Witamy Fora Rozmowy DDA/DDD Narzeczony wycofał się przed ślubem

Otagowane: 

Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 40)
  • Autor
    Wpisy
  • Agata93
    Uczestnik
      Liczba postów: 12

      Kochani postanowiłam założyć tu konto, chce z kimś porozmawiać, może ktoś spojrzy na tą sprawę pod innym kątem.

       

      3 lata temu poznałam faceta przez Internet. Okazało się że mieszka nawet niedaleko mnie. Chłopak mimo 27 lat nigdy nie był w związku, trochę mnie to zdziwiło. Jak się poznaliśmy on studiował wówczas drugi kierunek studiów. Troszke taki wieczny student. Ogólnie było widać chemię między nami, zakochał się bez pamięci. Oboje zaangazowalismy się w ta relację. Po 2 latach spotykania się podjęłam z nim poważna rozmowe, lubię wiedzieć na czym stoję, jestem konkretna. Zapytałam mniej więcej w którą stronę idzie ta znajomość. On powiedział, że strasznie chce być ze mną ale sam nie wie czy jest gotowy w środku na jakieś zaręczyny, żebyśmy jeszcze poczekali. Nie umiał tego określić. Mówił że nie wyobraża sobie bycia z inna kobieta niż ja. Zobaczyl że wszyscy w koło pracują więc postanowił szukać pracy, ja mu w tym pomagałam, rozwoziliśmy CV. Widziałam że znalezienie pracy to dla niego wyzwanie, on nie wierzy w swoje możliwości. Facwt jest bardzo zdolny, studiował 2 kierunki na politechnice. Odpuściłam temat przyszłości, zaręczyn. Pomyslalam że zobaczymy jak to będzie. W sylwestra mi się oświadczył. Byłam bardzo szczęśliwa. Postanowiliśmy zacząć organizować wesele. Pewnego dnia w rozmowie przyznał mi się że jego ojciec (kiedy on chodził do podstawowki i gimnazjum) strasznie pił. Szczerze mówiąc będąc u nich w domu poznałam jego ojca jako małomównego ale sympatycznego faceta. Oboje mieszkamy na wsi, mój narzeczony ma gospodarstwo, ale w domu u niego byly niefajne warunki, zdziwiło mnie to że jeżeli ktoś chce to może położyć najtańszą tapetę na ścianę i to już jakoś fajnie wygląda. Teraz wiedziałam że jego ojciec po prostu przepijał pieniądze i oni się niczego nie dorobili. Zapytałam dlaczego on o takich rzeczach mówi mi dopiero teraz przed weselem? Powiedział że on się bał że uciekne od niego, że będę na niego patrzyła przez pryzmat ojca. Wyjaśniłam jemu że czegoś takiego się nie robi. Ze to nie jest tak, ze ja bym od niego uciekła, ale chodzi o szczerość. Zaakceptowałam to bo rodziców sie nie wybiera. Jego mama też widać jakaś taka zamknięta w sobie (on ma rodziców po 60 roku życia). Nie bardzo chciał abym do niego przyjeżdżała do domu, zawsze wymówka że nie jest posprzątane, ze nie za specjalne warunki. Zapraszana byłam tylko na święta. Wg mnie na etapie narzeczeństwa nasze domy powinny być dla nas otwarte. Machnęłam na to ręką. Jeszcze zauważyłam, że on jest bardzo zżyty że swoją mamą. Tzn jak mamę trzeba zawieźć np do przychodni on rzuca wszystko i jedzie. Natomiast jeżeli ja prosiłam abyśmy spotykali się częściej niż raz w tygodniu on mówił czasem że nie przyjedzie w sobotę bo robił coś koło domu i jest padnięty. Ja wiem że to jest jego mama, ja też kocham i szanuje rodziców, ale jednak bardzo rzuciło mi się to w oczy.

       

      Zbliżamy się do wesela, wszystko opłacone, nie zdążyliśmy jednak rozdać zaproszeń jeszcze. Spotkaliśmy się, pojechaliśmy nad zalew na spacer. Widzę że coś się dzieje, on ma lzy w oczach. Płacze. Pytam co się dzieje, łapie go za rękę. Szlocha. Zaczał zadawać mi jakieś pytanie typu czy zamiast wesela możemy zrobić skromne przyjęcie? Że jego zaczyna to przerastac. Pytam co takiego go przerasta jak organizacja wesela właściwie zajmuje się ja. Powiedział, że on nie wie jednak jak to będzie po ślubie, że jemu bedzie ciężko ruszyć się z tego domu. (Wcześniej mówił że bez problemu może zamieszać u mnie, jestem jedynaczką, mam bardzo duży dom blisko miasta, mieliśmy wykończyć kondygnacje na górze) pytam dlaczego on zmienia tak zdsnie? Zaczał płakać. Powiedział że jego to przerasta, że jakby się dziecko pojawiło na świecie to on nie wie co by zrobił… że nie czuje się dojrzały, że ja mam plany że jestem konkretna A on jednak nie wie czego chce, on nie jest gotowy na zmiany.

      Jak to usłyszałam  w pierwszej chwili myślałam że ktoś robi sobie żarty, jednak on mówił poważnie. Załamałam się. Zaczynam siebie obwiniać, że może ja coś na nim wymusiłam? Nie wiem, świat się zawalił, ale trzeba jakoś żyć. Póki co mamy ograniczony kontakt, nie oddałam pierisocnka. Widzę że on bardzo chce się z tego wycofać. Proszę napiszcie swoje zdanie. Buziaki

      • Ten temat został zmodyfikowany 3 lat, temu przez Agata93.
      dda93
      Uczestnik
        Liczba postów: 630

        Witaj, jak na moje oko masz nie jeden problem, ale zeszło Ci się ich kilka:

        Jak piszesz, Twój chłopak, mimo, że ma 27 lat, nie był wcześniej w związku z kobietą. Trochę dobrze, bo nie będzie Cię do nikogo porównywał, a trochę źle, bo może to świadczyć to o jego problemach w relacjach damsko-męskich. Nie chce też wyprowadzić się z domu rodziców, choć jest tam problem z alkoholem. Chyba trudny materiał na męża.

        Zaintrygowała mnie wypowiedź „Zobaczył, że wszyscy wkoło pracują, więc postanowił szukać pracy”. W wieku 27 lat? Trochę późno, nawet jak na studenta. A przede wszystkim motywacją do podjęcia pracy chyba powinna być chęć uniezależnienia się od rodziców, realizacji planów, a nie „bo wszyscy tak robią”. Chyba, że to był tylko taki Twój skrót myślowy…

        Odpowiedź na Twoje pytanie, czy może za mocno naciskasz, moim zdaniem brzmi: tak. Mężczyzna w wieku 24 czy 27 lat może już myśleć o stałym związku, ale niekoniecznie chce się od razu otoczyć gromadką dzieci. Bo wtedy te Wasze wspólne 2 lata szybko mogą okazać się ostatnimi, kiedy byliście tylko dla siebie.

        Z tą wzajemną otwartością Waszych domów, gdy jesteście zaręczeni, też byłbym ostrożny. To nie działa tak z automatu – ważne są np. zwyczaje każdej z rodzin czy relacje między teściami a synową/zięciem. Wasz jedyny prawdziwy dom to Wasz przyszły dom wspólny, a nie chodzenie sobie nawzajem po swoich kątach z dzieciństwa.

        Osobiście, choć przeżyłem niejedno, też zwiałbym, gdyby moja partnerka chciała organizować wielkie wesele. Rozumiem, że rodzina, środowisko i taka tradycja. Ale patrząc z boku na emocjonalną, organizacyjną i finansową stronę zagadnienia – czy to naprawdę niezbędne?

        Pomyśl, jakie Ty masz wartości i priorytety w swoim życiu. Czy wolałabyś piękny ślub i wesele, a parę lat po nich… piękny rozwód? Czy może skromniej, jeśli chodzi o formę, ale zwrócić uwagę bardziej na to, co powinno być najtrwalszego między Wami – Wasze wzajemne relacje? Choć oczywiście nikt Ci nie gwarantuje, że akurat z tym partnerem Wam się uda. To zależy od zbyt wielu rzeczy.

        Pamiętaj też, że DDA mają często syndrom kapitana tonącego okrętu. Często same brną w sytuacje dla siebie za trudne, robią wrażenie ugodowych i uległych, chcąc zadowolić przede wszystkim kogoś – ale w którymś momencie to pęka i stąd biorą się zerwane zaręczyny, nagłe rozwody… Sam zrobiłem i jedno, i drugie – po tym, gdy orientowałem się, że życia, którymi próbowałem żyć, były wyłącznie wizją moich partnerek, a coraz mniej było w tym prawdziwego mnie.

        Kris1
        Uczestnik
          Liczba postów: 7

          Cześć. Mam podobną sytuację z tym, że to ja jestem narzeczonym, który chce wycofać się przed ślubem, który jest za kilka m-cy. Tak jak w Twoim przypadku znam się z narzeczoną od prawie 3 lat. U mnie powody są podobne (kwestia wesela, reorganizacji życia po ślubie, tak aby zamieszkać razem, no i dziecko) plus tęsknota za byłą dziewczyną (też DDA, z którą miałem sinusoidę, aczkolwiek wciąż zdarza mi się płakać na myśl o pewnych aspektach tej relacji, wciąż mamy kontakt). Ja, pomimo, iż mam ojca alkoholika, największy problem miałem z matką, która była apodyktyczna i za wszelką cenę starała się utrzymywać wizerunek normalnej rodziny, często ciężko mnie karcąc za zachowania, które w jej opinii naraziły jej image na szwank.

          Odnosząc się do Twojej sytuacji, mnie najbardziej uderzyło to, że spotykacie się RAZ w tygodniu?! I tak przez całe 3 lata? I to pomimo tego, że Ty odczuwałaś potrzebę, aby to było częściej? Myślę, że Twój narzeczony wciąż jest jeszcze mentalnie dzieckiem i idealną sytuacją dla niego było, aby został status quo. Być może zaspokajasz jakąś jego potrzebę, ważną (która zapewne nie została zaspokojona w dzieciństwie), ale na pewno nie najważniejszą, bo tą jest zapewne dbanie o matkę. Myślę, że być może od samego początku nie chciał się z Tobą żenić, ale czuł, że jeśli Ci się nie oświadczy, to Cię straci. Wesela i wspólne mieszkanie to zapewne była dla niego odległa perspektywa i będzie można z tego jeszcze wyjść. Krótko mówiąc kupił sobie czas. Ja z byłą dziewczyną rozstałem się przede wszystkim ze względu na moją rodzinę, a szczególnie matkę (moja ex ich nie trawiła i w końcowej fazie naszej relacji nie chciała się z nimi spotykać) – czułem ogromny smutek na myśl, że ich stracę, a jednocześnie poczucie winy, że icj porzucam wiążąc się z ex. Teraz uzależniłem się od matki, a i z resztą rodziny relacje osłabły. Myślę, że jedyne, o co możesz się obwiniać to o to, że nie dostrzegłaś wcześniej do czego to wszystko zmierza, zwłaszcza, że jak piszesz, jesteś konkretną osobą, bo na pewno sygnały były, i to nie tylko te, o których piszesz. Oświadczyny zapewne sam na sobie wymusił, być może czuł wewnętrzną presję od tej rozmowy, kiedy go zapytałaś, że chcesz wiedzieć, na czym stoisz.

          Jak dla mnie jedną z kluczowych cech DDA jest niechęć do wszelkich ograniczeń (a takimi są ślub i dziecko). DDA chciałby mieć zawsze otwarte opcje i pełną kontrolę nad swoim poukładanym, często do bólu schematycznym, światem.

          Agata93
          Uczestnik
            Liczba postów: 12

            Dziękuję za odpowiedzi ale chciałabym się do nich odnieść.

            To nie jest tak, że ja zobaczyłam faceta, jestem zdesperowana i chce wyjść za mąż. Bardzo dobrze nam się układało, była ta chemia. Facet ma 29 lat, ja 27, na co czekać? Co by ten czas chodzenia dalej zmienił? Albo się to czuje albo nie. Ja jego do niczego nie przymuszałam. On sam kupił mi pierścionek i widziałam że był bardzo szczęśliwy. Jeżeli nie to powinien określić się moim zdaniem i nie zwodzić kogoś, bo ja się w tym momencie tak czuje niestety. Może być tak że jesteśmy na różnych etapach życiowych. Ja wiem czego chce. On może nie do końca, ale to trzeba rozmwiać.

             

            Kolejna sprawa to z tym spotkaniem się raz w tygodniu. Jak on studiował spotykaliśmy się prawie codziennie ale wszystko się zmieniło od momentu kiedy dostał pracę. Najczęściej pracuje na drugą zmianę a ja pracuję na pierwszą. Ja pracuje w urzędzie więc nie mam możliwości zmiany godzin pracy, on pracuje w magazynie. I miał wybór. Stwierdził że jemu jest po prostu wygodniej pracować na drugą zmianę ale niestety chłopak zapomniał o tym że nie będziemy się widywać…. Widujemy się najczęściej w niedzielę. W sobotę najczęściej on robi coś koło domu lub pomaga mamie. Także nawet nie wiem jak mam to skomentować Odnoszę wrażenie że teraz to mu trochę tak zależy i nie zależy. Powiedział mi że on chciałby się spotykać częściej ale nie chcę mieszać w pracy w grafiku. Ja widzę że jak jest jakaś sytuacja która wymaga przedsięwzięcia on się wycofuje. Tak jak i z tym weselem.

            Wesele miało być na około 90 osób więc ja nie wiem czy to jest duże wesele. Gdyby facet nie chciał to przecież by coś protestował, a tak jego cała rodzina się na to zgodziła…. ba! Jego mama jeździła z nami nawet oglądać sale.

            • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez Agata93.
            Nemtudom
            Uczestnik
              Liczba postów: 1

              Hej Agata, nie wiem czy moja historia Ci pomoże, ale kto wie.

              Ja rownież mialam takiego chłopaka o jakim piszesz. Miałam 27lat on 26. Niestety ja jestem DDA (wtedy w wyparciu) on DDD (trudna relacja z ojcem bardzo autokratycznym). Nasz związek byl jak z bajki, byliśmy znajomymi i zakochaliśmy się w sobie. Ja mu napisalam maila bo już nie moglam wytrzymać, on przyjechał i byliśmy jak 2 gołąbki przez kolejne 3 lata. No więc w czym problem.

              On – dwa kierunki studiow przerwane, znal dwa języki obce i inteligentny ale imał się tylko prac fizycznych („antysystemowych”), twierdził że jest demiseksualny (interesują go seksualnie tylko osoby, którym ufa) a wcześniej miał tylko raz dziewczyne która „oszukała go”. Ojca nigdy nie poznałam bo twierdzil ze „po rozwodzie tata nie lubi kobiet i mógłby Ci coś przykrego powiedzieć, nie znosi mamy, uważa że kobiety tylko krzywdzą”. Mama była cudowną osobą wyszła powtórnie za mąż i bardzo ją kochał a ja też ją uwielbiałam. Mieszkał w ładnym czystym mieszknaiu w bloku z bratem. ALE marzył by mieszkać na squacie. Kiedys nawet miał poważny zamiar żeby wynająć ze znajomymi za bezcen jakąś ruderę w której moglibyśmy mieć wszyscy „a la squat” i żyć trochę jak bezdomni. Duża potrzeba wolności, niechęć do wszelkich umów (nawet o pracę, nawet abonament na telefon), zobowiązań, tak by w razie czego można było po prostu odejsc. No i coś co akurat mielismy bardzo wspolne – nigdy nie kupowaliśmy rzeczy na spółkę. Wszystko należało albo do mnie, albo do niego. Przez 3 lata nic nie mielismy razem. W mojej glowie to bylo oczywiste „w razie czego nie będzie problemu” (w domyśle – w razie rozstania – glupio zakladalam ze na pewno mnie kiedys zostawi). Dlaczego?

              Bo jako DDA o kazdym moim chlopaku tak myslalam. Sadzilam ze na pewno mnie zostawi predzej czy pozniej, i panicznie sie balam kiedy to zrobi. Jednoczesnie panicznie balam sie slubow i odpowiedzialnosci – podobnie kwestia dzieci. Tak jakbym emocjonalnie byla na etapie 18lat i on tez. No wiec jak masz 18 lat to nie myslisz o dzieciach – cale zycie przed toba prawda? To nas bardzo laczylo. I to zabezpieczanie sie „na wszelki wypadek nic za bardzo razem”. Mozna pomieszkiwac u siebie, mozna poznac swoja rodzine, ale „zależność” od siebie czyli stworzenie takiego prawdziwego zwiazku „my razem wspolnie” wykraczalo poza nasza percepcje. Obojgu bylo nam bardzo wygodnie w naszych dwoch indywidualizmach, ktore funkcjonowaly obok siebie.

              I slub. Otoz to nadal kwestia ktora mnie przeraza. ALE jestem kobieta a moja rodzina zwlaszcza mama od kilkunastu lat prawi mi o idealnym zyciu ktore wyglada tak – studia, praca, dom, slub, dziecko/dzieci. Przez wiele lat probowalam ten idealny obraz w glowie mojej mamy realizowac, perfekcjonistycznie staralam sie spelniac jej ambicje – akurat skonczylam dwa kierunki studiow, duzo podrozowalam, mam swietna prace i… boje sie slubow, bo wolnosc, i dzieci – bo odpowiedzialnosc. Ograniczenie wolnosci konkretnie. No ale wtedy z tym chlopakiem czulam sie winna wobec rodzicow i ze no po 3latach to juz „wypada sie ozenic”.  Pewnie gdyby on mi powiedzial ze nie chce slubu to szybko zapomnielibysmy o problemie i dalej zyli w swoich wygodnych bankach, ale presja byla „bo przed 30stka zegar tyka” a ja bylam starsza od niego.

              Rozmawialismy o slubie raz. Ja pod presja mojej mamy. On pod bardzo subtelna presja swojej na ktora sie okazalo byl bardzo wrazliwy. I to bylo sondowanie z mojej strony. Pamietam to jak dzis. mowilam ze malzenstwo jest wtedy gdy ludzie sie kochaja i chca ze soba byc (w mojej glowie – to jest pokrecone wiem, ja zawsze wyobrazam sobie zwiazek na zawsze do konca zycia, ale jednak boje sie slubow to bo to jest takie… nieodwracalne, nie mozna sie cofnac, chociaz teoretycznie mozna wziac rozwod to po co, skoro mozna nie brac slubu). On byl zaskoczony w taki sam sposob jakby byl gdybym powiedziala ze wygralam 3 miliony zloty w totka, albo ze zrobie sobie operacje zmiany płci (ten rodzaj szczerego zaskoczenia czy naprawde mowisz serio). Przecież po ślubie trzeba płacić alimenty. Aha… ale ludzie żenią się żeby ze sobą być, a nie żeby się rozwodzic?

              ok. Temat zniknal ale chlopak zaczal sie dystansowac. Na poczatku w ogole nie zwrocilam uwagi na to, po prostu wygralam wtedy jakims super fartem bilety na swietny koncert wszystko z noclegiem bylo oplacone i chcialam zeby ze mna pojechal. Znalazl jakas wymowke, mimo ze nie mial stalej pracy a jego rodzina praktycnzie nie celebrowala zadnych rodzinych uroczystosci, w sumie nawet sie nie spotykali. No i stwierdzilam ze pojade sama i mam prawo dobrze sie bawic, ze nie poswiece sie dla niego. ok – do rzeczy. wrocilam i dojrzalo we mnie to – tak panicznie balam sie ze mnie zostawi pierwszy, ze sama postanowilam go zostawic pierwsza (wiem to pokrecone). Okazalo sie ze wtedy cala para zeszla i wyjasnil mi kwestie tego slubu i ze nie jest gotowy i ze badzmy przyjaciolmi. Dopiero nastepnego dnia powiedzial mi ze od 2 miesiecy (mniej wiecej od czasu rozmowy o tym slubie) spotyka sie z kims innym. I widzisz zaleznosc – nie byl ze mna wstanie zerwac – brnal w to dalej i moze by tak ciagnal to na dwa fronty i po prostu zwiekszal i jeszcze bardziej zwiekszal dystans miedzy nami. Np. wczesniej on u mnie pomieszkiwal, po tem czasami bywal, potem znajdowal jakies powody do malych dram, albo nie mial czasu dla mnie a potem go spotykalam przypadkiem na jakichs juwenaliach samego, jakby unikal mnie, spotykalismy sie rzadziej a ja caly czas myslalam ze cos jest ze mna nie tak (to akurat DDA, zawsze obwinialam wtedy siebie w sumie za wszystko, i zawsze mialam jakies poczucie winny).

              Coz, teraz jestem juz z kims od wielu lat, z osoba z niedysfunkcyjnej rodziny. Tamten zwiazek uswiadomil mi bardzo jak czesto wybieralam po prostu chlopakow podobnych do mnie – czyli bardzo dysfunkcyjnyhc. Dopiero bycie z moim obecnym partnerem jego rodzicami, jego krewnymi, jego przyjaciolmi od przedszkola studiow i liceum (ja nie mam takich przyjaciol, ucinalam wszystkie wiezi bardzo regularnie, w ogole mialam ogromny problem z budowaniem trwalych wiezi) zsocjalizowalo mnie – inaczej juz mysle o tym co to doklandie znaczy „My” (nie „ja i moje” + „ty i twoje”). To byla dla mnie istotna redefinicja wszystkiego.

              Jestes jeszcze mloda i masz duzo czasu. Jesli twoim prawdziwym autentycznym marzeniem jest posiadanie domu i rodziny przed 30stka ( i to wyplywa z twojej prawdziwej potrzeby), to moze to nie jest wlasciwa osoba, poniewaz bedzie on od Ciebie wymagał czasu. Jesli go jednak kochasz i czujesz ze warto inwestowac w te relacje swoj czas i emocje, to nie naciskaj na ten slub. Rosnijcie razem jako para, otaczajcie sie innymi ludzmi ktorzy zyja w dobrych inspirujacych zwiazkach,  spedzajcie czas, jezdzijcie razem na wakacje, miejscie wspolne hobby, rozmawiajcie o tym czego sie boicie, budujcie swoje zaufanie a ten slub – jak bedzie to bedzie, jak nie to nie.

              Swoja droga ja nadal boje sie slubow, ale przynajmniej juz sie nie boje o tym mowic. Niewykluczone ze wezme jakis ale juz na pewno nie dlatego ze mama tego ode mnie oczekuje, albo bo boje sie ze ten chlopak mnie zostawi – wezme go dlatego ze po prostu bede gotowa i nie bede widziec w nim zagrozenia swojej wolnosci ale szanse dla mojego zwiazku na inny ciekawy etap.

              dda93
              Uczestnik
                Liczba postów: 630

                Agato, przepraszam, być może się mylę, ale odnoszę wrażenie, że oboje bawicie się ze sobą w jakąś niezrozumiałą ciuciubabkę. Każde z Was myśli o realizacji swoich pragnień – Ty chcesz sformalizowania wszystkiego ślubem i wspólnym mieszkaniem, on spotykania się z Tobą, choć chyba raczej z doskoku niż na co dzień – jakoś nie widzę w tym Waszego wspólnego celu. W tej sytuacji to może być tylko kwestia czasu, że wkrótce Wasze drogi mogą rozejść się na dobre…

                „Bardzo dobrze nam się układało, była ta chemia. Facet ma 29 lat, ja 27, na co czekać? Co by ten czas chodzenia dalej zmienił? Albo się to czuje albo nie. Ja jego do niczego nie przymuszałam. On sam kupił mi pierścionek[…]”

                Otóż, moim zdaniem, zmieniłby i nie zmienił. Te pierwsze 2-3 lata związku to czas, kiedy chemia, hormony i feromony działają najmocniej. Później ludziom otwierają się oczy – i wtedy bardziej widać, czy oprócz zmysłowej fascynacji łączą ich także przyjaźń, wzajemny szacunek, zwykła sympatia, wspólne postawy i wartości, przywiązanie i troska o dobro drugiego człowieka.

                Moim zdaniem duża w tym krecia robota wychowanych staromodnie naszych mam i babć, które trochę stawiają wszystko na głowie, ciągnąc do ślubu, żeby młodzi „nie żyli w grzechu”, bo „co ludzie powiedzą”. W moim odczuciu ślub powinien być zwieńczeniem dobrze działającego przez kilka lat związku, a nie jego początkiem (z założeniem, że potem „jakoś to będzie”).

                Oczywiście, że u kobiet dochodzi do tego lęk przed przekroczeniem dwóch „magicznych granic” – 30-tki i 40-tki. To trochę takie myślenie wstecz, bo dziś nie tylko dwudziestolatki mogą rodzić zdrowe dzieci. Choć w pełni zrozumiałe też jest, że kobiety (dla których stały związek jest często sprawą bardziej fundamentalną niż dla mężczyzn) dążą do zabezpieczenia się pod względem emocjonalnym i prawnym.

                „Wesele miało być na około 90 osób więc ja nie wiem czy to jest duże wesele. Gdyby facet nie chciał to przecież by coś protestował, a tak jego cała rodzina się na to zgodziła…. ba! Jego mama jeździła z nami nawet oglądać sale.”

                Hm, a myślisz, że narzeczony zaryzykowałby przeciwstawienie się jednocześnie Tobie i swojej mamie? 🙂 Brak protestu czasem nie jest równoznaczny z totalną zgodą. Trzy dekady temu, zwłaszcza na wsiach, gdzie łatwiej było o zapewnienie żywności i o wielką salę, a pół wsi to była jedna wielka rodzina, organizowano wesela nawet na 300 osób. Teraz to trochę inaczej.

                Osobiście zawsze myślałem, że mój ślub to będzie młoda para, świadkowie i ksiądz, i maleńki kościółek na samotnej skale 😉 – żeby to było bardziej przeżycie duchowe niż impreza – ale to już każdy ma swoje oczekiwania. Być może Twój narzeczony jest w tej kwestii bardziej podobny do mnie niż do Ciebie – ale to musielibyście spokojnie o tym porozmawiać.

                Muszę się też odnieść do tego, co napisał Kris: Nie uważam, żeby bycie DDA było jakąkolwiek przeszkodą wobec ślubu i rodzicielstwa. Po prostu każdy musi do tego we własnym tempie dojrzeć. Ja w wieku 24 lat czułem się jeszcze średnio dojrzały na ślub (który wziąłem, żeby zadowolić moją ówczesną partnerkę). W wieku 30 lat w ogóle nie czułem jeszcze presji na posiadanie potomstwa. Ale już kilka lat później przyjąłem ten fakt jako coś pozytywnego i wielki dar.

                Ach, i jeszcze jedna rzecz: Ja też jestem jednym tych wzorowych studentów, którzy potem zostają antysystemowcami i pracują na magazynie. Musisz wiedzieć, że jeśli magazyn działa na dwie zmiany, zwykle grafik układany jest tak, żeby dany pracownik dostawał zmiany poranne i popołudniowe na przemian (i fakt, że niedobrze jest potem za dużo zmieniać). Jeśli jednak Twój narzeczony tydzień w tydzień pracuje wyłącznie na popołudnia, to albo musiał o to wyraźnie kierownika poprosić, albo zamienia się na zmiany z kolegami…

                Fenix
                Uczestnik
                  Liczba postów: 2551

                  Cześć Agata

                  Odpowiem Ci jako kobieta na Twoje pytanie, co by zmieniło dalsze chodzenie. Po pierwsze to co napisał dda93, zwłaszcza jeszcze w wieku dwudziestu kilku lat, pierwsze 2-3 lata to okres zakochania, wtedy nie widzi się wielu rzeczy. Po drugie przekroczenie 30-tki dla mnie osobiście było takim momentem zupełnej zmiany myślenia, zmiany podejścia do wielu spraw. I to samo zauważam u wielu kobiet.

                  Czy Ty sama zastanawiałaś się dlaczego chcesz wyjść za mąż?

                  Wiem, że teraz może być Ci ciężko, ale może z czasem się przekonasz, że to było dobre.

                  Daj czasowi czas. Zajmij się sobą, pomyśl czego Ty tak naprawdę chcesz, tak wewnętrznie a nie pod wpływem otoczenia. Bo to jest Twoje życie a najlepiej żyje się w zgodzie ze sobą a nie w zgodzie z oczekiwaniami innych.

                  Pozdrawiam Fenix

                  Agata93
                  Uczestnik
                    Liczba postów: 12

                    Kochani, ja wiem że to wszystko z boku wygląda jak chory związek. Wygląda to tak jakbyśmy minęli się w swoich oczekiwaniach (albo ja nie widziałam pewnych sygnałów).  ja widzę że my nie idziemy jedną wspólną drogą, on wszystko robi po swojemu.  nawet te głupie zmiany w pracy.  Mieszkamy od siebie naprawdę niedaleko,  a w drodze do pracy się mijamy. Prosiłam go żeby porozmawiał z kierowniczką na ten temat, żebyśmy chociaż częściej coś wspólnie robili, pomagali sobie w domu. Niestety jak grochem o ścianę. Tak jest mu wygodnie i tyle, bo jemu spotkanie raz w tygodniu wystarczy. Widzę też że on jest bardzo związany emocjonalnie z rodzimym domem, ba! Mam wrażenie że stał się jakby opiekunem mamy. Do mnie podjechać np w sobotę jemu się nie chciało, ale żeby zawieźć mame powiedzmy do przychodni to potrafi wstać i o 6 rano.

                    W piątek się spotkaliśmy. Próbowaliśmy jeszcze raz to wszystko omówić. Powiedział, że jego ten ślub przeraża, że on nie czuje się w ogóle dojrzały na coś takiego, że jakby się pojawiło dziecko to on sam nie wie co by zrobił. Powiedział, że zakochał się we mnie, to spadło jak grom z jasnego nieba, ale on chyba chciałby się tak zwyczajnie spotykać, jeździć na wycieczki, na pizzę, fajnie spędzać czas, bez poważniejszych planów póki co, a ja już miałam poważniejsze plany. Zapytałam czemu wcześniej ze mną nie usiadł i nie powiedział tego co teraz mówi, tylko to tyle trwało, trwalo to ponad 3 lata… Powiedział że on sam nie wiedział czego chce, że on taki jest, ze raz chciał tego ślubu raz nie, ale nie chciał mnie stracić i trochę przyciągał strune. Jego wadą też jest to że jest bardzo zamknięty w sobie, tzn jest wygadany ale nie na tematy na które powinien być.

                    Powiedzialam w takim razie „słuchaj jeżeli nie czujesz tego ślubu to odwołajmy go albo przełożymy” on powiedział, że on nie chce też marnować mi czasu, bo co jeżeli będziemy chodzić ze sobą jeszcze jakiś czas A do niego sama chęć wiązania się nie przyjdzie? Powiedział mi że to nie chodzi o moją osobe A ogólnie o zakładanie rodziny, ślub itp Powiedział, że to chyba nie jest dla niego, ze on bardzo chciał mieć bliską osobę ale nie myślał o jakiejś konkretnej przyszłości, że to musi się pojawić w głowie, że „Tak ja chce ślubu itp” A u niego tego nie ma.

                    Po tym co usłyszałam nogi mi się ugieły, powiedziałam że to było bardzo nie w porządku, bo ja miałam wobec niego jakieś plany i marzenia i okropnie zaangażowałam się w ten związek. On mnie łapał za ręce, płakał i przepraszał, ale nic mi nie zwróci tego czasu.

                    Oznajmił na koniec że on sam już nie wie czego chce, że z jednej strony nie chce tego kończyć, z drugiej nie chce tego przeciągać wszystkiego.

                    Myślę żeby oddać pierścionek i to zakończyć, ale to będzie strasznie ale to strasznie trudne. Nie mam słów.

                    • Ta odpowiedź została zmodyfikowana 3 lat, temu przez Agata93.
                    Jakubek
                    Uczestnik
                      Liczba postów: 931

                      Niezależnie od tego, co będzie, możesz mu podsunąć pomysł skonfrontowania się z tymi lękami (nie będę oryginalny: najlepiej konsultacja u specjalisty zaznajomionego z problemem DDA). Wasza historia chyba zasługuje na taki wysiłek z jego strony.

                      Chłopak ma typowe cechy DDA. Przypomina mi mnie samego w okresie studenckim, wtedy zakochana dziewczyna po paru latach związku odbiła się ze swą miłością od ściany moich dysfunkcji. Panicznie bałem się ciąży, ojcostwa, małżeństwa, odpowiedzialności (bo mogę zawieść), uwiązania (bo miłość może minąć), powielenia wzorca rodzicielskiego (bo ich małżeństwo to układ z rozsądku i przyzwyczajenia), opuszczenia współuzależnionej matki (jak mógłbym ją zostawić samą z ojcem awanturnikiem), odseparowania się od rodzinnego interesu (który finansował moje przedłużane studia), itd. Kierowało mną poczucie winy (wobec matki, siostry, dziewczyny) i obezwładniający toksyczny wstyd (uważałem się za kompletnie bezwartościowego). Brakło mi zaufania do ludzi i świata. Oczekiwałem od życia raczej rozczarowań niż spełnienia i radości. Odczuwałem kompulsywną potrzebę kontroli rzeczywistości, którą realizowałem uciekając w izolację od ludzi, a skupiając wszystkie oczekiwania na dziewczynie. Bałem się jednak bliskości i całkowitego zawierzenia temu związkowi.  W końcu ona sama poszła na terapię (żeby emocjonalnie uwolnić się ode mnie). Mi tego nie zasugerowała. Zresztą, raczej nie byłem gotowy. Gdybym jednak już wtedy zaczął wyzwalać się z rodzinnego bagażu ocaliłbym trochę lat życia.

                      Swoją drogą zastanawia mnie rola ni to ratowniczki ni to opiekunki, którą przyjęłaś wobec narzeczonego.

                      Myślę, że on musi najpierw dostrzec swój problem i zechcieć to zmienić. Lepiej, żeby zabrał się za to przed ślubem niż ewentualnie po sformalizowaniu związku.

                      Agata93
                      Uczestnik
                        Liczba postów: 12

                        Do Jakubek

                        O tym że jego ojciec kiedyś ostro pił narzeczony powiedział mi właściwie niedawno (A jesteśmy że sobą 3 lata). Dla mnie pojęcie „DDA” to coś obcego. Ja nigdy się sądziłam, że to się może tak odbić na dziecku. Pomyślałam sobie ” no dobra ten ojciec pił to pił, ale rodziców się nie wybiera”

                        On nie widzi w ogóle powiązania swojego aktualnego zachowania z przeszłością, nawet padła propozycja żeby po ślubie zamieszkać w jego rodzinnym domu. Powiedział mi „ale słuchaj bo jak ludzie słyszą że mój ojciec pił to sobie wyobrażają niewiadomo co, a to taki sam dom jak każdego, poza tym mój ojciec już nie pije od wielu lat”

                        On nie ma pojęcia nawet co to DDA. Więc ja nie wiem jak mam to ratować.

                      Przeglądasz 10 wpisów - od 1 do 10 (z 40)
                      • Musisz być zalogowany aby odpowiedzieć na ten temat.