Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 6 wpisów - od 11 do 16 (z 16)
  • Autor
    Wpisy
  • 0utsid3r
    Uczestnik
      Liczba postów: 17
      w odpowiedzi na: Już tu byłem… #484091

      Lęk przed samotnością, lęk o brak możliwości powrotu do kochanej osoby, lęk o brak umiejętności zakochania się po raz kolejny, lęk przed kolejną raną w sercu.


      @Cerber

      Samotność, która faktycznie jest jakiś bezpieczeństwem, staje się coraz cięższym brzemieniem im dłużej trwa.  Tu nie mogę oprzeć się i muszę spytać czy kiedykolwiek byłeś z kimś w kim byłeś z wzajemnością mocno zakochany ?
      Osobiście staram się wyważyć te dwa stany i jednak bezpieczna strefa samotności, gdy się tego nie poczuło jest lepsza niż samotność po miłości. Sam po lekkiej pomocy terapeuty staram się to w sobie ułożyć, że jednak przeżyłem coś dużego. Przekornie sobie dopowiadam, że równie dobrze można by postawić ciężkiego narkomana, który wiele spróbował, ale mocno się uzależnił. On też coś przeżył. Nim się uzależnił bezwzględnie był szczęśliwszy, i tak mi się z tą miłością tutaj to koreluje.

      0utsid3r
      Uczestnik
        Liczba postów: 17

        @Oliwia75

        Co skłoniło mnie do pytania ? Nieświadomość posiadania i czucia, że się posiada to co posiadasz. Mąż, dziecko, czyli własna rodzina to zdecydowanie bogactwo w porównaniu do tego co ja mam. Dlatego spytałem, przed czym uciekasz i, co w moim odczuciu jest istotniejsze, dokąd bądź w co.

        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez 0utsid3r.
        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez 0utsid3r.
        0utsid3r
        Uczestnik
          Liczba postów: 17

          @Oliwia75

          Jeżeli dobrze zrozumiałem i czegoś nie pomieszałem to masz rodzinę (męża, dziecko). Przed czym i dokąd uciekasz ?

          0utsid3r
          Uczestnik
            Liczba postów: 17
            w odpowiedzi na: Już tu byłem… #484072

            Próbowałem. Było kilka powrotów. Obietnice poprawy i szczera chęć by to uczynić. W tym sensie też moja obecność tutaj jest jednym z kroków ku zmianie i likwidacji złych nawyków. I może nie wszystko stracone, ale to nie ode mnie już zależy, gdyż ja boję się jej reakcji na wiadomość ode mnie, a także boję się narażać ją na kolejne nerwy, jeżeli faktycznie wszystko stracone. Nie jest łatwo napisać, hej czy nadal mnie nienawidzisz, gdy ma się wizję otrzymania pozdrowienia w stylu, że miałem się już nigdy nie odzywać, a moja sytuacja jest jej tak obojętna, że poezja 😉 I tak tu się mogę nerwowo uśmiechnąć, bo naprawdę dotarłem do absolutnego pozbawienia się godności byle tylko porozmawiała ze mną normalnie.

            • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez 0utsid3r.
            0utsid3r
            Uczestnik
              Liczba postów: 17
              w odpowiedzi na: Już tu byłem… #484069

              Bardzo Wam dziękuję za odzew.
              Widzicie jak to wszystko pięknie i niesprawiedliwie wygląda z jednej strony. Nie byłem i nie jestem łatwy w obyciu. Nie mam fajnego i do rany przyłóż charakteru. Z początku oczywiście, wiadomo jak wygląda początek miłości. Później, czyli po kilku miesiącach nie było już tak sielankowo. Wyszły wszystkie schematy, które nabyłem w domu rodzinnym, czyli funkcjonujący narkoman (po mamie), wybuchy agresji (po tacie). Do tego było też uciekanie z domu (czyli wrócenie do swojego lokum na noc) – w tym sensie, że mieszkałem z kobietą w mieszkaniu, które faktycznie nie było jej – co ja postrzegałem za pomieszkiwanie u niej, gdyż nie mogłem sprowadzić się ze wszystkim co posiadam. Gdy się pokłóciliśmy, coś mnie dotknęło lub zmęczyło w kłótni to po prostu ubierałem się i wychodziłem. Znaczy chciałem wyjść, a ona mnie powstrzymywała, co też prowadziło do przepychanek i sytuacji przemocowych. Pomiędzy tym wszystkim frustracja, że muszę wynajmować i płacić za inne lokum, w którym faktycznie nie mieszkam – to przekładało się na niemal obsesyjną chęć wyprowadzenia się razem z nią pod wspólny i własny dach – żeby nie mieć tej furtki, że gdy mnie coś wkurzy to nie wychodzę, bo już jestem w swojej strefie komfortu i nie mam dokąd iść. Tu oczywiście kwestia teorii, bo w praktyce mogłoby być także źle. Wkurzało mnie, że ludzie po 3 miesiącach znajomości zamieszkują ze sobą i żyją, a tutaj 3 lata i końca nie było widać patowej sytuacji. I piszę to tylko dlatego, bo szczerze do niczego innego nie mogę się przyczepić. A złe słowa które usłyszałem i przeczytałem ? Zasłużyłem sobie na nie. Choć czuję, że najgorsze nie były szczere, a pojawiły się dlatego by mnie totalnie zniechęcić i zranić tak mocno, bym już nie chciał wrócić. Rozumiem, że można było mieć mnie dosyć. Z tym też się wkurzam, że ludzie żyją ze sobą mimo nieporozumień, przy których moje wyczyny wypadają blado, ale jednak robiłem to. A teraz mogę tylko siedzieć na dupie i nieustannie ruminować na temat tego jak zniechęciłem do siebie i sprawiłem, że życzy mi najgorszego jedyna kobieta na tym świecie, która okazała mi prawdziwą miłość.

              • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 2 lat, temu przez 0utsid3r.
              0utsid3r
              Uczestnik
                Liczba postów: 17
                w odpowiedzi na: Już tu byłem… #484063

                Dzięki za odzew @dda93

                Trafiłeś w sedno. Od skrajności w skrajność. Niestety druga osoba nie zawsze ma na to siłę, co doświadczyłem na własnej skórze, gdzie z poczucia bycia kochanym i jedynym zostałem tym najbardziej znienawidzonym. A przynajmniej takie napisy końcowe zobaczyłem, gdy szczęśliwsze czasy minęły. Tu w pewnym sensie zazdroszczę tym, którzy doczekali się potomstwa. Coś po nich na tym świecie zostanie.

              Przeglądasz 6 wpisów - od 11 do 16 (z 16)