Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Zaangażowanie w życiu DDA

Otagowane: 

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 73)
  • Autor
    Wpisy
  • Kris1
    Uczestnik
      Liczba postów: 7

      Drodzy forumowicze,

      Czy też tak macie, że trudno Wam się w cokolwiek w życiu zaangażować? Nie chodzi mi tylko o związki (bo o tym są niemal wszystkie teksty, jakie znalazłem na ten temat), ale także w pracę, rozwijanie pasji i ogólnie w życie? Badam ten temat od jakiegoś czasu, bo niedawno zdałem sobie sprawę, że głównym źródłem bólu w moim codziennym życiu jest właśnie żal w związku z brakiem zaangażowania w przeszłości (w związek, w naukę, w pracę) i poczucie utraconych w wyniku tego szans. Z obecnej perspektywy mam wrażenie, że większość mojego życia, to było czekanie, czekanie sam często nie wiem na co, czekanie chyba na pojawienie się zewnętrznego motywatora, który regularnie będzie dawał mi delikatnego kopa. Niezwykle rzadko zdarza mi się osiągnąć stan tzw. flow, a jeśli już, to na krótko. Potrafię pójść za impulsem, pomysłem, jaki pojawia się w mojej głowie, ale zazwyczaj zapał szybko znika, albo nie wiem co dalej, po ukończeniu jakiegoś etapu. Czasami mam wrażenie, że potrzebuję jakiegoś właśnie zewnętrznego motywatora, który będzie stał przy mnie i poklepywał po plecach mówiąc: 'dobrze robisz”, „tak trzymaj, to jest dobry kierunek”. Innym razem myślę, że może to być lęk przed ograniczeniem się wynikającym z zaangażowania i w konsekwencji porażki (jeśli z tego zaangażowania niewiele wyjdzie). Wiadomo, że angażując się na maxa w jedną opcję trzeba, przynajmniej na chwilę, odstawić inne. Jedyną rzeczą w jaką potrafię się świadomie zaangażować jest pomoc bliskim osobom, kiedy mnie o to proszą, ale przede wszystkim kiedy JA widzę, że tej pomocy potrzebuję. Chętnie poznałbym Wasze opinie i doświadczenia w tym zakresie.

      dda93
      Uczestnik
        Liczba postów: 620

        Pierwsze, o czym muszę wspomnieć, jako osoba która chłonęła klimat wielu mityngów, nie tylko DDA, to fakt, że w przypadku jakichkolwiek uzależnień żal z powodu straconych szans i poczucie „przegranego życia” może się przekładać na chęć powrót do nałogu. Warto o tym pamiętać…

        Tymczasem liczy się przede wszystkim tu i teraz – to iluzja, niczego nie straciłeś, bo widocznie inaczej tam i wtedy nie mogło być – ważne jest to, co nadal możesz zrobić. Z perspektywy człowieka, któremu grozi wkrótce pół wieku życia na tej planecie widzę, że nie mam już pamięci, wzroku, seksualnego wigoru i odporności kręgosłupa jak u 20-latka. Dzisiejsze czasy są jednak na tyle liberalne, że 70-latki mogą się dokształcać, chodzić na prywatki i mieć jakieś hobby.

        Myślę, że nie warto generalizować, bo każdy człowiek jest inny. Ja na przykład zawsze wręcz za mocno angażowałem się we wszystko, niezależnie czy było to pisanie pracy magisterskiej, czy wymiana rolki papieru toaletowego. Z kolei moja ostatnia partnerka miała tak, że nie angażowała się prawie zupełnie w nic, jeśli nie dotyczyło to dzieci, remontów lub pieniędzy. Choć oboje jesteśmy DDA, u mnie przeważała nadgorliwość – u niej słomiany zapał. Tak więc nie ma reguły…

        Wydaje mi się, że mógłbyś się przyjrzeć dokładniej paru sprawom:

        • Czy ktoś Cię nauczył realizacji spraw od początku do końca? W zapętlonych na alkoholu lub innych problemach rodzinach to rzadkość. Często więc DDA/DDD muszą się same nauczyć jak wygląda jak realizacja czegokolwiek, od etapu pomysłu do etapu, kiedy można uznać, że plan zrealizowano.
        • Co jest dla Ciebie motywacją? Bardziej marchewka („jak skończę studia znajdę ciekawszą pracę”), czy bardziej kij („muszę kogoś poznać, bo nie chcę być dłużej samotny”)? Zobacz, co Ciebie najbardziej skłania do działania.
        • W przypadku pasji jakiekolwiek zmuszanie się do czegokolwiek chyba mija się z celem. Albo masz jakieś pasje, albo ich nie masz. Robisz to DLA SIEBIE. Nie robisz tego na pokaz, ale dla własnej przyjemności.
        • Czy ma dla Ciebie znaczenie opinia innych osób? Twoje cele, osiągnięcia i postawy mogą być narzędziem do budowy relacji z innymi ludźmi. A te w domach DDA/DDD często bywają zerwane.
        • Czy możliwość porażki (lub niepełnego sukcesu) traktujesz jako naturalny składnik planu, czy jako wymówkę, że lepiej nie robić niczego? Większość rzeczy nie udaje się za pierwszym razem.

        A przede wszystkim – tak jak mówisz – unikać tego, co u DDA/DDD, niestety, dość powszechne: „Jak wyzdrowieję w 100%, wtedy założę rodzinę”, „Gdy już zakończę terapie, wtedy zrobię to i tamto”. Przeważnie nie warto czekać na znak z nieba, który może nigdy nie nadejdzie – lepiej po prostu żyć.

        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez dda93.
        dorotaa77
        Uczestnik
          Liczba postów: 171

          Dużo też chyba zależy od osobowości. Wydaje mi się, że przez ten życiowy trening rodzinny od wczesnych lat życia, DDA uczy się nie tylko odsuwać uczucia na bok, jak również traci proste rozeznanie KIM SIĘ JEST. Jak dziecko we mgle idzie przez życie, dopiero chęć pracy i terapia pomaga tę mgłę rozrzedzić i powoli przegląda się na oczy. Jednak dobry wzrok i pozornie dobry widok to nie wszystko… mgła może wrócić… A więc pozostaje praca nad sobą i rozpędzanie tej mgły, kiedy trzeba. 😉

          Może jeszcze nie do końca jesteś siebie świadomy? Jakie są twoje potrzeby czy czego chcesz, pragniesz?

          Ja w pewnym okresie życia odkryłam, że jestem introwertykiem. Cały czas uciekałam od siebie, udawałam osobę ekstrawertyczną i męczyłam się nie tylko w towarzystwie ludzi ale i ze sobą. W dzisiejszych czasach nie jest to cecha osobowości ani pożądana ani poszukiwana. No ale jestem jaka jestem i pewnych cech nie da się zmienić. A wiesz dlaczego o tym piszę? Bo zauważyłam, że jako osoba z przeważającą osobowością introwertyczną, znajduję motywację W SOBIE. Towarzystwo ludzi potrafi być dla mnie męczące. Po intensywnym kontakcie z ludźmi czuję się zmęczona i ładuję baterie w samotności. Natomiast ekstrawertyk czerpie motywację OD INNYCH LUDZI. Podczas kontaktu z innymi nie czuje zmęczenia a wręcz przeciwnie – inni są dla niego jak baterie i to z kontaktu z drugim człowiekiem czerpie energię. Ja też czasami jestem przez kogoś do czegoś zmotywowana, jednak zdarza się to niezmiernie rzadko, raczej odczuwam wewnętrzną motywację od siebie.

          Wydaje mi się, że kluczowe może być u ciebie zrozumienie, co lub kto daje ci motywację?

          Jeżeli coś robisz, to dla kogo? Dla siebie czy dla innych?

          Czy to jest to twoja wewnętrzna motywacja, czy raczej czujesz PRZYMUS by coś robić? (bo tak cię wychowano)

          No i jaka jest twoja osobowość? Czy jesteś bardziej ekstrawertyczny czy introwertyczny?

          Jak lepiej poznasz siebie, to łatwiej ci będzie zrozumieć pewne rzeczy.

          Dobre są też książki z rozwoju osobowości, które dotyczą poruszanych przeze mnie tematów.

          :)))

          2wprzod1wtyl
          Uczestnik
            Liczba postów: 1177

            Dda93, dzięki za ten wpis, bo zawarłeś w nim wiele przydatnych spraw. Ze swej strony dorzucilbym jeszcze częsty u osòb z syndromem dda mechanizm  uciekania  lub kłamania w sytuacjach trudnych. Osoby z dda a przynajmniej część osòb nie potrafi pobyć w trudnej sytuacji, łatwiej jest uciec, porzucić , odsunąć, kłamać czego efektem w wymiarze życiowym bardzo często są problemy finansowe, zawodowe.( niezałatwione sprawy, rzucone gdzies, bo?) Podobnie w związkach.

            I tego według mnie warto się uczyć, ale nie teoretycznie a poprzez wchodzenie, dopytywanie, rozwiązywanie, wyjaśnianie.

            Przedstwię taką sytację w wymiarze finansowym gdzie w styczniu dostałem wezwanie zapłaty ok 2.5 tys. Dla jednych dużo dla innych nie. I co bym zrobił kilka lat temu? Rzuciłbym na pòlkę, bo 'samo się rozwiąże?’, bo co oni 'chorzy’ są chcąc taką kasę, nic nie dostną !  I kula śnieżna by rosła  bo jak nie zmierzylbym się z 2.5 tys to pewnie odsunąlby też i 10 tys ktòre urosłoby po jakimś czasie.

            Jednak, że sprawa była niedawno a więc w okresie terapii nie odsunalem tego, odwołałem się i kwota spadła do 250 zł.

            Podaje ten przyklad by ukazać jak ròzne drogi w zależności od tego czy się  z czymś zmierzyłem. Oczywiście nie zawsze rozwiązanie będzie po naszej myśli, ale i tak warto pobyć z problemem (finansowym, zawodowym, osobistym) niż uciekać od niego.

            I tutaj nawiążę jeszcze do wypowiedzi Doroty77, że dużo też zależy od osobowości ( nie wszystko da się zrzucić na dda), ale też bardzo dużo zależy dziś od tego czy potrafimy zmierzyć się z.problemami, bo w dzisiejszych czasach wymiar finansowy, odobisty itp. może wpłynąć na bieg naszego życia a osoby z dda poprzez swoje, historie błędy często nałogi i takie porzucanie trudnych dla nich spraw mają sporo nawarstwionych problemòw na wielu poziomach zycia.

            Terapeuta daje mi co jakiś czas taki przekaz, że nie chodzi oto by się na sucho terapeutyzowac ( pewnie ma to też swoją wartość), ale aby wdrazac. Przedstawił mi kiedyś taką sytuację gdzie pewien czlowiek był bodaj po 5 latach terapii ( mòj  terapeuta zgłębiał ten temat czytając protokoły) i mimo tego wracał na utarte ścieżki.

            Podstawowy wniosek jest taki( przynajmniej tak to zrozumiałem) że celem są zmiany poprzez mierzenie się i wdrazanie w tym poznawanie siebie, swoich mechanizmòw, osobowości, charakteru,  mocnych stron i swoich cieni  a nie samo terapeutyzowanie

            • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
            2wprzod1wtyl
            Uczestnik
              Liczba postów: 1177

              Uzupelnię jeszcze, że moim zdaniem ròwnolegle do terapii powinna.iść.duchowość. Ze swej strony szukam w oparciu o duchowość chrzescijańską, ale myślę, że tutaj każdy według własnych wartości.

              Dlaczego? Bo o ile terapia uczy nas zmian gdy chodzi o.mechanizmy w tym np. zdrowego egoizimu by umieć stawiac granice o tyle duchowość uczy nas w takim czy innym wymiarze spojrzenia w głąb siebie oraz zauważenia drugiego czlowieka ( może i terapia też, ale ze swej strony w tym.wymiarze więcej uzyskuję z duchowości)

              O. Zatorski mòwi po owocach siebie poznacie, poprzez sięgnięcie po prawdę o sobie. I tutaj nie zawsze będzie to cisza i samotność, bo taka samotność może być też uciekaniem a nie da się uciec.przed samym sobą (dlatego może to być też wskazanie drugiego.czlowieka) Oczywiście owoce to nie nowy samochòd czy nowa praca lub związek ale miłość, cierpliwość, wdzięczność, wybaczenie, zauważenie drugiego, człowieka

              Spokojnie to nie kazanie. Do czego.zmierzam? Podam na własnym przykładzie gdzie po okresie względnie odbudowanego poczucia wartości dużym problemem w wymiarze duchowym staje się chciwość a chciwość to ciągłe nienasycenie a w konsekwencji złość a pòżniej smutek.

              ’ Jak będę miał tyle to sobie przystopuję’ nie przystopowalem podwyższylem poprzeczkę i teraz jak ma się wymiar duchowy do terapii? Mogę się terapeutyzowac 5 lat, poprawić swoje poczucie wartości, ale chciwość spowoduje nienasycenie, gniew i smutek co będzie oznaczało, że głòwnym nieszczęściem nie jest mechanizm dda a chciwość, ktòra włączyła się po odbudowaniu poczucia wartości.

               

               

              dorotaa77
              Uczestnik
                Liczba postów: 171

                A może ta chciwość jest wynikiem tego, że kiedyś żyłeś w rodzinie w której nie było pieniędzy, było ciężko i się nie przelewało, więc wiesz jak to jest, nie? No i potem w życiu dorosłym może się pojawić lęk związany z brakiem pieniędzy. Może o to chodzi z tą chciwością? No i potem harujesz, harujesz, byle by tylko były pieniądze. Warto sobie chyba wyznaczyć granicę, ile czasu poświęcam na prace i zarabianie a ile na życie osobiste.

                Z drugiej, jeżeli pojawia się perspektywa fajnego zarobku, do dlaczego tej syuacji nie wykorzystać, tym bardziej że nie wiadomo co będzie w przyszłości a jest okazja i trzeba żyć Tu i Teraz. To jest chyba po prostu kwestia wyboru : czy zajmuję się pracą nad sobą (mam ku temu warunki, czy po prostu taką mam wewnetrzną chęć) czy zajmuję się życiem zawodowym i odkładam pracę nad sobą na jakiś czas (bo np. nie mogę tego ze sobą połączyć). A duchowaść to już chyba oddzielna kwestia.

                Coś mi się wydaje, że pojawia się u ciebie dyskomfort związany z tym, że możesz dużo zarabiać i przez to twoja duchowość traci. A to nie jest prawda. Jak masz pieniądze, to możesz komuś pomóc np. choremu, wziąść udział w jakiejś akcji charytatywnej, pomóc schronisku i kupić karmę, to zależy co preferujesz. Być może to by ci w jakiś sposób pomogło, to tak jakby zrzucić pewien ciężar a może poczucie winy?

                2wprzod1wtyl
                Uczestnik
                  Liczba postów: 1177

                  Nie jest to kwestia skali, a właśnie ’ sprzedanego’ czasu.

                  Gdy chodzi o duchowość to jest ona w oparciu o doświadczenia ascetòw i pustelnikòw i właśnie chodzi w tym by 'nie trafiały się okazje’ oddania się np. chciwości chocby tak na chwilę. ( rozpoznajesz nie igrasz, nie wchodzisz na chwilę)

                  To są narzędzia i znając je obserwujemy i właśnie o  ten dzban bez dna ciągłego nienasycenia chodzi.

                  Skala jest drugorzędna a wytłumaczenie prawie zawsze racjonalne (zawsze coś będzie potrzebne) dziś lub w przyszłości), ale i efekt zawsze taki sam a więc po chciwości dynamika gniewu lub smutku.

                  dobrej nocki

                  • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
                  • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
                  • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez 2wprzod1wtyl.
                  Kris1
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 7

                    Dziękuję za wszystkie odpowiedzi.

                    Jestem introwertykiem, ale raczej nie takim 100%. Mam w sobie pewne pokłady ekstrawerytzmu. Mam wrażenie, że głównym źródłem mojej motywacji, poza wspomnianym pomaganiem bliskim, gdy tego potrzebują (albo gdy ja uznam, że tego potrzebują), jest pragnienie utrzymania status quo. Pragnienie utrzymania status quo jeśli chodzi np. o zdrowie, poziom życia czy związki, jeśli mają się one zakończyć z inicjatywy drugiej strony. Ale kiedy tu jest wszystko ok, cała motywacja, aby cokolwiek robić zanika i dopiero patrząc wstecz potrafię dostrzec jakieś stracone szanse. Myślę, że o ile w pracy da się to jakoś zakamuflować (jestem postrzegany jako osoba zaangażowana w to co robię), to w związkach już o to trudno i druga osoba, o ile sama się nie okłamuje, widzi to jak na dłoni. Byłem w swoim życiu już w czterech relacjach (teraz jestem w piątej i za kilka m-cy biorę ślub, w przygotowania do którego również nie potrafię się zaangażować) i wszytskie kończyły się właśnie z inicjatywy drugiej strony.

                    Czy to znaczy, że życie jakie obecnie prowadzę jest właśnie takie jakie powinno być? Skąd w takim razie to częste, zahaczające o depresję, poczucie straconych szans, poczucie że w przeszłości mogłem dać z siebie więcej? Od kilkunastu miesięcu jestem na terapii, ale mam wrażenie, że kręcę się w kółko.

                     

                    dda93, odnosząc się do pytań które zadałeś:

                    • Czy ktoś Cię nauczył realizacji spraw od początku do końca? W zapętlonych na alkoholu lub innych problemach rodzinach to rzadkość. Często więc DDA/DDD muszą się same nauczyć jak wygląda jak realizacja czegokolwiek, od etapu pomysłu do etapu, kiedy można uznać, że plan zrealizowano.

                    Jeśli chodzi o małe, drobne sprawy (jak np. drobne naprawy w domu, wakacyjny wyjazd) to tak – potrafię coś zaplanować i to zrealizować. Chodzi mi o długofalowe sprawy, jak np. rozwój zawodowy, związek (gdzie zazwyczaj angażuję się, ale na początku, dopóki nie poczuję, że osoba jest już 'moja’).

                    • Co jest dla Ciebie motywacją? Bardziej marchewka („jak skończę studia znajdę ciekawszą pracę”), czy bardziej kij („muszę kogoś poznać, bo nie chcę być dłużej samotny”)? Zobacz, co Ciebie najbardziej skłania do działania.

                    To drugie, chyba że popsuje się coś w moim status quo. Mam wrażenie, że gdyby pojawił się ktoś w moim życiu i powiedział: „ok, jeśli chcesz być pilotem, to zrób najpierw to, a potem tamto i potem jeszcze to”, a potem mnie z tego rozliczał, to bym to zrobił.

                    • W przypadku pasji jakiekolwiek zmuszanie się do czegokolwiek chyba mija się z celem. Albo masz jakieś pasje, albo ich nie masz. Robisz to DLA SIEBIE. Nie robisz tego na pokaz, ale dla własnej przyjemności.

                    Tu chodzi nie tyle o samą pasję, ale raczej jej rozwijanie. Jest we mnie chyba jakieś przekonanie, że jak np. interesuję się ekonomią, to nie po to, aby do końca życia np. czytać ksiązki ekonomiczne, tylko po to, aby z czasem przekładać to na praktykę, wykorzystywać w życiu, poczuć że jakoś wzrosłem dzięki temu i teraz mogę robić inne rzeczy z tym związane, a nie tylko czytanie. Tymaczasem u mnie cały czas to jest na tym pierwszym etapie (czyli w tym przypadku, czytaniu).

                    • Czy ma dla Ciebie znaczenie opinia innych osób? Twoje cele, osiągnięcia i postawy mogą być narzędziem do budowy relacji z innymi ludźmi. A te w domach DDA/DDD często bywają zerwane.

                    Myślę, że ma i to ogromne (tak jak w tym co pisałem wyżej o pilocie). Może problem jest w moim otoczeniu i rodzinie? Mam wrażenie, że większość z nich zakończyła swój rozwój zaraz po studiach, znalazł pracę i chociaż często na nią psioczą to koncentrują się na innych rzeczach – żyie towarzyskie, zakupy, wyjazdy, dzieci, i wydają się być z tego zadowoleni. Ja tak natomiast nie potrafię.

                    • Czy możliwość porażki (lub niepełnego sukcesu) traktujesz jako naturalny składnik planu, czy jako wymówkę, że lepiej nie robić niczego? Większość rzeczy nie udaje się za pierwszym razem.

                    Mam wrażenie, że nie, że gdybym miał pewność, że w danej dziedzinie wykonam a, b, c i d i na pewno odniosę sukces, to byłoby zupełnie inaczej. Ja chyba naprawdę żyję tak, jakby wszystko co jest poza moim status quo, miałoby być gorsze od tego, więc lepiej w nic się nie angażować, tylko czekać na to co mi życie 'da’ i dopiero wtedy enetualnie reagować, jeśli byłoby to coś gorszego niż mam teraz.

                    Na pewno ma to wszystko jakiś związek z moim dzieciństwem. Zawsze wtedy kiedy działania z mojej inicjatywy kończyły się niepowodzeniem (mówiąc wprost – kiedy coś nabroiłem) byłem surowo, niewspółmiernie karany, a sukcesy z kolei przeważnie przechodziły bez echa (w stylu: „ma dobre oceny, i co z tego? Nauka to jego zadanie, nie ma innych obowiązków niż to”). Tylko CO Z TEGO?! To było prawie 20 lat temu, a teraz od prawie 10 lat mam pracę, która owszem daje mi bezpieczeństwo, ale w której wegetuję i wiem, że działam dużo poniżej swoich możliwości (aczkolwiek to wystarcza, żeby być postrzeganym jako zaangażowany).

                    Cholernie chciałbym z tego wyjść. Mam bardzo dobrą pamięć, bardzo dobrze potrafię łączyć fakty i wyszukiwać związki przyczynowo-skutkowe, mam wrażenie czasem, że mógłbym zostać ekspertem niemal w każdej dziedzinie. Ale to by wymagało długofalowego, regularnego zaangażowania, a ja tymczasem siedzę sobie w domu, od prawie 3h na nogach, mam dziś wolne i nie wiem co zrobić z resztą dnia, poza drobnymi sprawami, jak zakupy itp. Wiem za to, że na pewno niedługo dopadnie mnie smutne wrażenie życiowej porażki…

                    dorotaa77
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 171

                      2wprzod1wtyl

                      No ale chyba od tego jest kontrola, żeby umiejętnie dbać o zawartość tego dzbana?
                      Wydaje mi się, że często kontrola jest przenoszona na inne sfery i to nie zawsze poprawnie.
                      Bo tym właśnie sposobem mogę kontrolować innych a nie siebie, a kiedy kontroluję kogoś innego, to nie mam czasu na swój własny dzban.
                      Poza tym praca też może być pewnego rodzaju wyrzeczeniem czy ascezą. Dla mnie jest tu pewne ALE i nie każdy musi się ze mną zgodzić. Jeżeli robię coś tylko dla pieniędzy z marną satysfakcją, coś niezgodnego z systemem wartości, to rzeczywiście mogę mieć takie poczucie pazerności czy chciwości. Wiem jak się ludzie w pracy zachowują, bo miałam w pracy taką sytuację kiedy osoba niepracująca uczciwie i wykorzystująca innych, była ulubienicą szefa. Dostała awans a ja pomimo tego, że odwalałam robotę za nią, zostałam zwolniona. Czyli to ja napełniłam jej dzban. [?] Zastanawiam się nad tym, jaką satysfakcję z pracy ma osoba w ten sposób postępująca? Marna satysfakcja i pełen dzban – tyle w temacie. Niektórzy kręcą się wokół własnego ogona i kręcić się będę a konsekwencje niech ponoszą inni. Czasem się tylko żałuje, że w pewne sytuacje człowiek się wplątał i dał wykorzystać.

                      Chyba piszesz o braku umiaru i przelewającym się dzbanie. Ja od siebie potrafię dużo dawać i raczej jestem na takim etapie, że powinnam uważać ze swoją rozrzutnością.

                      Piszesz o braku granicy i nawet nie zauważasz, kiedy z dzbana się wylewa… Ja mam odwrotnie. Wchodzę w relacje z osobami narcystycznymi nastawionymi na branie [w wymiarze zarówno duchowym jak i finansowym]… A osobowość narcystyczna, to ktoś taki, kto przychodzi do ciebie z pustym dzbanem i oczekuje, że mu go napełnisz. 😉 Mam ten rodzaj problemu i raczej powinnam uważać ze swoją ufnością, naiwnością i może nauczyć się wreszcie chciwości? Może wyszłoby mi to na dobre??? Chciwość to nic złego, byleby tylko była granica i dobrze napełniony a nie przepełniony dzban.

                      A duchowość dalej pozostaje u mnie inną kwestią i nie chodzi tutaj o religijność ale wymiar duchowy różnych sfer życia. Żeby duchowość mogła się rozwijać, potrzebne jest spełnienie innych potrzeb i do tego się dochodzi powoli… trzeba inne potrzeby zrealizować by móc rozwijać duchowość. Sfera finansowa pomaga zrealizować pewne potrzeby i tym samym może przyczynić się do rozwoju duchowości.

                      Fenix
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 2551

                        Jak dla mnie duchowość zaczyna rozwijać się wtedy, kiedy zawierzamy sile wyższej i temu, że prowadzi nas zawsze właściwymi dla nas drogami. Bez względu czy są one łatwe czy nie. Wtedy stopniowo przestajemy się pytać „dlaczego mnie to spotkało?”, a zaczynamy się pytać „czego ma mnie to nauczyć, co ma mi to pokazać”. A to nie ma związku z innymi zasobami, bo każdy może pomyśleć, powiedzieć „proszę pomóż mi, bo nie daję rady już sam/sama”.

                        Duchowość uczy ponownego zaufania, pomaga poczuć się zaopiekowanym i kochanym bez względu na wszystko.

                        • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez Fenix.
                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 73)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.