdrożyć.”

          Czy nie podobnie można spojrzeć na syndrom DDA. Zamiast wygodnie i z ulgą „rozsiadać się” w tej etykietce (bo nareszcie wiem, co mi jest!), czy nie lepiej konkretnie wziąć się za zmianę życia. Zamiast użalać się – działać. Oczywiście nie chaotycznie. Myślę, każdy DDA trafia w swoim życiu na momenty idealnie pasujące do podjęcia konkretnego działania. Jest dobry czas na mityngi. Jest dobry czas na robienie Programu 12 kroków. Jest dobry czas na terapię. Indywidualną lub grupową. Jest czas na autoterapię (może przez całe życie). Jest też dobry czas na podejmowanie wyzwań życiowych, co do studiów, pracy, opuszczenia domu rodzinnego, związku, małżeństwa, rodzicielstwa, itd. To wcale nie znaczy, że wszyscy mamy podejmować te same wyzwania. Przeciwnie, każdy powinien sam je sobie wyznaczyć, słuchając głosu swojego serca.

          Dlatego, myślenie w tonie: przecież już przez całe życie będę DDA – jakoś nie przekonuje mnie. To, jakie mieliśmy rodziny, to naprawdę tylko jedna z naszych „okoliczności” życiowych. Ważna, nie powiem. Jednak nie warto czynić jej głównym elementem swojej tożsamości. Jesteśmy czymś więcej niż naszymi doświadczeniami.

        Przeglądasz 3 wpisy - od 11 do 13 (z 13)
        • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.