Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Wygląd, a samopoczucie

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 14)
  • Autor
    Wpisy
  • Gibonek
    Uczestnik
      Liczba postów: 28

      Jak podchodzice do swojego wyglądu?
      Czasem słyszę, że przesadzam, że nie można pół dnia stać przed lustrem i zastanawiać się nad tym, co zrobić żeby było lepiej.
      Potrzebuję świadomości, że się podobam. Bez tego wśród ludzi czuję się gorsza.
      Wszelkie niepowodzenia zrzucam na to, że przytyłam i nie mogę pozbyć sie paru kilogramów. Jak sobie z tym poradzić? Czy to efekt tego, że nie potrafię zaakceptować samej siebie, takiej jaka jestem?

      doris
      Uczestnik
        Liczba postów: 396

        Tak myślę, że to jest efekt, że nie akceptujesz siebie taką, jaka jesteś …. A to może mieć związek z brakiem akceptacji ze strony rodziców i stąd szukasz uznania w oczach innych. Tylko, że to jest złudna droga.

        Moje podejście: dbam o siebie ale bez przesady. Noszę ciuchy jakie mi się podobają, maluję się jeśli mam ochotę ale potrafię bez makijażu pójść do pracy. Totalnie na luzie. A dobiegam czterdziestki i powinnam się stresować zmarszczkami. Nie stresuję się.

        Gdybym tak stała przed lustrem to na pewno znalazłabym tysiące rzeczy do poprawienia. Ale po prostu szkoda czasu. Po co? Zeby koleżanki poczuły zawiść? Zeby jakiś facet jeden czy drugi się obejrzał? Czy muszę bć dopracowana w każdym szczególe? Powiem szczerze, że wolę rozmawiać z osobami, które mniej uwagi przywiązują do wyglądu, pozwalają sobie na niedoskonałości w tym względzie. Te osoby są ciekawsze, ponieważ nie tracą czasu i energii na bzdety.

        Gibonek
        Uczestnik
          Liczba postów: 28

          Ale u mnie to blędne koło… Nawet wiedząc, że jestem akceptowana niezależnie od wyglądu, sama nakręcam się w sobie. O wszystko obwiniam niedostatki w urodzie i staję sie niepewna, poddenerwowana i papram atmosferę. Potem oczywiście stwierdzam, że to wszystko wina mojego wyglądu.

          Hawana
          Uczestnik
            Liczba postów: 554

            Ja też nie akceptuje swojej wyglądu zewnętrzengo. do tego ostanio bardzo przytyłam. mam wygląd kloca a jestem młodą kobietą.Chciałabym, schudnąć ale zupełnie nie mam motywacji i wstyd mi ze tak wyglądam:(:(

            Gibonek
            Uczestnik
              Liczba postów: 28

              Hawana ja przytyłam jakieś 5kg i robię co mogę, żeby jakoś to zrzucić. Dbam o siebie na tyle, że podobam się sobie, ale zawsze znajdą się jakieś mankamenty. Z tym chyba jest największy problem. Siedzę w długich spodniach i myślę że wszyscy wiedzą o cellulicie na moich udach. Taka pierdoła, a zajmuje moje myśli. Wiem, że to może wydać się śmieszne i puste, ale nie wiem jak wyjść z tej manii "lalki barbie". Chcę być doceniona za swoje wnętrze, ale ukrywam je pod maską wytapetowanej laleczki. Jakaś rada? Jak odkryć siebie, a nie dekolt?

              doris
              Uczestnik
                Liczba postów: 396

                Nigdy nie chciałam wyglądać jak malowana lala. Zle mi się kojarzy.

                Gibonek, z tego co piszesz wnioskuję, że jesteś atrakcyjną młodą kobietą zbyt skupioną na swoim wyglądzie. I jesteś w związku z tym postrzegana przez ten pryzmat. Nawet, jesli masz bogate wnętrze, to nikt go nie dostrzeze, ponieważ sama na to nie pozwalasz.

                Zawsze jesteś taka odstawiona i wytapetowana? Wychodzisz z domu kiedykolwiek na luzie? Bez makijażu lub z delikatnym, w sportowych butach ?

                Jaka rada? Spróbuj od czasu do czasu być naturalna i na luzie, może gdy jesteś w towarzystwie ludzi, którzy są z Tobą naprawdę blisko i przed nimi nie musisz niczego udawać.

                Co do mankamentów, dla mnie osoba, która "na oko" ich nie posiada, jest wybitnie podejrzana i nienaturalna. Nie ma osób bez wad. Nie wszystkie wady trzeba ukrywać, bo jakoś tam nas wyróżniają. Swiat składający się z samych laleczek barbi byłby cholernie nudny.

                Nalia
                Uczestnik
                  Liczba postów: 32

                  Ja od zawsze miałam kompleksy na swoim punkcie…bardzo sie wstydze swoich nog gdyż sa krzywe…jak tylko mogłam nawet i chodizlam w dlugich spodiach w lecie…zawsze sie balam wrozku ludzi gdy musilam ubrac spodnice…zawsze mnie znali z tego ze chodze w spodniach…ale przyszedl kiedys taki dzien ze zaczelam kupowac sobie spodnice troche za kolana i mniej juz sie wstydzilam…teraz gdy moj chlopak zakceptowala mnie cala i nie przeszkadza mu moj kopleks o wiele lepiej sie czuję.

                  Najwazniejsze co Doris powiedziala : gdy bedizesz sie akceptowac…inni beda Cie akceprowac…wiem ze to trudne…tez kiedys bylo mi to trudno przeskoczyć…ale jak zawsze wszystko kwestia podejscia…Nie katuj sie tak wygladem…zmien swoje myslenie , powtarzaj sobie ze celulitis tez moze byc piekne 🙂

                  babsy
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 155

                    Od wielu lat jestem na ścisłej diecie. Od wielu lat ćwiczę, był taki rok, że DZIEŃ W DZIEŃ BEZ ZADNEGO WYJATKU byłam na siłowni. Rok temu odchudziłam się do 47 kg. (wzrost 163). Teraz ważę ok. 48- 49, sterczą mi kości, a mimo to ciągle się boję, że przytyję. Dacie wiarę takiemu paradoksowi? Patrzę w lustro i widzę sterczące kości, zapadnięte policzki. Mój facet ciągle mi "dogryza", że mogłabym zacząć jeść, że jestem szkieletorem. A ja się tym upajam. Bo mam poczucie siły- oto mogę nie jeść (często jestem głodna), wszystkiego sobie odmawiać, liczyć każdą kalorię i mieścić sie bez problemów w rozmiar XS. Z drugiej strony czuję się niekobieco, bo nie mam ani biustu, ani bioder, ani tyłka, przypominam posturą raczej nastolatkę. Z trzeciej strony ciągle się boję, że przytyję i nieustannie się chłoszczę, że jednak za dużo jem.
                    Nie mam kompletnie pomysłu jak z tym walczyć. Wydaje mi się, ze to przejaw mojej autodestrukcji- nienawiść do samej siebie każe mi traktować swoje ciało z pogardą i niezwykłą surowością.

                    myszkowoz
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 147

                      Babsy. za kazdym razem jak czytam twoje posty, to przerazenie mnie ogarnia. Ze jakie ty masz wielkie problemy. I niestety z tego co mowisz to chyba nie chodzisz po zadna pomoc. Czy ty przypadkiem nie masz poczatkow anoreksji? Wprawdzie miescisz sie w dolnej granicy normy wagi dla twojego wzrostu, ale jestes na granicy! BMI =18 to jest ta dolna granica.I te mysli, ze masz poczucie sily i kontroli nad cialem. Jedyna rzecz nad ktora masz kontrole.Troche typowe dla anoreksji.(Nie mowie ze ja juz masz, ale idziesz troche w tym kierunku) Wiem, ze i tak zrobisz co bedziesz chciala. Ale coraz bardziej widze ze ty potrzebujsz bardzo pomocy, i jesli tak dalej bedziesz robic to nie tylko psychologicznej ale i moze psychiatrycznej, na oddziale. Uwazaj z tym odchudzaniem.

                      Nie mam kompletnie pomysłu jak z tym walczyć.

                      Jest tylko jeden pomysl. Terapia ktorej tak usilnie unikasz.

                      ginai
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 4

                        Cerebri, tak z innej beczki apropo Twojego hasla, czy jak to nazwac pojawiajacego sie pod postem – terapia… Trafilo do mnie, bo od 3 lat czaje sie na terapie i wlasnie niedlugo bede zaczynac a strasznie wiele czasu mi to zajelo – czy Ty jestes moze w trakcie lub po i jakie wrazenia?
                        Sorki, ze tak z innej parafii zaczelam:)

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 14)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.