Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Wykańczający schemat

Otagowane: 

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 15)
  • Autor
    Wpisy
  • Nieswiadomy
    Uczestnik
      Liczba postów: 9

      Witajcie,

      Dziś znalazłem to forum i w wielu postach odnalazłem 100% siebie. Chciałbym podzielić się moją  sytuacją, która obecnie jest tragiczna przez mój stan psychiczny. Postaram się wszystko skrócić:

      Zdałem sobie sprawę niedawno, że jestem DDD/DDA, poprzez zachowania jakie powtarzam w związkach i relacjach z kobietami. Będąc dzieckiem ojciec wiecznie wyjeżdżał za granicę, będąc przez 20 parę lat w domu na kilka dni co kilka miesięcy. W rodzinie był bardzo źle postrzegany, słyszałem to wszystko będąc dzieckiem. Ode mnie wymagał bardzo wiele i był wiecznie niezadowolony, krytykował, narzekał, był pesymistą. Swoją rodzinę bardzo szanował, gdy jeździliśmy tam na święta z mamą i nim to krytykował nas oboje przy wszystkich, wyśmiewał. Pamiętam czasy, gdy zabiegałem o jego uwagę i sympatię, chwaląc się niektórymi rzeczami ze szkoły czy sportu – ale reakcja była wiecznie negatywna i oschła. Z czasem nie czułem do niego żadnych uczuć ani przywiązania widząc, jaki jest i jak mnie traktuje… zresztą bywał baardzo rzadko.

      U mnie się to wszystko przekłada na związki mam wrażenie. Ciągły schemat – ktoś wyraża mną zainteresowanie staje się automatycznie nieatrakcyjny i nie chcę tej kobiety. Natomiast przy poczuciu niepewności i brakiem zainteresowania moją osobą przez kobietę, staję na głowie, żeby ją zdobyć i jej udowodnić, że warto. Praktycznie wszystkie moje związki, to relacje z kobietami które: miały partnerów, związki z kobietami zaburzonymi, zagubionymi, toksycznymi itd. Rollercoaster dawał mi emocje? Zawsze był w tym wszystkim stres, walka, upadlanie się, żeby partnerka została i chęć pomocy i uratowania drugiej osoby za wszelką cenę.

      Obecnie przeżywam horror. Poznałem dziewczynę z ciężkiej patologii, która pokazała się od świetnej strony, ogarnięta, walcząca, wrażliwa, z dobrym sercem. Przeżyliśmy cudowny rok, intensywny, blisko siebie, plany na przyszłość, spędzany czas wszędzie zawsze razem, bliska wpadka zakończona z jej strony płaczem z radości. Nie miała mi nic do zarzucenia…..a po roku, zaczęła się wycofywać, mówiąc, że nie wie czy to to, że musi odpocząć, musi zrobić sobie przerwę. Finalnie wyprowadziła się mówiąc, że musi przemyśleć i że nie wie jeszcze co będzie…..schudłem 6 kilo w krótkim czasie, mało śpię. Z jednej strony za każdym razem przeżywałem taki sam stres przy odrzuceniu, bo poznaje moje zachowania, ale z drugiej, oddałbym teraz wszystko, żeby to ona tylko została już ze mną. Zerkam nerwowo co chwilę na telefon, czy napisała. Wykańcza mnie to. Gdy widzę od niej wiadomość, nie muszę nawet czytać, ale napawam się chwilą spokoju bo czuję, że pomyślała o mnie skoro napisała i tak dalej….to nagła dawka uspokojenia gdy wiem, że napisała czy dzwoniła.

      Tak czy siak, jestem w ciągłym stresie 24/h….

      Kochani, prośba o komentarz i ewentualne podzielenie się doświadczeniami w tej sprawie. Z góry dzięki.

      Daisy87
      Uczestnik
        Liczba postów: 10

        Witaj

        Miałam podobnie z moim chłopakiem pierwszy rok też było super a po prawie dwóch latach powiedział że nie wie co czuje ze musi przemyśleć. On jest dda ja,też I nie jest nauczony miłości z domu i bliskości a ja tego bardzo potrzebowałam i poprosdtu chyba go za bardzo przytłoczyłam chciałam żeby był partnerem i opiekunem a on chciał więcej swobody i nie chciał być kontrolowany. I niestety musiałam odejść nie mogłam być z kimś kto stwierdza że nie wie co do mnie czuje to dwie osoby muszą walczyć ja nie będę zebrać o miłość. Jest mi ciężko ale tak musiałam zrobić.

        dda93
        Uczestnik
          Liczba postów: 628

          A co oznacza „bliska wpadka”? Bo czuję, że w tym może być klucz do całej sytuacji…

          Piszesz, że Twój ojciec właściwie nie był w stanie niczego Ci dać (przynajmniej na płaszczyźnie emocjonalnej) i był z tych rodziców „wiecznie niezadowolonych”. A jakie były relacje między Twoimi rodzicami? A Twoje relacje z mamą (często DDA podświadomie szukają w relacji odpowiednika rodzica płci przeciwnej)?

          Na pierwszy rzut oka wygląda, jakbyś chętnie wchodził w rolę ratownika.

          Najbardziej chyba Ty sam mógłbyś ocenić, czy ten związek jest kolejnym z serii podobnych relacji z trudnymi i/lub będącymi w niebezpieczeństwie kobietami, które trzeba ratować. Czy może jednak inny.

          • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 2 miesięcy temu przez dda93.
          Daisy87
          Uczestnik
            Liczba postów: 10

            Jesteś pewnie przyzwyczajony do takiej adrenaliny a miłość ma dawać spokoj I szczęście. A nie ciągle cierpienie i stres .niestety gdy kochamy za bardzo zazwyczaj drugą osobą tego nie docenia i często się wtedy nudzi.niestety trzeba być trochę egoistą i na tym dobrze wyjdziemy.ja sue teraz też tego uczę.

            Nieswiadomy
            Uczestnik
              Liczba postów: 9

              „Bliska wpadka” miałem na myśli, że myśleliśmy, że wpadliśmy i będziemy mieć dziecko, były testy po długim czasie braku okresu, ale finalnie niestety się nie udało. Mimo tego oczekiwania i niepewności, chciała tego i cieszyła się, jeśli by się udało….

              Owszem, mam wrażenie, że zawsze wchodzę w relacje ratownika, podświadomie ZAWSZE zbliżam się do kobiet potrzebujących pomocy, wsparcia, zagubionych, nieszczęśliwych, w nieszczęśliwych związkach.

              Moja mama przelała chyba całą swoją miłość na mnie i była aż nadto opiekuńcza i troskliwa. Zresztą słyszałem tak nawet od postronnych osób. Natomiast rodzice…. często kłótnia, ojciec przyjeżdżał, dawał kasę i miał w zasadzie w dupie wszystko, matka zawsze chciała być rodzinna, a on dawał kasę, chodził pić i były przeważnie zgrzyty.

              Obawiam się, że finalnie wyszło, że to kolejny toxic i chęć uratowania kogoś, z perspektywy czasu zawsze był ten sam schemat, ale ona dała mi tyle, że nie wyobrażam sobie teraz tego, że miałoby nie być „nas”. Poziom mojego stresu jest na ogromnym poziomie, wstyd mi, że jako facet aż tak jestem na to nieodporny i nie mam się nawet komu wygadać za bardzo. Tym bardziej, że jej teksty, że się „miota i nie wie co zrobić”, że wie, że jeśli odejdzie ode mnie to zniszczy sobie życie, że coś czuje do mnie i chciałaby, żebyśmy byli razem bardzo szczęśliwi, daje mi nadzieje. Pewnie powinienem się zdystansować, ale czasem dopada mnie takie napięcie, że łapie za telefon, żeby tylko do niej napisać. To silniejsze ode mnie niestety, nie potrafię nad tym zapanować. Na każdej płaszczyźnie zawsze sobie radzę i radziłem, praca, dom, życie towarzyskie, zero nerwów i problemów….. a w takich sytuacjach odchodzę od zmysłów…..

              Aggy
              Uczestnik
                Liczba postów: 17

                Cześć,

                ten stan jest niezależny od płci, nie dobijaj się jakimiś stereotypami, że Ci wstyd boś facet, a Tobie tak szalenie zależy, żeby związek się nie rozpadł. Twoja partnerka postępuje okrutnie. To zachowanie nie jest pewnie wymierzone w Ciebie ale jej huśtawka musi Cię kosztować ogromny stres.  Ten stres może mieć korzenie w dzieciństwie, poczucie odrzucenia zwielokratnia się, bo rezonuje z tym uczuciem z dzieciństwa.

                Wiem jak to jest stresować się, czekać na kontakt i czuć przez moment ten spokój. To zapewnienie że jeszcze jest co ratować. To jest chore. Związki zdrowe przechodzą kryzysy ale nie pozwalają drugiej stronie odchodzić od zmysłów. Twoja partnerka ma bardzo dużo do przepracowania po swojej stronie. Takie niezdecydowanie i karmienie nadzieją, celowe bądź nie rozwalają głowę.

                Zbuntuj się. Zadabaj o swoje bezpieczeństwo i zdrowie psychiczne. Tak nie można pozwalać się traktować. Warto spokojnie i stanowczo poinformować ją, że niech sobie to wszystko przemyśli po swojej stronie i podejmie jakąś decyzję. Tylko czy Ty jesteś gotowy na decyzję odmowną?

                Jeśli coś do Ciebe czuje to wróci, przecież wie że na nią czekasz. Być może gdy poczuje że ty też możesz na serio zniknąć z jej życia to się opamięta. Może nie. Jest to zagranie Va Bank. Ale i tak się przekonasz jak tylko pokażesz że ty jesteś dla siebie ważny i szacunek do siebie samego gdzieś trzeba zacząć budować. W miedzyczasie dobrze zrobi opłakanie strat z dzieciństwa. Polecam wsparcie psychologa. Już bardzo dużo odkryłeś o sobie, warto drążyć temat dalej. Naprawdę warto, kolejne drzwi samoświadomości się otwierają i przywracają spokój, którego już nikt  nie będzie w stanie Tobie odebrać.

                Zawalcz o siebie. Wesprzyj się sam. Powodzenia, trzymam kciuki za Twój spokój.

                 

                 

                • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 2 miesięcy temu przez Aggy.
                Jakubek
                Uczestnik
                  Liczba postów: 931

                  Myślę, że nie ma co tak mocno zastanawiać się nad zachowaniem dziewczyny, a raczej zwrócić uwagę na siebie. Twierdzisz, że wpadłeś w „wykańczający schemat”, a jednak obecna relacja wydaje sie jego prostą kontynuacją. Chcesz więc wyjść z tego schematu, czy tylko utrwalić się w nim z obecną dziewczyną? Trzeba „coś” zmienić, żeby działo się inaczej. Dziewczyny nie zmienisz, takie nadzieje można od razu porzucić. Zatem tym”czymś” do zmiany jestes Ty sam. Zmień się, a schemat się zmieni.

                  Zastanowiłbym się nad tą „schematyczną” rolą ratownika kobiet. Temat mi bliski. Czy jest ona bezinteresowna? A jeśli nie, to jakie korzyści z niej wyciągasz? Czy jesteś uczciwy w tej roli?

                  I nieśmiertelne pytanie: czy myślałes o terapii?

                  Powodzenia w walce o siebie.

                  • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 2 miesięcy temu przez Jakubek.
                  Nieswiadomy
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 9

                    Dzięki serdeczne za wiadomości!

                    Jestem tak rozerwany wewnętrznie, że poszedłem do psychologa już wcześniej, miałem już 3 spotkania. Zasugerował, że to to zabieganie i chęć zainteresowania i utrzymania kobiety przy sobie za wszelką cenę, to relacja z ojcem który był oschły i bez uczuć, a ja chciałem mu zaimponować. Natomiast ratowanie i pomaganie przekładam na innych mimo, że sam potrzebuję takiej pomocy. Ale łatwiej pomóc komuś, niż sobie. Nie wiem, czy jest to bezinteresowne. Może chcę pomóc, żeby ktoś był mi wdzięczny, a ja chciałbym zacząć go zmieniać, bo tak łatwiej? Osoby stabilne, „normalne”, nigdy mnie nie interesowały w relacji związkowej.

                    Owszem, schemat jest powtarzalny, teorię mocno znam, ale mimo wszystko, nie wyobrażam sobie na tą chwilę życia bez niej mimo, że wcześniej powtarzało się to kilka razy z innymi. Chyba jeszcze za wcześniej na otrzeźwienie. Mam czasem takie momenty przebłysku, że trzeba się wziąć w garść, żyć dalej, że było minęło… ale potem przychodzi myśl, że jeszcze uda się uratować wszystko, jeśli sam będę świadomy siebie, pewny siebie w tym wszystkim.

                    Najciężej w mieszkaniu, gdzie wszystko o niej przypomina. Najgorsze, że nic nie wskazywało na to, że ucieknie. Za dużo słów się wylało, o przyszłości, dzieciach, zestarzeniu się razem.

                    Jak budować pomału pewność siebie w tym wszystkim? Jak poznać swoją wartość? Czy są jakieś techniki, żeby codziennie pomału to praktykować już?

                    Jakubek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 931

                      Ciekawa ta sugestia, że nieprawidłowa relacja z ojcem odbija się w kontaktach z kobietami. Myślałem, że kobietę raczej wybiera się wg wzorca matki. To, co mówisz, to dla mnie nowość – ale podsuwa ciekawe wątki interpretacyjne, więc zapytam mojego terapeutę.

                      Natomiast sam miałem podobne refleksje, że „ratując” zagubione czy nieszczęśliwe kobiety, dawałem im faktycznie to, czego sam pragnąłem od drugiego człowieka – troskę, opiekę, zrozumienie, czułość, lojalność, bezpieczeństwo emocjonalne, itp. Właściwie, były to pragnienia mojego nieszczęśliwego wewnętrznego dziecka (lub inaczej trwałem w roli „ja-dziecko”). Dlatego stworzenie udanego związku jest w tej sytuacji trudne. Jednak porównywałem to do moich dziecięcych oczekiwań wobec matki, a nie ojca.

                      Wydaje mi się, że praca nad sobą w celu zmiany wzorca relacyjnego (wykańczającego schematu) podczas trwania w relacji jest mimo wszystko trudniejsza, bo trzeba nieustannie uwzględniać potrzeby drugiej strony (zdrowe i niezdrowe) – a ta druga strona może nie chcieć współpracować z nami, a wręcz może blokować lub sabotować zmiany . Z drugiej strony, można na bieżąco „testować” wpływ naszej osobistej przemiany na związek i reakcje partnerki – co jest pewną zaletą. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli relacja rozpoczęła się jeszcze w ramach realizacji owego „wykańczającego schematu”, to, w pewnym sensie, partnerkę wybrało nasze „chore” ja. Wybrało ją, dopasowując do swojej „choroby”. Podejmując potem trud pracy nad sobą musimy liczyć się z tym, że nasze zmienione „zdrowe” ja już nie będzie chciało/mogło być w związku z taką osobą. Co innego, jeśli ona też podejmie wyzwanie zmiany siebie. Jednak wtedy ona również może dojść do podobnych wniosków wobec nas.

                       

                       

                      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 2 miesięcy temu przez Jakubek.
                      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 2 miesięcy temu przez Jakubek.
                      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 2 miesięcy temu przez Jakubek.
                      • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, 2 miesięcy temu przez Jakubek.
                      dda93
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 628

                        Ja za Jakubkiem: „potrzebująca wsparcia i pomocy, zagubiona, nieszczęśliwa w nieszczęśliwym związku” – czy to nie jest przypadkiem też opis Twojej mamy?

                        Miłość można przelać np. z syna na wnuka, ale czy z ojca (relacja partnerska) na syna (relacja rodzicielska)? Raczej nie w skali 1:1. Może mam jakieś skrzywienie, ale szukałabym problemu gdzieś tutaj.

                        Relacja z ojcem może kształtować Twoją relację z całym światem. Na relacje z partnerem/partnerką zwykle decydujący wpływ ma relacja z rodzicem przeciwnej płci.

                        Co do Twojej partnerki, wydaje mi się, że ta „bliska wpadka” mogła być punktem zwrotnym. Może jej na tym zależało. A DDA/DDD miewają tendencję do myślenia „magicznego”: Jeśli się coś nie zdarzyło teraz, to już się nigdy nie zdarzy. To była ostatnia szansa. To, że się nie udało, to musi być na pewno jakiś znak…

                        Mogła też się przerazić podjęcia tak dużej odpowiedzialności jaką jest rodzicielstwo. Czegoś, co tak wspaniałe i czego tak bardzo chciała, ale zarazem może być przytłaczające. Tego nie wiem…

                        W każdym razie chyba warto kontynuować terapię i próbować się dowiedzieć czegoś więcej o sobie i swoich relacjach z ludźmi.

                         

                         

                         

                         

                         

                         

                         

                         

                         

                         

                         

                         

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 15)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.