Witamy › Fora › Rozmowy DDA/DDD › wszystko marność
-
AutorWpisy
-
Witam,
Jestem DDA- taką diagnozę usłyszałam po wizycie u psychologa, do którego poszłam bo przestałam sobie radzić z tym co we mnie…rozpoczęłam terapię indywidualną, która trwała 4 miesiące…mój wspaniały terapeuta 'przywracał mi wiarę w siebie za każdym razem kiedy do Niego przychodziłam, tam mogłam być sobą, zaczynałam rozumieć siebie…z racji mojej przeprowadzki terapię musiałam zakończyć, terapeuta poradził mi, żebym znalazła terapię grupową i właśnie jestem na etapie poodszukiwań Nie boję się terapii…Boję się samej siebie…przeprowadziłam się ze swoim partnerem, mieszkamy w kawalerce, w której ja się 'duszę’…mój problem polega na tym, że chyba nie potrafię kochać. 🙁 powinnam być szczęśliwa, mam faceta, który zrobiłby dla mnie wszystko, ale nie jestem…nie wiem co to miłość, bo nikt mi jej nie pokazał, jedyne czego chcę to samotność…szukam pretekstu, by wyjść z domu, pobyć choć przez chwilę sama…piszę to po to, by dowiedzieć się czy może ktoś z Was ma tak samo?czy można to jakoś zmienić, czy może jestem skazana na samotność?
PozdroJa na przykład też lubię samotność, przebywanie we własnym towarzystwie i nie rozumiem skąd u Ciebie tyle rozpaczy z powodu tego, że wolisz pobyć sama a nie z kimś. Nie rozumiem też, czy samotność przeszkadza Ci, bo jesteś do niej zmuszona przez swoje problemy natury psychicznej, czy z powodu tego, że otoczenie źle patrzy na Twoją osobę, bo wolisz swoje towarzystwo niź otoczenia.
Chciałbym jeszcze zapytać dlaczego o terapeucie piszesz wielką literą – "Niego", jakbyś się zwracała do jakiejś istoty o mega właściwościach, kogoś komu oddaje się niemal religijną cześć.Droga Lotko.Wydaje mi się,że problemem nie jest chęć przebywania samej.Ja osobiście bardzo lubie pobyć sama z własnymi myślami.Problemem jest chyba to,że nie kochasz.To że Twój partner zrobiłby dla Ciebie wszystko,świadczy o jego miłości.Piszesz,że nikt nie nauczył Cię kochać.Mnie też nie uczono.Jednak kiedy poznałam swojego drugiego męża,wiedziałam,że to przyszło.Może było to skutkiem terapi,którą kontynuuję,Nie wiem.Lecz wiedziałam,że to miłość.Więc szukaj szybko grupy lub idż na terapię indywidualną bo szkoda czasu i Twojego partnera.Piszesz tylko o swoich odczuciach,więc nie wiemy jakie są miedzy Wami relacje.Czy rozmawiasz z partnerem ?Czy wie o Twoich rozterkach?Te forum nie jest zamiennikiem terapii,ale z swojego doświadczenia wiem,że wielu pomaga.Ja dzięki niemu dowiedziałam się,że szczęścia trzeba się uczyć.Czego i Tobie życzę.
to dla Ciebie nowa sytuacja. normalne, że próbujesz się w niej odnaleźć. a żaden DDA nie lubi zmian 😉
to częste u Dorosłych Dzieci, że żyją w konflikcie uczuć. w jednej chwili kochają na śmierć, w drugiej nie mogą patrzeć na tego człowieka. za chwilę znów tęsknią i kochają na zabój. to taka huśtawka typowa dla ludzi z problemem emocjonalnym. w sumie fakt, nikt nie nauczył w patologicznym domu, co znaczy normalnie czuć i przeżywać. tam wszystko jest rwane, cudaczne, nieprzewidywalne.
zgadzam się z innymi. szukaj grupy. nie przerywaj tej trudnej drogi do zrozumienia i samopoznania siebie. czy Twój partner wie, że jesteś DDA? porozmawiajcie. powiedz mu o swoich wątpliwościach. i tak się zorientuje, że coś jest nie "halo".
to nie jest tak, że jesteś skazana na samotność. ponoć tylko wtedy, gdy się ją zaakceptuje, można stworzyć z człowiekiem normalny związek. inaczej boisz się, że zostaniesz sama i gdzieś podświadomie do tego dążysz. to trochę niezbyt mądre, co piszę, ale sama jestem w fazie poznawania dobrych stron samotności i to strasznie trudne.
powodzenia życzę i wytrwałości. pozdrawiam!
Mój chłopak wie, że jestem DDA, wie, że chodziłam na terapię, bardzo mnie wspierał i nadal to robi, jest wyrozumiały. Jesteśmy razem już 6 lat (z 2- letnią przerwą, bo właśnie wtedy wygrała potrzeba bycia samej). Potrzeba samotności nie jest chwilowa(dlatego mnie to przeraża), to nie tak, że chcę zebrać myśli i zaraz mogę wracać do rzeczywistości…Ja czuję, że nie potrafię z nim być, że tylko ja siebie rozumiem, tylko ja wiem co we mnie siedzi(nie rozmawiam z nim o moich wewnętrznych rozterkach, bo nie chcę go urazić)…taki paradoks…jesteśmy razem, ale dla mnie równie dobrze a nawet lepiej byłoby gdybym była sama…terapeuta powiedział mi, że jestem aspołeczna, i że powinnam walczyć o ten związek, ale moje wnętrze nie chce walczyć…nie potrafię być z nim blisko, nie lubię kiedy mnie przytula, drażni mnie trzymanie za rękę…nie boję się samotności, ona byłaby mi na rękę…wiem, że problem tkwi we mnie…on jest wspaniałym człowiekiem i na co dzień niby wszystko jest ok, bo ja ukrywam w sobie te rozterki i szukam w związku samotności…
P. S. Wiele zawdzięczam terapeucie, dlatego z szacunku napisałam 'Niego’ dużą literą. Wnikliwie czytasz:)
Pozdro
Jeżeli komuś coś zawdzięczasz, to Bogu (sile wyższej, naturze) i sobie. Psim obowiązkiem terapeuty jest robić swoje, taką wybrał pracę bierze za to pieniądze. Nikt nie jest w stanie niczego włożyć Ci do głowy. Zrobiłaś to sama, jedynie z pomocą w postaci pokazania innego punktu widzenia rzeczywistości.
Może dobrym rozwiązaniem dla Was byłaby wspólna terapia.Jeśli jest silny i zależy mu na Tobie powinien spróbować.Nie macie nic do stracenia.Związek,gdzie jedna strona zmusza się do bliskości długo nie pociągnie.W końcu nie wytrzymasz i wykrzyczysz mu to co czujesz,a to będzie bolało.Jego bo poczuje się oszukany ,Ciebie bo skrzywdzisz osobę ,której na Tobie zależało i która była dla Ciebie dobra.
Zgadzam się z Ewą, całkowicie… Szczególnie, że jestem po stronie jakby Twojego chłopaka, tyle że po rozstaniu… On w końcu uciekł… A ja gdzieś mam żal do niego, że nie zawalczył, że nie podjęliśmy razem terapii, tylko po prostu uciekł do swojej bezpiecznej jaskini,,, Czuję się mimo wszystko skrzywdzona:((
To się nie czuj, tylko spojżyj na to realnie, nie był w stanie sobie poradzić.
racja, Pszyklejony, ale widział problem, a walczył z nim sam, albo tak mu się wydawało…
Kiedy zaproponowałam terapię – ,,ale ja nie mam problemów, sam jestem w stanie sobie poradzić” i poradził, uciekając, nie pierwszy raz… Z drugiej strony czy mam go winić za to, że jeszcze do tego nie dojrzał? Powinnam się cieszyć, że ja już bardzo wiem, czego chcę i co mogę dać… A że boli, no boli jak cholera… Ale gdzieś w przebłyskach spokój, że nie muszę już walczyć z przeciwnikiem nie do pokonania przeze mnie ( jego lęk przed bliskością)… I nie wgrywać sobie głupio, że może gdybym się inaczej zachowywała, to…. -
AutorWpisy
- Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.