Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Z potrzeby pisania…

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 17)
  • Autor
    Wpisy
  • Just a girl
    Uczestnik
      Liczba postów: 78

      Witam,

      jestem nowym członkiem forum, choć muszę przyznać, że treści tu zawarte śledzę  od jakiegoś czasu. Moja historia, jak każdego z Was jest trudna i pokręcona. Czytając większość wpisów forumowiczów, tych dotyczących wszechobecnego lęku, samotności, nieumiejętności budowania relacji z ludźmi, czuję się, jakbym odczytywała własne myśli wyrażone słowami innych ludzi. W życiu, nawet wśród osób, które wiedzą, że jestem DDA, nie czuje się rozumiana. Nie wykluczam, że jest to tylko moje subiektywne odczucie, ale pomimo tego nie potrafię się otworzyć przed innymi.  Stąd moja obecność tutaj.

      O tym, że jestem DDA dowiedziałam się w chwili, kiedy moje życie rozsypało się na kawałki i było już tak źle, że zaczęłam szukać pomocy terapeutycznej. Po miesiącach terapii, układaniu wszystkiego od nowa, mogę powiedzieć, że czuje się lepiej. Przede wszystkim dlatego, że rozumiem co się ze mną dzieje. Na co dzień moje życie układa się dobrze – mam dobrą pracę, którą bardzo lubię i w której się realizuję. Odkrywam siebie i głównie są to pozytywne odkrycia. Dużo lepiej radzę sobie w sytuacjach, które jeszcze nie tak dawno temu przerastały mnie całkowicie. Mimo bardzo niskiej samooceny, która jeszcze jakiś czas temu prowadziła do autodestrukcji i powodowała nienawiść do siebie tak silną, że trudno było mi z nią żyć, zaczynam siebie lubić i szanować. Znalazłam nową pasję, coś co sprawia mi niesamowitą frajdę i pozwala poczuć, że jestem w stanie pokonywać własne granice. Oczyszczam głowę ze wszystkich kłębiących się nieustannie myśli i czuje się szczęśliwa.

      Nie potrafię jednak poradzić sobie z samotnością. Są dni, kiedy czuje się jakbym była sama na świecie. Biorę do ręki telefon, żeby zadzwonić do kogoś i zwyczajnie porozmawiać i nie mam odwagi wybrać żadnego numeru. Myślę, że mam przyjaciół, ale wtedy kiedy jest ze mną najgorzej, nawet z nimi nie potrafię rozmawiać. Wiem, że mogłabym zadzwonić i zwyczajnie poprosić o kilka minut ich uwagi, powiedzieć, że potrzebuję w tej chwili wsparcia, ale nie potrafię tego zrobić. To jest dla mnie najtrudniejsze. I nie chodzi w tym wszystkim o to, że boję się odrzucenia czy czegoś w tym rodzaju. Czasem chciałabym powiedzieć bardzo dużo, tylko słowa nie chcą przejść mi przez gardło. Potrafię zadać drugiej osobie tysiąc pytań, o to, jak jej układa się życie i wszystko naokoło, a na pytanie co u mnie odpowiedzieć jak zawsze, że wszystko świetnie, mimo, że gardło mam ściśnięte a po policzkach płyną łzy. Są chwile, że jestem już zupełnie pogodzona z tym, że ten rodzaj samotności nigdy mnie nie opuści. Choć czasem, trochę mnie to martwi.

       

      jacek2002
      Uczestnik
        Liczba postów: 85

        Bardzo szczere i prawdziwe..bardzo też mi bliskie. Nie mam dziś do końca zgody na fakt że będę borykał się ze sobą przez całe życie, Zbliża się Święto Zmarłych a ja znowu nie czuję ani potrzeby bycia z ludźmi ani bliskości do tych którzy odeszli… Gdzieś chyba zbłądziłem w tej „życiowej edukacji dorosłego dziecka”..nie umiem się cieszyć ale…idę jakoś do przodu..co ma być to będzie…

        ja-czynieja
        Uczestnik
          Liczba postów: 3

          Ta samotność będzie w nas chyba do końca życia. Ja nauczyłam się z nią żyć. Tak jak napisał jacek2002 nie czuję potrzeby bycia z ludźmi, nie dzwonię do nikogo, nie spotykam się z nikim chociaż wiem ,że jestem lubiana w pewnym gronie i nie musiałabym samotnie spędzać wieczorów. Jestem inna i tak już zostanie.

          Just a gril ja „rozmawiam” z ludźmi w myślach. Doskonale wiem co czujesz bo mnie również słowa więzną w gardle. Pytam znajomych co u nich a potem tematy się kończą bo nie mam do powiedzenia nic sensownego. Nie mam przyjaciół, moje kontakty z ludźmi ograniczają się do pracy. Tak jak mówiłam nauczyłam się z tym żyć ale mam dwoje dzieci i bardzo uwiera mi fakt że w relacjach z nimi czasem czuję jakbyśmy byli oddzieleni szybą. Jest dobrze ale nie do końca.

          To co tu piszesz Ty i inne osoby dodaje mi otuchy. Najzwyczajniej w świecie cieszę się że jest jeszcze ktoś taki jak ja. Długo zastanawiała się co jest ze mną nie tak. Teraz już po mału otwieram oczy i wierzę że jeszcze będzie dobrze. Wszystkim nam tego życzę

           

          Just a girl
          Uczestnik
            Liczba postów: 78

            ja-czynieja, ja także rozmawiam z ludźmi w myślach… Szczerze muszę przyznać, że nie tylko rozmawiam. Dużo fantazjuję, wyobrażam sobie, że dzielę się swoimi najskrytszymi uczuciami i jestem rozumiana. Na pewno nikogo nie zdziwi to, że kiedy próbowałam tego w życiu, nie poszło tak dobrze. Czasem myślę sobie również, że to byłoby dużo łatwiejsze – zamknąć się na ludzi, nie czuć potrzeby bliskości, nie szukać zrozumienia i akceptacji. Niestety w chwili obecnej trudno mi ignorować tą pustkę w sercu, która obecnie u mnie gości. Jeszcze z całych sił, w tych mniej mrocznych momentach, staram się wierzyć, że może być dobrze.

             

            slowfox
            Uczestnik
              Liczba postów: 6

              Just a gril ,  ja-czynieja –  „….<span style=”color: #747474; font-family: 'PT Sans’, Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: 12px; text-align: justify;”> </span><span style=”color: #747474; font-family: 'PT Sans’, Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: 12px; text-align: justify;”>mam dwoje dzieci i bardzo uwiera mi fakt że w relacjach z nimi czasem czuję jakbyśmy byli oddzieleni szybą. Jest dobrze ale nie do końca.”  Tak , dokładnie takie mam odczucia – a mam czworo dzieci , troje dorosłych i jedno pełnoletnie ( celowo napisałam pełnoletnie bo uważam że pełnoletni wcale nie  musi znaczyć dorosły) . Przez długie lata  czułam się jak ktoś , kogo postawiono w pewnej sytuacji , kto musi pełnić rolę matki a ja nic nie wiem – nie wiem co jest właściwe a co nie , czego od dziecka wymagać  a co można odpuścić . Myślałam jak jestem oceniana jako matka .Przez te lata  myślałam często tak : jestem przecież dorosła , jestem matką , muszę zapewnić dzieciom spokojny dom i dobre warunki , wychować dobrze dzieci i być dla nich przykładem a ja nie wiem jak postąpić , co powiedzieć , jak się zachować  bo w środku czuję się jak dziecko , jestem wewnętrznie niedorosła . I uczucie oddzielenia szybą od rzeczywistości , która mnie otacza – jakby były równolegle dwa światy . Wiem , że ludzie  patrzący na mnie z boku  nic takiego nie zauważali , wręcz przeciwnie , zawsze byłam postrzegana jako dobra , mądra i rozsądna matka i żona . Byłam postrzegana . A  ja sama  wewnątrz  odczuwałam zupełnie coś innego . Ciągła , nieodstępująca  poza nielicznymi chwilami  niepewność , strach , niskie poczucie wartości , ganienie siebie za niedoskonałości itd….I ta hiperczujność , brak umiejętności odpoczynku , luzu , dystansu do siebie i życia ,  to poważne traktowanie niemal wszystkiego . Tak , parę razy w życiu czułam się jakbym  żyła za szklaną ścianą , przed moimi oczami przesuwają się obrazy , ludzie coś mówią , a ja jestem poza tym …Trudno mi właściwie opisać to uczucie , chyba słowo izolacja jest najodpowiedniejsze . A tak chciałam mieć dobre relacje z dziećmi , tak bardzo chciałam aby być z nimi bliżej niż ja sama s moją mamą , która jest ofiarą męża  mojego ojca alkoholika . Dzisiaj czuję , że tak nie jest , może nie jest źle lecz ja sama odczuwam ciągłe napięcie w tych relacjach . mam trudność w  byciu w prawdziwej bliskości . A bardzo tego pragnę . Dlatego zaczęłam  szukać informacji i trafiłam na tę stronę , przeczytałam kilka książek dzięki którym zaczęłam lepiej rozumieć siebie ,zaczęłam chodzić na mitingi DDA  . Po maleńku zaczynam widzieć  jak tli się płomień nadziei , że może być inaczej . Nie wiem czy będzie mi dane grzać się w jego ogniu , czuć ciepło takiej bliskiej relacji z tymi najbliższymi mi ludźmi …??? Zaczynam wierzyć , że to możliwe choć widzę też jak daleka to droga . Zauważyłam , że od czasu jak więcej i bardziej  szczerze  rozmawiam o trudnych doświadczeniach w latach  dzieciństwa z mężem , który jest dla mnie wielkjim oparciem / choć sam jest DDA  lecz nieco łagodniej / , w grupie DDA  moje wewnętrzne  strachy  nieco łagodnieją , zaczynam patrzeć inaczej na siebie . Nie jest to jeszcze przełom ale czuję ,że coś drgnęło. Trochę się rozpisałam… tak z potrzeby pisania …..</span>

               

              Just a girl
              Uczestnik
                Liczba postów: 78

                Chciałabym zapytać Was o to, jak to jest, kiedy nie odczuwa się potrzeby bycia z ludźmi? Borykam się aktualnie z ogromnym, wręcz przytłaczającym poczuciem samotności, co powoduje u mnie wiele nieprzyjemnych uczuć, takich jak ciągle odczuwalne napięcie, niepokój ale też dużo smutku, braku nadziei i takiej wręcz bolesnej pustki w środku. Te wszystkie uczucia chwilami sprawiają, że czuje się jak desperatka, że jestem o krok od utraty kontroli, a to przeraża mnie jeszcze bardziej. Moje samopoczucie to istna sinusoida, chwilami czuje się wspaniale, rozpiera mnie energia, mam masę pomysłów i chęć do działania, a za chwilę czuję, że bez miłości to wszystko nie jest nic warte.

                Mam za sobą 9-letni związek, który trwał od kiedy miałam 18 lat, i zakończył się rozwodem na początku tego roku. Praktycznie sama jestem przeszło rok. Spotykałam się w tym czasie z kilkoma mężczyznami, czasem kończyło się na jednym spotkaniu, czasem na kilku. Wydaje mi się, że do jednego z tych mężczyzn mogłabym nawet poczuć coś więcej, niestety moje uczucia pozostały nieodwzajemnione. Poznawanie nowych ludzi, randkowanie i wszystko to co z tym związane jest dla mnie wyczerpujące. Teraz chciałabym odpocząć od tego wszystkiego, wyciszyć się i złapać równowagę. Myślę, że mimo tego, że bardzo chciałabym mieć kogoś bliskiego, kochać i być kochaną i całą resztę tych banałów, nie jestem gotowa na to. Jak więc uspokoić swoją głowę, dać sobie czas i przestrzeń, której ewidentnie potrzebuję. Jak sprawić, żebym sama sobie wystarczała?

                uska83
                Uczestnik
                  Liczba postów: 3

                  Just a girl, czytam Twoje wypowiedzi i czuję się jakbym czytała o sobie. Mam 33 lata, niedawno rozstałam się z chłopakiem po 6 latach, potem był jeszcze jeden, ale nie wyszło. Teraz jestem samotna, tak bardzo, że aż czasami mnie to boli. Staram się jakoś z tym sobie radzić ale są chwile, kiedy już nie mogę. Nie potrafię nawiązywać relacji z ludźmi,  zamykam się na nich. Wiem, że to moja wina że przeze mnie kończą się znajomości, Nie dopuszczam do siebie nikogo, czuję się gorsza. Z jednej strony jest mi dobrze samej, nie muszę nikogo udawać, starać się, ale z drugiej strony brak mi rozmów, spotkań i także miłości. Boję się strasznie, że już tak zostanie i nie wiem czy dam radę coś zmienić w swoim życiu

                  Just a girl
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 78

                    uska83, odkryłam to już jakiś czas temu, czytałam też w wielu wypowiedziach na forum – każdy z nas czytając wypowiedzi innych czuje się, jakby czytał o sobie. Moim zdaniem jest to w jakiś sposób niezwykłe, przynajmniej dla mnie. Zobaczyć wreszcie, że nie jestem tak bardzo inna niż wszyscy, poczuć się rozumiana. Nie sądziłam, że tak bardzo krzepiące może być stwierdzenie kogoś, że czytając to co napisałam czuje się, jakby czytał o sobie 🙂

                    Co do samotności… Ludzie mówią mi, że potrzeba czasu, że nic na siłę, że wszystko samo się ułoży. Mi osobiście trudno w to wierzyć. W moim życiu nic nigdy „samo się nie układało”. Kiedy o coś zawalczyłam, zdarzyło mi się odnieść sukces. Ale walka jest trudna, dla mnie czasem podjęcie jej jest niewykonalne. Nie wierzę więc, że coś zrobi się samo. I nie mam pojęcia, co ja mogłabym zrobić, żeby było lepiej…

                    uska83
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 3

                      Kiedyś, w sumie do niedawna myślałam, że jestem inna niż wszyscy, gorsza, że jest coś ze mną mocno nie tak. Ale potem zrozumiałam, że takich jak ja jest więcej i że to nie jest do końca nasza wina, że tacy jesteśmy. Że to, przez co przeszliśmy ukształtowało nasze charaktery i cięzko z tym walczyć.

                      I też, choć staram się mieć nadzieję, to powoli chyba przestaje wierzyć, że mogę mieć jeszcze normalne życie, męża, dzieci, rodzinę. Podobnie jak Ty nie wierzę, że jakoś się ułoży, że nagle los, który całeżycie mnie kopał, nagle się odwróci. Wszystko co mam, co osiągnęłam musiałam mu wydrzeć, walczyć, w życiu nic nie ma za darmo.

                      Just a girl
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 78

                        W moim życiu sporo się zmieniło w czasie terapii, a także w chwili kiedy dostałam nową pracę (tylko dzięki sobie, chodziłam na rozmowy, brałam udział w trzech etapach rekrutacji i zostałam wybrana – traktuję to, jako mój mały osobisty sukces). Zaczęłam przebywać wśród ludzi, którzy wcześniej mnie nie znali i było to akurat w momencie, kiedy miałam już uświadomione, że moje skrajnie niskie poczucie własnej wartości, poczucie, że nie jestem lubiana, że jestem gorsza od wszystkich innych bez wyraźnego powodu, że to wszystko dzieje się w mojej głowie. I powoli odkrywałam Amerykę – jestem lubiana, przełożeni mnie doceniają, koledzy z pracy uważają za atrakcyjną. I chociaż, to wszystko wciąż siedzi w mojej głowie, te wszystkie negatywne uczucia, z całych sił staram się nad nimi panować. Zawsze staram się pamiętać o tym, że ludzie widzą mnie inaczej, niż ja sama. To czasami pomaga.

                        Czasem jednak ogarnia mnie uczucie zagubienia, wewnętrznej walki mojego własnego obrazu wykreowanego na mój temat w głowie oraz tego co widzą inni. Która ja to ta prawdziwa? Z tym jeszcze się nie uporałam, wciąż walczę.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 17)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.