Odpowiedzi forum utworzone

Przeglądasz 4 wpisy - od 1 do 4 (z 4)
  • Autor
    Wpisy
  • Kris1
    Uczestnik
      Liczba postów: 7

      Hej! Jestem, czytam 🙂 Niewiele z tego rozumiem, ale czytam. Nie mam pretensji, że ktoś dokonał abordażu na mój wątek. Nie myślałem, że dyskusja aż tak się rozwinie, chociaż chyba niekoniecznie poszła w dobrym kierunku, jeśli chodzi o atmosferę. Nie miałem żadnych, konrektnych oczekiwań rozpoczynając wątek. Bardziej chciałem to z siebie wyrzucić i zobaczyć co z tego wyniknie. W moim procesie uzdrawiania, po tysiącach przeczytanych stron książek i innych tekstów, oraz po kilkudziesięciu godzinach spędzonych na terapii, szukam teraz prostych odpowiedzi, bo mam wrażenie, że tylko takie do mnie przemawiają. Aczkolwiek wiem, że żeby na nie trafić, musi przeważnie zadziać się jakiś proces myślowy, inspirowany fachową więdzą i doświadczeniem ludzi, którzy mają podobną historię.

      Wydaje mi się, że trudno, aby w dorosłym życiu był zaangażowany, jeśli miałem ojca, wysokofunkcjonującego alkoholika, który sam przeważnie w nic się nie angażował ( i mnie też), poza swoją pracą, która była dla niego ważniejsza niż rodzina. Matka z kolei raczej mnie zmuszała niż angażowała, pełniąc przy tym rolę krytycznego nadzorcy wykonywanych przeze mnie działań. Jak osiągnąłem jakiś sukces, rodzice chwalili się tym przed swoimi znajomymi, ale bardzo rzadko mnie samego. Jak poniosłem porażkę, byłem często niewspółmiernie krytykowany. Ja w tym wszystkim chciałem mieć tylko spokój i być sam, zajmować się tylko sobą, uciekałem w świat gier, szkołę, a potem studia, chciałem po prostu zaliczyć, tak aby nikt nie mógł się do mnie przyczepić. Teraz mam tak z pracą. W związkach podobnie, szukałem bardziej przyjaciółki, niż kobiety. Kogoś z kim można spędzić czas, pośmiać się, pogadać, ale kiedy się tym nasyciłem, potrzebowałem wrócić do mojego świata i pobyć w nim trochę samemu.

      Zanim się obejrzałem, minęło mi tak ok. 20 lat, a ja wciąż przerabiam ten sam schemat. Mam wrażenie, że mentalnie jestem dzieckiem, które jest zmuszone żyć w dorosłym świecie. Tak sobie myślałem ostatnio, że ten żal i poczucie utraconych szans w przeszłości, o którym pisałem w pierwszy poście, to także żal z powodu braku odwagi. Braku odwagi pójścia za impulsami, które podpowiadały mi, żeby zrobić coś innego, coś co wymagałoby opuszczenia mojego spokojnego, bezpiecznego świata, w którym nie ma już fizycznie mamy i taty, ale w którym angażuję się tylko, jeśli coś/ktoś zaburza mój status quo, i pójścia za impulsami/szansami, które w moim przeszłym, dorosłym życiu się pojawiały.

      Mam wrażenie, że żeby wyjść z tego schematu, który tylko się nawarstwiał przez tyle lat, powinienem zrobić coś wow!, coś czym zaszokuję sam siebie, nie mówiąc o innych dookoła, rzucić się przed siebie, w nieznane, być może zerwać kontakty z rodziną i wyjechać stąd, zacząc wszystko od nowa. Że ta cała terapia, praca własna w postaci czytania, słuchania itp. to tylko takie podowania morfiny pacjentowi, po którym ból znika na jakiś czas, ale potem wraca mocniejszy. Że inaczej ryzykuję, że kiedyś w wieku 70-80 lat zdam sobie sprawę, że całe życie przeżyłem tak jak żyłem kiedy miałem naście lat w moim rodzinnym domu… Zresztą już sobie z tego zdałem sprawę. Może czymś takim będzie dla mnie małżeństwo? Czuję, że moja narzeczona jest osobą, z którą naprawdę mogę stworzyć fajną, harmonijną i szczęśliwą rodzinę. Jeśli tylko będę potrafił się zaangażować…

      P.S. Przepraszam, że nie nawiązuję do poprzednich wypowiedzi i duchowości, ale mam nadzieję, że to cały czas przede mną i że Wy ogólnie jesteście bardziej zaawansowani ode mnie w procesie uzdrawiania siebie 🙂

      Kris1
      Uczestnik
        Liczba postów: 7

        Dziękuję za wszystkie odpowiedzi.

        Jestem introwertykiem, ale raczej nie takim 100%. Mam w sobie pewne pokłady ekstrawerytzmu. Mam wrażenie, że głównym źródłem mojej motywacji, poza wspomnianym pomaganiem bliskim, gdy tego potrzebują (albo gdy ja uznam, że tego potrzebują), jest pragnienie utrzymania status quo. Pragnienie utrzymania status quo jeśli chodzi np. o zdrowie, poziom życia czy związki, jeśli mają się one zakończyć z inicjatywy drugiej strony. Ale kiedy tu jest wszystko ok, cała motywacja, aby cokolwiek robić zanika i dopiero patrząc wstecz potrafię dostrzec jakieś stracone szanse. Myślę, że o ile w pracy da się to jakoś zakamuflować (jestem postrzegany jako osoba zaangażowana w to co robię), to w związkach już o to trudno i druga osoba, o ile sama się nie okłamuje, widzi to jak na dłoni. Byłem w swoim życiu już w czterech relacjach (teraz jestem w piątej i za kilka m-cy biorę ślub, w przygotowania do którego również nie potrafię się zaangażować) i wszytskie kończyły się właśnie z inicjatywy drugiej strony.

        Czy to znaczy, że życie jakie obecnie prowadzę jest właśnie takie jakie powinno być? Skąd w takim razie to częste, zahaczające o depresję, poczucie straconych szans, poczucie że w przeszłości mogłem dać z siebie więcej? Od kilkunastu miesięcu jestem na terapii, ale mam wrażenie, że kręcę się w kółko.

         

        dda93, odnosząc się do pytań które zadałeś:

        • Czy ktoś Cię nauczył realizacji spraw od początku do końca? W zapętlonych na alkoholu lub innych problemach rodzinach to rzadkość. Często więc DDA/DDD muszą się same nauczyć jak wygląda jak realizacja czegokolwiek, od etapu pomysłu do etapu, kiedy można uznać, że plan zrealizowano.

        Jeśli chodzi o małe, drobne sprawy (jak np. drobne naprawy w domu, wakacyjny wyjazd) to tak – potrafię coś zaplanować i to zrealizować. Chodzi mi o długofalowe sprawy, jak np. rozwój zawodowy, związek (gdzie zazwyczaj angażuję się, ale na początku, dopóki nie poczuję, że osoba jest już 'moja’).

        • Co jest dla Ciebie motywacją? Bardziej marchewka („jak skończę studia znajdę ciekawszą pracę”), czy bardziej kij („muszę kogoś poznać, bo nie chcę być dłużej samotny”)? Zobacz, co Ciebie najbardziej skłania do działania.

        To drugie, chyba że popsuje się coś w moim status quo. Mam wrażenie, że gdyby pojawił się ktoś w moim życiu i powiedział: „ok, jeśli chcesz być pilotem, to zrób najpierw to, a potem tamto i potem jeszcze to”, a potem mnie z tego rozliczał, to bym to zrobił.

        • W przypadku pasji jakiekolwiek zmuszanie się do czegokolwiek chyba mija się z celem. Albo masz jakieś pasje, albo ich nie masz. Robisz to DLA SIEBIE. Nie robisz tego na pokaz, ale dla własnej przyjemności.

        Tu chodzi nie tyle o samą pasję, ale raczej jej rozwijanie. Jest we mnie chyba jakieś przekonanie, że jak np. interesuję się ekonomią, to nie po to, aby do końca życia np. czytać ksiązki ekonomiczne, tylko po to, aby z czasem przekładać to na praktykę, wykorzystywać w życiu, poczuć że jakoś wzrosłem dzięki temu i teraz mogę robić inne rzeczy z tym związane, a nie tylko czytanie. Tymaczasem u mnie cały czas to jest na tym pierwszym etapie (czyli w tym przypadku, czytaniu).

        • Czy ma dla Ciebie znaczenie opinia innych osób? Twoje cele, osiągnięcia i postawy mogą być narzędziem do budowy relacji z innymi ludźmi. A te w domach DDA/DDD często bywają zerwane.

        Myślę, że ma i to ogromne (tak jak w tym co pisałem wyżej o pilocie). Może problem jest w moim otoczeniu i rodzinie? Mam wrażenie, że większość z nich zakończyła swój rozwój zaraz po studiach, znalazł pracę i chociaż często na nią psioczą to koncentrują się na innych rzeczach – żyie towarzyskie, zakupy, wyjazdy, dzieci, i wydają się być z tego zadowoleni. Ja tak natomiast nie potrafię.

        • Czy możliwość porażki (lub niepełnego sukcesu) traktujesz jako naturalny składnik planu, czy jako wymówkę, że lepiej nie robić niczego? Większość rzeczy nie udaje się za pierwszym razem.

        Mam wrażenie, że nie, że gdybym miał pewność, że w danej dziedzinie wykonam a, b, c i d i na pewno odniosę sukces, to byłoby zupełnie inaczej. Ja chyba naprawdę żyję tak, jakby wszystko co jest poza moim status quo, miałoby być gorsze od tego, więc lepiej w nic się nie angażować, tylko czekać na to co mi życie 'da’ i dopiero wtedy enetualnie reagować, jeśli byłoby to coś gorszego niż mam teraz.

        Na pewno ma to wszystko jakiś związek z moim dzieciństwem. Zawsze wtedy kiedy działania z mojej inicjatywy kończyły się niepowodzeniem (mówiąc wprost – kiedy coś nabroiłem) byłem surowo, niewspółmiernie karany, a sukcesy z kolei przeważnie przechodziły bez echa (w stylu: „ma dobre oceny, i co z tego? Nauka to jego zadanie, nie ma innych obowiązków niż to”). Tylko CO Z TEGO?! To było prawie 20 lat temu, a teraz od prawie 10 lat mam pracę, która owszem daje mi bezpieczeństwo, ale w której wegetuję i wiem, że działam dużo poniżej swoich możliwości (aczkolwiek to wystarcza, żeby być postrzeganym jako zaangażowany).

        Cholernie chciałbym z tego wyjść. Mam bardzo dobrą pamięć, bardzo dobrze potrafię łączyć fakty i wyszukiwać związki przyczynowo-skutkowe, mam wrażenie czasem, że mógłbym zostać ekspertem niemal w każdej dziedzinie. Ale to by wymagało długofalowego, regularnego zaangażowania, a ja tymczasem siedzę sobie w domu, od prawie 3h na nogach, mam dziś wolne i nie wiem co zrobić z resztą dnia, poza drobnymi sprawami, jak zakupy itp. Wiem za to, że na pewno niedługo dopadnie mnie smutne wrażenie życiowej porażki…

        Kris1
        Uczestnik
          Liczba postów: 7

          Cześć. Mam podobną sytuację z tym, że to ja jestem narzeczonym, który chce wycofać się przed ślubem, który jest za kilka m-cy. Tak jak w Twoim przypadku znam się z narzeczoną od prawie 3 lat. U mnie powody są podobne (kwestia wesela, reorganizacji życia po ślubie, tak aby zamieszkać razem, no i dziecko) plus tęsknota za byłą dziewczyną (też DDA, z którą miałem sinusoidę, aczkolwiek wciąż zdarza mi się płakać na myśl o pewnych aspektach tej relacji, wciąż mamy kontakt). Ja, pomimo, iż mam ojca alkoholika, największy problem miałem z matką, która była apodyktyczna i za wszelką cenę starała się utrzymywać wizerunek normalnej rodziny, często ciężko mnie karcąc za zachowania, które w jej opinii naraziły jej image na szwank.

          Odnosząc się do Twojej sytuacji, mnie najbardziej uderzyło to, że spotykacie się RAZ w tygodniu?! I tak przez całe 3 lata? I to pomimo tego, że Ty odczuwałaś potrzebę, aby to było częściej? Myślę, że Twój narzeczony wciąż jest jeszcze mentalnie dzieckiem i idealną sytuacją dla niego było, aby został status quo. Być może zaspokajasz jakąś jego potrzebę, ważną (która zapewne nie została zaspokojona w dzieciństwie), ale na pewno nie najważniejszą, bo tą jest zapewne dbanie o matkę. Myślę, że być może od samego początku nie chciał się z Tobą żenić, ale czuł, że jeśli Ci się nie oświadczy, to Cię straci. Wesela i wspólne mieszkanie to zapewne była dla niego odległa perspektywa i będzie można z tego jeszcze wyjść. Krótko mówiąc kupił sobie czas. Ja z byłą dziewczyną rozstałem się przede wszystkim ze względu na moją rodzinę, a szczególnie matkę (moja ex ich nie trawiła i w końcowej fazie naszej relacji nie chciała się z nimi spotykać) – czułem ogromny smutek na myśl, że ich stracę, a jednocześnie poczucie winy, że icj porzucam wiążąc się z ex. Teraz uzależniłem się od matki, a i z resztą rodziny relacje osłabły. Myślę, że jedyne, o co możesz się obwiniać to o to, że nie dostrzegłaś wcześniej do czego to wszystko zmierza, zwłaszcza, że jak piszesz, jesteś konkretną osobą, bo na pewno sygnały były, i to nie tylko te, o których piszesz. Oświadczyny zapewne sam na sobie wymusił, być może czuł wewnętrzną presję od tej rozmowy, kiedy go zapytałaś, że chcesz wiedzieć, na czym stoisz.

          Jak dla mnie jedną z kluczowych cech DDA jest niechęć do wszelkich ograniczeń (a takimi są ślub i dziecko). DDA chciałby mieć zawsze otwarte opcje i pełną kontrolę nad swoim poukładanym, często do bólu schematycznym, światem.

          Kris1
          Uczestnik
            Liczba postów: 7

            Dzięki Fenix za odp. To ciekawe co napisałeś. Jest tu gdzieś na forum Twoja historia? Jeśli tak to wrzuć linka proszę.

            Patrząc szerzej na problem, zastanawiam się czy w u DDA może w ogóle działać coś takiego jak intuicja? Czy nie przemawiają przez nią nasze doświadczenia i mechanizmy obronne z dzieciństwa?

          Przeglądasz 4 wpisy - od 1 do 4 (z 4)